Re: [wigi] Pod prąd – czyli 2:50 przed 60
: 06 paź 2018, 07:34
30.09.2018 II Półmaraton Słupski Biegiem do Jantara
Jakoś tak od dłuższego czasu bez entuzjazmu oczekiwałem tego biegu. Przemęczenie, brak czasu na sensowne treningi, do tego ostatnie problemy z kostką i niedokończone treningi napawały mnie bardziej zniechęceniem niż wiarą w to, że uda mi się zrobić jakiś sensowny wynik. Do tego prognozy pogody, które zapowiadały mocne porywy wiatru i przelotne opady deszczu.
W sobotę mimo meczu Polaków z USA postanowiłem położyć się spać po 22, żeby się chociaż porządnie wyspać. Co z tego skoro obudziłem się już koło 4.30. Próbowałem jeszcze zasnąć ale było to bardziej oszukiwanie samego siebie. Po około godzinie kręcenia się z boku na bok wstałem. Zjadłem na spokojnie śniadanie. Koło 7 pies upomniał się o wyjście na dwór. Pomyślałem, że może właśnie tego mi potrzeba. Wyjść trochę z domu, spróbować zresetować głowę I to był dobry pomysł, bo trochę się uspokoiłem. Powiedziałem sobie, że skoro całkiem niedawno na treningu biegałem 4*3 km w tempie 4:10 to czemu miałbym nie dać rady pobiec w takim tempie połmaratonu.
Z domu wyszedłem niecałą godzinę przed biegiem. W ramach rozgrzewki potruchtałem na miejsce biegu. Jakieś 15 minut przed rozpoczęciem biegu oddałem kurtkę do depozytu i ustawiłem się na starcie. Końcowe odliczanie i wreszcie ruszyliśmy. Początek wydawał mi się wolny do momentu kiedy spojrzałem na zegarek który pokazywał tempo 3:45. Zacząłem delikatnie zwalniać zwłaszcza, że wiedziałem, że zaraz będzie pierwsze podejście do podbiegu. Pierwszy kilometr 4:09. Drugi mimo podbiegu 4:11. W miarę możliwości starałem się podczepiac pod jakieś grupki biegnące zbliżonym tempem ale kiedy tylko spadało zbyt mocno przyspieszałem. Kolejny kilometr idealnie 4:10. Momentami zastanawiałem się nawet czy nie podkręcić trochę tempa. Czwarty kilometr z punktem nawadniania w 4:16. Na piątym km mam kilka sekund zapasu. Dwa kolejne wg planu: 4:10, 4:08. Następnie długa prosta centralnie pod wiatr, którego wcześniej praktycznie nie było czuć. Jest ciężko, na chwilę podczepiam się do kogoś ale po kilkunastu metrach wyprzedzam go i biegnę dalej sam (4:15). Tak zresztą było już praktycznie do końca. Potem znowu podbieg, tym razem dłuższy i znowu walka (4:14). Znacznik 10km mijam z sekundą straty wiec jestem zadowolony. Drugą pętlę zaczynam dobrze: 4:07, 4:09 mimo podbiegu, 4:08, 4:14. Przegapiam znacznik 15 km wiec nie wiem jaki mam czas względem założonego ale tempo wg zegarka cały czas pokazuje średnio 4:10-4:11 wiec wiem ze jest dobrze. Na 16 km wychodzi mi kilkanaście sekund zapasu ale jakoś nie jestem do końca pewien, wydaje mi się że trochę za dużo. Potem zaczynają się schody - znowu długa prosta pod wiatr który wieje jeszcze mocniej. Na chwilę łapię się jakiegoś gościa ale kiedy tempo spada zbyt mocno (4:13) mijam go i biegnę dalej sam. Czuję, że słabnę. Ciężko mi walczyć z wiatrem, pojawiają się myśli żeby odpuścić. 19 km kończę w 4:15 wiec znów poniżej założeń a przede mną jeszcze długi podbieg. Nie odpuszczam, staram się biec na tyle żeby stracić jak najmniej i próbować odrobić coś na końcówce. Łapię drugi oddech podczas zbiegu ale zaraz potem znów długa prosta pod wiatr. Marzę żeby już się skończyła, żeby wreszcie nie było pod wiatr. Jakby tego było mało mam uczucie że moje łydki pracują ostatkiem sił, że lada chwila złapią mnie skurcze. Tylko nie teraz, przed samą meta kiedy chciałem jeszcze powalczyć na ostatnich metrach. Mijam znacznik 20 km, wychodzi mi że mam kilka sekund straty. Ryzykuję, przyspieszam w miarę możliwości. 21 km pokonuję w 4:05. Jeszcze tylko kawałek, podbieg w kierunku mety. Kiedy się do niej zbliżam dostrzegam zegar który pokazuje czas 1:27:47. Przyspieszam wiec ile sił w nogach nie patrząc ze jest pod górkę i że w każdej chwili mogą.mnie złapać skurcze. Mijam linię mety, mój zegarek pokazuje 1:27:57. Udało się ostatkiem sił. Ostatni odcinek pokonałem w tempie 3:30 wg garmina . A skurcze dopadły mnie kilka minut później kiedy próbowałem usiąść żeby zjeść posiłek regeneracyjny, więc wiem, że wynik był na styku. Choć z drugiej strony jestem pewien, że gdyby nie wiatr to kilka sekund pewnie jeszcze bym urwał. Najbardziej cieszę się z tego, że udało mi się utrzymać wynik do końca i że trafnie oceniłem swoje możliwości.
Całość: 21,097 km, czas: 1:27:56, śr.tempo: 4:10 min/km
https://www.relive.cc/view/e1206810395
Jakoś tak od dłuższego czasu bez entuzjazmu oczekiwałem tego biegu. Przemęczenie, brak czasu na sensowne treningi, do tego ostatnie problemy z kostką i niedokończone treningi napawały mnie bardziej zniechęceniem niż wiarą w to, że uda mi się zrobić jakiś sensowny wynik. Do tego prognozy pogody, które zapowiadały mocne porywy wiatru i przelotne opady deszczu.
W sobotę mimo meczu Polaków z USA postanowiłem położyć się spać po 22, żeby się chociaż porządnie wyspać. Co z tego skoro obudziłem się już koło 4.30. Próbowałem jeszcze zasnąć ale było to bardziej oszukiwanie samego siebie. Po około godzinie kręcenia się z boku na bok wstałem. Zjadłem na spokojnie śniadanie. Koło 7 pies upomniał się o wyjście na dwór. Pomyślałem, że może właśnie tego mi potrzeba. Wyjść trochę z domu, spróbować zresetować głowę I to był dobry pomysł, bo trochę się uspokoiłem. Powiedziałem sobie, że skoro całkiem niedawno na treningu biegałem 4*3 km w tempie 4:10 to czemu miałbym nie dać rady pobiec w takim tempie połmaratonu.
Z domu wyszedłem niecałą godzinę przed biegiem. W ramach rozgrzewki potruchtałem na miejsce biegu. Jakieś 15 minut przed rozpoczęciem biegu oddałem kurtkę do depozytu i ustawiłem się na starcie. Końcowe odliczanie i wreszcie ruszyliśmy. Początek wydawał mi się wolny do momentu kiedy spojrzałem na zegarek który pokazywał tempo 3:45. Zacząłem delikatnie zwalniać zwłaszcza, że wiedziałem, że zaraz będzie pierwsze podejście do podbiegu. Pierwszy kilometr 4:09. Drugi mimo podbiegu 4:11. W miarę możliwości starałem się podczepiac pod jakieś grupki biegnące zbliżonym tempem ale kiedy tylko spadało zbyt mocno przyspieszałem. Kolejny kilometr idealnie 4:10. Momentami zastanawiałem się nawet czy nie podkręcić trochę tempa. Czwarty kilometr z punktem nawadniania w 4:16. Na piątym km mam kilka sekund zapasu. Dwa kolejne wg planu: 4:10, 4:08. Następnie długa prosta centralnie pod wiatr, którego wcześniej praktycznie nie było czuć. Jest ciężko, na chwilę podczepiam się do kogoś ale po kilkunastu metrach wyprzedzam go i biegnę dalej sam (4:15). Tak zresztą było już praktycznie do końca. Potem znowu podbieg, tym razem dłuższy i znowu walka (4:14). Znacznik 10km mijam z sekundą straty wiec jestem zadowolony. Drugą pętlę zaczynam dobrze: 4:07, 4:09 mimo podbiegu, 4:08, 4:14. Przegapiam znacznik 15 km wiec nie wiem jaki mam czas względem założonego ale tempo wg zegarka cały czas pokazuje średnio 4:10-4:11 wiec wiem ze jest dobrze. Na 16 km wychodzi mi kilkanaście sekund zapasu ale jakoś nie jestem do końca pewien, wydaje mi się że trochę za dużo. Potem zaczynają się schody - znowu długa prosta pod wiatr który wieje jeszcze mocniej. Na chwilę łapię się jakiegoś gościa ale kiedy tempo spada zbyt mocno (4:13) mijam go i biegnę dalej sam. Czuję, że słabnę. Ciężko mi walczyć z wiatrem, pojawiają się myśli żeby odpuścić. 19 km kończę w 4:15 wiec znów poniżej założeń a przede mną jeszcze długi podbieg. Nie odpuszczam, staram się biec na tyle żeby stracić jak najmniej i próbować odrobić coś na końcówce. Łapię drugi oddech podczas zbiegu ale zaraz potem znów długa prosta pod wiatr. Marzę żeby już się skończyła, żeby wreszcie nie było pod wiatr. Jakby tego było mało mam uczucie że moje łydki pracują ostatkiem sił, że lada chwila złapią mnie skurcze. Tylko nie teraz, przed samą meta kiedy chciałem jeszcze powalczyć na ostatnich metrach. Mijam znacznik 20 km, wychodzi mi że mam kilka sekund straty. Ryzykuję, przyspieszam w miarę możliwości. 21 km pokonuję w 4:05. Jeszcze tylko kawałek, podbieg w kierunku mety. Kiedy się do niej zbliżam dostrzegam zegar który pokazuje czas 1:27:47. Przyspieszam wiec ile sił w nogach nie patrząc ze jest pod górkę i że w każdej chwili mogą.mnie złapać skurcze. Mijam linię mety, mój zegarek pokazuje 1:27:57. Udało się ostatkiem sił. Ostatni odcinek pokonałem w tempie 3:30 wg garmina . A skurcze dopadły mnie kilka minut później kiedy próbowałem usiąść żeby zjeść posiłek regeneracyjny, więc wiem, że wynik był na styku. Choć z drugiej strony jestem pewien, że gdyby nie wiatr to kilka sekund pewnie jeszcze bym urwał. Najbardziej cieszę się z tego, że udało mi się utrzymać wynik do końca i że trafnie oceniłem swoje możliwości.
Całość: 21,097 km, czas: 1:27:56, śr.tempo: 4:10 min/km
https://www.relive.cc/view/e1206810395