No to mam już te fivefingersy (model Bikila LS) i kilka razy w nich biegałem (dzisiaj po raz pierwszy doszedłem nową techniką do godziny, dystans to około 10 km, prawie wyłącznie ubite polne drogi, po asfalcie nie biegam). Porównywałem je też bezpośrednio na gładkim betonie, na którym zresztą ćwiczyłem technikę (przed kamerą), z bosą stopą i zwykłymi trampkami za 20 zł, które jako pierwsze zastąpiły zwykłe adidasy.
Po pierwsze, ich kształt jest stosunkowo mało ścięty. Mój najmniejszy palec kończy się w najlepszym razie tam, gdzie zaczyna się największy, tymczasem w fivefingersach najmniejszy kończy się mniej więcej na pierwszym centymetrze największego. Efekt jest taki, że dwa największe mieszczą się w zasadzie w sam raz, trzeciemu brakuje do końca mniej więcej pół centymetra, a luz w dwóch ostatnich to już około centymetra. No ale te dwa są chyba praktycznie bez znaczenia podczas biegu, więc to w gruncie rzeczy nie przeszkadza. Jednak uważam, że skoro nie robią ich na miarę, powinni zapewnić przynajmniej dwa różne warianty, aby nie było aż takich dysproporcji.
Druga kwestia: czy to jeszcze boso, czy już nie. Pewnie bliżej już się nie da, ale bezpośrednie porównanie każe mi napisać, że to jednak coś zupełnie innego. Wyczucie i precyzja lądowania, jakie zapewnia bosa stopa, są dużo lepsze, w każdym razie skarpetką bym tego nie nazwał. Zalecenie, aby technikę ćwiczyć (na twardym) zupełnie na boso, wydaje się sensowne. Z drugiej strony różnica między fivefingersem a trampkiem jest podobna: w tym drugim stopa czuje nieporównanie mniej i chyba pracuje nieco inaczej, w końcu praktycznie od razu z podłożem styka się dość duża i sztywna - zwłaszcza na brzegach - powierzchnia. (Różnica w wadze jest niewielka: około 50 g na but na korzyść Vibrama).
Abstrahując od samego uderzenia, odczucia poszczególnych stóp są w moim przypadku dość różne. O ile tylko nie porównuję bezpośrednio stopy bosej i obutej w fivefingersa, prawa wydaje się niemal goła, natomiast na lewej wyczuwam materiał między palcami. Absolutnie nie chodzi o żaden ucisk, po prostu wyraźnie czuję, że coś tam jest. Na oko różnic w budowie stóp ani wykonaniu butów nie widzę, ale pewnie to coś z kształtem palców albo odległością między nimi. Gdy nie zwracam na to uwagi, nie pamiętam o tym, ale gdy próbuję się podelektować minimalizmem, to się trochę wkurzam.
Ponadto te Vibramy trochę mniej sprzyjają odparzeniom niż trampki, ale godzina biegu bez skarpetek (na wszelki wypadek od razu kupiłem
ultraminimalistyczne Injinji) to dla moich zadbanych stóp chyba maksimum, przynajmniej na razie. Na pewno trudno byłoby w nich o obtarcia, podczas gdy w trampkach bez co najmniej trzech plastrów nie wychodziłem.
Jeśli chodzi o trwałość, to podobno wytrzymują mniej niż tradycyjne buty, ale te drugie i tak należy wymieniać co kilkaset kilometrów ze względu zużycie amortyzacji, więc w praktyce zapewne okażą się bardziej długowieczne.
W każdym razie polecam spróbować. Byle powoli, zwłaszcza gdy podłoże to asfalt lub beton, bo nawet jeśli łydki i ścięgna już się przyzwyczają, to popękają kości w stopach. Podobno ortopedzi mają w ostatnich latach co robić... No ale na ten temat już chyba wszystko zostało powiedziane. Mnie wiele miesięcy zajęło dojście (w trampkach) do pół godziny co drugi dzień, kilka tygodni więcej - do 40-45 minut co trzeci, przy czym nie biegałem w tym czasie w inny sposób, a podłoże było dość miękkie. Na pewno było warto: wstrząsy nieporównanie mniejsze, przyjemność - dużo większa, ponadto wreszcie będę mógł bez obaw biegać dłużej i częściej, niż godzinę co drugi-trzeci dzień. Próbowałem ostatnio pobiec kawałek w tradycyjnych amortyzowanych butach, ale to było jakieś nieporozumienie, coś kompletnie nienaturalnego...
Pewnie następne to będą Seeya, jeszcze bardziej minimalistyczne.
I uważajcie na podróbki! Sklepów z fałszywkami jest w sieci chyba więcej niż tych uczciwych. Zwykle można je rozpoznać po "promocjach" typu -25-50% na wszystkie modele.