w pogoni za spacerującymi staruszkami
: 08 sie 2019, 19:14
Spróbuję
Lat 45, waga słuszna, aktywność fizyczna jakaś jest. Do pewnego wieku uprawiałam amatrosko różne sporty - często związane z wodą. Pływanie, windsurfing. Poza tym jakiś tam studencki epizod z regularnymi treningami na siłowni. Kilka młodzieńczych lat jazdy konnej.
Cztery lata temu postanowiłam coś zrobić z moim odkrytym brakiem jakiejkolwiek kondycji. Rozpoczęłam regularne treningi na siłowni. Trzymam się tego, nie opuszczam - 3 dość intensywne treningi po półtora godziny w tygodniu. Dodatkowo - nieregularnie - basen. Jakieś tam zmiany żywieniowe i w ciągu 8 miesięcy spadek wagi o 12 kg i widoczna poprawa kondycji. Przestałam jednak zwracać uwagi na michę i waga prawie wróciła (chociaż sylwetka ma zdecydowanie lepsze proporcje).
Prawie dokładnie rok temu wyszłam na pierwszy trening biegowy według jakiegoś (zmodyfikowanego przeze mnie) planu metodą Gallowaya. Prawdą jest jednak, że przy każdej aktywności ruszamy inne mięśnie. Byłam przekonana, że jeśli daję z siebie wszystko na siłowni, trenuję zarówno siłowo, jak i jeden trening w tygodniu kondycyjny, to jakaś tam przebieżka będzie bułką z masłem. Ledwo przebiegłam ciągiem minutę i wyplułam płuca.
Skrzętnie jednak zapisywałam swoje treningi i tak prawie trzy miesiące szło w miarę ok. Potem przyszła jesień, a po niej zima. Żadnego biegania. W styczniu znowu biegowy zryw. Tym razem płuca wyplułam po 3 minutach biegu. W lutym w ogóle nie biegałam, a w marcu zrobiłam dwa treningi biegowe.
W lipcu nastąpił wielki powrót do biegania wyszłam 5 razy pobiegać. Tym razem przebiegłam jednak po raz pierwszy ciurkiem 30 minut.
Przebiegłam 30 minut i drugi raz. Byłam z siebie niesamowicie dumna, jednak nie dawało mi spokoju, że uciekają mi spacerujący staruszkowie.
Generalnie - nie chce mi się wychodzić na trening krótszy, niż 45 minut. Idealna jest godzina. Mam fajną ścieżkę pomiędzy ogródkami działkowymi - ma długość 2,5 km. "Pędzę" w jedną stronę, a potem zawracam. To 5 km robię w 45 - 47 minut, z czego 30 minut ciągłego biegu. Średnie tempo całej trasy wychodzi mi ponad 9min/km. Nie wiedziałam nawet, że można tak wolno biec. W zasadzie odcinki biegu i odcinki marszu robię prawie w tym samym tempie. W tym tygodniu próbowałam przyspieszyć i wyplułam płuca po minucie biegu.
Teraz myślę, co zrobić. Czy dalej biegać ten swój trening (ktory jest dla mnie treningiem uzupełniajacym, bo nadal główny akcent stawiam na treningi siłowe), czy może cofnąć się i wrócić do pierwotnego planu marszo biegów, tylko podkręcić tempo tych minutowych, czy dwuminutowych odcinków bieganych i dążyc znowu do 30 minut biegu, tylko w szybszym tempie?
Chwilowo ten dylemat rozwiązałam na korzyść dotychczasowego szurania i może stopniowego wplatywania na koniec treningu chociaż 30 sekund szybkiego biegu.
Spróbuję zdawać relacje
można się znęcać
viewtopic.php?f=28&t=60194
Lat 45, waga słuszna, aktywność fizyczna jakaś jest. Do pewnego wieku uprawiałam amatrosko różne sporty - często związane z wodą. Pływanie, windsurfing. Poza tym jakiś tam studencki epizod z regularnymi treningami na siłowni. Kilka młodzieńczych lat jazdy konnej.
Cztery lata temu postanowiłam coś zrobić z moim odkrytym brakiem jakiejkolwiek kondycji. Rozpoczęłam regularne treningi na siłowni. Trzymam się tego, nie opuszczam - 3 dość intensywne treningi po półtora godziny w tygodniu. Dodatkowo - nieregularnie - basen. Jakieś tam zmiany żywieniowe i w ciągu 8 miesięcy spadek wagi o 12 kg i widoczna poprawa kondycji. Przestałam jednak zwracać uwagi na michę i waga prawie wróciła (chociaż sylwetka ma zdecydowanie lepsze proporcje).
Prawie dokładnie rok temu wyszłam na pierwszy trening biegowy według jakiegoś (zmodyfikowanego przeze mnie) planu metodą Gallowaya. Prawdą jest jednak, że przy każdej aktywności ruszamy inne mięśnie. Byłam przekonana, że jeśli daję z siebie wszystko na siłowni, trenuję zarówno siłowo, jak i jeden trening w tygodniu kondycyjny, to jakaś tam przebieżka będzie bułką z masłem. Ledwo przebiegłam ciągiem minutę i wyplułam płuca.
Skrzętnie jednak zapisywałam swoje treningi i tak prawie trzy miesiące szło w miarę ok. Potem przyszła jesień, a po niej zima. Żadnego biegania. W styczniu znowu biegowy zryw. Tym razem płuca wyplułam po 3 minutach biegu. W lutym w ogóle nie biegałam, a w marcu zrobiłam dwa treningi biegowe.
W lipcu nastąpił wielki powrót do biegania wyszłam 5 razy pobiegać. Tym razem przebiegłam jednak po raz pierwszy ciurkiem 30 minut.
Przebiegłam 30 minut i drugi raz. Byłam z siebie niesamowicie dumna, jednak nie dawało mi spokoju, że uciekają mi spacerujący staruszkowie.
Generalnie - nie chce mi się wychodzić na trening krótszy, niż 45 minut. Idealna jest godzina. Mam fajną ścieżkę pomiędzy ogródkami działkowymi - ma długość 2,5 km. "Pędzę" w jedną stronę, a potem zawracam. To 5 km robię w 45 - 47 minut, z czego 30 minut ciągłego biegu. Średnie tempo całej trasy wychodzi mi ponad 9min/km. Nie wiedziałam nawet, że można tak wolno biec. W zasadzie odcinki biegu i odcinki marszu robię prawie w tym samym tempie. W tym tygodniu próbowałam przyspieszyć i wyplułam płuca po minucie biegu.
Teraz myślę, co zrobić. Czy dalej biegać ten swój trening (ktory jest dla mnie treningiem uzupełniajacym, bo nadal główny akcent stawiam na treningi siłowe), czy może cofnąć się i wrócić do pierwotnego planu marszo biegów, tylko podkręcić tempo tych minutowych, czy dwuminutowych odcinków bieganych i dążyc znowu do 30 minut biegu, tylko w szybszym tempie?
Chwilowo ten dylemat rozwiązałam na korzyść dotychczasowego szurania i może stopniowego wplatywania na koniec treningu chociaż 30 sekund szybkiego biegu.
Spróbuję zdawać relacje
można się znęcać
viewtopic.php?f=28&t=60194