Zlamac 20min / 5km
: 29 lip 2017, 06:39
Czesc!
Biegac zaczelam w 2010. Czasami mniej lub bardziej regularnie.
Kryzys zaczal sie w styczniu ubieglego roku kiedy z powodu pracy na bieganie w tygodniu nie mialam juz kompletnie czasu a weekendowe starty z powodu przemeczenia tak naprawde ryzykowalam za kazdym razem zdrowiem. Pozniej zaczelo byc tylko gorzej a ja powoli bieganie zaczelam zastepowac innego rodzaju aktywnosciami - mniej obciazajacymi serce.
Zeby bylo ciekawiej to w tym czasie osiagnelam jak dotad swoj najlepszy czas na dyche, w polowce a wynik na dystansie 43km w gorach poprawilam o poltorej godziny.
Pozniej do wszystkiego doszly roznego rodzaju perturbacje w pracy bardzo rzutujace na moje zycie osobiste i koniec koncow z biegania niemal calkowicie wycofalam sie na ponad rok, z czego prawie 8 m-cy spedzilam siedzac po godzinach w robocie.
Owocem tego jest plus 6kg, po dawnej "formie" nie ma nawet sladu a jakiekolwiek proby truchtania utwierdzaja mnie jedynie w przekonaniu ze przyjdzie mi zaczynac od poczatku.
Po jeszcze paru nieudanych probach wydaje mi sie ze znalazlam w koncu miejsce, w ktorym nie probuje sie wycisnac z czlowieka wszystkich sokow, stad zamysl by w koncu wrocic do tego co bylo kiedys.
Potrzebuje motywacji dlatego wracam do skrobania (po raz juz ktorys ).
A teraz pare slow o mnie: mam 31 lat, urodzilam sie z lekkim niedowladem lewej strony ciala, w-fu nigdy nie lubilam, zreszta zwykle siedzialam na lawece rezerwowych ... W liceum zaczely sie moje problemy z kolanami a lekarze zakazali mi niemal wszystkiego grozac operacja. Do wszystkiego doszlo wiec swego czasu zwolnienie z w-fu a po paru latach okazalo sie ze jestem w takiej formie ze nawet dojscie do przystanku wywolywalo u mnie zadyszke. Wtedy postanowilam na przekor lekarzom zaczac dzialac po swojemu.
Na chyba 4 roku studiow zapisalam sie na 2 w-fy w ciagu jednego semestru - wybralam zajecia ogolnorozwojowe i aeroby, czyli step i cwiczenia na sali. Poczatki byly tragiczne ale z czasem zlapalam bakcyla. W kolejnym semestrze dorzucilam na pare m-cy nordic walking i dlugie spacery z psem. Z czasem zaczelam czuc niedosyt a i pies okazalo sie ze potrzebuje duzo wiecej ruchu wiec zaczelam z nim biegac Z czasem sunia przestawala za mna nadarzac a ja sie powoli rozkrecalam. Po meczacym mnie przez pare lat bolu kolan nie bylo juz ani sladu. Reszte swoich "wyczynow" spisywalam juz skrzetnie tutaj. Wiadomo ze w miare jedzenia apetyt rosnie a i moj siedzacy tryb sprawil ze moj kregoslup zaczal protestowac. Do stwierdzonej juz wieki wczesniej hiperlordozy doszlo przeciazanie kregoslupa bieganiem i wtedy uslyszalam od lekarza ze dobrym pomyslem byloby wlaczenie plywania. Z kolei na zmasakrowane kolana (do dzis nie wiem czym ...) pomoc ma rower. Jak nic smierdzialo to krotka przygoda z triathlonem. I tak im dokladalam wiecej roznych rzeczy tym jeszcze wieksza ochote mialam na nowe i nowsze ...
Ostatni rok to za wyjatkiem plywania troche stretchingu, ktorego cale zycie unikalam a teraz kocham
Ogolnie z truchtaniem wiekszego problemu nie mam - od listopada miewam jednak problemy z lewym biodrem i bywa ze bol nie pozwala mi na nic. Jaka jest tego przyczyna na razie trudno mi stwierdzic. Ja poki co probuje to polaczyc z pamiatka po przesiadywaniu po kilkanascie godzin w pracy. Z czasem pewnie zobaczymy czy slusznie ...
To tyle tytulem wstepu.
Dzis pierwszy raz od roku startuje w biegu na dyszke. Moj cel to zmiescic sie w godzinie.
Zeby nie zrobil sie balagan dorzucam jeszcze link do starego watku z komentarzami (bo nie ma sensu zakladac nowego)
viewtopic.php?f=28&t=33266
Biegac zaczelam w 2010. Czasami mniej lub bardziej regularnie.
Kryzys zaczal sie w styczniu ubieglego roku kiedy z powodu pracy na bieganie w tygodniu nie mialam juz kompletnie czasu a weekendowe starty z powodu przemeczenia tak naprawde ryzykowalam za kazdym razem zdrowiem. Pozniej zaczelo byc tylko gorzej a ja powoli bieganie zaczelam zastepowac innego rodzaju aktywnosciami - mniej obciazajacymi serce.
Zeby bylo ciekawiej to w tym czasie osiagnelam jak dotad swoj najlepszy czas na dyche, w polowce a wynik na dystansie 43km w gorach poprawilam o poltorej godziny.
Pozniej do wszystkiego doszly roznego rodzaju perturbacje w pracy bardzo rzutujace na moje zycie osobiste i koniec koncow z biegania niemal calkowicie wycofalam sie na ponad rok, z czego prawie 8 m-cy spedzilam siedzac po godzinach w robocie.
Owocem tego jest plus 6kg, po dawnej "formie" nie ma nawet sladu a jakiekolwiek proby truchtania utwierdzaja mnie jedynie w przekonaniu ze przyjdzie mi zaczynac od poczatku.
Po jeszcze paru nieudanych probach wydaje mi sie ze znalazlam w koncu miejsce, w ktorym nie probuje sie wycisnac z czlowieka wszystkich sokow, stad zamysl by w koncu wrocic do tego co bylo kiedys.
Potrzebuje motywacji dlatego wracam do skrobania (po raz juz ktorys ).
A teraz pare slow o mnie: mam 31 lat, urodzilam sie z lekkim niedowladem lewej strony ciala, w-fu nigdy nie lubilam, zreszta zwykle siedzialam na lawece rezerwowych ... W liceum zaczely sie moje problemy z kolanami a lekarze zakazali mi niemal wszystkiego grozac operacja. Do wszystkiego doszlo wiec swego czasu zwolnienie z w-fu a po paru latach okazalo sie ze jestem w takiej formie ze nawet dojscie do przystanku wywolywalo u mnie zadyszke. Wtedy postanowilam na przekor lekarzom zaczac dzialac po swojemu.
Na chyba 4 roku studiow zapisalam sie na 2 w-fy w ciagu jednego semestru - wybralam zajecia ogolnorozwojowe i aeroby, czyli step i cwiczenia na sali. Poczatki byly tragiczne ale z czasem zlapalam bakcyla. W kolejnym semestrze dorzucilam na pare m-cy nordic walking i dlugie spacery z psem. Z czasem zaczelam czuc niedosyt a i pies okazalo sie ze potrzebuje duzo wiecej ruchu wiec zaczelam z nim biegac Z czasem sunia przestawala za mna nadarzac a ja sie powoli rozkrecalam. Po meczacym mnie przez pare lat bolu kolan nie bylo juz ani sladu. Reszte swoich "wyczynow" spisywalam juz skrzetnie tutaj. Wiadomo ze w miare jedzenia apetyt rosnie a i moj siedzacy tryb sprawil ze moj kregoslup zaczal protestowac. Do stwierdzonej juz wieki wczesniej hiperlordozy doszlo przeciazanie kregoslupa bieganiem i wtedy uslyszalam od lekarza ze dobrym pomyslem byloby wlaczenie plywania. Z kolei na zmasakrowane kolana (do dzis nie wiem czym ...) pomoc ma rower. Jak nic smierdzialo to krotka przygoda z triathlonem. I tak im dokladalam wiecej roznych rzeczy tym jeszcze wieksza ochote mialam na nowe i nowsze ...
Ostatni rok to za wyjatkiem plywania troche stretchingu, ktorego cale zycie unikalam a teraz kocham
Ogolnie z truchtaniem wiekszego problemu nie mam - od listopada miewam jednak problemy z lewym biodrem i bywa ze bol nie pozwala mi na nic. Jaka jest tego przyczyna na razie trudno mi stwierdzic. Ja poki co probuje to polaczyc z pamiatka po przesiadywaniu po kilkanascie godzin w pracy. Z czasem pewnie zobaczymy czy slusznie ...
To tyle tytulem wstepu.
Dzis pierwszy raz od roku startuje w biegu na dyszke. Moj cel to zmiescic sie w godzinie.
Zeby nie zrobil sie balagan dorzucam jeszcze link do starego watku z komentarzami (bo nie ma sensu zakladac nowego)
viewtopic.php?f=28&t=33266