Strona 1 z 1

4 pulsometry - 2 SUUNTO i 2 TIMEX - test biegaczki

: 13 sie 2012, 11:59
autor: Dota de Guapa
Pulsometry czyli trenując z SUUNTO i TIMEX

4 pulsometry w rodzinie gdzie 3 osoby biegają. Muszę się przyznać ja mam dwa! Lubię wiedzieć co się dzieje z moim organizmem, chcę wiedzieć ile przebiegłam. Już dawno miałam napisać to zestawienie, impulsem jednak była bardzo niemiła obsługa w sklepie Salomona (Galeria Mokotów), gdzie sprzedają zegarki Suunto. Wcześniej istniała możliwość wpłacenia pełnej kwoty za zegarek, przetestowania go przez tydzień i podjęcia decyzji o zakupie. Suunto teraz ma nowy zegarek Ambit. Niestety nici z testowania, a wydanie prawie 2tysięcy w ciemno to moim zdaniem głupota. Dlaczego? Dlatego, że o tym jak działa zegarek można się przekonać tylko wtedy jak się z nim pobiega. Co innego super opis na opakowaniu, czym innym też są recenzje w sieci. O tym czy działa tak jak my tego chcemy/oczekujemy przekonamy się tylko na treningu. Dlatego nie napiszę o Ambicie bo nie mogę go poznać. Za to opowiem o 4 zegarkach. Każdy na swój sposób jest super (z wyjątkiem jednego „gadżetu” który niestety okazał się wyrzuconymi pieniędzmi).
Zaczynamy!
Suunto M5 – mój pierwszy pulsometr. Działał bez zarzutu do czasu gdy w czasie bardzo ważnego dla mnie biegu na ostatnim kilometrze po prostu przestał cokolwiek wyświetlać. Niestety nie zapamiętał również tego biegu. Nic. Życiówka była ale pomiaru nie. Reklamacja rozpatrzona pozytywnie. Zegarek naprawiony i gwarancja przedłużona o 2 miesiące. Jednak zaufanie straciłam. Łatwy w obsłudze, czytelny, lekki. Nie wygląda jak pulsometr więc często ciężko się mu oprzeć i można go nosić jako zwykły zegarek. Niestety w swojej prostocie nie ma „lapów”. jednak dla początkujących jest super bo (jak wszystkie następne zegarki) pokazuje ile godzin potrzeba by się zregenerować po treningu. I wiecie co Suunto nie kłamie, jak pokaże, że 37 godzin jest potrzebnych do full recovery to tak jest! W zestawie z zegarkiem jest pas – tutaj nie mam uwag, no może malutką nie jest łatwo go uprać. Oczywiście dane z zegarka można zgrywać na komputer – bezprzewodowo, ale w komplecie nie ma „gwizdka” trzeba go dokupić. Movescount w bardzo podstawowej wersji.
Suunto Quest – to już bardziej zaawansowany zegarek. Wszystkie funkcje co M5 wzmocnione o lapy, podział sportów itp. Do tego, coś czego zupełnie nie rozumiem – dużo więcej można się dowiedzieć o treningu zgrywając go na komputer tym razem Movescount jest naprawdę praktycznym programem. Możemy dużo dowiedzieć się o tym jak naprawdę wyglądał nasz trening. Zegarek nigdy się nie zepsuł. Można mu ufać jeżeli chodzi o pomiary pulsu. Łączy się bezprzewodowo z komputerem („gwizdek” w zestawie z zegarkiem). Pas do mierzenia pulsu taki sam jak w M5 – można stosować zamiennie – rozpoznaje każdy. Dodatkowo mamy do niego SUUNTO GPS POD – drogą, niedziałającą zabawkę. To wielka pastyla do noszenia na ramieniu. Ma GPS. Z opisu fajnie – można ją stosować zarówno z M5 jak i Questem. Tylko niestety to nie ma sensu, bo pastyla satelitów potrafi szukać ponad 10 minut. Do tego jest niewygodna bo trzeba ją mieć na ramieniu bo jak włożymy ją do kieszeni kurtki to już w ogóle możemy zapomnieć o jakimkolwiek „złapaniu” satelity. Oczywiście jak mamy ochotę robić rozgrzewkę, patrzeć na mrugające lampki i nie przeszkadza nam to, że puls skoczył z nerwów to możemy poczekać aż GPS zacznie działać. Pastyla od dawna leży w szufladzie. Dlatego chciałam zobaczyć jak Ambit się zachowuje. Tutaj zdecydowana porażka GPSowa. A jeszcze Quest jest śliczny, tak po prostu, intuicyjny w obsłudze, i nie można do niego mieć uwag.
Timex W-248 czyli pulsometr na nadgarstek. Lubię ten zegarek. Nie jest intuicyjny w obsłudze, nie świeci tak jak TIMEX zwykł całą tarczą ale nigdy mi się nie popsuł. Do tego podoba mi się ten pomysł by nosić go tak inaczej na ręce – to znaczy nie jest na środku tylko z boku, dzięki temu jak biegniemy to nie musimy przesuwać ręki by zobaczyć jakie mamy wyniki. W komplecie z zegarkiem jest „gwizdek” do łączenia z komputerem, i pas. Pas mierzący puls można łatwo prać bo cały „mechanizm” się zdejmuje. Niestety „mechanizm” jest dużo większy niż w SUUNTO, ale można się do niego przyzwyczaić. Zegarek mierzy „lapy”, jest dużo dokładniejszy niż SUUNTO, ma wygodny przycisk z przodu – start/split. A softwere jest super – naprawdę zgrywając na komputer można się dużo o swoim organizmie dowiedzieć! A co ważne cały zegarek można ustawić – parametry, swoje dane używając tylko komputera. Niestety po wakacjach – morze i ocean, no i chlorowane baseny też pasek nie jest już tak ślicznie biały.
TIMEX W-260 to jest kombajn nie zegarek. Ma wszystko. To starszy model TIMEXa jeżeli chodzi o GPS ale śmiga. Owszem potrzebuje chwili by „złapać” satelitę ale ta chwila jest krótka. Jest intuicyjny w obsłudze. Ma 7 przycisków – po 3 z każdej strony i jeden z przodu Start/Split. Obecnie z nim biegam. Łączy się go przez kabel z komputerem albo ładowarką, bo w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich zegarków nie jest na zwykłą baterię. Ma masę fajnych funkcji. Ja korzystam z ekranu dzielonego na 4 – patrzę na puls, prędkość i dystans. Potem podłączony do komputera (przy użyciu takiego samego softwere jak ten biały zegarek) mogę analizować dane. Najbardziej podoba mi się jak na mapie mogę zobaczyć gdzie biegłam. Przy dłuższych wybieganiach często się gubię, tutaj mam opcję wracania do miejsca – czyli zegarek mnie pilotuje bym do domu dobiegła. Jeszcze tego nie używałam, ale sama świadomość, że mi zegarek pomoże jest miła! Jest naprawdę dokładny, w sobotę po 30K zgrałam wyniki – GPS raz się pomylił ale to było w lesie więc ciężko mieć pretensje. Mogłam prześledzić każdy kilometr biegu – puls, prędkość i zobaczyć na googlowej mapie. I już wiem nad czym muszę jeszcze popracować. Męczące jest to by pamiętać o tym, że zegarek trzeba ładować, jednak jeżeli zgrywamy po każdym treningu dane to automatycznie go ładujemy. Co fajne nie trzeba go koniecznie ładować przez komputer – w komplecie była też zwykła ładowarka. Zegarek jest wielki, może trochę śmiesznie wygląda na kobiecej ręce ale działa. A i świeci tak jak lubię – całym ekranem. W komplecie był jeszcze uchwyt do roweru, ale tego jeszcze nie przetestowałam więc nie wiem jak się sprawdza.
To by było tyle o 4 zegarkach z którym miałam przyjemność biegać. Wcale nie jest mi mało, jak oglądałam Garmin’a, który ma jeszcze alarm wibracyjny….ehhh gadżety….jednak tak bardzo użyteczne!

a zdjęcia są na blogu:)
a Wy jakie macie doświadczenia z tymi zegarkami?