Zapalenie ścięgna mięśnia piszczelowego tylnego - co dalej ?
: 06 maja 2016, 00:05
kochani,
zacząłem biegać w lipcu ubiegłego roku. Starałem się, aby rozgrzewka zawsze poprzedzała bieg, a i on był rozsądnie przeprowadzony - starałem się biegać względnie szybko, ale maksymalnie 10km, nie więcej. Pięknie to było. W lutym, po dwutygodniowej przerwie od biegania, przeszedłem na nowe buty - new balance 880vs4 które, jak się dowiedziałem, są odpowiednie dla stopy neutralnej, jednak obawiałem się wysokiej amortyzacji. Pobiegałem w nich dwa tygodnie. Pierwszy tydzień - rozgrzewkowo, wolne tempo i niewiele kilometrów, a drugi tydzień był już mocniejszy. Wtedy zacząłem odczuwać ból po wewnętrznej stronie piszczela. Odpocząłem sobie 4-5 dni, i pobiegłem dość mocno 10km. To nie był dobry pomysł, ból był bardzo duży. Postanowiłem odpocząć od biegania do czasu poprawy, jednak po 2-3 tygodniach delikatnych ćwiczeń znalezionych na internecie nic się nie zmieniało, a przy chodzeniu noga bolała. Udałem się więc do dwóch ortopedów. Jeden jak i drugi, potraktowali mnie dość po macoszemu. Pierwszy zrobił usg, okazało się, że [mam zapalenie tylnego ścięgna piszczelowego] ścięgno w lewej nodze jest prawie dwukrotnie grubsze niż z prawej, co z resztą było możliwe do wyczucia, bo dotykając miejsca, które boli, można poczuć wyraźny guzek. Przypisał leki na zapalenie, i nie kazał biegać przez 4-6 tygodni. Skwitował to poradą - niczym delficka pytia - jak będzie bolało, to nie biegaj, a jak nie - to tak! . Drugi specjalista nic więcej niż poprzednik to powiedział. Obaj skupili się bardzo na mojej kostce, o której wspomniałem, ale na pewno nie stanowiła osnowy mojego problemu. Ból raczej promieniował do góry, a nie w dól. Ból w kostce czułem bodaj raz czy dwa. Wedle zaleceń - nie biegałem. Ale nie biegałem nawet więcej, bo aż 2 i pół miesiąca. Po tym czasie, odłożyłem leki, chociaż w międzyczasie smarowałem nogę odpowiednimi maściami i robiłem okłady. Ból, który przed lekami był obecny przy chodzeniu, a po krótkim biegu do autobusu nagle pojawiał się na całej wewnętrznej części piszczela, zniknął. Jednak rzeczony "guzek" - jest nadal i przy naciśnięciu palcem nadal boli, więc domniemam, że te ścięgno nadal jest większe niż być powinno. Nie zważając jednak na to, przedwczoraj, przyodziałem się w strój i poszedłem do parku. Najpierw 30-minutowa rozgrzewka, a potem bieg 2 - kilometrowy. I znowu rozciąganie. Pobiegłem intuicyjnie, takim tempem, jakie podczas biegu uznałem za stosowne, jak się okazało 4'17. Mimo długiej przerwy - czułem się świetnie i byłem gotów na drugie tyle. Bólu nie było. Wczoraj - to samo. Ten sam dystans - takie samo tempo. Też bez bólu. Dzień przerwy i 6 km. Żadnego bólu. Serce chciałoby przejąć kontrolę nam moimi poczynaniami, ale wtrąca się rozum i jednak przypomina, że kontuzja może powrócić w każdym momencie. I teraz pytanie do was, ile razy biegać w tygodniu. Czy można myśleć o jakimś starcie za - powiedzmy - miesiąc ? a może zaopatrzyć się w opaski kompresyjne, które słyszałem są pomocne przy tego typu kontuzjach. Słowem - jak żyć ? Problem jest taki, że ja aż tak bardzo nie mogę sobie pozwolić - jak lekarz sugerował - na eksperymentowaniem, jak ból się pojawi, to będę znowu musiał stopować tygodniami- wszystko więc musi się odbywać na poziomie prewencji.
zacząłem biegać w lipcu ubiegłego roku. Starałem się, aby rozgrzewka zawsze poprzedzała bieg, a i on był rozsądnie przeprowadzony - starałem się biegać względnie szybko, ale maksymalnie 10km, nie więcej. Pięknie to było. W lutym, po dwutygodniowej przerwie od biegania, przeszedłem na nowe buty - new balance 880vs4 które, jak się dowiedziałem, są odpowiednie dla stopy neutralnej, jednak obawiałem się wysokiej amortyzacji. Pobiegałem w nich dwa tygodnie. Pierwszy tydzień - rozgrzewkowo, wolne tempo i niewiele kilometrów, a drugi tydzień był już mocniejszy. Wtedy zacząłem odczuwać ból po wewnętrznej stronie piszczela. Odpocząłem sobie 4-5 dni, i pobiegłem dość mocno 10km. To nie był dobry pomysł, ból był bardzo duży. Postanowiłem odpocząć od biegania do czasu poprawy, jednak po 2-3 tygodniach delikatnych ćwiczeń znalezionych na internecie nic się nie zmieniało, a przy chodzeniu noga bolała. Udałem się więc do dwóch ortopedów. Jeden jak i drugi, potraktowali mnie dość po macoszemu. Pierwszy zrobił usg, okazało się, że [mam zapalenie tylnego ścięgna piszczelowego] ścięgno w lewej nodze jest prawie dwukrotnie grubsze niż z prawej, co z resztą było możliwe do wyczucia, bo dotykając miejsca, które boli, można poczuć wyraźny guzek. Przypisał leki na zapalenie, i nie kazał biegać przez 4-6 tygodni. Skwitował to poradą - niczym delficka pytia - jak będzie bolało, to nie biegaj, a jak nie - to tak! . Drugi specjalista nic więcej niż poprzednik to powiedział. Obaj skupili się bardzo na mojej kostce, o której wspomniałem, ale na pewno nie stanowiła osnowy mojego problemu. Ból raczej promieniował do góry, a nie w dól. Ból w kostce czułem bodaj raz czy dwa. Wedle zaleceń - nie biegałem. Ale nie biegałem nawet więcej, bo aż 2 i pół miesiąca. Po tym czasie, odłożyłem leki, chociaż w międzyczasie smarowałem nogę odpowiednimi maściami i robiłem okłady. Ból, który przed lekami był obecny przy chodzeniu, a po krótkim biegu do autobusu nagle pojawiał się na całej wewnętrznej części piszczela, zniknął. Jednak rzeczony "guzek" - jest nadal i przy naciśnięciu palcem nadal boli, więc domniemam, że te ścięgno nadal jest większe niż być powinno. Nie zważając jednak na to, przedwczoraj, przyodziałem się w strój i poszedłem do parku. Najpierw 30-minutowa rozgrzewka, a potem bieg 2 - kilometrowy. I znowu rozciąganie. Pobiegłem intuicyjnie, takim tempem, jakie podczas biegu uznałem za stosowne, jak się okazało 4'17. Mimo długiej przerwy - czułem się świetnie i byłem gotów na drugie tyle. Bólu nie było. Wczoraj - to samo. Ten sam dystans - takie samo tempo. Też bez bólu. Dzień przerwy i 6 km. Żadnego bólu. Serce chciałoby przejąć kontrolę nam moimi poczynaniami, ale wtrąca się rozum i jednak przypomina, że kontuzja może powrócić w każdym momencie. I teraz pytanie do was, ile razy biegać w tygodniu. Czy można myśleć o jakimś starcie za - powiedzmy - miesiąc ? a może zaopatrzyć się w opaski kompresyjne, które słyszałem są pomocne przy tego typu kontuzjach. Słowem - jak żyć ? Problem jest taki, że ja aż tak bardzo nie mogę sobie pozwolić - jak lekarz sugerował - na eksperymentowaniem, jak ból się pojawi, to będę znowu musiał stopować tygodniami- wszystko więc musi się odbywać na poziomie prewencji.