10km w 33.59 na 50km tygodniowo
: 20 maja 2019, 15:28
Cześć i czołem :D Od dawna czytam blogi na tutejszym forum i postanowiłem, że w sam jeden stworzę. Głównym celem jest ukazanie faktu, iż można biegać szybko na naprawdę małym kilometrażu. Na wstępie trochę o sobie i swojej "karierze biegowej"
Mam 19 lat, biegam sobie od 16 roku życia, był nawet moment, że bawiłem się w to trochę poważnej. Jeździłem na obozy kadrowe, zdobywałem medale mistrzostw województwa, zajmowałem miejsca blisko pierwszej dziesiątki na Mistrzostwach Polski. A to wszystko po pierwszym roku trenowania. Apetyt rósł wraz z własnymi ambicjami i oczekiwaniami innych. Chciałem wbić się do ścisłej czołówki Polski w biegach średniodystansowych. Niestety w momencie, gdy zacząłem więcej biegać, szybko okazało się, że mój organizm słabo radzi sobie z dużym kilometrażem oraz nawarstwieniem mocnych akcentów w tygodniu. Przyszły kontuzje, a wraz z nimi demotywacja i zanik olbrzymiej pasji, która towarzyszyła mi na początku tej pięknej przygody. Przestałem nawet biegać na 2 miesiące... Przyznam, że okres "odwyku" od biegania uświadomił mi, że pokochałem to codzienne tupanie po lesie i uczucie jakie po tej czynności towarzyszy. Wróciłem do biegania, ale ze zdecydowanie innym podejściem. Postawiłem na biegania wg własnego samopoczucia, bez parcia na wyniki. Bieganie dla czystej przyjemności, jako odskocznia od życia codziennego. Ewentualne fajne wyniki miały być "efektem ubocznym" Tygodniowo nie robię więcej niż 50 km (czasami zdarzy się zrobić 60, lecz na prawdę sporadycznie), większość treningów to po prostu bieganie na samopoczucie bez spoglądania na zegarek, którego sprawdzam dopiero po biegu. Czysta radość i przyjemność Oczywiście, gdy chcę wystąpić w jakiś zawodach to jakiś tam plan treningowy stosuję z biegami ciągłymi, zabawami biegowymi bądź tempami na bieżni. Jednak podchodzę do ów planu z bardzo luźnym podejściem bez konieczności robienia jednostek dokładnie tak jak sobie zaplanowałem wcześniej. Układając plany stosuję się do własnych doświadczeń nabytych w klubie, kadrze, z książek i forów internetowych takich jak to :D Trenuję sobie tak od listopada zeszłego roku kiedy to wróciłem po przerwie no i w tym czasie osiągnąłem parę "spoko" wyników jak np. 16;23 na 5 km czy 34;19 na 10 km (rzecz jasna trasy były atestowane). Ludzie często pytając się mnie jak wygląda mój trening często myślą, że żartuje albo najzwyczajniej w świecie kłamie, no bo jak to tak... "żeby biegać 34 na dychę to trzeba przynajmniej te 100 km na tyg robić i mieć genialny plan treningowy!!!!! Dietę cud, odpowiednia regeneracje, stosować reżim treningowy". Absolutnie z tą tezą się nie zgadzam. Wiadomo, że żeby nabiegać coś konkretnego trzeba się na pewno trochę namęczyć ale bez przesady.. Jesteśmy amatorami i bieganie ma być czymś co sprawia, że czujemy się lepiej. Tym czasem u wielu osób widzę chorobliwą wręcz rządzę osiągnięcia wymarzonego wyniku, co prowadzi często do sytuacji, kiedy z pasji przeradza się to w niezdrową obsesję . WEDŁUG MNIE, gdy trenujemy z głową, słuchając własnego ciała, przy tym po prostu ciesząc się biegankiem wyniki przyjdą same Ten blog będzie trochę formą takiej rozprawki, dlaczego takie jest moje stanowisko
Obecnie przygotowuję się do biegu Świętojańskiego na 10 km w Gdynii, który odbędzie się 28 czerwca. Stawiam sobie za cel pobicie życióweczki (może połamanie 34' przy okazji? ;D) Raporty z treningów będę starał się zamieszczać w miarę regularnie Zapraszam do komentowania i dyskusji!
Mam 19 lat, biegam sobie od 16 roku życia, był nawet moment, że bawiłem się w to trochę poważnej. Jeździłem na obozy kadrowe, zdobywałem medale mistrzostw województwa, zajmowałem miejsca blisko pierwszej dziesiątki na Mistrzostwach Polski. A to wszystko po pierwszym roku trenowania. Apetyt rósł wraz z własnymi ambicjami i oczekiwaniami innych. Chciałem wbić się do ścisłej czołówki Polski w biegach średniodystansowych. Niestety w momencie, gdy zacząłem więcej biegać, szybko okazało się, że mój organizm słabo radzi sobie z dużym kilometrażem oraz nawarstwieniem mocnych akcentów w tygodniu. Przyszły kontuzje, a wraz z nimi demotywacja i zanik olbrzymiej pasji, która towarzyszyła mi na początku tej pięknej przygody. Przestałem nawet biegać na 2 miesiące... Przyznam, że okres "odwyku" od biegania uświadomił mi, że pokochałem to codzienne tupanie po lesie i uczucie jakie po tej czynności towarzyszy. Wróciłem do biegania, ale ze zdecydowanie innym podejściem. Postawiłem na biegania wg własnego samopoczucia, bez parcia na wyniki. Bieganie dla czystej przyjemności, jako odskocznia od życia codziennego. Ewentualne fajne wyniki miały być "efektem ubocznym" Tygodniowo nie robię więcej niż 50 km (czasami zdarzy się zrobić 60, lecz na prawdę sporadycznie), większość treningów to po prostu bieganie na samopoczucie bez spoglądania na zegarek, którego sprawdzam dopiero po biegu. Czysta radość i przyjemność Oczywiście, gdy chcę wystąpić w jakiś zawodach to jakiś tam plan treningowy stosuję z biegami ciągłymi, zabawami biegowymi bądź tempami na bieżni. Jednak podchodzę do ów planu z bardzo luźnym podejściem bez konieczności robienia jednostek dokładnie tak jak sobie zaplanowałem wcześniej. Układając plany stosuję się do własnych doświadczeń nabytych w klubie, kadrze, z książek i forów internetowych takich jak to :D Trenuję sobie tak od listopada zeszłego roku kiedy to wróciłem po przerwie no i w tym czasie osiągnąłem parę "spoko" wyników jak np. 16;23 na 5 km czy 34;19 na 10 km (rzecz jasna trasy były atestowane). Ludzie często pytając się mnie jak wygląda mój trening często myślą, że żartuje albo najzwyczajniej w świecie kłamie, no bo jak to tak... "żeby biegać 34 na dychę to trzeba przynajmniej te 100 km na tyg robić i mieć genialny plan treningowy!!!!! Dietę cud, odpowiednia regeneracje, stosować reżim treningowy". Absolutnie z tą tezą się nie zgadzam. Wiadomo, że żeby nabiegać coś konkretnego trzeba się na pewno trochę namęczyć ale bez przesady.. Jesteśmy amatorami i bieganie ma być czymś co sprawia, że czujemy się lepiej. Tym czasem u wielu osób widzę chorobliwą wręcz rządzę osiągnięcia wymarzonego wyniku, co prowadzi często do sytuacji, kiedy z pasji przeradza się to w niezdrową obsesję . WEDŁUG MNIE, gdy trenujemy z głową, słuchając własnego ciała, przy tym po prostu ciesząc się biegankiem wyniki przyjdą same Ten blog będzie trochę formą takiej rozprawki, dlaczego takie jest moje stanowisko
Obecnie przygotowuję się do biegu Świętojańskiego na 10 km w Gdynii, który odbędzie się 28 czerwca. Stawiam sobie za cel pobicie życióweczki (może połamanie 34' przy okazji? ;D) Raporty z treningów będę starał się zamieszczać w miarę regularnie Zapraszam do komentowania i dyskusji!