Będąc w tym roku w Szklarskiej, po raz pierwszy zaczęłam korzystać z naturalnej krioterapii w postaci moczenia nóg (całych) w potoku.
Robiliśmy to każdego dnia po drugim treningu, owo słynne i dogodne do moczenia się (przepraszam

) miejsce znajduje się bowiem na Drodze pod Reglami. Przyznam, wrażenie po takiej 4-5 minutowej kąpieli ciekawe, nogi jakby same biegły ...
Drugie doświadczenie - może dość trywialne, ale jakoś nigdy tego wcześniej nie stosowałam. Tuż po świętach, kiedy leżał jeszcze śnieg, na lodzie stłukłam mocno kolano. Nawet bardzo mocno, spuchło. Dwa dni okładów lodem, po 20 minut chyba z 5 razy w ciągu dnia, i na trzeci dzień biegałam już bez bólu a kolano zginało się bez problemu.
Poza tym, osobiście lubię zimne prysznice (nie mylić z kubłem zimnej wody na głowę), brodzenie w zimnych górskich potokach, ale praktykowałam to zazwyczaj podczas pieszych wypraw w góry.
Natomiast, również, nie cierpię wprost zanurzyć się w połowicznie zamarzniętej kałuży, zwłaszcza na początku treningu

.