Ból obu nog, problem z powrotem do biegania
: 27 kwie 2014, 22:29
Witam wszystkich serdecznie,
Piszę tutaj bo nie wiem już co zrobić. Mianowicie mam 19 lat i aktywnie biegałem około 3 lata z przerwami 2-3miesięcznymi - w "szczycie" formy półmaraton w 1:48.
Po połówce we wakacje dwa lata temu stwierdziłem że odpocznę, i zacznę przygotowania do maratonu. Tak też zrobiłem i zacząłem przygotowania we wrześniu. Niestety przeholowałem ponieważ "czułem power" i biegałem 13 dni pod rząd bez przerwy robiąc między 8 a 12km. Dziwne było to że nie odczuwałem z dnia na dzień żadnego bólu, i dobrze mi się biegało.. tylko w końcu pewnego dnia zacząłem czuć ostre bóle w piszczelach i z przodu stopy gdzie język buta się kończy, ból rozpoczynał się niemal natychmiastowo jak zaczynałęm bieg musiałem porzucić plan maratonu. Zabierałem się do biegania parę razy później, ale nic z tego, nogi bolały. Cały zeszły rok nie biegałem, postanowiłem przerzucić się na "chodzenie po górach na czas" (nie wiem taką sobie dyscyplinę wymyśliłem bo lubię góry). Byłem około 20 razy na Babiej górze (czasówki ze stoperem w ręcę) oraz parę "szybkich przejść" w tatrach. Spowodowało to że mam na prawdę porządną wydolność tlenową w moim mniemaniu. Teraz postanowiłem znów pobiegać bo mam mniej czasu, a i wyniosłem się z pod stóp babiej góry do krakowa.. Niestety nogi nadal bolą.
Dziś poszedłem na jakieś skromne 4-5 kilometrów, i znów zanim zrobiłem kilometr to nogi zaczęły boleć (to taki dziwny ból jest na całej długości piszczeli, przy czym prawa nieco mocniej). Ból był na tyle silny że musiałem się zatrzymać. Troszkę zawiedziony postanowiłem spróbować biec nie na pięte tak jak biegałem zawsze (posiadam buty Mizuno Wave Rider 14, one nieco wymuszają bieganie z pięty) tylko spróbuje lądować na przodzie i amortyzować łydką - ból odrazu ustał i to po paru krokach - dobiegłem resztę trasy bez problemu w ten sposób. Przy okazji, odkryłem że lądując na przodzie stopy wyraźnie wcześniej stawiam zewnętrzną stronę stopy na ziemi, aniżeli wewnętrzną. Bóle te są bardzo deprymujące bo czuję że tlenowo jestem w stanie ciągnąć, ale nogi protestują zbyt mocno...
I teraz pytanie, czy to buty są złe (już na prawdę sporą ilość kilomet¶ów w nich przebiegłem swego czasu), czy to zła technika i powinienem się przerzucić na bieganie w zwykłych halówkach?
Pozdrawiam!
Piszę tutaj bo nie wiem już co zrobić. Mianowicie mam 19 lat i aktywnie biegałem około 3 lata z przerwami 2-3miesięcznymi - w "szczycie" formy półmaraton w 1:48.
Po połówce we wakacje dwa lata temu stwierdziłem że odpocznę, i zacznę przygotowania do maratonu. Tak też zrobiłem i zacząłem przygotowania we wrześniu. Niestety przeholowałem ponieważ "czułem power" i biegałem 13 dni pod rząd bez przerwy robiąc między 8 a 12km. Dziwne było to że nie odczuwałem z dnia na dzień żadnego bólu, i dobrze mi się biegało.. tylko w końcu pewnego dnia zacząłem czuć ostre bóle w piszczelach i z przodu stopy gdzie język buta się kończy, ból rozpoczynał się niemal natychmiastowo jak zaczynałęm bieg musiałem porzucić plan maratonu. Zabierałem się do biegania parę razy później, ale nic z tego, nogi bolały. Cały zeszły rok nie biegałem, postanowiłem przerzucić się na "chodzenie po górach na czas" (nie wiem taką sobie dyscyplinę wymyśliłem bo lubię góry). Byłem około 20 razy na Babiej górze (czasówki ze stoperem w ręcę) oraz parę "szybkich przejść" w tatrach. Spowodowało to że mam na prawdę porządną wydolność tlenową w moim mniemaniu. Teraz postanowiłem znów pobiegać bo mam mniej czasu, a i wyniosłem się z pod stóp babiej góry do krakowa.. Niestety nogi nadal bolą.
Dziś poszedłem na jakieś skromne 4-5 kilometrów, i znów zanim zrobiłem kilometr to nogi zaczęły boleć (to taki dziwny ból jest na całej długości piszczeli, przy czym prawa nieco mocniej). Ból był na tyle silny że musiałem się zatrzymać. Troszkę zawiedziony postanowiłem spróbować biec nie na pięte tak jak biegałem zawsze (posiadam buty Mizuno Wave Rider 14, one nieco wymuszają bieganie z pięty) tylko spróbuje lądować na przodzie i amortyzować łydką - ból odrazu ustał i to po paru krokach - dobiegłem resztę trasy bez problemu w ten sposób. Przy okazji, odkryłem że lądując na przodzie stopy wyraźnie wcześniej stawiam zewnętrzną stronę stopy na ziemi, aniżeli wewnętrzną. Bóle te są bardzo deprymujące bo czuję że tlenowo jestem w stanie ciągnąć, ale nogi protestują zbyt mocno...
I teraz pytanie, czy to buty są złe (już na prawdę sporą ilość kilomet¶ów w nich przebiegłem swego czasu), czy to zła technika i powinienem się przerzucić na bieganie w zwykłych halówkach?
Pozdrawiam!