Ostatni tydzien minal dosc pracowicie w koncu. Wczoraj pobiegalem co prawda tylko 14km (zamiast zalozonych 20), ale wialo jak cholera, a do tego niezle padalo prawie caly dzien. Udalo mi co prawda wstrzelic w prawie suchy czas, ale za to dopiero jak juz bylo ciemno, co nie sprzyjalo.
Ale moze to i dobrze, bo nie bieglo sie lekko, miesnie ud czulem wciaz dosc mocno po czwartkowym "rowerowaniu".
Chyba moge juz powiedziec, ze wszedlem w tryb treningu tri.
W zeszlym tygodniu 3 razy plywalem (3.5h), 3x biegalem (3h) i nawet udalo mi sie w koncu wsiasc na rolke (1h).
Tylko nieco ponad godzine krecilem, ale tylek i miesnie nog mowia, ze odczuwalnie bylo znacznie dluzej (*)
Ogolnie mowiac jestem zmeczony. Organizm jeszcze nie przystosowal sie do zwiekszonych obciazen. W zasadzie nie bylo tego godzinowo tak wiele (7.5h w zeszlym tygodniu), ale jednak ostatnie 9 dni z rzedu trenowalem bez przerwy i to sie chyba nagromadzilo.
Musze uwazac, zeby nie przedobrzyc.
Zobacze jak sie bede czul jutro, bo dzisiaj w planie tylko plywanie. Jutro w zasadzie tez.
Z tym, jutro po plywaniu chcialbym wskoczyc na rolke, ale to na razie duza niewiadoma, zobaczymy jak sie bede czul.
Tak czy owak, czas treningu raz dziennie powoli mija.
Jezeli bede chcial 1 dzien w tygodniu przeznaczyc na regeneracje (a to ma sens),
to znaczy ze min. 2 dni w tygodniu bede musial robic 2 jednostki treningowe.
(*) Jako, ze to byl moj debiut na rolce, to zaplacilem oczywiscie frycowe:
- zapomnialem przygotowac sobie cos do picia,
- a do tego o wentylatorze przypomnialem sobie jak juz sie wpialem i nie chcialo mi sie zlazic.
Oj, pieknie sie ze mnie lalo
