Przy okazji tegorocznego maratonu w Londynie doznałem olśnienia.
Kiedy byłem w Iten w 2013 roku, poznałem Somalijczyka Bashira (pisałem o tym tutaj:
https://bieganie.pl/sport/kenia-na-stadionie-i-poza/)
Był dosyć nietypowy, jak na tamtejszy krajobraz.
Rozmawiało się z nim normalnie, tzn on wykazywał się takim samym zainteresowaniem względem nas jak my względem nich, co było rzadkością (w sensie zainteresowanie na linii Afryka - Europa).
W ogóle rozmowa z nim przebiegała zupełnie inaczej niż z Kenijczykami, on nie był taki spięty jak oni, lepiej niż inni mówił po angielsku i miał jakiś taki dystans i poczucie humoru, np śmiał się z tego, że w Iten wszystkie treningi trwają 1h10 bo .... bo tak jest "najlepiej".
Ale przyznam się, że właśnie przez to zdystansowanie traktowałem go trochę jak takiego raczej kibica niż zawodnika, nie traktowałem go poważnie, był takim tłem, kolorytem, nawet chyba w 2014 roku zaproponowałem mu jakąś pracę, ponieważ twierdził, że czasem trenuje z MoFarahem (wiedziałem, że się znają, ale myślałem, że z tymi treningami to koloryzuje, że co najwyżej się hobbystycznie podłącza, że to wogóle inny popziom) to miałby robić dla nas potem jakieś relacje z treningu MoFaraha, ale nie chciał (teraz rozumiem dlaczego).
I dzisiaj patrzę i oczom nie wierzę - Bashir zajmuje 3 miejsce w maratonie w Londynie i jak sprawdzam, to ma już na koncie niezłe osiągnięcia.
To dla mnie naprawdę fajne zaskoczenie i taka osobista historia.