Question.prc - moja droga do biegania
: 06 lis 2017, 20:33
Cześć! Witam na moim dzienniku motywacyjnym.
Nazywam sie Adam. Mam 25 lat, 172 cm wzrostu i 89 kg (20 kg nadwagi). Moja historia jest prosta... całą szkołe byłem chudziutki, aż tu nagle bęc! zamieszkałem z narzeczoną, zacząłem pracę biurową, a potem to już jakoś poszło. Z wagi 72 kg dobiłem do 35% BF i 20 kg nadwagi.
[/img]
Plan jest prosty. 10 km > 15 km > półmaraton > maraton > ultra
heh.. ale mam wyobraźnię
Kiprun LD
zacznijmy od początku
Moja przygoda z bieganiem zaczeła sie całkiem z nienacka. Siedząc, któregos razu w pracy na [F] pojawiło mi sie wydarzenie z biegiem na moim osiedlu. Osobowicka ósemka 2017. Pomyślałem - dlaczego, nie, w końcu są dwa uda, albo się uda albo się nie uda. Zapisałem się, dodatkowo motywowało mnie to, że bieg był calkiem darmowy, więc nawet jak nie dobiegnę/nie wystartuje - to nic nie tracę.
24.09 [Niedziela] Tydzień przed imprezą wybrałem się do lasu pobiegać około 21, co się okazuje później mi zostało w nawyku. Chciałem się sprawdzić - czy od tak uda mi się przebiec te 8 km.
Udało się. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale się udało. Nawet zakwasy i ból, który był na całym ciele, nie powstrzymał mojego entuzjazmu. W środę na rozbicie zakwasów przebiegłem kolejne 4 km. Potem już pas - do samych zawodów.
01.10 [niedziela] Dzień zawodów, pogoda idealna. Cieplutko, w lesie delikatny chłodek. Pogoda wręcz idealna do biegania. Na miejscu byłem pół godziny przed startem. Biegła ze mną moja znajoma z pracy, którą udało mi się przekonać do spontanicznego wyczynu.
Numerki odebrane, wspólna rozgrzewka - i na start. Ustawiliśmy się w tyle stawki, tak jakby wypadało. I biegniemy! Pierwszy kilometr - bajka. Czułem, że jest ekstra, że mogę przenosić góry - nawet trochę poganiałem znajomą. Żarty żarciki, wyprzedzanie kolejnych biegaczy... no i sie zaczeło... kolka. Cholerna kolka dopadła i nie chciała puścić. Co się później okazało - doszła do niej mega zadyszka - Adam juz nie mógł biec jak wcześniej, ciężko było nawet z rozmową, a koleżanka, która wcześniej goniła za mną teraz znikała gdzieś przede mną, uśmiechając sie i krzycząc, że dam radę. Nie dawałem.
Pierwsze okrążenie było straszne, nie mogłem znieść myśli, że to dopiero 4 km. W okolicach 5 km bieg zamieniał się w Goldmana, czy jak tam to się zwie. tylko niestety w złej proporcji. Więcej marszu z kolką w boku, niż biegu. Dałem radę... został ostatni kilometr - powiedziałem sam sobie " stary dasz radę ostatni kilometr ciśnij ile się da" Wyleciałem na ostatnią prostą, organizm wołał o chwilę przerwy. W tym momencie udało mi się pierwszy raz od 7 km kogoś wyprzedzić. to dodało mi skrzydeł, przyspieszyłem i ostatnie 500 m to sprint na oparach energii.
Niesamowite było przebiegnięcie całości i dobiegnięcie - nie jako ostatni. 52minuty. to było coś - a pomyśleć, że dla większości obecnych tam biegaczy, to była rozgrzewka, albo przebieżka po maratonie dzien wcześniej
Ale to dało mi do myślenia. Już w poniedziałek razem z teściem (ultras od 4 lat, górski biegacz) szukaliśmy planu treningowego.
Założeń było kilka
1) plan dla kompletnego żółtodzioba
2) plan dla grubego żółtodzioba
3) 10 km bez zawału na mecie w 3 miesiące.
10 km w 10 tygodni https://treningbiegacza.pl/plany-trenin ... atkujacych
[5.10.2017]; [8.10.2017] 5 minut marszu, 5 minut biegu - ta... dla takiego żółtodzioba z nadgorliwością, było to nie do przyjęcia. jak to może być ze trening trwa 10 minut. Dopiero później zrozumiałem, że trening to też rozgrzewka
[10.10.2017]; [12.10.2017] 5 minut marszu 10 minut biegu - ta... 30 min 3,5 km tempo: 7m/km - to był zajazd. Wróciłem do domu z bananem na ustach, zziajany jak smok wawelski.
[14.10.2017] INTERWAŁY!! matko boska! Wszystkie kebaby i fast foody przeleciały mi przed oczami. Jakby to miał być już koniec...
Tutaj już trzymałem się czasu. W sumie - nie ma sie co dziwić, więcej bym nie wyzipał.
[17.10.2017]; [19.10.2017] 15 min 2,5 km tempo:; 5,58m/km puls= zawał/m
[22.10.2017] impreza rodzinna, a po imprezie wieczorkiem 20-21 wraz z teściem ultrasem lekka przebieżka po wale osobowickim. Dokładnie w tym miejscu dowiedziałem się, że biegam jak debil, że warto wiedzieć co to kadencja i że powinienem kupić lepsze buty. W prezencie na zachęte dostałem zegarek z pulsometrem ze znanej francuskiej sportowej sieciówki.
dystans: 5,64 km
czas: 41 m
tempo: 7,16m/km
[24.10.2017] dopiero tutaj zaczeło się świadome bieganie i pierwsze rozterki, gdy okazało się, że jak biegnę tak jak należy to moje tempo wcale nie jest tak fajne, jak wcześniej, a nawet gorsze niż na osobowickiej ósemce. Musiałem, więc trochę poprawić sobie humor.
dystans: 2,5 km
czas: 16:30 m
tempo: 6:30/km
[26.10.2017] kadencja kadencja... 170bpm... puls 155 upm. A tempo? No przestało mi się to bieganie podobać, aż tak
dystans: 2,61 km
czas: 17:55 m
tempo: 6:59/km
[28.10.2017] INTERWAŁY - jezusie... trzeba było sprawdzić jaki mam HRmax, w końcu się przyda... mało nie padłem. Ale wynik powalał moje ego na kolana. Przy biegach + marszu dużo lepszy wynik niż przy samym biegu. Czad
dystans: 3,75 km
czas: 23:24 m
tempo: 6:15 m/km
[31.10.2017] spokojne bieganie, tak jak teść ultras nakazał. Moja piszczel mówiła to samo. Rozciąganie i rozgrzewka stały się nieodłączną częścią treningu - ale tym razem to już na serio
dystans: 2,95 km
czas: 20:55 m
tempo: 7:05 m/km
[2.11.2017] No przyznaje zdenerwowałem się tym ciągłym stukaniem metronomu i pilnowaniem pulsu. Poleciałem na żywioł...
dystans: 3,63 km
czas: 22:20 m
tempo: 6:09 m/km
[4.11.2017] no i wróciłem do standardów, sumienie nie dało żyć
puls 155 bpm,
kadencja 160-170bpm
dystans: 2,85 km
czas: 20:54 m
tempo: 7,19 m/km
no to zobaczymy co będzie jutro
Nazywam sie Adam. Mam 25 lat, 172 cm wzrostu i 89 kg (20 kg nadwagi). Moja historia jest prosta... całą szkołe byłem chudziutki, aż tu nagle bęc! zamieszkałem z narzeczoną, zacząłem pracę biurową, a potem to już jakoś poszło. Z wagi 72 kg dobiłem do 35% BF i 20 kg nadwagi.
[/img]
Plan jest prosty. 10 km > 15 km > półmaraton > maraton > ultra
heh.. ale mam wyobraźnię
Kiprun LD
zacznijmy od początku
Moja przygoda z bieganiem zaczeła sie całkiem z nienacka. Siedząc, któregos razu w pracy na [F] pojawiło mi sie wydarzenie z biegiem na moim osiedlu. Osobowicka ósemka 2017. Pomyślałem - dlaczego, nie, w końcu są dwa uda, albo się uda albo się nie uda. Zapisałem się, dodatkowo motywowało mnie to, że bieg był calkiem darmowy, więc nawet jak nie dobiegnę/nie wystartuje - to nic nie tracę.
24.09 [Niedziela] Tydzień przed imprezą wybrałem się do lasu pobiegać około 21, co się okazuje później mi zostało w nawyku. Chciałem się sprawdzić - czy od tak uda mi się przebiec te 8 km.
Udało się. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale się udało. Nawet zakwasy i ból, który był na całym ciele, nie powstrzymał mojego entuzjazmu. W środę na rozbicie zakwasów przebiegłem kolejne 4 km. Potem już pas - do samych zawodów.
01.10 [niedziela] Dzień zawodów, pogoda idealna. Cieplutko, w lesie delikatny chłodek. Pogoda wręcz idealna do biegania. Na miejscu byłem pół godziny przed startem. Biegła ze mną moja znajoma z pracy, którą udało mi się przekonać do spontanicznego wyczynu.
Numerki odebrane, wspólna rozgrzewka - i na start. Ustawiliśmy się w tyle stawki, tak jakby wypadało. I biegniemy! Pierwszy kilometr - bajka. Czułem, że jest ekstra, że mogę przenosić góry - nawet trochę poganiałem znajomą. Żarty żarciki, wyprzedzanie kolejnych biegaczy... no i sie zaczeło... kolka. Cholerna kolka dopadła i nie chciała puścić. Co się później okazało - doszła do niej mega zadyszka - Adam juz nie mógł biec jak wcześniej, ciężko było nawet z rozmową, a koleżanka, która wcześniej goniła za mną teraz znikała gdzieś przede mną, uśmiechając sie i krzycząc, że dam radę. Nie dawałem.
Pierwsze okrążenie było straszne, nie mogłem znieść myśli, że to dopiero 4 km. W okolicach 5 km bieg zamieniał się w Goldmana, czy jak tam to się zwie. tylko niestety w złej proporcji. Więcej marszu z kolką w boku, niż biegu. Dałem radę... został ostatni kilometr - powiedziałem sam sobie " stary dasz radę ostatni kilometr ciśnij ile się da" Wyleciałem na ostatnią prostą, organizm wołał o chwilę przerwy. W tym momencie udało mi się pierwszy raz od 7 km kogoś wyprzedzić. to dodało mi skrzydeł, przyspieszyłem i ostatnie 500 m to sprint na oparach energii.
Niesamowite było przebiegnięcie całości i dobiegnięcie - nie jako ostatni. 52minuty. to było coś - a pomyśleć, że dla większości obecnych tam biegaczy, to była rozgrzewka, albo przebieżka po maratonie dzien wcześniej
Ale to dało mi do myślenia. Już w poniedziałek razem z teściem (ultras od 4 lat, górski biegacz) szukaliśmy planu treningowego.
Założeń było kilka
1) plan dla kompletnego żółtodzioba
2) plan dla grubego żółtodzioba
3) 10 km bez zawału na mecie w 3 miesiące.
10 km w 10 tygodni https://treningbiegacza.pl/plany-trenin ... atkujacych
[5.10.2017]; [8.10.2017] 5 minut marszu, 5 minut biegu - ta... dla takiego żółtodzioba z nadgorliwością, było to nie do przyjęcia. jak to może być ze trening trwa 10 minut. Dopiero później zrozumiałem, że trening to też rozgrzewka
[10.10.2017]; [12.10.2017] 5 minut marszu 10 minut biegu - ta... 30 min 3,5 km tempo: 7m/km - to był zajazd. Wróciłem do domu z bananem na ustach, zziajany jak smok wawelski.
[14.10.2017] INTERWAŁY!! matko boska! Wszystkie kebaby i fast foody przeleciały mi przed oczami. Jakby to miał być już koniec...
Tutaj już trzymałem się czasu. W sumie - nie ma sie co dziwić, więcej bym nie wyzipał.
[17.10.2017]; [19.10.2017] 15 min 2,5 km tempo:; 5,58m/km puls= zawał/m
[22.10.2017] impreza rodzinna, a po imprezie wieczorkiem 20-21 wraz z teściem ultrasem lekka przebieżka po wale osobowickim. Dokładnie w tym miejscu dowiedziałem się, że biegam jak debil, że warto wiedzieć co to kadencja i że powinienem kupić lepsze buty. W prezencie na zachęte dostałem zegarek z pulsometrem ze znanej francuskiej sportowej sieciówki.
dystans: 5,64 km
czas: 41 m
tempo: 7,16m/km
[24.10.2017] dopiero tutaj zaczeło się świadome bieganie i pierwsze rozterki, gdy okazało się, że jak biegnę tak jak należy to moje tempo wcale nie jest tak fajne, jak wcześniej, a nawet gorsze niż na osobowickiej ósemce. Musiałem, więc trochę poprawić sobie humor.
dystans: 2,5 km
czas: 16:30 m
tempo: 6:30/km
[26.10.2017] kadencja kadencja... 170bpm... puls 155 upm. A tempo? No przestało mi się to bieganie podobać, aż tak
dystans: 2,61 km
czas: 17:55 m
tempo: 6:59/km
[28.10.2017] INTERWAŁY - jezusie... trzeba było sprawdzić jaki mam HRmax, w końcu się przyda... mało nie padłem. Ale wynik powalał moje ego na kolana. Przy biegach + marszu dużo lepszy wynik niż przy samym biegu. Czad
dystans: 3,75 km
czas: 23:24 m
tempo: 6:15 m/km
[31.10.2017] spokojne bieganie, tak jak teść ultras nakazał. Moja piszczel mówiła to samo. Rozciąganie i rozgrzewka stały się nieodłączną częścią treningu - ale tym razem to już na serio
dystans: 2,95 km
czas: 20:55 m
tempo: 7:05 m/km
[2.11.2017] No przyznaje zdenerwowałem się tym ciągłym stukaniem metronomu i pilnowaniem pulsu. Poleciałem na żywioł...
dystans: 3,63 km
czas: 22:20 m
tempo: 6:09 m/km
[4.11.2017] no i wróciłem do standardów, sumienie nie dało żyć
puls 155 bpm,
kadencja 160-170bpm
dystans: 2,85 km
czas: 20:54 m
tempo: 7,19 m/km
no to zobaczymy co będzie jutro