12.10.2018Rower: 3 pętle po górkach na rowerze miejskim.
21,9 km/57:00/ 23,1 km/h W GÓRĘ:227 m
Trochę się bałem na zjazdach, że rower się rozpadnie, ale nie było tak źle.
13.10.2018Spacer: 1,5h.
14.10.2018CITY TRAIL - BIEG NR 1Start bez żadnej "napinki". Miałem pobiec swoje - na ten moment - i się dobrze bawić. Biorąc pod uwagę, że ostatni raz biegałem cokolwiek na prędkościach poniżej 3:40 jakieś 1,5 miesiąca temu nie należało się spodziewać cudów, w tym ataku na mój rekord życiowy na tej trasie - 17:23. Rozgrzewkę przeprowadziłem standardową: bieganie 2,5km + skipy + 3x przebieżki 100m. Potem szybkie krzaki, ustawiłem się w drugim rzędzie i czekałem na start. Było ciepło, ale bez przesady; pogoda to typowa "złota, polska jesień". Pierwszy kilometr otwarłem w 3:35, czyli w sumie tak jak się spodziewałem, szybciej na dało rady, tym bardziej, że trasa to w znacznej części leśne dukty i co więcej, z dużą ilością górek (na całej trasie 60m w górę). Biegło się miło - w pewnym momencie poczułem luz w prawym bucie. Oto rozwiązało się sznurowadło w którym na dodatek zaczepiony był chip... Nic, trzeba biec, jak się bardzo poluzuje to stanę; byle chip nie poleciał w stertę liści, bo to będzie koniec biegu. Drugi kilometr zamknięty w 3:35, czyli będzie gdzieś 17:55 na mecie, myślę sobie i jest to przyjemna myśl, bo przynajmniej jakieś tam szczątki formy z końca sierpnia jeszcze są. Na trasie formuje się grupka 4 osób, z czego jedna szybko odchodzi. Zostaję z dwoma biegaczami z którymi stoczę walkę o pozycje 7-9. Trzeci kilometr to lekkie przyspieszenie do 3:32, czuję, że mogę zawalczyć o 7 pozycję. Niestety w pewnym momencie sznurowadło buta już się na tyle luzuje, że obawiam się zguby chipa... Patrzę za siebie - nikogo nie ma, dwójka biegaczy z przodu ucieka mi, a ja staję. Głupota straszna, po tylu startach taki numer.. Wyszło tutaj moje luzackie podejście do dzisiejszego startu.Wiązanie trwa może z kilka sekund, ale najbardziej odczuwam wybicie w z rytmu biegu. Mimowolnie przyspieszam, intensywność wzrasta i 4 km wchodzi w jakieś 3:49.

Na szczęście udaje mi się dojść do 8 zawodnika - zbieram się w sobie i atakuję. Odchodzę na 30 m, ale tamten trzyma się w miarę blisko. Do mety jakieś 500m, ja po gonitwie łapię małą zadyszkę. Kolega z tyłu nie składa broni i powoli odrabia straty. Szybko powstaje w głowie taktyka na końcowe metry. Zwalniam lekko tempo biegu, pozwalając sobie na względny odpoczynek i złapanie oddechu. Czekam aż biegacz z tyłu dojdzie mnie, co nie zajmuje mu dużo czasu. Jakieś 10s i już jest u mojego boku, wyczuwając słabnięcie. Gdy chce mnie minąć zrywam się na ostatnie 300m i zaczynam dyktować mocne tempo biegu. Znowu odstaje na kilka metrów za mną. Na 50 m od mety ponawia atak i jesteśmy już obaj w ostrym sprincie. Wpadamy na metę w przedziale sekundy. Gratuluje mi, ja jemu gratuluję - to była dobra walka, miły trening głowy. Ostatni kilometr zrobiłem w 3:27.
POSTCRIPTUM:Po biegu zerkam na wyniki - kolega z którym się ścigałem to rocznik 1999. Myślę sobie, że już pora zwijać żagle - 10 lat różnicy, a na mecie 1 sekunda.

Jeśli chodzi o czas na mecie, to gdybym się nie zatrzymał na sznurowanie to pewnie byłoby 17:55 i taki w sumie czas przyjmuję w mojej głowie. Za miesiąc kolejny bieg z cyklu CT. Na poniższym zdjęciu wyszedłem jak dziad - jest również sznurówka, która wesoło hasa sobie wokół buta.
PODSUMOWANIE:
8/350
5/33 M20
5km/18:05
przewyższenie: +60/-60
śr. tempo: 3:37min/km
śr. tętno: 185bpm (94%)
kadencja:172
długość kroku: 1.62m (!) :szok: