Dziadek MKON na Bieg Konstytucji 2024 ;)
: 03 maja 2024, 16:55
Tuż przed Bieg Konstytucji 3 maja organizowanym przez Fundacja Maraton Warszawski miałem następujący dialog z trenerem Kowalskim:
- będzie bardzo gorąco, może warto zweryfikować tempo
- kamon, to tylko 5km, chcę polecieć lepiej niż w zeszłym roku, a właściwie umrzeć później niż w zeszłym roku*
Przyznaję celowałem w 15:40/45. Pobiegłem 15:54. Byłem 5 OPEN, i pewnie pierwszy w swojej kategorii wiekowej. Czy jestem zadowolony? Well z czasu nie. Z walki tak. Jak robiłem rozgrzewkę i zawróciłem na chorągwi z napisem 4km, to przypomniał mi się wczorajszy wpis: „szybciej nie musisz, wystarczy utrzymać tempo”. No niestety akurat było pod górkę, a do grupy prowadzącej miałem sporą stratę, wiec nie było za kim się schować.
Złapałem się też dzisiaj na myśli, która pokazuje mój limit. Otóż za wolny jestem na utrzymywanie pierwszej grupy, więc często biegnę tuż za, co oznacza po prostu bieganie solo. Przykład z dzisiaj: pierwszy km dzisiaj 3’01. Potem wbiegliśmy na most i zaczęło mega wiać. Schowałem się więc za kolegę, biegnącego przede mną, ale kolega albo wpadł na ten sam pomysł, albo po prostu świadomie zwolnił na 2km. Więc zaczął się bieg solo. Dziwne to, bo jak zobaczyłem na liście startowej 5000 luda to pomyślałem, że akurat grupą to nie muszę się martwić. A tu dupa. Do nawrotu na rondzie Waszyngtona było w miarę luźno i miarę szybko (średnia 3:05). Potem zaczęła się prawdziwa walka. Pilnowałem biegnięcia na śródstopiu, trzymałem się maksymalnie lewej krawędzi jezdni, gdzie liczyłem na chociaż trochę cienia i teoretycznie drzewa trochę chroniły przed wiatrem. Tradycyjnie nie patrzyłem na zegarek, ale i tak by to nic nie dało. Po prostu na powrocie nie było już siły i poczułem niezłą bombę. Trudno. Do startu A zostało półtora miesiąca. Oby tylko zdrowie było, to będzie dobrze. A jak nie, to czas się żegnać powoli z życiówkami i tyle.
Mam coraz większą radochę z bieganie takich krótkich dystansów. Jak biegłem z mety do córki do mieszkania w ramach rozbiegania, to miałem ciężkie nogi, ale doskonale wiem, że koło środy, już będę zregenerowany do biegu SGH (który już za tydzień). Chociaż jeśli taka pogoda się utrzyma, to chyba się przepiszę z 10km na 5km. Pogadamy z trenerem i zdecydujemy.
A teraz, mimo, ze jestem w reżimie dietowym wjechała już DUŻA czekolada z okienkiem i popołudnie oprę o lody czekoladowe. DO diety wracam jutro, po ognisku ze świniakiem A na zawody wracam za tydzień. Bieg SGH!
__________________________________
* w zeszłym roku na 700m do końca tak byłem zalany kwasem, że zatrzymałem się i ruszyłem dopiero po chwili..
a wpis ze zdjęciami i inne wpisy tutaj: https://mkon.substack.com/
- będzie bardzo gorąco, może warto zweryfikować tempo
- kamon, to tylko 5km, chcę polecieć lepiej niż w zeszłym roku, a właściwie umrzeć później niż w zeszłym roku*
Przyznaję celowałem w 15:40/45. Pobiegłem 15:54. Byłem 5 OPEN, i pewnie pierwszy w swojej kategorii wiekowej. Czy jestem zadowolony? Well z czasu nie. Z walki tak. Jak robiłem rozgrzewkę i zawróciłem na chorągwi z napisem 4km, to przypomniał mi się wczorajszy wpis: „szybciej nie musisz, wystarczy utrzymać tempo”. No niestety akurat było pod górkę, a do grupy prowadzącej miałem sporą stratę, wiec nie było za kim się schować.
Złapałem się też dzisiaj na myśli, która pokazuje mój limit. Otóż za wolny jestem na utrzymywanie pierwszej grupy, więc często biegnę tuż za, co oznacza po prostu bieganie solo. Przykład z dzisiaj: pierwszy km dzisiaj 3’01. Potem wbiegliśmy na most i zaczęło mega wiać. Schowałem się więc za kolegę, biegnącego przede mną, ale kolega albo wpadł na ten sam pomysł, albo po prostu świadomie zwolnił na 2km. Więc zaczął się bieg solo. Dziwne to, bo jak zobaczyłem na liście startowej 5000 luda to pomyślałem, że akurat grupą to nie muszę się martwić. A tu dupa. Do nawrotu na rondzie Waszyngtona było w miarę luźno i miarę szybko (średnia 3:05). Potem zaczęła się prawdziwa walka. Pilnowałem biegnięcia na śródstopiu, trzymałem się maksymalnie lewej krawędzi jezdni, gdzie liczyłem na chociaż trochę cienia i teoretycznie drzewa trochę chroniły przed wiatrem. Tradycyjnie nie patrzyłem na zegarek, ale i tak by to nic nie dało. Po prostu na powrocie nie było już siły i poczułem niezłą bombę. Trudno. Do startu A zostało półtora miesiąca. Oby tylko zdrowie było, to będzie dobrze. A jak nie, to czas się żegnać powoli z życiówkami i tyle.
Mam coraz większą radochę z bieganie takich krótkich dystansów. Jak biegłem z mety do córki do mieszkania w ramach rozbiegania, to miałem ciężkie nogi, ale doskonale wiem, że koło środy, już będę zregenerowany do biegu SGH (który już za tydzień). Chociaż jeśli taka pogoda się utrzyma, to chyba się przepiszę z 10km na 5km. Pogadamy z trenerem i zdecydujemy.
A teraz, mimo, ze jestem w reżimie dietowym wjechała już DUŻA czekolada z okienkiem i popołudnie oprę o lody czekoladowe. DO diety wracam jutro, po ognisku ze świniakiem A na zawody wracam za tydzień. Bieg SGH!
__________________________________
* w zeszłym roku na 700m do końca tak byłem zalany kwasem, że zatrzymałem się i ruszyłem dopiero po chwili..
a wpis ze zdjęciami i inne wpisy tutaj: https://mkon.substack.com/