Różne reakcje serca, na różne wysiłki
: 20 lis 2011, 00:14
Cześć
W zasadzie zacząłem biegać jesienią zeszłego roku i przebiegałem zeszłą zimę. Latem odpuściłem, bo wtedy wolę śmigać rowerkiem. W zeszłym roku biegałem raczej na luzie. Ot po prostu wychodziłem i biegłem. Doszedłem nawet do jako/takiej formy, bo dałem radę spokojnie przebiec ponad 2 godziny w terenie, gdzie było 700/800m przewyższenia.
Teraz gdy zima za pasem, odstawiłem rower, bo nie lubię jeździć gdy jest zimno i od 2 tygodni znów biegam. Ale teraz zakładam na treningi pulsometr.
No i tu mała zagwostka. Zawsze miałem wysokie tętno, jak byłem młodszy bez problemu osiągałem ponad 210. Teraz, pomimo że mam już 33 lata na karku, gdy jadę rowerem nadal jestem w stanie wycisnąć z siebie tyle, żeby tętno wzrosło ponad 200. Ale tylko na rowerze...
Gdy biegam nie dam rady wyjść ponad 190, po prostu natrafiam na ścianę, której nie daję rady przebić. A czasem nawet 180 jest bardzo trudne do osiągnięcia.
Zasadniczo w niczym mi to nie przeszkadza, ale zastanawia mnie ta dziwna przypadłość. Czym jest spowodowana i czy ma jakieś racjonalne uzasadnienie?
No i najważniejsze, czy da się radę jakoś tą ścianę przebić? A może to nie ma wcale sensu i nie przejmować się tym?
W zasadzie zacząłem biegać jesienią zeszłego roku i przebiegałem zeszłą zimę. Latem odpuściłem, bo wtedy wolę śmigać rowerkiem. W zeszłym roku biegałem raczej na luzie. Ot po prostu wychodziłem i biegłem. Doszedłem nawet do jako/takiej formy, bo dałem radę spokojnie przebiec ponad 2 godziny w terenie, gdzie było 700/800m przewyższenia.
Teraz gdy zima za pasem, odstawiłem rower, bo nie lubię jeździć gdy jest zimno i od 2 tygodni znów biegam. Ale teraz zakładam na treningi pulsometr.
No i tu mała zagwostka. Zawsze miałem wysokie tętno, jak byłem młodszy bez problemu osiągałem ponad 210. Teraz, pomimo że mam już 33 lata na karku, gdy jadę rowerem nadal jestem w stanie wycisnąć z siebie tyle, żeby tętno wzrosło ponad 200. Ale tylko na rowerze...
Gdy biegam nie dam rady wyjść ponad 190, po prostu natrafiam na ścianę, której nie daję rady przebić. A czasem nawet 180 jest bardzo trudne do osiągnięcia.
Zasadniczo w niczym mi to nie przeszkadza, ale zastanawia mnie ta dziwna przypadłość. Czym jest spowodowana i czy ma jakieś racjonalne uzasadnienie?
No i najważniejsze, czy da się radę jakoś tą ścianę przebić? A może to nie ma wcale sensu i nie przejmować się tym?