Strona 1 z 1

Niechlubny "powrót" i rozmyślań garść

: 11 lut 2009, 17:42
autor: Wuj Phyll
Dwa dni temu byłem u lekarza sportowego w związku z problemami związanymi z bólem u nasady pięty. Okazało się, ż jest to lekki stan zapalny obu ścięgien. Dostałem leki przeciwzapalne, 10 zabiegów i fastum żel. Tak właściwie, na tym mógłbym skończyć, ale stało się coś, co lekko mnie zaniepokoiło.

Pod koniec rozmowy usłyszałem "takie kontuzje wracają". Pani doktor powiedziała to w dość dziwny sposób "wczwśniej czy później". Nie dowiedziałem się nic więcej, więc chcę Was zapytać:
Czy nawet lekkie zapalenie ścięgna jest w stanie przekreślić bieganie przez duże B, w przyszłości? Szczerze mówiąc jestem zły na siebie, mogłem się oszczędzać i nie porywać z motyką na słońce.
Wy też spotkaliście się z taką diagnozą? Jeśli tak, to jak kontuzja ścięgna odbiła się na waszym bieganiu w skali nieco bardziej długofalowej?

Zmusiło mnie to do refleksji na temat organizmu. Po mimo zaskakującej zdolności do łamania ograniczeń i "nauki" pokonywania nawet olbrzymich dystansów, jesteśmy tylko (a także i AŻ) ludźmi. Teraz widzę, jak bardzo na nic zdadzą się naturalne predyspozycje, jeżeli nie potrafimy wykorzystać ich w taki sposób, by organizm rozwijał swoją moc harmonijnie. Stykając się w cztery oczy ze swoją kruchością doszło do mnie, że tak naprawdę tylko mądra i ciężka praca warunkują zwycięstwo- nawet pozornie zdrowe bieganie może skusić, połechtać ambicje, a tym samym odebrać zdrowie do końca życia.
Niby proste i oczywiste fakty, które rozumie każdy, ale stwierdzam z całą stanowczością, że musiały "kopnąć mnie w tyłek" bym poczuł je dosadnie.

Cieszę się, że przeholowałem tak wcześnie i stało się stosunkowo niewiele, wszak mogę nauczyć się na własnych błędach i ćwiczyć mądrzej, bardziej efektywnie.

Tym samym apeluję do wszystkich amatorów, jak ja:
Nie powtarzajcie głupich błędów wynikających z pychy i niezłomniej wiary we własną niezniszczalność. Dotyczy to szczególnie tych, którzy mają z górki: waga nie zawadza, kondycja rośnie szybko a kapka wytrzymałości od natury zaostrza smak na więcej.
Na ściganie się z własnymi możliwościami z całą pewnością przyjdzie czas, ale warto pomyśleć o tych częściach naszego ciała, które nie mają takiego parcia na pokonywanie samego siebie- ścięgnach i stawach.
Bieganie maratonu bez maratońskiego przygotowania, po 5 miesiącach treningów (szczególnie, jeśli przedtem ulubionym zajęciem było bieganie po internecie a samo słowo "bieg" przyprawiało nas o ból głowy) pod 5 i 10km było na pewno skakaniem na głęboką wodę- nie polecam :)

Mam nadzieję, że zdołam zmniejszyć tym tekstem ilość niedzielnych maratończyków o przynajmniej :1

Zapraszam do dyskusji :)