6 listopada - 12 listopada 2023
Bieganie: 47,6 km; @5:04/km; 76%; eVO2max 50,33 (ale to juz po korekcie) ; TRIMP 387
Rower: 34,5 km; 1:42:29; TRIMP 103
Inne: 19:55 + nierejestrowane
Poniedziałek (gravel)
Rowerowanie 17,3 km (praca/dom).
Wtorek (gravel / mini akcent)
BMI 22,5, ale w zeszłym tygodniu odnotowałem też wartość 22,4. Na razie kluczem jest konsekwentny post przerywany, czyli u mnie to 8-9 godz. okna żywieniowego.
Dziś po nocy zegarek pokazał średnie tętno 42, minimalne 39. Dawno tak nie miałem. Od kilku dni działam z ćwiczeniami oddechowymi Wima Hofa. Jak rano udaje mi się komfortowo zrobić wstrzymania oddechu w 4 seriach 1:30, 2:00, 2:30 i 3:00, to wiem, że jestem w normie. Dziś ostatnia seria wyszła 2:55. Jest nieźle, bo ostatnio nie było szans na komfortową 4 serię. Obstawiam, że jutro na spokojnie zrobię 3 minuty w 4 serii.
Podsumowując jeszcze nie czuję się w pełni zregenerowany. Czuć to na rowerze. Ale odczucia poranne dużo lepsze niż wczoraj.
Dziś po pracy mini-akcenty 50-latka, które stosuję w tygodniu startowym (na podstawie
https://joefrieltraining.com/aging-cus ... ace-period/).
15 minut truchtu, kilka ćwiczeń dogrzewających + 4x1'30 / 3', 5-10 minut truchtu.
Wyszło w sumie: 7,9 km; 41:08; 5:14/km; 74%; eVO2max 51,29; TRIMP 54; 158 spm w tym odcinki:
0,39 km; 1:30; 3:53/km
0,38 km; 1:30; 3:59/km
0,39 km; 1:30; 3:50/km
0,39 km; 1:30; 3:50/km
Odczucia niezłe, regeneracja jakoś tam postępuje. Wydaje mi się, że optymalnie dla mnie jest biegać te tempa na kadencji niższej niż 180, tak ~175. Wtedy mam wrażenie, że krok jest bardziej dynamiczny, równomierny i tempo stabilniejsze.
Rowerowania wyszło dzisiaj 17,2 km. Do końca tygodnia bez roweru. Zdalna jutro i pojutrze. W piątek wolne (zwrot za 11-tego, który wypada w sobotę) - idealnie.
Środa (mini akcent)
BMI 22,4, sen 100%.
15 minut truchtu, kilka ćwiczeń dogrzewających + 3x400 / 3', 10 minut truchtu.
Odcinki:
0,40 km; 1:29; 3:43/km; 81%
0,40 km; 1:34; 3:55/km; 83%
0,40 km; 1:33; 3:53/km; 82%
Pierwszy odcinek za szybko i od razu 4 strefa tętna w porównaniu do wczoraj mocno zagospodarowana. Muszę uważać na starcie, bo bardzo łatwo wchodzę na prędkości startowe T5-T3. Już pierwsze 200-300 metrów może pozamiatać zawody.
Całość wyszła:
7,2 km; 37:31; 5:14/km; 75%; eVO2max 49,87; TRIMP 54
Czwartek (full rest, bez biegania)
BMI rano 22,1. Nie pamiętam, żebym tak miał rano. Po treningu owszem, ale rano nie pamiętam. Czyli BMI 22 i mniej jest jak najbardziej możliwe bez jakichś szczególnych wyrzeczeń, po prostu konsekwencja.
Na bieganie.pl pojawił się artykuł o strategii na 10 km - mam wrażenie, że powstał na cele promocyjne słuchawek do biegania - a szkoda. Mi się bardziej podoba
artykuł Nagórka] - to jest konkret. W zeszłym roku udało mi się odtworzyć tą strategię w 100%. W tym roku zamierzam ją powtórzyć - zimna głowa przez pierwsze 3km, tak mniej więcej do Koszykowej, stabilizacja do Wawelskiej, ciśniemy w bólu od wiaduktu nad Jerozolimskimi. Od Alei Solidarności pełna moc. May the force be with me!
Piątek (rozruch)
Całości rozruchu wyszło 5,4 km; 28:17; 5:15/km; 77%; eVO2max 48,19
w tym:
1'30 po @3'55 trochę szybciej niż T10 oraz 3 szybsze przebieżki:
0,12 km; 0:24; 3:29/km
0,11 km; 0:24; 3:31/km
0,11 km; 0:25; 3:45/km
Rok temu na Stravie zapisałem:
Stan na dziś: noga zmulona i ociężała (pewnie wczorajszy rozjazd po pakiet), tętno dość wysokie, rozbieganie średnio komfortowe, 90" w tempie startowym jak zwykle przestrzelone, czyli dobrze, że jutro będzie zając. Oby on nie przestrzelił
Na dziś słabo to widzę, więc raczej na wiele się nie nastawiam
Dziś normalnie czuję się jakbym miał jakieś deja vu, więc tyle komentarza na dziś ...
Sobota (Bieg Niepodległości)
Rozgrzewka: 2,8 km; 15:07; 5:30/km; 75%; eVO2max 46.33;
Na pobliskiej bieżni dokończyłem rozgrzewkę ćwiczeniami rozruchowymi i przebieżkami. Odczucia były dobre. Tętno podwyższone, ale przed zawodami zawsze mam podwyższone.
Start kontrolowany. Tempa nie przestrzeliłem. Pierwsze 3 km w założeniach, za pacemakerem. W tym roku prowadził Marek Wilczura, doświadczony biegacz. Też M50, ale poziom klasę wyższy, o ile nie dwie. Szło elegancko jak na tempomacie. Tłok straszny. Ciągle ktoś mnie trącał, ktoś zabiegał. Nie było to przyjemne. 4 i 5 kilometr jeszcze pod kontrolą. Już trochę trudniej, ale jeszcze w założeniach. Tempo trzymałem ~4'00, zresztą zegarek mi pikał (autolap miałem na 4 minuty) równo ze znacznikami. Zastanawiałem się jeszcze przed nawrotką na Rakowieckiej (5km) kiedy docisnąć, czy na 8km, czy może odpalić wrotki na 9km. Po nawrotce jednak coś zaczęło się zmieniać. Dyskomfort zaczął za szybko narastać. On był akceptowalny ale dopiero za wiaduktem nad Alejami (za 7 kilometrem) a tutaj nie ma jeszcze 6-tego. Niedobrze. Na 6 kilometrze, dokładnie, mój stary diesel zakaszlał i niestety wyłączył cylindry, przełączając się w tryb marszu. 1, 2, 3, ... 10 kroków. Odpalił. Niestety pacemaker Marek był już daleko. Nawet po odpaleniu obroty wskoczyły na 4'00/km, ale szybko spadły. Najgorzej było na podbiegu na wiadukt. Mój tryb mentalny przełączył się w stan "na co mi to?" i "byle dobiec". Na zbiegu kadencja pozostała na niezmiennie niskim poziomie. Krok się wydłużył. Męka trwała długo. 2 kluczowe kilometry, czyli 7 i 8 spieprzone koncertowo na kombinowaniu czy oddychać 2/1 czy 3/2, czy biec krótkim czy długim krokiem. Szlag by trafił te wszystkie rozkminy. Olałem to wszystko. Nie wiem jakim cudem udało się pobiec ostatni kilometr w 3'59, w tym ostatnie ~300 metrów w 3'42. Chyba to zasługa szybko bieganych 200-etek i 400-etek. Wszak ostatnie 500 metrów to zakrzywienie czasoprzestrzeni. Tylko to niekorzystne, polegające na tym, że trwa przynajmniej kilka razy dłużej. Czas zwalnia, bo pewnie grawitacja się zwiększa. To zasługa dużej czarnej d... .Dziury oczywiście. Tak myślę
Po przekroczeniu mety diesel ostatni raz zacharczał i grzecznie zaparkował przy barierce. Odpalił na nowo dopiero po silnych namowach wolontariusza, żeby nie tamować przejścia, tylko udać się do strefy medalowej.
Na Stravie napisałem "ale piękna bomba". Tak było, nic nie zmyślam, nic nie rozumiem. Serio - nie wiem, co się stało.
Poniżej rozpiska międzyczasów z gpsa.
1,00 km; 3:59; 3:59/km; 82 %; 173 spm; 1,43 m; 61,96
2,00 km; 7:59; 4:00/km; 89 %; 174 spm; 1,43 m; 52,96
3,00 km; 12:03; 4:04/km; 91 %; 172 spm; 1,43 m; 51,06
4,00 km; 15:59; 3:56/km; 92 %; 171 spm; 1,47 m; 51,79
5,00 km; 20:02; 4:03/km; 93 %; 171 spm; 1,44 m; 49,14
6,00 km; 24:05; 4:03/km; 93 %; 171 spm; 1,44 m; 49,38
7,00 km; 28:25; 4:20/km; 91 %; 168 spm; 1,37 m; 46,56
8,00 km; 32:44; 4:19/km; 91 %; 167 spm; 1,39 m; 47,18
9,00 km; 36:53; 4:09/km; 92 %; 171 spm; 1,40 m; 48,35
10,00 km; 40:51; 3:58/km; 92 %; 170 spm; 1,46 m; 50,58
10,03 km; 40:58; 3:46/km; 93 %; 170 spm; 1,58 m; 53,73
Oficjalny czas 40:57.
Roztrenowania nie robię, bo na tym poziomie, to uważam, że nie ma to sensu. Teraz tydzień luźniejszego biegania. Tempa treningowe zdecydowanie zwalniam, po przeliczeniu z obecnego wyniku. Runalyze pokazuje mi obecnie coś takiego:
Bieg spokojny (59 - 74%) 5:09/km - 6:27/km
Maraton (75 - 84%) 4:32/km - 5:04/km
Próg (83 - 88%) 4:19/km - 4:35/km
Interwał (95 - 100%) 3:48/km - 4:00/km
Powtórzenia (105 - 110%) 3:28/km - 3:37/km
Spróbuję się tego trzymać. Zobaczymy, może się jakoś odbuduję.
Myślę sobie również, że jedną z przyczyn, których nie brałem w ogóle pod uwagę, to niegroźna (tak mi się wydawało) infekcja katarowo-gardłowa przechodzona jakieś 2-3 tygodnie temu. Jeszcze na tej infekcji zrobiłem bardzo fajny trening 4x2km oraz podbiegi. Ale w kolejnym tygodniu wszystko zaczęło się sypać. Trening 3x3km wszedł słabo i idealnie zaprognozował to, co dziś się wydarzyło.
To był nieudany sezon. Jestem cholernie niezadowolony.
Niedziela (ER)
ER 14,5 km; 1:18:1;6 5:25/km; 72 %; eVO2max 50,44; 92; 160 spm; 1,15 m
Bieg spokojny po lesie. Trochę pasywnych podbiegów. Kilka razy zrobiłem krótka przerwę na odsapnięcie. Po wczorajszym trzyma takie energetyczne zmęczenie. Nogi niezajechane. Tylko dwójka w prawej nodze. Łydka bezbolesna i raczej luźna. Morale biegowe średnie
Najbliższy tydzień spokojne rozbiegania, może z elementami przebieżek dla odmulenia. W międzyczasie pomyślę, co dalej.