Do biegania dotarłem drogą bardzo okrężną. Nigdy niczego nie trenowałem, miałem opinię sieroty wuefowej z racji awersji do piłki nożnej (bo najmniejszy w klasie, a takich stawia się na budzie) , chociaż sprawdziany na 1 km jakoś mi wychodziły. Natomiast od zawsze dużo chodziłem po górach. Czasy na szlakowskazach biłem z zapasem, łaziłem na skróty, kolegów zawsze zostawiałem w tyle. Klęli na mnie bardzo.
Parę lat temu usłyszałem o zawodach pod tytułem Harpagan. Maraton na orientację, 100 km w 24 godziny. Stwierdziłem - jadę! Przecież dam se radę. Był to mój pierwszy start w jakichkolwiek zawodach. Nierozdeptane buty i w ogóle zieloność totalna pokazały mi miejsce w szeregu. Zszedłem po 40 kilku kilometrach. Ale stało się.
Kości zostały rzucone, bakcyl zawodów łyknięty. Nie było odwrotu. Amen. Kolejne kilka startów w podobnych, marszobiegowych zawodach, z coraz lepszymi wynikami sprawiły, że zacząłem szukać sposobu na podciągnięcie rezultatów. Była wiosna 2001. Jak zawsze o tej porze roku, przychodzi czas na robienie czegoś nowego. Ja zacząłem biegać. Żeby zrzucić brzuch i poprawić wyniki w zawodach.
Kilka razy zarzucałem bieganie, wracałem po paru tygodniach, znowu przestawałem i tak kilka razy. Jak z rzucaniem palenia. Szarpanie. W końcu trafiłem na bieganie.pl. Plan treningowy dla początkujących, czytanie tego, co mówią inni. Okazało się, że bieganie jest łatwe i cholernie wciąga.
Nowy nałóg zwyciężył. Uzależniłem się. Choruję, gdy nie mogę wyjść nawet na pół godziny. Brakuje mi tego czasu na uspokojenie nerwów, na uporządkowanie myśli kotłujących się pod czerepem, na zostawienie tego wszystkiego gdzieś z tyłu. Na wyciszenie i dojście do ładu z samym sobą.
Teraz przygotowuję się do pierwszego maratonu. Wielkiego wyniku chyba jednak nie zrobię. Bo brak treningowej przeszłości, bo po drodze parę lat palenia i mało zdrowego licealno-wczesnostudenckiego trybu życia, bo niechęć do systematyczności i czasami słomiany zapał, bo praca zabiurkowca i osiem godzin codziennie spędzane na czterech literach. Ale nadal będę to robił, bo... Cholera. Właściwie to nie wiem po co...
czego i wam
(Edited by krzycho at 5:02 pm on Mar. 24, 2003)