Petzl Saxo E35
: 02 lis 2001, 22:21
Biegam od 6 lat po tej samej trasie i w końcu mi się znudziło. Ile można biegać dookoła osiedla w smrodzie autobusów? Jak zrobić długi bieg po takiej trasie? No, ale jaka jest alternatywa, jeśli po zmianie czasu na zimowy, robi się ciemno już o czwartej.
Początkowo traktowałem używanie latarki czołówki do biegania z lekkim uśmieszkiem. Kto by robił takie dziwactwa? Ponieważ jednak chciałem zmienić trening i zacząć biegać dłuższe dystanse także w środku tygodnia, nie miałem wyjścia - musiałem wymyślić trasę z dala od ulicy. Inaczej zabiłaby mnie monotonia biegu.
Odwiedziłem sklep Świat Podróżnika na ulicy Kaliskiej (tu uwaga są trzy takie sklepy obok siebie, ten właściwy jest najdalej od Grójeckiej). W sprzedaży były trzy czołówki: Zoom, Zipka oraz Saxo.
Zoom wygląda standardowo, tak jak można sobie wyobrazić taką latarkę. Z przodu część świecąca, z tylu głowy pojemniczek na baterie, jeden pasek dookoła głowy, jeden przez środek. Cena nieco ponad 100 zł, waga 170 g, zasięg światła 30 m, w wersji halogenowej 100 m.
Następny model - Zipka wygląda dziwnie. Część świecąca jest bardzo mała, zintegrowana z bateriami. Zamiast paska jest cienka gumka. Latarka świeci mocno w dół. Jak powiedział sprzedawca służy raczej do czytania mapy. Zdecydowanie nie da się z nią biegać (dlaczego patrz dalej). Cena też powyżej 100 zł.
Ponieważ w portfelu nie miałem tyle gotówki, miałem nadzieje, że jest cos tańszego. I było - latarka Saxo kosztuje tylko 69 zł. Właściwie jest to połączenie latarki ręcznej z czołówką. Wygląda jak dosyć udana krzyżówka jednego z drugim. Po odłączeniu paska trzymającego latarkę na głowie, otrzymujemy tradycyjna latarkę ręczną z wygodnym uchwytem. Z kolei uchwyt jest tak wyprofilowany, że po założeniu latarki na głowę, zupełnie nie przeszkadza. W uchwycie mieszczą się też cztery zwykłe baterie R6. Waga latarki wynosi 115 g i w ogóle nie czuje się jej na głowie. Zasięg 30 m nie imponuje, ale na pudełku widać, że jako opcja jest żarówka halogenowa, która pozwala zwiększyć zasięg do 100 m. Czas świecenia przy zwykłej żarówce wynosi 9 godzin, przy halogenowej oczywiście dużo mniej.
Ale do rzeczy - jak sprawuje się w praktyce. Żeby sprawdzić efektywność latarki w bezchmurny dzień, przy pełni księżyca, trzeba było pobiec dalej w las. Pierwsza niespodzianka spotkała mnie już na samym początku. Przegapiłem skręt w prawo zaledwie po 50 metrach biegu! A przecież trasę znam na pamięć. Myślę, że nawet halogenowe światło niewiele by tu dało, po prostu kąt widzenia jest taki, na jaki pozwala latarka, a nie taki jak w dzień! W ogóle nie widać co jest z boku, wobec czego jedyna taktyka to kiedy spodziewamy się ścieżki, trzeba obrócić głowę i jej wypatrywać. No chyba, że ktoś ma idealna mapę w głowie i mógłby biec z opaską na oczach. Nie zraziłem się tym jednak i słusznie uznałem, że trzeba się po prostu nauczyć tak biegać. Z reszta nie miałem wyboru, zaplanowałem sobie drugi zakres i nie mogłem się zatrzymywać. Właściwie przy biegu na wprost nie było żadnego problemu. Nawet na wąskiej ścieżce widać było dokładnie jak biec, a szansa potknięcia się o korzeń jest mniej więcej taka sama jak w dzień. Latarka jest tak ułożona, że oświetla obszar tuż przed nami. Żeby zobaczyć co jest dalej trzeba lekko podnieść głowę. I z tego właśnie powodu model Zipka w ogóle się nie nadaje - świeciłby tylko pod nogi. Ewentualnie można to poprawić zmieniając ogniskową reflektora. Wtedy widzimy trochę słabiej, ale więcej. W trakcie biegu trudno było mi się zdecydować, czy wolę skupione, mocne światło, czy słabe i rozproszone. Manipulowałem więc co chwila, w zależności od tego, co chciałem zobaczyć - drzewa 30 metrów dalej, czy kamienie przed sobą.
Po wybiegnięciu na polanę na poligonie WAT, wyłączyłem latarkę, bo księżyc dokładnie wszystko oświetlał. To był klimat. Ta część biegu podziałała na mnie bardzo odprężająco. Po powrocie do lasu znowu trzeba było włączyć latarkę i odpowiednio skupić światło. Tym razem bez problemu znalazłem skręt, pobiegłem wąską ścieżką miedzy drzewami i przebiegłem przez rów. Tu latarka sprawdziła się znakomicie.
Do pełnego komfortu brakowało mi silniejszego światła o większym zasięgu. Myślę, że żarówka halogenowa ma dużą przewagę. Ale nigdy to nie będzie to samo, co bieganie w dzień - wybijcie sobie to z głowy. Do biegania w nocy po Puszczy Kampinoskiej taka latarka się absolutnie nie nadaje. Tam zabłądzić można w dzień, co dopiero w takich warunkach. O bieganiu po szlaku, na którym nigdy żeście nie byli, w ogóle nie ma co myśleć, bo to samobójstwo. Zgubicie się na pewno. Chociaż oczywiście można lubić takie przygody i traktować to jako nowe wyzwanie.
Jeszcze krótko o tym jak wygląda się z taką latarką na głowie - jak można się domyślić - dziwnie. Moja matka określiła to jednym słowem: UFO. Na szczęście w lesie wieczorem o tej porze roku nikogo nie ma. Nikogo więc nie dziwi latające po lesie niezidentyfikowane światło.
(Edited by RobertD at 4:53 pm on Nov. 5, 2001)
Początkowo traktowałem używanie latarki czołówki do biegania z lekkim uśmieszkiem. Kto by robił takie dziwactwa? Ponieważ jednak chciałem zmienić trening i zacząć biegać dłuższe dystanse także w środku tygodnia, nie miałem wyjścia - musiałem wymyślić trasę z dala od ulicy. Inaczej zabiłaby mnie monotonia biegu.
Odwiedziłem sklep Świat Podróżnika na ulicy Kaliskiej (tu uwaga są trzy takie sklepy obok siebie, ten właściwy jest najdalej od Grójeckiej). W sprzedaży były trzy czołówki: Zoom, Zipka oraz Saxo.
Zoom wygląda standardowo, tak jak można sobie wyobrazić taką latarkę. Z przodu część świecąca, z tylu głowy pojemniczek na baterie, jeden pasek dookoła głowy, jeden przez środek. Cena nieco ponad 100 zł, waga 170 g, zasięg światła 30 m, w wersji halogenowej 100 m.
Następny model - Zipka wygląda dziwnie. Część świecąca jest bardzo mała, zintegrowana z bateriami. Zamiast paska jest cienka gumka. Latarka świeci mocno w dół. Jak powiedział sprzedawca służy raczej do czytania mapy. Zdecydowanie nie da się z nią biegać (dlaczego patrz dalej). Cena też powyżej 100 zł.
Ponieważ w portfelu nie miałem tyle gotówki, miałem nadzieje, że jest cos tańszego. I było - latarka Saxo kosztuje tylko 69 zł. Właściwie jest to połączenie latarki ręcznej z czołówką. Wygląda jak dosyć udana krzyżówka jednego z drugim. Po odłączeniu paska trzymającego latarkę na głowie, otrzymujemy tradycyjna latarkę ręczną z wygodnym uchwytem. Z kolei uchwyt jest tak wyprofilowany, że po założeniu latarki na głowę, zupełnie nie przeszkadza. W uchwycie mieszczą się też cztery zwykłe baterie R6. Waga latarki wynosi 115 g i w ogóle nie czuje się jej na głowie. Zasięg 30 m nie imponuje, ale na pudełku widać, że jako opcja jest żarówka halogenowa, która pozwala zwiększyć zasięg do 100 m. Czas świecenia przy zwykłej żarówce wynosi 9 godzin, przy halogenowej oczywiście dużo mniej.
Ale do rzeczy - jak sprawuje się w praktyce. Żeby sprawdzić efektywność latarki w bezchmurny dzień, przy pełni księżyca, trzeba było pobiec dalej w las. Pierwsza niespodzianka spotkała mnie już na samym początku. Przegapiłem skręt w prawo zaledwie po 50 metrach biegu! A przecież trasę znam na pamięć. Myślę, że nawet halogenowe światło niewiele by tu dało, po prostu kąt widzenia jest taki, na jaki pozwala latarka, a nie taki jak w dzień! W ogóle nie widać co jest z boku, wobec czego jedyna taktyka to kiedy spodziewamy się ścieżki, trzeba obrócić głowę i jej wypatrywać. No chyba, że ktoś ma idealna mapę w głowie i mógłby biec z opaską na oczach. Nie zraziłem się tym jednak i słusznie uznałem, że trzeba się po prostu nauczyć tak biegać. Z reszta nie miałem wyboru, zaplanowałem sobie drugi zakres i nie mogłem się zatrzymywać. Właściwie przy biegu na wprost nie było żadnego problemu. Nawet na wąskiej ścieżce widać było dokładnie jak biec, a szansa potknięcia się o korzeń jest mniej więcej taka sama jak w dzień. Latarka jest tak ułożona, że oświetla obszar tuż przed nami. Żeby zobaczyć co jest dalej trzeba lekko podnieść głowę. I z tego właśnie powodu model Zipka w ogóle się nie nadaje - świeciłby tylko pod nogi. Ewentualnie można to poprawić zmieniając ogniskową reflektora. Wtedy widzimy trochę słabiej, ale więcej. W trakcie biegu trudno było mi się zdecydować, czy wolę skupione, mocne światło, czy słabe i rozproszone. Manipulowałem więc co chwila, w zależności od tego, co chciałem zobaczyć - drzewa 30 metrów dalej, czy kamienie przed sobą.
Po wybiegnięciu na polanę na poligonie WAT, wyłączyłem latarkę, bo księżyc dokładnie wszystko oświetlał. To był klimat. Ta część biegu podziałała na mnie bardzo odprężająco. Po powrocie do lasu znowu trzeba było włączyć latarkę i odpowiednio skupić światło. Tym razem bez problemu znalazłem skręt, pobiegłem wąską ścieżką miedzy drzewami i przebiegłem przez rów. Tu latarka sprawdziła się znakomicie.
Do pełnego komfortu brakowało mi silniejszego światła o większym zasięgu. Myślę, że żarówka halogenowa ma dużą przewagę. Ale nigdy to nie będzie to samo, co bieganie w dzień - wybijcie sobie to z głowy. Do biegania w nocy po Puszczy Kampinoskiej taka latarka się absolutnie nie nadaje. Tam zabłądzić można w dzień, co dopiero w takich warunkach. O bieganiu po szlaku, na którym nigdy żeście nie byli, w ogóle nie ma co myśleć, bo to samobójstwo. Zgubicie się na pewno. Chociaż oczywiście można lubić takie przygody i traktować to jako nowe wyzwanie.
Jeszcze krótko o tym jak wygląda się z taką latarką na głowie - jak można się domyślić - dziwnie. Moja matka określiła to jednym słowem: UFO. Na szczęście w lesie wieczorem o tej porze roku nikogo nie ma. Nikogo więc nie dziwi latające po lesie niezidentyfikowane światło.
(Edited by RobertD at 4:53 pm on Nov. 5, 2001)