mariod pisze:chiżu pisze:Wytrzymałość wytrzymałością, ale odpowiednie składniki odżywcze też muszą być dostarczone.
Idąc tym tokiem myślenia to każdy kto biega maratony powinien mieć ze sobą bufet na plecach albo na wózku,a tym czasem wiekszość biegających maratony posiłkuje się tylko tym co jest na stołach od organizatorów:woda,izo,cukier w kostkach,sól,pomarańcze,banany,czasami czekolada, co ci akurat pasuje na danym kilometrze to bierzesz.A"połówkę" to nawet na samej wodzie można śmignąć z usmiechem na twarzy.
Racja. Racja. Racja. Wytrenowanie to podstawa. Bez tego ani woda, ani izotonik ani żadne żele sprawy nie załatwią. Optymalne 'żywienie' biegowe z autopsji:
5k
lekkie jedzenie min. 3h przed,
w trakcie nic
Dla mnie 5k to jest horror, szaleństwo, które kończy się, zanim na dobre się rozpocznie
10k
lekkie jedzenie min. 3h przed,
w trakcie może być łyk wody jeśli dają, jeśli nie ma to nic się nie dzieje,
21k
jedzenie jak wyżej (mój zestaw to kawa, banan i bułka z miodem, może być pół bułki tylko, woda), ważne żeby się strawiło i nie przeszkadzało w biegu,
w trakcie: woda jeśli dają, ale w małych ilościach; bardziej, żeby zwilżyć ustach niż pić; no chyba, że jest skwar to odrobinę więcej, ale bez przesady; izotonik i banany (jeśli są) zostawiam innym, dla mnie za krótki bieg, żeby podjadać; to co w mięśniach starcza na bieg,
42k
wigilia - makaron z oliwą i czosnkiem, jakiś parmiggiano na to - chyba do woli, byle nie za późno

3,5-4h przed lekkie śniadanie (kawa, banan, bułka z miodem (Ameryki nie odkryłem), czasem może do tego serek homogenizowany Tutti albo Danio - mnie smakuje i pasuje przed)
w trakcie:
wodę dają organizatorzy - korzystam, ale po 10-15km i małymi łykami,
jak jest izotonik, który lubię, to piję (we Wrocławiu ostatnio dali miazgę, której nie trawię, więc obyło się na samej wodzie

),
banany dają organizatorzy - korzystam, ale po półmetku dopiero mam ochotę,
czekolada - omijam z daleka, kiedyś spróbowałem i prawie zwymiotowałem, dla mnie bez pożytku
cukier - długo nie korzystałem, bo myślałem, że będzie to samo co i z czekoladą, ostatnio wziąłem kostkę, pomogło? nie wiem.
pomarańcze - nie biorę
żele - do niedawna myślałem, że to jest maratonowe must-to-take, bez czego się nie obejdę, biorę dwa-trzy małe żelki (mam ulubione, bo smak i cena odpowiednie, jeśli trzeba podam nazwę), bardziej chyba dla psychiki, niedawno właśnie wziąłem trzy, zużyłem półtora, na resztę nie miałem tego dnia ochoty, nawet za metą też nie za bardzo. Coś mi się zdaje, że niebawem pobiegnę z jednym tylko albo w ogóle...
codzienne bieganie - nie zabieram ze sobą nic, ani wody ani jedzenia, nawet 28-30km da się przebiec bez problemu bez, no chyba że upał, to rozsądnie coś łyknąć od czasu do czasu
bieganie po górach - jeśli powyżej 25km albo jakaś powolna wycieczka biegowa 3-6h to coś tam wezmę. może nawet plecak, wtedy to rozpusta - jest banan, woda albo iso 1-1,5 litra, jakiś batonik itd
Moja porada dla chiża: półmaraton oblecisz na samej wodzie albo i bez
Pozdrowienia
Mądrzejsi, poprawcie jeśli coś głupio napisałem
