ból łydek? piszczeli? ciężkie nogi? nie wiem co dokładnie
: 09 maja 2017, 19:25
Cześć,
biegaczem jestem dość zmiennym, potrafię w danym miesiącu biegać 20 dni lub więcej, a czasem się zdarza 2x w tygodniu. Mniejsza o to, taki wstęp, że coś biegam.
A teraz otoczka opisu konkretnego dnia, którego dotyczy tytuł.
Wcześniej co jakieś 2-3 dni 10km. W niedzielę spokojne 10km (tempo ok 5min/km) - nic konkretnego się nie działo, wtorek 2 serie 10x10 - także nic konkretnego. Dzisiaj rano składam się do biegu, ruszam i dosłownie nogi ciężkie, obolałe, z takim tępym bólem, ni to z przodu ni z tyłu (tempo 5,45min/km). Robiłem podczas jakieś skipy, tył przód, żeby rozruszać i nic. Strzeliłem 2 sprinty na odmulenie, też nic. Dosłownie męczarnia, skończył się na 4 kilometrach. Od razu rozciąganie, chciałem jakoś ruszyć mięśnie i nic. Zauważyłem, że podczas naciągania łydek (trzymałem ok 10sekund) - nic, natomiast po puszczeniu i luzowaniu mięśnia ten sam ból co podczas biegu, tępy taki jakiś. I tak za każdym razem po "poluzowaniu" łydki. Następnie poszedłem pod prysznic i kilka serii ciepła/lodowata woda na łydki - ból i uczucie ociężenia w dużym stopniu ustąpiły lecz czuję, że gdybym miał przejść do biegu to nogi znowu byłyby cięzkie.
Już kiedyś miałem taki problem, nie wiem czym to było spowodowane, niby po jakimś czasie było ok, ale zależy mi na tym, żeby poznać przyczynę. W jakim kierunku iść. Ktoś miał podobny problem i rozkminił o co nogom chodzi?
Przepraszam za mój styl pisania, ale staram się przelać co myślę w sposób całkiem naturalny
biegaczem jestem dość zmiennym, potrafię w danym miesiącu biegać 20 dni lub więcej, a czasem się zdarza 2x w tygodniu. Mniejsza o to, taki wstęp, że coś biegam.
A teraz otoczka opisu konkretnego dnia, którego dotyczy tytuł.
Wcześniej co jakieś 2-3 dni 10km. W niedzielę spokojne 10km (tempo ok 5min/km) - nic konkretnego się nie działo, wtorek 2 serie 10x10 - także nic konkretnego. Dzisiaj rano składam się do biegu, ruszam i dosłownie nogi ciężkie, obolałe, z takim tępym bólem, ni to z przodu ni z tyłu (tempo 5,45min/km). Robiłem podczas jakieś skipy, tył przód, żeby rozruszać i nic. Strzeliłem 2 sprinty na odmulenie, też nic. Dosłownie męczarnia, skończył się na 4 kilometrach. Od razu rozciąganie, chciałem jakoś ruszyć mięśnie i nic. Zauważyłem, że podczas naciągania łydek (trzymałem ok 10sekund) - nic, natomiast po puszczeniu i luzowaniu mięśnia ten sam ból co podczas biegu, tępy taki jakiś. I tak za każdym razem po "poluzowaniu" łydki. Następnie poszedłem pod prysznic i kilka serii ciepła/lodowata woda na łydki - ból i uczucie ociężenia w dużym stopniu ustąpiły lecz czuję, że gdybym miał przejść do biegu to nogi znowu byłyby cięzkie.
Już kiedyś miałem taki problem, nie wiem czym to było spowodowane, niby po jakimś czasie było ok, ale zależy mi na tym, żeby poznać przyczynę. W jakim kierunku iść. Ktoś miał podobny problem i rozkminił o co nogom chodzi?
Przepraszam za mój styl pisania, ale staram się przelać co myślę w sposób całkiem naturalny