Ja zauważyłem, że ilekroć pojawia się temat bieżni mechanicznej staje się dobrą okazją do ponaprężania muskułów. No bo jak to.. ludzie z żelaza, kończą Rzeźniki, Katorżniki i inne groźnie brzmiące biegi, trenują w ulewie, śnieżycy, błocie i gnoju - przecież byle zima takiego nie powstrzyma

Trochę demonizujemy bieganie na bieżni.
Trenuję w każdych warunkach ale nie będę udawał, że każdy trening w każdych warunkach jestem w stanie wykonać lub będzie mi sprawiał taką samą frajdę. Deszcz, śnieg czy temperatura to w sumie żadna przeszkoda, ale są pewne wyjątki. Kiedy temperatura spada poniżej 15 stopni, i jeszcze nie daj boże wieje, robienie bardzo szybkich akcentów staje się dla mnie trudne ze względu na oddychanie bardzo intensywnie bardzo zimnym powietrzem. Spokojny trening bez problemu, ale już wybieganie powyżej 2 godzin też potrafi wymrozić solidnie. No i jak się napić z zamarzniętego bidonu?
Często przy okazji zimy czytam jaki to śnieg jest super, jak trenuje siłę biegową i w ogóle och i ach. Ja uwielbiam biegać po takim śniegu. Może ja mam jakiegoś pecha, ale w ub. roku takiego świeżego, kopnego śniegu po kostki to miałem może na cztery treningi. Potem śnieg został zastąpiony ubitym lodem. I znowu, spokojne treningi da się, choć czuję, że bieganie po lodzie mocniej obciąża mi łydki, ale szybszych akcentów nidyrydy.
Kiedy na moich ścieżkach biegowych zalegał lód akcenty raz w tygodniu robiłem na siłowni (1000-1200m) i miało to swoje plusy i minusy ale na formę zadziałało bardzo pozytywnie.
Minusy to głównie nuda i zaduch. Szczególnie to drugie.. Niby jest klimatyzacja, reszta użytkowników siłowni trzęsie się z zimna a ja pod koniec 6tego tysiączka mam objawy przegrzania jak w środku lata w południe. Poważnie zastanawiałem się, czy nie zabierać swojego wentylatora haha

Plusy - stałe tempo, o nic się nie muszę martwić. O ile spokojniejsze tempa trzymam bez patrzenia na garmina o tyle z tymi najszybszymi mam problem. Cały czas się zastanawiam czy jeszcze biegnę 3:55 czy już 3:45 a na bieżni mogę się skupić tylko na przebieraniu nogami, to duży komfort.
No i wspomniane w artykule nachylenie. To jest świetny trening sam w sobie, a jak do najbliższych gór ma się 400km to bardzo fajna opcja nie tylko zimą. I tak jak napisano w artykule i jak zaleca Daniels. Zwiększając nachylenie tętno automatycznie wskakuje na kosmiczne wartości, do których uzyskania normalnie musielibyśmy na prawdę ostro zasuwać a możemy to robić dłużej i częściej, bo nie zakwaszamy mięśni.
Nie taka bieżnia straszna jak ją malują
