Kompletnie zielony i już kontuzja...
: 10 lip 2014, 16:07
Witam wszystkich, mój pierwszy post.
Zacznę od tego, że zawsze byłem kompletną łamagą, z gatunku tych, którzy na WFie zawsze do drużyn wybierani byli ostatni i na koniec roku dostawali tróję (no dobra, mi dawali czwórkę - ale to z litości, żeby średniej nie popsuć i żeby pasek był) i po dziś dzień niewiele mam wspólnego ze sportem (chociaż swojego czasu dość intensywnie jeździłem na rowerze, nigdy nie stroniłem od długich spacerów i staram się w miarę możliwości od czasu do czasu pokazać się na basenie) - tak to skończyłem w wieku 32 lat z sylwetką którą, delikatnie mówiąc, chwalić się nie wypada (nadwaga ok. 10 kg, o masie mięśniowej lepiej nie wspominać, bo nie ma o czym).
Dobrze, do konkretów. Któregoś dnia postawiłem COŚ ze sobą zrobić. Ten dzień był dawno temu, ale zanim przeszło do konkretów minęło ładnych kilka lat i w końcu na wiosnę 2013 stwierdziłem, że bieganie czas zacząć. Przebiegnięcie choćby minuty groziło zadyszeniem się na śmierć, więc znalazłem gdzieś w Internecie plan treningowy polegający na tym, że trzy razy w tygodniu biega się przez 30 minut w sześciu 5-minutowych cyklach (zaczyna się od 30'' biegu + 4'30'' chodu, potem stopniowo w miarę zwiększa się proporcje - myślę, że wiecie o co chodzi). Zaznaczam, iż mój bieg nie do końca zasługiwał na to miano, ale było z pewnością przemieszczanie się w skokach, jak oszacowałem na moim stoperze, z prędkością ok. 11 kph. Jedynym moim problemem - oprócz trudności natury wydolnościowej - był niewielki ból w przedniej części golenia (między kością, a skórą) - ale po kilku tygodniach zupełnie zniknął.
Ostatecznie udało mi się dojść do etapu 3' biegu + 2' chodu (strasznie powoli szło, ale każdy postęp cieszył) i zrobiłem sobie przerwę zimową, aby od marca br. zacząć znów. Zaznaczam, że zacząłem znów od 30 sekund i zwiększałem stopniowo zwiększałem wysiłek, znów biegając trzy razy w tygodniu.
Zaczęło się po ok. dwóch tygodniach. Po pewnym czasie wysiłku (na początku to było ok. 20 minut, potem zeszło do 12, teraz już po 6 minutach) zaczyna boleć coś w nodze. Kiedyś tylko w prawej, teraz w obu mniej więcej tak samo. Ból koncentruje się na dolnej połowie golenia, w łydce (raczej dolnej jej części - tylna i boczna zewnętrzna). Atlas anatomiczny mówi, że znajduje się tam ścięgno Achillesa i mięsień strzałkowy długi. Ból uniemożliwia bieganie, po ok. 10 minutach odpoczynku znika całkowicie.
Do tematu podchodziłem od czasu kontuzji co najmniej 20 razy - chyba udało mi się odbyć tylko trzy normalne treningi i to tak raczej na początku. Jest coraz gorzej, coraz mniej czasu potrzebuję aby zaczęło boleć, nie pomaga nawet dwutygodniowy odpoczynek.
Zaznaczam, że rozgrzewki żadnej nigdy nie robiłem, bo z tego, co się poorientowałem, to taki właśnie trucht jak uprawiam jest z definicji rozgrzewką - i cały ubiegły sezon nie było problemów.
Za bardzo nie wiem co jest grane, w Internecie znajduję informacje tylko o kontuzjach dla doświadczonych biegaczy albo chociaż dla takich, którzy bez problemu przebiegną 30 minut. Jedno wiem na pewno: przyczyną nie jest przeciążenie, bo jak widzicie, nie ma za bardzo czym się przeciążać. Biegam po drogach polnych, ew. żużlowych. Buty najtańsze za 30 zł z marketu (w zeszłym roku miałem te same, nie było problemu).
Bardzo proszę o pomoc i z góry dziękuję.
Zacznę od tego, że zawsze byłem kompletną łamagą, z gatunku tych, którzy na WFie zawsze do drużyn wybierani byli ostatni i na koniec roku dostawali tróję (no dobra, mi dawali czwórkę - ale to z litości, żeby średniej nie popsuć i żeby pasek był) i po dziś dzień niewiele mam wspólnego ze sportem (chociaż swojego czasu dość intensywnie jeździłem na rowerze, nigdy nie stroniłem od długich spacerów i staram się w miarę możliwości od czasu do czasu pokazać się na basenie) - tak to skończyłem w wieku 32 lat z sylwetką którą, delikatnie mówiąc, chwalić się nie wypada (nadwaga ok. 10 kg, o masie mięśniowej lepiej nie wspominać, bo nie ma o czym).
Dobrze, do konkretów. Któregoś dnia postawiłem COŚ ze sobą zrobić. Ten dzień był dawno temu, ale zanim przeszło do konkretów minęło ładnych kilka lat i w końcu na wiosnę 2013 stwierdziłem, że bieganie czas zacząć. Przebiegnięcie choćby minuty groziło zadyszeniem się na śmierć, więc znalazłem gdzieś w Internecie plan treningowy polegający na tym, że trzy razy w tygodniu biega się przez 30 minut w sześciu 5-minutowych cyklach (zaczyna się od 30'' biegu + 4'30'' chodu, potem stopniowo w miarę zwiększa się proporcje - myślę, że wiecie o co chodzi). Zaznaczam, iż mój bieg nie do końca zasługiwał na to miano, ale było z pewnością przemieszczanie się w skokach, jak oszacowałem na moim stoperze, z prędkością ok. 11 kph. Jedynym moim problemem - oprócz trudności natury wydolnościowej - był niewielki ból w przedniej części golenia (między kością, a skórą) - ale po kilku tygodniach zupełnie zniknął.
Ostatecznie udało mi się dojść do etapu 3' biegu + 2' chodu (strasznie powoli szło, ale każdy postęp cieszył) i zrobiłem sobie przerwę zimową, aby od marca br. zacząć znów. Zaznaczam, że zacząłem znów od 30 sekund i zwiększałem stopniowo zwiększałem wysiłek, znów biegając trzy razy w tygodniu.
Zaczęło się po ok. dwóch tygodniach. Po pewnym czasie wysiłku (na początku to było ok. 20 minut, potem zeszło do 12, teraz już po 6 minutach) zaczyna boleć coś w nodze. Kiedyś tylko w prawej, teraz w obu mniej więcej tak samo. Ból koncentruje się na dolnej połowie golenia, w łydce (raczej dolnej jej części - tylna i boczna zewnętrzna). Atlas anatomiczny mówi, że znajduje się tam ścięgno Achillesa i mięsień strzałkowy długi. Ból uniemożliwia bieganie, po ok. 10 minutach odpoczynku znika całkowicie.
Do tematu podchodziłem od czasu kontuzji co najmniej 20 razy - chyba udało mi się odbyć tylko trzy normalne treningi i to tak raczej na początku. Jest coraz gorzej, coraz mniej czasu potrzebuję aby zaczęło boleć, nie pomaga nawet dwutygodniowy odpoczynek.
Zaznaczam, że rozgrzewki żadnej nigdy nie robiłem, bo z tego, co się poorientowałem, to taki właśnie trucht jak uprawiam jest z definicji rozgrzewką - i cały ubiegły sezon nie było problemów.
Za bardzo nie wiem co jest grane, w Internecie znajduję informacje tylko o kontuzjach dla doświadczonych biegaczy albo chociaż dla takich, którzy bez problemu przebiegną 30 minut. Jedno wiem na pewno: przyczyną nie jest przeciążenie, bo jak widzicie, nie ma za bardzo czym się przeciążać. Biegam po drogach polnych, ew. żużlowych. Buty najtańsze za 30 zł z marketu (w zeszłym roku miałem te same, nie było problemu).
Bardzo proszę o pomoc i z góry dziękuję.