Strona 1 z 1

Dziadek wygrywa Bieg SGH

: 13 maja 2024, 12:13
autor: mkon
Ostatnia wygrana OPEN?
Nie wiem, natomiast na pewno zmarnowana szansa na bardzo dobry wynik na 10km. Bo na 3km czułem, że mam dzień konia. I choć po nawrocie zorientowałem się, że może to kwestia biegu z wiatrem, 😉to po 4km ciągle średnia była poniżej 3:15’/km. A biegłem od startu sam.
Zacznijmy jednak od początku, bo mimo, że na karku ponad 35 lat biegania to ciągle odkrywam coś nowego. 11 edycja to moja druga przygoda z BIEG SGH. Bieg charytatywny, trochę taki bieg studentów dla studentów. Organizacja bez napinki, ale i luzacka sama impreza. W zeszłym roku byłem 2 OPEN (za Łukaszem W), w tym, liczyłem że naprawdę będzie z kim biec. Okazało się, że Ci wszyscy, którzy się zapowiadali byli, ale wystartowali na 5km. Godzinę wcześniej 😊Ponieważ jeszcze z triathlonu zostało mi NIE sprawdzanie list startowych, kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać, tym bardziej, że niespodziewanie temperatura podskoczyła do 18-19 stopni.
Dwa słowa o biegu i jego organizacji. Według mnie, bieganie po zamkniętej Niepodległości tam i z powrotem to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakiej może doświadczyć biegacz. No tak mam, że jak trenuję na wahadle (4km Leśnej), to i ta forma ułożenia trasy jakoś bardzo mi odpowiada. A jeśli dodatkowo, 500m od startu mieszkają dobre duszki, czyli Gocha i Rafał, to już w ogóle miałem, do czynienia z logistyczną petardą. Organizatorom zdarzyły się 2 fuckupy. Pierwszy to, przy odbiorze numerów startowych… zabrakło ich i trzeba było czekać. Drugi, to przesunięcie startu o 10’. Niby niedużo, ale już wyobrażam sobie, co by się działo jeśli zamiast pięknego słońca, mielibyśmy ulewę i kiblowalibyśmy rozebrani te 10’ w bramie startowej. Podobno flagi z oznaczeniem km, też nie były jakoś zbyt dobrze utrafione w dystans. Nie kontrolowałem, więc nie doświadczyłem. Poza tym wszystko grało i buczało. Genialnym rozwiązaniem był punkt nawadniania w okolicach 1km.
Czy miałem jakiś plan na ten bieg? Oczywiście. Chciałem jak najdłużej biec z pierwszą grupą. Jak po 500m okazało się, że to ja jestem tą grupą, nikt nie daje zmian, a biegnie mi się luźno, to po prostu biegłem swoje. Zero taktyki. Pierwsze okrążenie miało być takie, żeby zbudować przewagę, a potem ją utrzymać Czas w takich warunkach pogodowych schodził na plan dalszy. Tak jak pisałem już kiedyś, w moim wieku musi dojść do koniunkcji kilku czynników, żeby wykon był w 99% percentylu moich możliwości. Grupa, za która można schować się biegnąć pod wiatr, jest jednym z nich. Tutaj tego nie było, więc ten stresogenny element jakoś mi odpadł. A, że odpadł to i nie interesowałem się jak mi idzie czasowo. Lekko zdziwiony zakonotowałem na ostatnim kilometrze 30’ z lekkim kawałkiem. I tak byłem już wtedy w trybie: ”dobiec”, więc czy to byłoby 33 czy sub 33, nie miało dla mnie znaczenia. Dopiero potem złapała mnie złość, bo zawody ukończyłem w (subiektywnym przecież) RPE 8, a nie 9-10. Pod drodze dość regularnie dostawałem feedback o odległościach od goniących mnie konkurentów, na ostatnim nawrocie (7km) sprawdziłem to sam organoleptycznie i wystarczyło UTRZYMAĆ tempo, niekoniecznie je zwiększając pod wiatr i…. cieszyć się ze zwycięstwa. Nie będę przesadnie skromny jeśli powiem, ze zwycięstwo OPEN ma to coś w sobie 😊Dodatkowo fakt, że (sumując ich wiek) zawodnicy z miejsca 2 i 3 są i tak ode mnie młodsi, jeszcze tę radość podkręca 😉.
W tej części sezonu kończę swoje przygody z szybkim bieganiem na 10km. Za tydzień jeszcze Bieg Fiata, ale widziałem jakie tam są górki, więc to raczej przetarcie przed ostatnią fazą treningów do Biegu Ursynowa na 5km. To mój start A i jeśli nie zrobię tam życiówki to uznam tę część sezonu za zmarnowaną.
Na koniec trzy luźne myśli, które mam po wczorajszym starcie:
1. Cudnie jest obserwować całe spektrum priorytetów osób startujących w biegach ulicznych. Szczególnie jak się robi roztruchtanie po trasie biegu. Chyba w życiu nie widziałem tylu ludzi biegnących z telefonem i…. gadających coś do tego telefonu, robiących selfiki, relację itd. W sumie dla każdego coś miłego.
2. Niedawno miałem wymianę opinii z kolega na FB odnośnie 1000 osób startujących na 3 dystansach w Żyrardowie (otwarcie sezonu TRI). Czy z masy startujących będą diamenty w dyscyplinie? Kolega uważa że nie, bo dekorujemy (medalami) za udział, a ilość osób w kategoriach wiekowych i ilość tych kategorii de facto powoduje, że każdy ma szansę na pudło. Czyli promujemy mierność.
W bieganiu może i jest inaczej (kategorie szersze – zwykle co 10 lat), masa większa (jednak biegi 1000+ zdarzają się częściej) to medale za wyczyn w postaci ukończenia są tak samo, a wyniki ciągle wybitne nie są. Mnie tam to nie przeszkadza i uważam, że z tej masy wyniki kiedyś będą. I miejmy nadzieję, że za mojego życia, bo patrząc na ścigających mnie studentów czy tych chodzących z logotypem AZS SGH, to lekki przypał jak żaden z nich nie pokonał 52 letniego Dziadka. Wiem, że zabrzmi to boomersko, ale jak ja biegałem w Gwardii Olsztyn (15-18 lat mając), to studenciaki będący wtedy młodzieżowcami, doświadczali grupowego ostracyzmu (zwanego teraz „beką”) jeśli wracali z zawodów na 10km z czasem powyżej 32’/km, a regułą było bieganie tego w okolicach 31’. No cóż kiedyś to były czasy. Dzisiaj… są inne czasy.
Ostatnia myśl: złamałem swoje zalecenia dietetyczne przed tym startem. Zamiast wyłącznie 100g ryżu z bananem i dżemem, zżarłem do tego solidną bułę z dżemem. Ale po prostu byłem głodny. Łapię się coraz częściej na tym, że będąc staruchem i wstając solidnie przed 6, przy startach w okolicy południa, muszę być po 2, a nie po jednym posiłku. Żel ENERVIT, typu performance, na 10’ przed rozgrzewką, drugi (ISOTONIC) podczas biegu i tutaj sprawa energii jest zapewniona. Ale albo zacznę szukać wyłącznie zawodów startujących około 9 rano, albo muszę jednak zmienić nawyki żywieniowe 😉