Niewdzięczna walka z rozcięgnem podeszwowym
: 23 lut 2020, 16:33
Cześć, wpis jest długi, ale i problem złożony - mam nadzieję, że komuś będzie się chciało to czytać
Postanowiłem opisać tutaj swój problem, bo już tracę nadzieję i motywację do walki.
Biegam (a właściwie biegałem) od 6 lat. Regularnie 2-3 razy w tygodniu po 10km. Przyznaję, że trochę zaniedbywałem sprawę rozciągania i rozgrzewki, robiłem to "na odwal się". Pierwsze objawy bólu rozcięgna pojawiły się po 3 latach - delikatne kłucie w śródstopiu lewej stopy, od wewnętrznej strony, jakby odcisk albo kamyczek w bucie. Najczęściej ból ustawał po 10-15min. biegu. Zawsze natomiast bolało rano po wstaniu, aż do wyjścia z domu i "rozgrzania" stopy. Funkcjonowałem tak przez 2 lata, bo niespecjalnie mi to przeszkadzało i ignorowałem temat.
W pewnym momencie do rozcięgna doszła kolejna dolegliwość. Moje stopy i łydki zaczęły się nadmiernie przeciążać, już nie czułem żadnego luzu podczas biegania, każdy przebiegnięty kilometr był wymęczony, nogi ciężkie i obolałe. Odpuściłem sobie wtedy bieganie na jakiś rok, biegałem sporadycznie, ale za każdym razem z wątpliwą przyjemnością. Wróciłem w tamtym roku na wiosnę do regularnych treningów. Nic się niestety nie zmieniło, rozcięgno ciągle dawało o sobie znać w takim samym stopniu, ale przeciążenia łydek były coraz gorsze. Okazjonalne przebiegnięcie 10km było ok, ale po 3 treningach pod rząd (w odstępach 2-3 dniowych) łydki i golenie miałem tak przeciążone, że ciężko mi się nawet chodziło. Po prostu bolały, a regeneracja do pełnej sprawności zajmowała jakieś 2 tyg.
W tamtym momencie postanowiłem, że coś z tym muszę zrobić, bo bez biegania nie wyobrażam sobie życia. Poszedłem więc do lekarzy. Miałem robione wszystko od stóp do kolan - USG, RTG, rezonans magnetyczny. Wyszedł lekki stan zapalny rozcięgna (co nie było niespodzianką, bo cały czas czułem to specyficzne punktowe pieczenie) oraz stan zapalny w łydkach. Tutaj ciekawa rzecz - ortopeda kazał mi przyjść na USG łydek po wysiłku, w stanie bólu. Wtedy zrobił USG i zdiagnozował zespół ciasnoty przedziałów powięziowych. Trochę głupota, bo tego podobno nie da się zdiagnozować samym USG, a i objawy nie do końca się zgadzały. W każdym razie zrezygnowałem całkowicie z biegania i poszedłem na rehabilitację i fizjoterapię. Byłem też u 2 innych lekarzy, ale nic ciekawego nie znaleźli co mogłoby mieć wpływ na mój stan.
W sprawie rozcięgna byłem u 3 fizjoterapeutów. Z dwóch pierwszych po miesiącu zrezygnowałem, bo nie mieli pojęcia co robią. Dopiero z trzecim dobrze trafiłem. Zna się na rzeczy, często konsultuje mój przypadek z innymi fizjoterapeutami, ale póki co efekty są mizerne. Pracuję już nad tym 8 miesięcy - dwa razy terapia manualna w tygodniu plus codziennie wykonuję przepisane ćwiczenia na wzmocnienie mięśni głębokich, stabilizację itp. Nie biegam, nie jeżdżę na rowerze, nie gram w badmintona. Zrezygnowałem z większości aktywności, żeby wyleczyć zapalenie rozcięgna, ale jeszcze nie udało mi się doprowadzić do stanu, żebym miał spokój przez dłuższy czas. Codziennie rano czuję trochę to pieczenie, raz jest lepiej, raz gorzej, ale ogólnie nie widać znaczącej poprawy.
Piszę to wszystko, bo może jak ktoś to przeczyta i spojrzy z boku to zwróci na coś uwagę. Albo miał podobne przejścia. Ja już tak długo się z tym zmagam, że straciłem trzeźwe myślenie, a brak rezultatów rehabilitacji i moich ćwiczeń doprowadza mnie do ogromnej frustracji i demotywacji :/ Może ja coś przeoczyłem co Wy zauważycie?
Postanowiłem opisać tutaj swój problem, bo już tracę nadzieję i motywację do walki.
Biegam (a właściwie biegałem) od 6 lat. Regularnie 2-3 razy w tygodniu po 10km. Przyznaję, że trochę zaniedbywałem sprawę rozciągania i rozgrzewki, robiłem to "na odwal się". Pierwsze objawy bólu rozcięgna pojawiły się po 3 latach - delikatne kłucie w śródstopiu lewej stopy, od wewnętrznej strony, jakby odcisk albo kamyczek w bucie. Najczęściej ból ustawał po 10-15min. biegu. Zawsze natomiast bolało rano po wstaniu, aż do wyjścia z domu i "rozgrzania" stopy. Funkcjonowałem tak przez 2 lata, bo niespecjalnie mi to przeszkadzało i ignorowałem temat.
W pewnym momencie do rozcięgna doszła kolejna dolegliwość. Moje stopy i łydki zaczęły się nadmiernie przeciążać, już nie czułem żadnego luzu podczas biegania, każdy przebiegnięty kilometr był wymęczony, nogi ciężkie i obolałe. Odpuściłem sobie wtedy bieganie na jakiś rok, biegałem sporadycznie, ale za każdym razem z wątpliwą przyjemnością. Wróciłem w tamtym roku na wiosnę do regularnych treningów. Nic się niestety nie zmieniło, rozcięgno ciągle dawało o sobie znać w takim samym stopniu, ale przeciążenia łydek były coraz gorsze. Okazjonalne przebiegnięcie 10km było ok, ale po 3 treningach pod rząd (w odstępach 2-3 dniowych) łydki i golenie miałem tak przeciążone, że ciężko mi się nawet chodziło. Po prostu bolały, a regeneracja do pełnej sprawności zajmowała jakieś 2 tyg.
W tamtym momencie postanowiłem, że coś z tym muszę zrobić, bo bez biegania nie wyobrażam sobie życia. Poszedłem więc do lekarzy. Miałem robione wszystko od stóp do kolan - USG, RTG, rezonans magnetyczny. Wyszedł lekki stan zapalny rozcięgna (co nie było niespodzianką, bo cały czas czułem to specyficzne punktowe pieczenie) oraz stan zapalny w łydkach. Tutaj ciekawa rzecz - ortopeda kazał mi przyjść na USG łydek po wysiłku, w stanie bólu. Wtedy zrobił USG i zdiagnozował zespół ciasnoty przedziałów powięziowych. Trochę głupota, bo tego podobno nie da się zdiagnozować samym USG, a i objawy nie do końca się zgadzały. W każdym razie zrezygnowałem całkowicie z biegania i poszedłem na rehabilitację i fizjoterapię. Byłem też u 2 innych lekarzy, ale nic ciekawego nie znaleźli co mogłoby mieć wpływ na mój stan.
W sprawie rozcięgna byłem u 3 fizjoterapeutów. Z dwóch pierwszych po miesiącu zrezygnowałem, bo nie mieli pojęcia co robią. Dopiero z trzecim dobrze trafiłem. Zna się na rzeczy, często konsultuje mój przypadek z innymi fizjoterapeutami, ale póki co efekty są mizerne. Pracuję już nad tym 8 miesięcy - dwa razy terapia manualna w tygodniu plus codziennie wykonuję przepisane ćwiczenia na wzmocnienie mięśni głębokich, stabilizację itp. Nie biegam, nie jeżdżę na rowerze, nie gram w badmintona. Zrezygnowałem z większości aktywności, żeby wyleczyć zapalenie rozcięgna, ale jeszcze nie udało mi się doprowadzić do stanu, żebym miał spokój przez dłuższy czas. Codziennie rano czuję trochę to pieczenie, raz jest lepiej, raz gorzej, ale ogólnie nie widać znaczącej poprawy.
Piszę to wszystko, bo może jak ktoś to przeczyta i spojrzy z boku to zwróci na coś uwagę. Albo miał podobne przejścia. Ja już tak długo się z tym zmagam, że straciłem trzeźwe myślenie, a brak rezultatów rehabilitacji i moich ćwiczeń doprowadza mnie do ogromnej frustracji i demotywacji :/ Może ja coś przeoczyłem co Wy zauważycie?