10.12.2020 - 13.12.2020czwartek - trening coreCoraz lepiej idzie. Odbębniłem trening z samego rana, pół godziny minęło jak z bicza strzelił.
piątek - 11 km BSW planach miałem podbiegi. W czwartek wieczorem podróż autem na Śląsk, potem nie chciało mi się rano wstawać, w ciągu dnia masa roboty i tak dopiero wieczorem znalazłem czas. Tylko czas, bo chęci nie miałem kompletnie. Pobiegałem razem z bratem i postanowiliśmy zamienić z sobotą podbiegi na zwykłe rozbieganie. Smog straszny, ciemno, ponuro, zero stopni. Oj topornie szło, takie ogólne zmęczenie materiału i niechęć do biegania. Dopiero pod koniec złapałem trochę wiatru w żagle, ale na ostatnim podbiegu poczułem też łydy. Ważne, że odbębnione. Tempo spokojne, puls spoko.
11,1 km @ 5:24 min/km ~ 146/166 bpm
PS. Tata po ponad 6 tygodniach w szpitalu wreszcie wrócił do domu. Covid i jego powikłania. Dodam, że tata wcale nie jest ani staruszkiem ani chorowitym człowiekiem. Serio, uważajcie na siebie!
sobota - 11,5 km: BS + 10x40" podbiegiTe biegi piątkowo-niedzielne powinienem ochrzcić mianem tryptyku smogowego. Dziś udało się wybrać na trening z Pawłem rano. Za dnia od razu inaczej się biega, pierwsze 8 km minęło błyskawicznie, po drodze trzy większe "premie górskie" na sporym lajcie. Na koniec danie główne, czyli 40-sekundowe odcinki biegane tempem w okolicach 4:00, zwykle ciut wolniej. Podbieg do łatwych nie należy, choć nie jest też mega stromy, taki moim zdaniem idealny pod tego typu trening. Weszło bardzo mocno w płuca, w nogi trochę też (nieco łydki i nieco dwugłowe), ale problem dziś raczej stanowiła wydolność. Niby pod kontrolą, ale po ósmym miałem ochotę odpuścić, jakoś dociągnąłem. Ostatni dowaliłem nawet szybciej. Na przemian raz prowadził Paweł, a raz ja, i jednak wolę ja prowadzić, wchodziło szybciej.

Przerwy w świńskim truchcie w dół.
11,5 km @ 5:32 min/km ~ 153/179 bpm
niedziela - 20 km BSPobudka, banan - error 404 not found, więc wjechały kanapki z wędliną i też fajnie się na nich biegło.

Spokojnie pobiegane z Pawłem, o dziwo bez większej historii, mimo że od paru miesiąc nie biegałem nic tak długiego. Po drodze jak zwykle smog, czekam na wiatr, co rozgoni, jak śpiewał klasyk... Dobiegliśmy prawie do granicy czeskiej, obiegliśmy kilka okolicznych wsi, trasa typu asfalty-chodniki. I po drodze pięć naprawdę solidnych długich podbiegów, łącznie natrzaskane 185m up. Na 17 km miałem mini kryzys, tzn. nie chciało mi się już specjalnie biec, ale cały czas na niskim pulsie i bez dryfu, więc naprawdę jestem zadowolony z treningu. Jednak lepiej trzymać spokojne konwersacyjne tempo niż biec jakimś śmieciowym.
20 km @ 5:23 min/km ~ 145/165 bpm
Łącznie w tygodniu: 68,2 kmNawet trochę więcej niż planowałem. Trzeci tydzień bazy za mną. Czuję, że buduję wytrzymałość i siłę mięśniową. Wydolność jeszcze nie jest idealna, ale przyjdzie z czasem. O dziwo to był mój trzeci największy kilometraż w tym roku! Trochę szok, bo biegałem sporo, ale większość tygodni w cyklu pod 5-10 km nie przekraczała 65 km, więc trzymam taki w miarę równy poziom przez cały rok.