rocha pisze:Hej, dzięki, Sikor!
Będę trenował zjazdy, obiecuję. Moje hamulce to takie szczęki na jednej ośce u nasady widelca. Muszę powiedzieć, że już jest znacznie lepiej z moim czuciem kolarzówki, niż było to rok temu. Nie jestem w stanie powstrzymać się od ciągłego szacowania temperatury rafki jako funkcji mocy hamowania przy niewielkiej pojemności cieplnej - zboczenie zawodowe. Coś jak ciągłe szacowanie przyczepności kół na śliskiej drodze. Będę musiał parę razy się zatrzymać i oparzyć palce, żeby nabrać doświadczenia.
Najlepiej to w ogole nie hamowac, wtedy sie najmniej traci.
W zeszlym roku w Kraichgau tak wykorzystywalem ten fakt, ze ledwo sie w prawy 90-stopniowy zakret zmiescilem i to po dlugim i maksymalnym hamowaniu.
Ale tam z gory jechalem ze >65km/h, wiec troche sie rozpedzilem
Winien Ci też jestem parę słów o moim kraulowaniu. Nie dawało mi spokoju to moje wolne tempo, skoczyłem ze słupka i popłynąłem 25m na bezdechu - ca15". Ale mam kłopoty z rotacją głowy, staram się nie uprawiać martyrologii, ale gdy zaczyna się nabieranie powietrza, to całe ciało mi się obraca i trochę ten mój styl jest nieładny (no na prawo jest lepiej). Zdjęcia rtg nie nastrajają optymistycznie jeśli chodzi o zwiększenie zakresu ruchu.
To dobrze, ze sie obraca! Czasy, ze barki mialy lezec plasko a rece robic za wiatraki dawno minely
Mnie na "stabilizacje rotacji" (nie wiem jak to nazwac, ma byc rotacja, ale nie za duza, cialo ma wciaz pozostac stabline) pomogl bardzo prosty wariant plywania z puolbuy-em: nie miedzy udami, ale miedzy ladkami/kostkami. W ten sposob wylaczasz nogi, ktore przy zlej rotacji pomagaja cialu pozostac stabilnym. I plyn raczej powoli, zeby moc kontrolowac co sie dzieje. Sprobuj znalesc rytm.
No i zerknij na YT, tam jest mnostwo fimow na ten temat. Obraz robi za 100 slow
Nie zmienia to faktu, że czasy odpoczynków ustaliłem sobie "na czuja", czyli tyle odpoczynku, ile płynięcia. Mówisz, żeby skrócić odpoczynek do 20" - OK tak zrobię. Na razie głównym moim osiągnięciem jest ustabilizowanie oddechu i płynięcie długodystansowe.
Dlugie przerwy rozrywaja "efekt dlugodystansowy". Tak moga trenowac sprinterzy jak pracuja nad szybkoscia.
Przy krotkich przerwach serie sie "lacza" i efekt jest taki jakbys zrobil jeden dluzszy odcinek, ale na intensywnosci, ktorej bys nie wytrzymal.
W ten sposob wyrabiasz sobie wytrzymalosc jej nie cwiczac. Plywanie jest pod tym wzgledem troche inne niz bieganie.
Startuję w Mietkowie pod Wrocławiem na 1/4IM na początki czerwca. Nie zdążę się zmęczyć, to chciałbym choć się zasapać, a do tego potrzebne jest tempo.
3-go czerwca? jezeli tak to startujemy tego samego dnia, tylko gdzie indziej
1/4 czyli 950m, 45km i 10km? Czyli zblizone do olimpijki.
950m to moze nie jest jakos strasznie duzo, ale ja bym sie wlasnie skupil na oddychaniu.
Jak zaczniesz za mocno i nie ustabilizujesz oddechu prze pierwsze kilka minut, to potem sie zajedziesz i wyjdziesz na miekkich nogach.
A to dopiero poczatek. Moim zdaniem nie nastawiaj sie na czas w czasie plywania, tylko na rownomierne tempo.
Nie wiem jak u Ciebie z plywaniem z wodach otwartych, ale nawigacja potrafi kosztowac sporo sil i wybija z rytmu.
Robiles sovbie na basenie test z plynieciem na wprost? Odbij sie od scianki, zamknij oczy i plyn.
Malo kto jest w stanie utrzymac linie prosta. Ta czarna linia na dnie basenu jest nieoceniona.
W jeziorze itp. tego nie ma, trzeba podniesc glowe od czasu do czasu, zeby sie zorientowac.
To jest moja pieta achillesowa i zawsze sporo na trasie wydluzam sobie dystans
