Strona 1 z 12
Zaczynając od zera
: 06 lut 2018, 21:22
autor: Bianka16
"Po raz pierwszy"
Od kiedy sięgnę pamięcią słowo "bieganie" napawało mnie wręcz odrazą. W szkole podstawowej wlokłam się zawsze na tyłach ledwo żyjąc, przy głośnych okrzykach nauczycielki wf- u " Biegnij, biegnij ... nie zatrzymuj się", po czym wymęczona trójczyna "za dobre chęci" lądowała w dzienniku. Kiedy przypomnę sobie te czasy, do dzisiaj mnie to przeraża. Starałam się dać z siebie wszystko, a wychodziło wielkie NIC.
Całkiem niedawno, pewnego październikowego dnia, gdy kolejną godzinę spędzałam przed telewizorem coś mi się poprzestawiało i stwierdziłam, że muszę zacząć coś ze sobą robić. Zajrzałam do szafy, wyciągnęłam bawełnianą bluzeczkę, kurteczkę z Lidla, rzuciłam mały plecaczek na plecy, cienkie jeansy i ... ruszyłam w swoją pierwszą trasę.
Szybki marsz z krótkimi zrywami na trucht był całkiem ciekawy. Po ok 6 km znów byłam w domu. Chyba nie muszę nikogo uświadamiać jak wyglądałam. Od góry do dołu byłam cała mokrusieńka, nie miałam pojęcia, że nawet ramiona mogą się tak mocno pocić. Oj, bawełenka i dobrze "szczelna" kurteczka to raczej kiepski pomysł. W ten sposób odkryłam, że istnieje coś takiego, jak ubrania z materiałów technicznych. Tak wyglądał mój pierwszy wypad w trasę.
Re: Zaczynając od zera
: 06 lut 2018, 21:56
autor: Bianka16
"16 tygodniowy program treningowy dla żółtodziobów
"
Po "pierwszym razie" byłam już ciut mądrzejsza. Zrobiłam nalot na Dec... i kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy. Koszulka, legginsy, buty ....? Nieeee, buty już miałam. Przed wakacjami kupiłam je nie po to żeby biegać, ale dlatego, że były wygodne. Moje cudne sandałki na tyle odbiły mi stopy, że byłam w stanie zapłacić każdą cenę za coś co przyniesie moim stopom ulgę. W tamtym czasie do głowy mi nie przyszło, że będę ich używała zgodnie z przeznaczeniem. Teraz okazały się jak znalazł.
Poszperałam trochę, poczytałam i natrafiłam na jakąś aplikację "Running for beginners", do tego Endomondo, opaska na ramię, słuchawki od telefonu i ... w trasę.
Włączyłam te wszystkie cuda techniki i idę zgodnie z tym co słyszę, a tam komenda ....walk ( 2 minuty). Cztery "piknięcia" i ...run ( 1 minuta) i tak 10 razy. Rety, jak mi było "głupio". Posuwałam się w tempie ślimaka, więcej idąc niż (hmmmm jakby to nazwać) "szurając", w głowie jedna myśl ... oby jak najdalej od ludzi. Ciuchy jak u rasowego biegacza a tego co własnie robię za nic bieganiem nazwać nie można, ale .... na więcej mnie nie stać. Minuta tego mojego biegu wydawała mi się wiecznością, pot ciutkiem spływał po plecach ...
Wreszcie usłyszałam swoje wytęsknione "Training completed". Uffff udało się, ukończyłam, bez oszukiwania, dałam radę. Pojutrze znów spróbuję. Było bardzo fajnie, chcę jeszcze.
Re: Zaczynając od zera
: 08 lut 2018, 17:41
autor: Bianka16
"Mądry Polak ..."
Na tę chwilę jeszcze nie wiedziałam czy na dłużej pozostanę przy bieganiu, czy po kilku wyjściach jednak dotrze do mnie smutna prawda, że do tej aktywności stworzona jednak nie jestem, nie daję rady i trzeba odpuścić, dlatego postanowiłam na razie nie inwestować za dużo w ubrania, lecz korzystać z własnej szafy.
Dzień był niezbyt ciekawy, zimna mżawka moczyła chodnik i zamyślonych, szarych, snujących się przechodniów. Kiepski czas na bieganie, ale jak teraz odpuszczę, zawsze będę szukała wymówek. Na wieszaku wisi kurtka przeciwdeszczowa, która podobno jest "oddychająca", czyli w zasadzie na taką pogodę się nada.
Narzuciłam ją na plecy i wyszłam. Nie wiem jak daleko wybiegłam, kiedy zaczęło mi się robić ciepło ... cieplej ... gorąco, ufff.... już nie dałam rady. Zdjęłam ją z siebie czym prędzej. W środku kropelki potu wesoło spływały po materiale, a moje plecy, szkoda gadać.
Dalej pobiegłam zawiązując ją w pasie.
Można się domyślić co się wydarzyło na drugi dzień. Dostałam pierwszą nauczkę. Poczułam na własnej skórze, czym skutkuje przegrzanie z przewianiem. Przez półtorej miesiąca nie mogłam wyjść z infekcji, ale ... na półce zagościła czapeczka przeciwdeszczowa z daszkiem i kurteczka - wiatrówka, takie najprostsze, najtańsze rzeczy z mojego ulubionego sklepu. Mimo, że później jeszcze nie raz zmokłam, jednak więcej już przeziębienia nie złapałam. Mądry Polak ...
Re: Zaczynając od zera
: 09 lut 2018, 22:58
autor: Bianka16
"Spotkanie"
Z tego co pamiętam to był jakiś "6 tydzień treningowy' - zgodny z aplikacją, czyli 5 minut marszu, 5 minut biegu - powtórzone 5x. Pędzę z rozwianą grzywą w zawrotnym tempie ślimaka. Nie ważnie, byleby dać radę zrobić te pięć powtórek. Płuca wydają się dziwnie zbyt małe jak na moje potrzeby, hmmm ciekawe to. Przelatuję swoją już ciut wydeptaną ścieżką, najpierw wzdłuż rzeki a później parkiem. To nie jest łatwe. 5 minut ciągłego biegu potrafi nieźle zmęczyć. Jakim cudem ludziom udaje się przeciec całe 30 minut nie zatrzymując się? Mam wrażenie, że to dla mnie nieosiągalne. Czy kiedykolwiek uda mi się do takiego momentu dojść?
Jestem przy końcu kolejnej "bieganej" piątki. Mijam grupę podlotków stojących na jednej ze ścieżek. Czułam że tak będzie. Nie mogli sobie odmówić strzelenia komentarza ... Niewiele myśląc, zaprosiłam do wspólnego biegu jakiegoś ochotnika. W głębi serca liczyłam, że żaden się nie odważy. Ku mojemu zdziwieniu, jedno nastoletnie "pacholę" się wyrwało.
- To ja z panią pobiegnę - stwierdził.
No tak, tego mi jeszcze trzeba było. Nie dość, że ledwo żyję, to jeszcze to kolejne nieszczęście na mnie spadło. Przecież nie pokażę młodemu, że wymiękam.
Lecimy chwilę obok siebie. Zaczynamy całkiem miłą rozmowę. Młody grzecznie się przedstawił i zaczął podpytywać właśnie o bieganie. Nie ukrywałam, że jestem na etapie nauki. Zwierzył się, że on od pewnego już czasu też przymierza się, żeby zacząć biegać.
Mimo, że na razie moja wiedza jest nikła, to mogłam podzielić się z nim tym, co już wiem. Chłopak słuchał z zainteresowaniem. Niestety, nasze drogi szybko się rozeszły ( a raczej rozbiegły), bo młody udał się w stronę szkoły. Zapewne miał jeszcze lekcje. Ja pobiegłam ku domowi zaliczając swoje kolejne piątki.
To było bardzo miłe spotkanie, które pewnie nie raz jeszcze będę wspominać.
Re: Zaczynając od zera
: 10 lut 2018, 13:52
autor: Bianka16
Myślę,że czas już na trochę statystyk.
Nie pochwalę się niczym co byłoby godne podziwu, bo takich osiągów nie mam, ale może w tych kilku cyferkach ktoś odnajdzie historię swoich początków, lub jeśli dopiero zaczął przygodę z bieganiem zobaczy, że są też inni, którzy człapią tak samo ... z "rogalem" na twarzy.
Niedawno podczas rozmowy usłyszałam, że ktoś biegł w tempie konwersacyjnym - 5:25, cóż ... dla mnie to kosmos.
Zaglądam do statystyk Endomondo:
pierwsze wyjście - październik. Pierwszy tydzień treningowy (2 minuty marszu - 1 minuta biegu X 10)
czas trwania: 56:37
dystans: 6.49
średnie tempo: 8:43
po miesiącu - listopad (3 minut marszu - 3 minuty biegu x 9)
czas trwania: 1:00:15
odległość: 7.19
średnie tempo: 8:23
trzeci miesiąc - grudzień (5 minut marszu - 5 minut biegu x 3)
czas trwania: 0:58:24
odległość: 7,1
średnie tempo: 8:20
czwarty miesiąc - styczeń (10 minut marszu - 10 minut biegu x 3)
czas trwania0:54:05
dystans: 6,69
średnie tempo: 8:05
piąty miesiąc - luty ( 5 minut marszu - 25 minut biegu x 2)
czas trwania: 1:03:37
dystans: 8,54
średnie tempo: 7:27
Trochę się to przeciągnęło, ponieważ w międzyczasie mocno mnie rozłożyło i nie mogłam z przeziębienia wyjść. Pomógł dopiero lekarz i porządne przeleczenie. To tylko fragment statystyk. Wszystko strasznie wolno idzie, ale jednak - do przodu.
Jestem ciekawa jak będzie dalej. Oczywiście dane są z Endomondo a plan z Running for beginners, dlatego te rozbieżności w czasie. Jak aplikacja powiedziała mi, że zakończyłam trening, a byłam jeszcze kawałek od domu, to biegłam dalej. Jest za zimno na przechadzki, a że sił spokojnie jeszcze wystarczało, to wolałam pobiec niż zmarznąć.
Re: Zaczynając od zera
: 11 lut 2018, 16:00
autor: Bianka16
"Piewszy śnieg"
Wtorek - dzień przebieżki, od rana sypie śnieg. Miałam cichą nadzieję, że szybko przestanie. Mija jedna godzina, druga, trzecia. Zawierucha jak się patrzy. Dzisiaj trzeba będzie odpuścić, ale przecież dzień się jeszcze nie skończył, może pogoda jakoś się wyklaruje.
Rzeczywiście, tak się stało. Przestał padać sam śnieg a zaczął śnieg z deszczem, ponieważ temperatura była dodatnia. Kiedy wracałam do domu, już nic nie padało, ale na chodnikach zalegała mokra, szara breja. Nie mam butów z goretexem, ja w ogóle nie mam butów na takie warunki. Dziś pass. Przekładam wyjście na jutro.
Przyszła środa. Chodniki niewiele się zmieniły od poprzedniego dnia, ale już nie będę przeciągać, lecę. W końcu to miasto, więc nie może być bardzo źle. Jak jest, przekonałam się bardzo szybciutko. Najpierw kawałkiem leciałam ulicą, bo chodnik pokrywał lód niczym na krytym lodowisku, dalej wpadłam w jezioro złożone z wody i roztopionej masy śnieżnej fundując sobie orzeźwiający prysznic w butach, żeby wreszcie zatrzymać się na czymś co przypominało ubity śnieg pokryty odrobiną lodu. Co chwilę nogi uciekają mi, jakby miały ochotę pobiec w drugą stronę, ręce z "gracją" wywijają wokół mnie odganiając nieistniejące komary, a ja ... niczym słoniątko w składzie porcelany odstawiam taniec pingwina na chodniku.
Przeżycia godnie uwiecznienia.
Po tak cudownym przebiegnięciu, doszłam do wniosku, że brakuje mi butów z bieżnikiem choć trochę mocniejszym niż to moje masło, które mam. Akurat zaczęły się wyprzedaże, więc odwiedzałam sklep po sklepie. Niestety, albo nie było mojego rozmiaru, albo nie było w ogóle butów trailowych. Na półce same trekkingi, ale to nie to czego szukałam.
Nie chcę Decathlonu, ile ciuchów można mieć z tamtego miejsca? W ten oto sposób do mojej kolekcji trafiły Elio Feel Trail Kalenji. I znów Decathlon mnie uratował. Myślę, że na pośniegowe, chodnikowe błoto jak i na letnie leśne ścieżynki będą w sam raz. Na razie miałam okazję wybiec w nich dwa razy i ... zima uciekła. To nic, pewnie jeszcze się przydadzą.
Re: Zaczynając od zera
: 13 lut 2018, 18:11
autor: Bianka16
" Kolejne minuty"
Dziś dłużej niż zazwyczaj musiałam zostać w pracy. Nie lubię biegać, kiedy jest ciemno na dworze, lecz dzisiaj o godzinie 16.00 było jeszcze całkiem widno. Dzisiejszy plan wskazuje, że czeka mnie 5 minut marszu i 38 minut biegu. Nie ma już spacerków w międzyczasie, jest ciągły bieg. Czy dam radę?
Pobiegłam swoim wypróbowanym ślimaczym tempem. Mijam M'c Donald'sa, lecę wzdłuż rzeki... park, obwodnica, obok teatru i powrót na ścieżkę. Zaczynam się męczyć. Jak to jest, biegam 12 tydzień treningowy, a meczę się tak samo jak w tym pierwszym. Jedyna różnica jest taka, że wtedy usiłowałam wymęczyć 1 minutę ciągłego biegu, a teraz podchodzę do 38. W końcu słyszę swoje ulubione "training completed". Żadnych rekordów nie pobiłam, ale udało mi się kawałek pobiec bez zatrzymania ( nie licząc ulic, które na mnie to wymusiły).
Trochę satysfakcji w tym mam.
Re: Zaczynając od zera
: 16 lut 2018, 21:53
autor: Bianka16
"Nowy nabytek"
Running plan nieubłaganie zmierza ku końcowi. W niedzielę zaczynam 13 tydzień treningowy z 16 zaplanowanych a właściwie z 15, ponieważ ostatni tydzień polega na jednokrotnym przebiegnięciu 60 minut. Trochę mi żal, ponieważ ten plan w jakiś sposób układał część mojego życia. Ciut się teraz boję, co dalej. To pewnie standardowe pytanie i obawy nowicjusza. Szkoda byłoby się zatrzymać na tym, co już udało mi się osiągnąć. Może to przecież być początek kolejnej przygody i kolejnego wyzwania.
W poszukiwaniu rozwiązań, a właściwie środków do nich prowadzących, postanowiłam pomyśleć o zegarku sportowym.
Osóbki, które systematycznie czytają forum, pewnie mój post kojarzą. Cieszę się, że mogę na Was liczyć w kwestiach o których całkowicie nie mam pojęcia. Dzięki Waszym radom zamówiłam Polar m430. Kilka dobrych dni musiałam poczekać zanim odczytałam wyczekiwanego smsa - "towar do odbioru czeka w sklepie". Pobiegłam czym prędzej odebrać to cudo, położyłam w domu na biurku i ...
Ech, no właśnie, co ja mam z tym właściwie teraz zrobić? Poczułam się jakby ktoś mi kazał jumbo jeta ze szpilek poskładać. Otworzyłam pudełko, popatrzałam i zamknęłam. No nic, jutro zrobię kolejne podejście. Dzisiaj nie mam ani siły ani cierpliwości.
Na drugi dzień zrobiłam kolejne podejście. Tu podłączyć, tam sparować, tu telefon, tam komputer, a do tego jakiś kod do wpisania. W pewnej chwili poczułam się jak na przesłuchaniu. Podaj wagę, wzrost, datę urodzenia ...i sterta innych ważnych informacji. Brakło chyba tylko pytania o rozmiar buta i rodzaj pasty do zębów której używam.
No dobra, przebrnęłam ....
Na zegarku pojawił się komunikat - własność A.B. ( tutaj pełne imię i nazwisko)
Ufff... mój ci on
Szare cudo wylądowało na mojej ręce. Jestem bardzo ciekawa co pokaże. Nie potrafię jeszcze dobrze się nim posługiwać, nie wiem jak się niektóre rzeczy ustawia, z pewnością nie znam jeszcze jego wielu możliwości, ale już mogę niektórych rzeczy o sobie się dowiedzieć.
Pierwsze co wyszło, to ... nie, wcale nie info z biegu a ze... SNU.
Łączna długość snu 4h 58min, średni sen faktyczny 4h 43min. , średnia ciągłość 3,8 .
Ups ... dwa dni niemal identyczne, chyba trochę kiepsko.
Wstyd się przyznać, ale ja tak ciągnę od niepamiętnych czasów.
Mam zagwozdkę. Zdaje się, że i nad tą sferą warto byłoby popracować.
Jakie kolejne plany?
Może by tak spróbować przyłączyć się do Parkrun? Nie wiem, czy dam radę. Przebiegnę już 5 kilometrów, ale w czasie, do którego wstyd się przyznać. Może jeszcze poćwiczyć "na boku", żeby wstydu sobie nie narobić, a może spróbować z tym co mam?
Hahaha... właśnie w tej chwili zegarek zabrzęczał na mojej ręce i napisał mi "Czas aby się ruszyć!".
Posłucham rady, pójdę z psem na ostatni, wieczorny spacer.
Re: Zaczynając od zera
: 20 lut 2018, 22:35
autor: Bianka16
"Trochę techniki i ..."
Dzień jak co dzień, czyli dzień brzebieżki ( bo bieganiem tego jeszcze nie nazwę).
Pierwszy raz wyjdę z moim nowym zegarkiem. Jeszcze nie wiem co, jak, czemu i dlaczego, więc obie dotychczasowe apki pójdą sobie swoim trybem a zegarek włączę jak mi się uda. Zanim jednak wyruszę w drogę to ... no właśnie ... zaczyna się zabawa w "małego technika"
Najpierw trzeba włączyć muzykę przez Endomondo.
No świetnie, zapomniałam o Bluetooth'ie. Jeszcze raz....
Najpierw Bluetooth, GPS ... teraz słuchawki (bez kabelka,więc też na guziczek),
wracam do muzyki ....
Stoję w klatce jak ta świeca,ale nie wyjdę zanim wszystkiego nie uruchomię.
...więc dalej ...
Odpalić Endomondo ....
- "Dzień dobry" - właśnie przeszedł sąsiad i kłaniając się szeroko się uśmiechnął, tak wiem, w tych ciuchach wyglądam, no cóż ....
Wróćmy do uruchamiania się.
Jest muzyka, jest Endomondo, słuchawki też już idą, teraz apka "Running for beginners". Wszystko leci jak trzeba
- Dzień dobry ( kolejny sąsiad, przeszedł )
3...2...1...WALK
Ufff, wreszcie lecę. Nie, nie, jeszcze nie biegnę, aplikacja dała mi czas na 5 minut marszu.
Bip, bip, bip ... RUN
Super, teraz jest czas, żeby włączyć coś tam z zegarka. No tak, tylko co?
Jak na złość kurtka także postanowiła być przeciwko mnie. Szarpię rękaw próbując dostać się do zegarka, a to niby "okienko" w ściągaczu szczelnie otula zegarek tak, że nie tylko nic nie widzę, ale i dostać się do przycisków nie mogę.
Wreszcie udało mi się odnieść zwycięstwo nad materią, dokopałam się do obiektu pożądania.
Szczęśliwa naciskam guziczki ....
...i ...co chwilę wyskakuje mi "Kolarstwo".
Litości, tracę już nie tylko cierpliwość ale i oddech, bo przecież cały czas biegnę.
Udało mi się przetruchtać z dobre 2 km gdy odniosłam triumf, odpaliłam zegarek.
Pierwszych statystyk może nie będę wpisywać, bo wstyd, ale ...
"Training Benefit - Bardzo intensywny trening +
Świetny trening! Poprawiła się Twoja szybkość oraz unerwienie mięśni, co ma korzystny wpływ na Twoją sprawność.
Trening zwiększył również Twoją odporność na zmęczenie." - taki komunikat odczytałam na koniec z zegarka.
Czasem trochę "wazeliny" zdecydowanie poprawia humor, nawet jeśli jest ona naciągana.
Re: Zaczynając od zera
: 23 lut 2018, 20:55
autor: Bianka16
"Razem"
Dzisiejszy dzień był dla mnie małym przełomem. Do tej pory dreptałam sobie sama, w swoim własnym tempie, ze swoją własną muzyczką, ot, sama ze sobą. Wiem jak mało jeszcze potrafię, zdaję sobie sprawę jak słaba jest moja kondycja, staram się jak mogę, ale ... lepiej nie prezentować innym swoich nieumiejętności, przynajmniej jeszcze nie teraz. Zanim się komuś pokażę, muszę jeszcze potrenować, więcej, dłużej ... itd. Nie mogę zarzucić sobie lenistwa, co najwyżej brak talentu do biegania. Niestety "matka natura" nie obdarzyła mnie tą umiejętnością, ale podobno w każdej dziedzinie jest tak, że 90% jest pracy, a tylko 10% talentu. Nie mam tych 10%, ale zostało mi jeszcze 90% które mogę wykorzystać.
Po wielu namowach koleżanki, wreszcie się odważyłam i umówiłam się z nią na wspólna przebieżkę, a że ona zna świetne leśne trasy, to trudno mi było się oprzeć. Przerażała mnie jednak myśl, że ona ma za sobą już mnóstwo udanych startów na przeróżnych dystansach a ja ... nawet Parkrunu jeszcze nie zaliczyłam.
Jak ja sobie dam radę? Skompromituję się na całego a i ją zamęczę moim ślimaczym tempem.
Ta myśl przerażała mnie, ale perspektywa lasu była zbyt pociągająca, żeby nie skorzystać z zaproszenia.
Założyłyśmy, że robimy mój trening z apki. Dziś przypadało ostatnie z trzech wybiegań - 5M + 45BC.
Oczywiście jak to ja, powłączałam wszystko co się dało ( a przynajmniej tak mi się wydawało) i ruszyłyśmy.
Las to niesamowite miejsce. Wreszcie moje płuca napełniły się czystym powietrzem a nie smogiem.
Szum drzew, zapach żywicy, lekki mrozik, piękne słońce i spokój, po prostu bajka.
Tutaj górka, tam piaseczek, jakiś podbieg, tudzież "zbieg" i nawet wystający korzonek ....
Cudowny czas a przy okazji nauka jak, co i dlaczego robić, żeby się nie zarobić w bieganiu.
Pierwszy raz podczas biegu do kogoś gadałam. Okazuje się, że zsynchronizowanie biegania oraz mówienia ( i to z sensem) nie jest aż takie proste
Tak oto przetruchtałyśmy 8,5 km w 59 minut ze średnim tempem 6:57
Udało się. Ten etap zaliczony.
Hmmmm... z programu treningowego zostało mi jeszcze 7 wybiegań.
Celem jest nauczenie mnie biegania przez 60 minut non stop. Ciekawa sprawa. Brakło mi minuty
To nic, i tak chcę go skończyć. Skoro rozpisany jest na taki a nie inny czas, to widocznie ma to swój sens.
Dlaczego nie podaję danych z zegarka?
Bo znów namieszałam. Dobrze włączyłam trening, tylko nie dopięłam mocniej paska i tętno wyszło jakieś bzdurne
To nic, uczymy się. Następnym razem będę pamiętała o tej jakże "mało istotnej" kwestii
Podobało mi się. Chcę jeszcze
Re: Zaczynając od zera
: 25 lut 2018, 21:51
autor: Bianka16
" Przyszedł mróz"
Kolejny dzień wybiegania. Na dworze słońce, ale mroźno. Termometr nieubłaganie pokazuje -6. W takich warunkach jeszcze nie biegałam.
Jak się ubrać, żeby się nie przegrzać ani nie zmarznąć? Nie mam pojęcia.
Zakładam koszulkę termiczną z krótkim rękawem, na to bluzę, taką do +4 stopni i jeszcze kurtkę. Trzy warstwy. Powinny wystarczyć. Najwyżej szybciej wrócę do domu nie kończąc treningu. Muszę sama wyczuć co mi jest potrzebne.
Wychodzę z domu. Trochę chłodnawo, ale tak powinno być. Z kominów snują się sine smużki dymu. Fujjj.... uroki miasta.
Biegnę swoją starą trasą, jednak dzisiaj trzeba będzie ją trochę zmodyfikować.
Zaplanowane 50 minut ciągłego biegu wymusza znalezienie dodatkowych metrów.
Po 3 km truchtu wbiegam więc na drogę, którą zawsze biegną ludki podczas Parkrun.
Nie, pokonanie całej tej trasy dziś to zbyt dużo.
W połowie zawróciłam i potruchtałam z powrotem do domu. Ku mojemu zdziwieniu na 2/3 drogi trening się skończył.
Oj, chyba za daleko pobiegłam. Co teraz zrobić, powyłączać wszystko i iść?
Zamknęłam wszystkie aplikacje, zatrzymałam zegarek i idę ...idę ... i zrobiło mi się zimno, więc do domu pobiegłam.
Z tego niedzielnego "spaceru" kilka cyferek mogę wstawić ( choć nie są to pełne dane, ponieważ po wyłączeniu urządzonka nadal biegłam):
czas trwania: 01:06:40
dystans: 9,03km
śr. tętno: 158
śr tempo 07:23
Tym razem dane z zegarka. Hmmm, wydaje mi się, że mogłabym już pobiec w Parkrun, chyba bym już dała radę. Nie chodzi mi o bicie nie wiadomo jakich rekordów, ale o zwykłe przebiegnięcie trasy.
Re: Zaczynając od zera
: 03 mar 2018, 21:47
autor: Bianka16
"Mrozy trwają nadal"
Tydzień niskich temperatur, ale takich naprawdę niskich jak na tę zimę. Nie oznacza to jednak, że odpuszczę wybiegania.
Termometr wskazywał niewiele poniżej -6, więc ubrałam się tak samo jak poprzednio i wybiegłam. Moja ścieżka do truchtania ciągnie się wzdłuż rzeki. Czym dalej biegłam tym bardziej odczuwałam niską temperaturę. Tym razem pilnuję odległości. Jest za zimno na pomyłki.
Mniej więcej w połowie drogi czuję jak kamienieją mi policzki. Już nawet uśmiechnąć się nie mogę. Usiłuję założyć buff na nos i usta, ale nie potrafię przez niego oddychać, mam wrażenie, że się przyduszam jak mam ten materiał na twarzy.
Lodowaty powiew wiatru otacza mnie z każdej strony a złowrogie ciemne chmury nadciągają nieubłaganie.
Jakby tego wszystkiego było mało, zaczyna z nieba padać jakiś drobny grysik. Ludzie pochowali się po domach, tylko jakiś mężczyzna pcha wózek z pociętymi gałęziami. Pewnie nie ma czym w piecu napalić, więc radzi sobie jak może zbierając jakiekolwiek drewno.
Mijam go i drepczę dalej. Ogólnie nie jest mi zimno. Zapomniałam tylko o tym, żeby posmarować twarz tłustym kremem i użyć jakieś pomadki ochronnej, więc lecące od wiatru łzy zamarzają na policzkach.
Wreszcie docieram w okolice domu. Zostało mi kilka metrów a aplikacja treningowa właśnie zakończyła swoje odliczanie, więc mogę zacząć iść. Po kilku krokach zaczynam czuć jakbym miała nogi z drewna. Nie, to nie mięśnie zesztywniały, to legginsy są za cienkie, mimo iż ocieplane. Wracam do biegu, tak będzie bezpieczniej.
Kiedy już weszłam do mieszkania, szybciutko zdjęłam, mimo wszystko, mokre od potu ubrania i postanowiłam wziąć letni prysznic. Tak, tak... letni, ponieważ ciepła woda zdawała się być wrzątkiem. Wyglądałam jakbym się mocno poparzyła.
Oj, chyba ciut odmroziłam sobie skórę tu i ówdzie.
Szybki prysznic, ciepły koc i herbata z miodem, cytryną i imbirem zdziałały cuda.
Obawiałam się, że mogę przypłacić tę przygodę sporym przeziębieniem, ale kompletnie mi nic nie było.
Za to kolejne doświadczenie mogę dołożyć do tych, które już zdobyłam
Na drugi dzień dowiedziałam się, że tam gdzie biegłam, odczuwalna temperatura wynosiła ok -21 stopni.
Następnym razem byłam już mądrzejsza i jak poczułam, że mi zbyt chłodno, wróciłam do domu zmienić "dekorację".
Mimo wszystko Endomondo pokazało mi, że przebiegłam 8,13km w 0:58:14 ze średnim tempem 7:10.
Zegarek dodał, że ze średnim tętnem 153
Re: Zaczynając od zera
: 04 mar 2018, 23:26
autor: Bianka16
" Ku końcowi'
Powoli program treningowy dla żółtodziobów się kończy. Nie, nie rezygnuję z biegania, lecz szykuję się do zamknięcia samego początku przygody aby pójść dalej. Zostały mi w zasadzie jeszcze dwa wyjścia z programem, ponieważ to trzecie polega na tym, że biegnie się non stop przez 60 minut.
Dzisiaj miałam 4 minuty marszu i 55 truchtu.
Słonko świeciło, zaczęło robić się cieplej więc z ogromną przyjemnością podreptałam przed siebie.
Postanowiłam jednak zacząć równocześnie program treningowy z zegarka przygotowujący do 10K.
Ku mojemu zaskoczeniu jest on dużo łatwiejszy niż ten, który właśnie kończę.
Na dziś wyznaczył mi 30 minut spokojnego biegu w zakresie 1-2 ( tętno do 126).
Hmmm, bardzo ciekawe jak mam to zrobić. Przecież to strefa spaceru, nawet nie truchtu.
Trudno, włączam obie aplikacje na raz i lecę jak zwykle w strefie dla mnie najwygodniejszej (czytaj 4, ze średnim tętnem 154).
Obie aplikacje szły w tym samym czasie. Ta z Polara skończyła się wcześniej, druga dociągnęła mnie do ukochanego komunikatu "Training completed".
Nie to jednak było najbardziej interesujące. Polar oprócz biegu wyznaczył mi na dzisiaj tzw "Rozciąganie statyczne". Odpaliłam filmik, żeby rzucić na niego okiem. Ćwiczenia prościusieńkie, wręcz banalne. Jak to ma mnie rozciągnąć?
No nic, pora spróbować. Filmik poszedł od początku, do tego włączyłam zegarek, żeby zarejestrował, że nie oszukuję
O matko jedyna ... fajnie się patrzało, ale jak można się tak wyginać? Mam wrażenie, że moje ścięgna są zdecydowanie za krótkie. Mężczyzna na filmiku bez problemu sięga do swojej podeszwy.
Myślę sobie: " Chłopie, zapomnij, moje ręce są za krótkie a nogi za grube na takie wyczyny.
Całość trwała niewiele ponad 8 minut. Powinnam pewnie ze dwa, trzy razy powtórzyć cała serię, ale nie dziś. Na dziś wystarczy tej jogi.
Boszeeeee jaka jestem sztywna i zastana.
Następnym razem będzie lepiej
Re: Zaczynając od zera
: 09 mar 2018, 21:23
autor: Bianka16
"Trochę luzu"
Trening z "Running for brginners" + trening z Polara a do tego dodatkowe ćwiczenia: rozciągnie statyczne, dynamiczne, trening siłowy, trening core i ... oj, nie, jednak to zbyt dużo. Jestem zmęczona, mocno zmęczona. Przecież bieganie ma mi przynosić radość i przyjemność. To ma być dla mnie zabawa a nie konieczność odhaczania kolejnych "zaplanowanych" dni. Zwalniam.
Chwiiiiiiila.
Do ćwiczeń ogólnorozwojowych muszę podejść tak samo jak do nauki biegania. Na początku biegłam 1 minutę, a 2 minuty szłam, teraz mogę już biec 60 minut non stop. Podobnie podejdę do ćwiczeń. Przecież nikt mnie nie zmusza do katowania się, jeśli nie daję na razie rady. Przecież nie muszę powtarzać wszystkich ćwiczeń z aptekarską dokładnością we wskazanej ilości. Czasem wystarczy kilka powtórzeń, później przyjdzie czas na więcej.
Czy coś się stanie jak nie "zaliczę" jednego wyjścia biegowego i to takiego który jest dzień po dniu?
Stwierdziłam, że posłucham swojego organizmu a nie aplikacji. Ona nie czuje moich mięśni, które wołają o "chwilę oddechu".
Ciekawych rzeczy dowiedziałam się dzięki wspaniałym ludziom z tego forum. Chcąc efektywnie wykorzystać treningi z platformy Polara, muszę wyznaczyć moje własne (hmmm, jak to sobie nazwać), strefy graniczne, czyli tętno spoczynkowe i HRmax.
Zabieram się więc do dzieła i jako pierwsze na tapetę idzie tętno spoczynkowe. Według moim obserwacji wynosi ono 56, jednak dostałam pewnie wskazówki, po zastosowaniu których, wynik ten może być trochę inny. Tylko jak to zrobić? Jak zmierzyć tętno rano, bez wstawania z łóżka? Przy moim "ADHD" jak tylko otwieram oczy, to automatycznie wyskakuję z "leżanki" jak oparzona. U mnie to odruch. Z pomocą przyszło mi to urządzonko na moim nadgarstku. Włączyłam całodobowe monitorowanie tętna.
Kilka razy na nim pojawił się wynik 51 a raz nawet 50. Bardzo to ciekawe. Czyli mogę przyjąć, że moje tętno spoczynkowe wynosi 51.
Teraz czeka mnie wyznaczenie HRmax. Strasznie się tego boję. Cały czas człapię sobie we własnym wolniutkim tempie, choć zdarzają się chwile gdy muszę się "poderwać", lecz sporadycznie i na kilka sekund. W takich momentach mam wrażenie, że moje możliwości są większe, niż uznałam że są, ale jakoś obawiam się podkręcenia sobie poprzeczki.
Z drugiej strony, to niesamowicie ciekawe. Co rusz odkrywam siebie i swoje możliwości o których nie miałam bladego pojęcia.
Co z tego wszystkiego wyjdzie? Gdzie zajdę, co uda mi się osiągnąć?
Już teraz to dla mnie zadziwiające, jak totalna "oferma biegowa" potrafi przeszurać prawie 10 km.
Re: Zaczynając od zera
: 11 mar 2018, 18:43
autor: Bianka16
" Koniec"
Dzisiaj się żegnam.
Nie, wcale nie z bieganiem, ani nie z forum. Żegnam się z moim pierwszym treningowym programem.
60 minut ciągłego biegu i ostatni trening zaliczony.
W sumie przebiegłam sobie dzisiaj te 10km w 1:04:24.
Wiem, że na tle innych biegających osób, to żaden wyczyn, choć ja cieszę się jak dziecko.
Przez 5 miesięcy z niczego, udało mi się wykręcić 10km.
Na początku nie byłam w stanie przebiec nawet kilku metrów, żeby nie wypluwać płuc.
Teraz czas wyznaczyć sobie kolejne małe cele.
Przeanalizowałam to, co zaproponował mi Polar i stwierdziłam, że nie dam jednak rady. Za dużo treningów.
5 dni biegowych i do tego kilka treningów ogólnorozwojowych są poza moim zasięgiem. Za dużo i za intensywnie. Przecież nic mnie nie goni. Zaznaczyłam niewłaściwą datę ukończenia planu. Nic nie mogłam zmienić ani poprzestawiać. Żegnam więc ten plan, a spróbuję czegoś spokojniejszego. No nic, uczymy się.
Dzisiejszy dzień był śmieszny.
Poszłam na ścieżkę biegową prowadzącą przez pobliski lasek. Jedno kółko to 4 km. Fajnie oznaczona trasa. Ptaszki śpiewają, las pachnie żywicą, ciepło i przyjemnie a do tego ... kilku spacerowiczów, kilka osób z kijkami i jakaś nieszkodliwa grupka "czcicieli Bachusa" siedząca na pobliskim pniu.
Powłączałam co się dało i biegnę ....
Przede mną sunie dziewczyna trenująca nordic walking.
Matko, jak ona zasuwa. Trochę głupio biec za kimś kto idzie. Zebrałam się w sobie i zwiększyłam tempo. Udało mi się minąć to wysportowane dziewczę, choć łatwe to nie było. Niestety, nie było innej drogi, więc starałam się trzymać fason i tempo.
Po drodze minęłam starsze małżeństwo, które także maszerowało z kijkami.
Jakie to piękne, kiedy osoby ( na moje oko) po 70-tce są takie aktywne i czerpią z tego radość.
Za chwilę spotykam kolejną, tym razem trochę młodszą parę. Uśmiechamy się mijając. Oni wędrują w przeciwnym kierunku.
Dobiegam swoją pierwszą czwórkę (4km) z nadzieją, że dziewczyna za mną, tutaj swój chód zakończy, ale gdzie tam, ona też leci drugie kółko. Nagle ... pomyliłam drogę. Pognałam gdzieś w las. No ładnie, jestem ciekawa, czy uda mi się wrócić na ścieżkę. Z resztą, a co mi tam, i tak mam do wybiegania 10 a nie 8km, może to i lepiej.
W pewnym momencie wracam na trasę. Widzę, że znajoma dziewczyna jest sporo przede mną. Ufff... w sumie mogę zwolnić, nie będę jej gonić.
Długo nie musiałam czekać. Nagle ona zawróciła i idzie w moim kierunku. Roześmiałyśmy się mijając. Dla niej to był już koniec trasy, dla mnie niecała połowa. Biegnę dalej. Jakieś młode psiątko w typie amstafa podbiega do mojej nogi. Chce się bawić, ale ja nie mam na to czasu. Właściciel przywołuje do siebie psiaka.
Lecę dalej i ... mijam znajome już mi małżeństwo. Śmiejemy się do siebie serdecznie. Tak, tak, widzimy się już drugi raz.
Zostało mi ostatnie 10 minut do wybiegania i kogo spotykam?
Tych dwoje starszych, przesympatycznych ludzi.
- Ale ma pani kondycję, drugi raz się spotykamy, dwa kółka już pani zrobiła. - powiedziała z podziwem tamta kobietka.
Roześmiałam się mówiąc, że kondycja kiepska, bo już mam dość, ale za chwileczkę kończę.
Jakie to było sympatyczne i dla mnie motywujące. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz spotkam się z tamtymi cudownymi osobami.