Podziękowania dla Grupy Trójmiejskiej
: 13 sie 2003, 13:20
Witajcie wszyscy!
Trochę nie było mnie na Forum, bo wyjechałem na urlop. Z tym urlopem to długa historia, bo chciałem go spędzić na Wybrzeżu, za którym stale tęsknię. Ostatnia zima dała mi trochę popalić, więc tym bardziej. Ponieważ od zeszłego roku w międzyczasie powstała Grupa Trójmiejska, więc postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i trochę pobiegać z ludźmi z GT (w przerwie pomiędzy plażą w Karwii i w Jelitkowie). Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Którejś soboty stawiłem się pod bramą stadionu lekkoatletycznego w Sopocie. Najpierw zjawił się DaB - poznałem po koszulce, że to ktoś z GT. No a później nadbiegł Olek, który tego dnia biegł dodatkowo od siebie z domu w Karwinach. Myślę, że tego dnia sprawiłem im małą niespodziankę . No i pobiegliśmy. Trasa wiodła malowniczymi lasami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, ale nic więcej nie mogę o niej powiedzieć. Sam zgubiłbym się tam jak ciotka w Czechach. Ale za to przez cały czas miło nam się rozmawiało, do tego stopnia, że naszą rozmowę przedłużyliśmy jeszcze nieco poza bieg. Okazało się , że mamy z Olkiem dużo wspólnych tematów do przedyskutowania. Tempo biegu było bardzo spokojne, tak że zadowolony wróciłem do domu.
I tak to już dalej poszło - następne treningi, wspólne biegi, następni poznani przyjaciele...MoKa, krzysiekk,Kazig, Grzechu, Franek i wszyscy inni...
Chciałem wam w tym miejscu podziękować za to nasze wspólne bieganie i opiekę, i za przyjęcie, z jakim się spotkałem z waszej strony. DZIĘKUJĘ WAM SERDECZNIE!!!
Dziękuję zwłaszcza Olkowi, który pilotował mój pobyt w Trójmieście pod względem biegowym, a z którym nie miałem okazji osobiście się pożegnać.
Olku, dziękuję Ci za wszystko, i przepraszam, że ten mój ostatni trening sobotni nie wypalił - plaża w Karwii wygrała. A teraz będę siedział przez cały rok i planował, jak to może będzie w przyszłym roku...
Chciałem jeszcze wspomnieć o moim ostatnim spotkaniu biegowym z GT. Nie było ono dla mnie takie jak pozostałe. Bieg odbył się w środę, a w środy treningi GT są ciężkie, zarówno pod względem tempa, jak i dystansu. Myślę, że tego dnia ze względu na obecność mojej skromnej osoby ten bieg nie był aż taki szybki (przepraszam, że spowalniałem tempo), no i skończyło się tylko na 21 km. Od samego początku Kazig przejął "opiekę" nade mną, biegł z tyłu, czuwał, czy nie jestem zbytnio zmęczony. Obecnych było pięć osób: ja, , Kazig, Dab, krzysiekk no i ... no właśnie, ach ta skleroza - przepraszam zainteresowanego W pewnym miejscu rozdzieliliśmy się - DaB z kolegą pobiegli na trasę 10 km (nie chcieli już zbytnio obciążać organizmu przed Maratonem Gdańskim), a my pobiegliśmy w pobliże obwodnicy, do Owczarni. W owczarni mała przerwa na picie, a później powrót inną trasą, zdaje się Doliną Radości koło Dworku Oliwskiego. Miałem okazję poznać słynny podbieg wykańczający GT - cóż, jakoś przeżyłem Na tym podbiegu Kazig znudzony moim cieniackim tempem pokazał, na co go stać, tak samo krzysiek tuż przed metą A ja tylko biegłem, nawet rozmawiać już za bardzo nie miałem ochoty, bo się zmęczyłem. No ale nie padałem, zaliczyłem trasę o własnych siłach
No dobra, musicie wziąć poprawkę na to, że dzień w dzień rodzina mnie nie oszczędzała, i oprócz picia piwa i podnoszenia innych ciężarów non stop zmuszano mnie do jedzenia
I ostatnia sprawa - całkiem poważnie. Startowaliśmy i kończyliśmy pod kościołem w Brętowie. To miejsce ma dla mnie trochę mistyczny charakter. Pamiętam je sprzed ponad 20 lat, kiedy jeszcze nie było tego kościoła , tylko poniemiecki, zarośnięty cmentarz (od tego czasu kościół wybudowano, potem się spalił, teraz go znowu odbudowują, jeszcze większy) Dla większości członków GT to jest "Kościół na ul. Trawki". Kiedy tak chodziłem ponad 20 lat temu na regularne spacery z moim wujkiem, (w każdą niedzielę po mszy w kościele Zmartwychwstańców szliśmy nasypem w stronę Słowackiego, potem przez ogródki działkowe do lasu, lasem wychodziliśmy na ulicę Abrahama, skąd Polankami na Chrzanowskiego -to był rytuał), nawet przez głowę mi nie przeszło, że kiedyś będę tam biegał, że ktoś kiedyś napisze książkę z akcją ściśle umiejscowioną na tym terenie. I teraz czytam tą książkę, i wracam myślą w tamte miejsca.
Na pewno wiecie, o jaką książkę chodzi...
Jarek
Trochę nie było mnie na Forum, bo wyjechałem na urlop. Z tym urlopem to długa historia, bo chciałem go spędzić na Wybrzeżu, za którym stale tęsknię. Ostatnia zima dała mi trochę popalić, więc tym bardziej. Ponieważ od zeszłego roku w międzyczasie powstała Grupa Trójmiejska, więc postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i trochę pobiegać z ludźmi z GT (w przerwie pomiędzy plażą w Karwii i w Jelitkowie). Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Którejś soboty stawiłem się pod bramą stadionu lekkoatletycznego w Sopocie. Najpierw zjawił się DaB - poznałem po koszulce, że to ktoś z GT. No a później nadbiegł Olek, który tego dnia biegł dodatkowo od siebie z domu w Karwinach. Myślę, że tego dnia sprawiłem im małą niespodziankę . No i pobiegliśmy. Trasa wiodła malowniczymi lasami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, ale nic więcej nie mogę o niej powiedzieć. Sam zgubiłbym się tam jak ciotka w Czechach. Ale za to przez cały czas miło nam się rozmawiało, do tego stopnia, że naszą rozmowę przedłużyliśmy jeszcze nieco poza bieg. Okazało się , że mamy z Olkiem dużo wspólnych tematów do przedyskutowania. Tempo biegu było bardzo spokojne, tak że zadowolony wróciłem do domu.
I tak to już dalej poszło - następne treningi, wspólne biegi, następni poznani przyjaciele...MoKa, krzysiekk,Kazig, Grzechu, Franek i wszyscy inni...
Chciałem wam w tym miejscu podziękować za to nasze wspólne bieganie i opiekę, i za przyjęcie, z jakim się spotkałem z waszej strony. DZIĘKUJĘ WAM SERDECZNIE!!!
Dziękuję zwłaszcza Olkowi, który pilotował mój pobyt w Trójmieście pod względem biegowym, a z którym nie miałem okazji osobiście się pożegnać.
Olku, dziękuję Ci za wszystko, i przepraszam, że ten mój ostatni trening sobotni nie wypalił - plaża w Karwii wygrała. A teraz będę siedział przez cały rok i planował, jak to może będzie w przyszłym roku...
Chciałem jeszcze wspomnieć o moim ostatnim spotkaniu biegowym z GT. Nie było ono dla mnie takie jak pozostałe. Bieg odbył się w środę, a w środy treningi GT są ciężkie, zarówno pod względem tempa, jak i dystansu. Myślę, że tego dnia ze względu na obecność mojej skromnej osoby ten bieg nie był aż taki szybki (przepraszam, że spowalniałem tempo), no i skończyło się tylko na 21 km. Od samego początku Kazig przejął "opiekę" nade mną, biegł z tyłu, czuwał, czy nie jestem zbytnio zmęczony. Obecnych było pięć osób: ja, , Kazig, Dab, krzysiekk no i ... no właśnie, ach ta skleroza - przepraszam zainteresowanego W pewnym miejscu rozdzieliliśmy się - DaB z kolegą pobiegli na trasę 10 km (nie chcieli już zbytnio obciążać organizmu przed Maratonem Gdańskim), a my pobiegliśmy w pobliże obwodnicy, do Owczarni. W owczarni mała przerwa na picie, a później powrót inną trasą, zdaje się Doliną Radości koło Dworku Oliwskiego. Miałem okazję poznać słynny podbieg wykańczający GT - cóż, jakoś przeżyłem Na tym podbiegu Kazig znudzony moim cieniackim tempem pokazał, na co go stać, tak samo krzysiek tuż przed metą A ja tylko biegłem, nawet rozmawiać już za bardzo nie miałem ochoty, bo się zmęczyłem. No ale nie padałem, zaliczyłem trasę o własnych siłach
No dobra, musicie wziąć poprawkę na to, że dzień w dzień rodzina mnie nie oszczędzała, i oprócz picia piwa i podnoszenia innych ciężarów non stop zmuszano mnie do jedzenia
I ostatnia sprawa - całkiem poważnie. Startowaliśmy i kończyliśmy pod kościołem w Brętowie. To miejsce ma dla mnie trochę mistyczny charakter. Pamiętam je sprzed ponad 20 lat, kiedy jeszcze nie było tego kościoła , tylko poniemiecki, zarośnięty cmentarz (od tego czasu kościół wybudowano, potem się spalił, teraz go znowu odbudowują, jeszcze większy) Dla większości członków GT to jest "Kościół na ul. Trawki". Kiedy tak chodziłem ponad 20 lat temu na regularne spacery z moim wujkiem, (w każdą niedzielę po mszy w kościele Zmartwychwstańców szliśmy nasypem w stronę Słowackiego, potem przez ogródki działkowe do lasu, lasem wychodziliśmy na ulicę Abrahama, skąd Polankami na Chrzanowskiego -to był rytuał), nawet przez głowę mi nie przeszło, że kiedyś będę tam biegał, że ktoś kiedyś napisze książkę z akcją ściśle umiejscowioną na tym terenie. I teraz czytam tą książkę, i wracam myślą w tamte miejsca.
Na pewno wiecie, o jaką książkę chodzi...
Jarek