Komentarz do artykułu Polscy maratończycy walczą o wojskowe Mistrzostwo Świata!
: 22 lis 2013, 16:17
Skomentuj artykuł Polscy maratończycy walczą o wojskowe Mistrzostwo Świata!
Bieganie, Trening, Maraton, Plany Treningowe - największe biegowe forum w Polsce!
https://bieganie.pl/forum/
No to ja jestem kolejnym "rozżalonym czlowiekiem", ktorego niemozebnie zlosci, gdy rozpieprza sie podatkowe pieniadze pod pozorem fikcji "biegacz-zolnierz" i bardzo rozumiem dwa pierwsze glosy.sportowy duch pisze:Szkoda mi takich rozżalonych ludzi jak poprzedzający mnie forumowicze
Co do zamykania miasta i sprzeciwiania sie temu - gdy prywatni ludzie sie w to bawia, to placa za to z wlasnych srodkow. Podobnie jak halasliwe koncerty etc. - zlo konieczne dla okolicy, ale robi sie to dla kasy ktora wydaja uczestnicy.sportowy duch pisze:Za pewne to Wy panowie najgłośniej krzyczycie jak zamknie się jedną ulice w mieście na czas biegu.
Bardzo sympatycznie ze ludzie sobie biegaja - tylko dlaczego podatnicy maja za to placic?sportowy duch pisze:Nie pisał bym tego tekstu na forum, ale wiem, że jest milion osób, które myślą tak jak ja, zobaczą Wasz wpis i tylko uśmiechną się nad Waszym losem,
Troszkę to co prawda odbiega od standardów Nike Oregon Project ale... wiesz co robi ten system szkolenia? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest system szkolenia na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym systemem szkolenia? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest system szkolenia społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu i co się wtedy zrobi?Długo ubiegałaś się o posadę w wojsku. Możesz nam opowiedzieć, jak wygląda klasyczny dzień w armii? Jest czas, by trenować, regenerować się, wyjeżdżać na obozy biegowe?
Z mojej perspektywy było bardzo ciężko, gdyż rytm szkolenia kompletnie nie przystawał do rytmu życia sportowca.
Pierwszy dzień był bardzo ciężki, ale byłam na to przygotowana. Zdawałam sobie sprawę, iż będę musiała przyzwyczaić się do nowych warunków. Nie był to przecież jakiś obóz sportowy, tylko wojskowe szkolenie! Drugi dzień nie był jednak w żaden sposób lżejszy. Trzeci podobnie. Mijały dni, a mnie ogarniało coraz większe zniechęcenie. Powoli gasła nadzieja na chwilę normalności, na wykonanie jakiekolwiek treningu czy odpoczynek. Nie tak to miało wyglądać, nie tak to sobie wyobrażałam.
Dzień zaczynał się pobudką o 5:00 rano. Nim wzeszło słońce biegaliśmy na zaprawie około 3 km po terenie jednostki. Posiłki, na których panowała jedna zasada – pobierasz, jesz, wychodzisz - zaplanowane było następująco: śniadanie około 6:30, obiad 14.30 i kolacja 18.00. Program na każdy dzień był podobny: po śniadaniu tzw. „rejony”, czyli czyszczenie sal, łazienek, korytarzy, godzina 8:00 apel, po którym rozchodziliśmy się na zajęcia (wykłady, musztra, wychowanie fizyczne, zajęcia praktyczne), od obiadu do kolacji codziennie ćwiczyliśmy krok defiladowy do przysięgi. Im bliżej tego dnia tym większy wycisk. Po kilku dniach uzyskałam zgodę na wykonanie treningu po zajęciach. Rezygnowałam więc z kolacji i szłam na trening jak najszybciej, by wrócić zanim się ściemni. Potem szybka kąpiel, capsztyk 21:30 i wtedy gasło światło. Nocleg w dziesięcioosobowej sali. W ciągu dnia nie było czasu ani na kanapkę, ani na siusiu. Obowiązywał zakaz leżenia na łóżkach, zakaz rozmów przez telefon. Mi jednak najbardziej dały się we znaki ciężkie, toporne żołnierskie buty. Największy wycisk dostawaliśmy na musztrze, po której nogi aż puchły. Ciągłe zbiórki, stanie na baczność, brak możliwości odpoczynku. Z dnia na dzień zmęczenie narastało, a ja nie wiedziałam jak długo uda mi się tak przetrwać. Na treningach szurałam nogami. Nie było sensu robić nic innego niż rozbiegania. Pierwszy tydzień za mną a nadal same niewiadome. Odkąd wkroczyłam w szeregi armii plan treningowy został totalnie zaburzony. Zaplanowany wcześniej start w Maratonie Warszawskim w tej sytuacji byłby zbyt ryzykowny. Trzeba było zrezygnować. Byłam załamana. Na duchu podtrzymywała mnie świadomość, że moja decyzja o wstąpieniu w szeregi armii zaprocentuje lepszymi warunkami treningowymi w przyszłości.
Nie miałam innego wyjścia jak przyzwyczaić się do wojskowego trybu dnia i ciągłego zmieniania planów treningowych. Codziennie kontaktowałam się telefonicznie z Trenerem, aby ustalić kilka wariantów treningowych na następny dzień. Pozwolono mi też kilka razy wyjść na trening poza teren jednostki. To było wielkie ułatwienie, bo rozbieganie po zmroku na trzystumetrowej nierównej pętli crossowej w obrębie jednostki stanowiło wręcz prośbę o kontuzję. Po dwóch tygodniach udało wywalczyć się pierwszą przepustkę na zawody.
Przysięga wojskowa odbyła się 28 września. Wtedy też zostałam Żołnierzem Wojska Polskiego. Następne tygodnie miały być już łatwiejsze. Powinno się udać trenować i wypoczywać. Niestety luzów nadal nie było. Co więcej przyplątała się kontuzja. Nie skończyłam jednego treningu, na drugi dzień w ogóle nie dałam rady wyjść. Brak odpoczynku, rozciągania, sprawności zaowocował stanem zapalnym nerwu kulszowego. Dostałam przepustkę na wyjazd do Warszawy, gdzie jak najszybciej oddałam się w ręce fizjoterapeutów. W krótkiej perspektywie start w Biegnij Warszawo. Na pół godziny przed startem leżałam jeszcze na stole do masażu. Na szczęście na samym biegu nic nie bolało. Pobiegłam jednak asekuracyjnie, a mimo to udało się wygrać trzeci raz z rzędu, pobić rekord trasy i rekord życiowy na 10 km na ulicy – 32:56. Kontuzja nie została jednak wyleczona - ból powrócił. Zaczęły się problemy z kolejnymi treningami. W następnym tygodniu udało mi się ich zrobić pięć, a właściwie cztery i pół. A przede mną był priorytetowy start – Wojskowe Mistrzostwa Europy na 20 km.
Skoro kraj jest biedny - to nie ma pieniedzy na wywalanie kasy na zbedne zabawy, a wszyscy chyba zgadzamy sie, ze bieganie i sport wszelaki to rozrywka.zoltar7 pisze:
... dlatego ja osobiście się cieszę, że chociaż Wojsko w jakiś sposób w tym biednym kraju wspiera lekkoatletykę.
To ja napisalem, do czego sluzy armia - bo wg wszelkich znanych mi informacji, do tego celu wlasnie jest utrzymywana.zoltar7 pisze:ps. tylko z perspektywy "własnych doświadczeń" z ... grami typu Call of duty
No i tu jakby temat się wyczerpał. Problem w niezrozumieniu, że sport zawodowy to jest rozrywka... a i owszem ale tylko dla kibiców... Dla zawodników to przede wszystkim praca, a dla Kraju ich dobre występy to promocja.Robert pisze:Skoro kraj jest biedny - to nie ma pieniedzy na wywalanie kasy na zbedne zabawy, a wszyscy chyba zgadzamy sie, ze bieganie i sport wszelaki to rozrywka.zoltar7 pisze:
... dlatego ja osobiście się cieszę, że chociaż Wojsko w jakiś sposób w tym biednym kraju wspiera lekkoatletykę.
Nikt nie odmawia im trudu, pracy, wysiłku jaki wkładają w bieganie. Chwała im za to!zoltar7 pisze:Problem w niezrozumieniu, że sport zawodowy to jest rozrywka... a i owszem ale tylko dla kibiców... Dla zawodników to przede wszystkim praca, a dla Kraju ich dobre występy to promocja.
Może cię to zdziwi, ale to, że mamy obecnie co najmniej 10 czynnych zawodników z życiówkami w maratonie poniżej 2h15, czyni Polskę i tak "potęgą" w biegach długodystansowych w Europie![]()
To jest właśnie patologiazoltar7 pisze:Dociekliwym pozostawię ilu z tych 10 służy obecnie w WP.
wolałeś Medal of Honor?Robert pisze: Aha, nigdy nie widzialem gry "Call of Duty" - o czym to jest?
Nie, tego rowniez nigdy nie widzialem.WojtekM pisze: wolałeś Medal of Honor?
1 nie wszyscy.Robert pisze: Skoro kraj jest biedny - to nie ma pieniedzy na wywalanie kasy na zbedne zabawy, a wszyscy chyba zgadzamy sie, ze bieganie i sport wszelaki to rozrywka.