Re: I only fear never trying - zapiski Marka
: 27 lip 2017, 21:34
Heh, dzisiaj dzień że lepiej żeby go nie było :D Ale po kolei:
25.07 - Plan: 10x400 po 80 sekund (P=4')
Pisałem w komentarzach: domknięte, aczkolwiek nieco się zasapałem. Dawno nie biegałem na takich prędkościach (3:20) nic dłuższego niż 20 sekund - co było odczuwalne na końcowych powtórzeniach od tego 300-350m. Ale 4 minuty przerwy pozwalały na pełny wypoczynek, nawet zbyt długi - pogryzły mnie komary
26.07 - Plan: 14km po 5:20
Zrobione bez historii.
27.07 - Plan TWL 13 km (3:50/4:20)
No... Od rana dzień, że lepiej żeby go nie było. Zacząć by trzeba od wtorku - miałem wizytę aktywacyjną dot. aparatu na zębach. Aparat zasadniczo w bieganiu nie przeszkadza, ale te 2-3 dni po wizytach aktywacyjnych swędzą/bolą zęby - co za tym idzie problem z jedzeniem no i (przynajmniej ja) średnio (no dobra: mało) się wysypiam. Także dzisiaj trochę jak zombi chodziłem, od jutra powinno być już lepiej (patrząc po ostatnich tygodniach). Do tego na parkingu zaatakował mnie stojący słupek i otarł trochę lakieru
NO rozkojarzony cały dzień byłem...
Po pracy polazłem na trening: ABC i zaczynamy. Biegło się ciężko, no ale niewyspany tego się spodziewałem. Ale... 3km i spotkałem na ścieżce kolegę na rowerze. Macha i się zatrzymuje - no to nie będę uciekał. 2 minuty pogadania, lecę dalej. Minęło 800m i na 4km znowu znajoma (akurat przed domem stała): a jak na wakacjach było? No spocony jesteś, pogadasz chwilę i odpoczniesz (chyba nie taki cel treningu
). 2-3 minuty i lecę dalej. 7km (czyli 3 szybki) i chyba na jakimś ślimaku stanąłem (było ich pełno po deszczu) albo liściu bo noga trochę odjechała i zabolała łydka. Stanąłem, rozciągnąłem pobiegłem wolniejszy 4:20, ale dalej tą łydkę lekko czułem (a do domu 5km) więc postanowiłem nie kozaczyć tylko skończyłem trening i spokojnie 5:25-5:30 dotruchtałem do domu. Trening i tak popsuty, lepiej go do końca odpuścić niż się wykluczyć na tydzień. Na tej prędkości w ogóle łydki nie czułem, w domu czuję ją bardzo lekko (nawet nie wiem, czy to nie bardziej autosugestia) - jutro dzień przerwy a w sobotę spokojne bieganie więc spoko.
No cóż - dni jak dzisiaj się zdarzają, trzeba zaakceptować, zapomnieć i robić swoje dalej.
25.07 - Plan: 10x400 po 80 sekund (P=4')
Pisałem w komentarzach: domknięte, aczkolwiek nieco się zasapałem. Dawno nie biegałem na takich prędkościach (3:20) nic dłuższego niż 20 sekund - co było odczuwalne na końcowych powtórzeniach od tego 300-350m. Ale 4 minuty przerwy pozwalały na pełny wypoczynek, nawet zbyt długi - pogryzły mnie komary


26.07 - Plan: 14km po 5:20
Zrobione bez historii.
27.07 - Plan TWL 13 km (3:50/4:20)
No... Od rana dzień, że lepiej żeby go nie było. Zacząć by trzeba od wtorku - miałem wizytę aktywacyjną dot. aparatu na zębach. Aparat zasadniczo w bieganiu nie przeszkadza, ale te 2-3 dni po wizytach aktywacyjnych swędzą/bolą zęby - co za tym idzie problem z jedzeniem no i (przynajmniej ja) średnio (no dobra: mało) się wysypiam. Także dzisiaj trochę jak zombi chodziłem, od jutra powinno być już lepiej (patrząc po ostatnich tygodniach). Do tego na parkingu zaatakował mnie stojący słupek i otarł trochę lakieru


Po pracy polazłem na trening: ABC i zaczynamy. Biegło się ciężko, no ale niewyspany tego się spodziewałem. Ale... 3km i spotkałem na ścieżce kolegę na rowerze. Macha i się zatrzymuje - no to nie będę uciekał. 2 minuty pogadania, lecę dalej. Minęło 800m i na 4km znowu znajoma (akurat przed domem stała): a jak na wakacjach było? No spocony jesteś, pogadasz chwilę i odpoczniesz (chyba nie taki cel treningu


No cóż - dni jak dzisiaj się zdarzają, trzeba zaakceptować, zapomnieć i robić swoje dalej.