Mam na to wybiegane
: 16 cze 2016, 19:42
Dzień dobry.
Nie jestem pewna co powinno znaleźć się w pierwszym wpisie na forum, więc zacznę od podstawowych informacji o sobie.
Wiek: 29 lat
Wzrost: 169 cm
Waga: 55 kg
Biegam od: lutego 2015 (w ogóle), marca 2016 (regularnie).
Moje cele: udział w pierwszym półmaratonie na jesieni, a w przyszłym roku w półmaratonie górskim.
Jestem biegaczką "intuicyjną", tzn. większość rzeczy (planowanie treningów, układanie jadłospisu) robię na czuja, kierując się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem i radami osób bardziej doświadczonych.
Nigdy nie miałam problemów z nadwagą i nie narzekałam na swoją formę. Zawsze lubiłam dać sobie wycisk grając w kosza, jeżdżąc na rowerze czy choćby wyginając się na macie w domu. Uwielbiam też długie wędrówki po wszelkich zadupiach i spływy kajakowe.
Od kilku lat zwracam większą uwagę na swoją dietę. Nie dotykam słodyczy (poza - sporadycznie - Rafaello i Kinder Bueno, które uwielbiam ), słodzonych lub/i gazowanych napojów oraz żarcia mocno przetworzonego.
Na początku swojej "przygody z bieganiem" (wyświechtane okreslenie, ale niestety nie mam lepszego) popełniłam masę podstawowych błędów: wychodziłam na trening w kilku warstwach bawełny na grzbiecie, zaczynałam bieg od sprintu i po kilku minutach wypluwałam płuca, biegałam godzinę po solidnym obiedzie - przykłady mogłabym mnożyć.
Nigdy jednak nie zniechęciłam się i nie powiedziałam, że "to nie dla mnie". Po prostu korygowałam to co było źle i szurałam dalej.
Stopniowo uzupełniałam ekwipunek - a to po imprezie biegowej została w szafie koszulka, a to w GoSporcie była promocja na czołówki, a to wpadły jakieś odblaski czy skarpetki.
Jak chyba każdy żółtodziób miałam dłuższe i krótsze przerwy w bieganiu. Od marca b.r. trenuję regularnie i widzę małe, ale ważne postępy. W marcu ciężko było mi przetruchtać więcej niż 5 km, a teraz zbliżam się do 15. W kwietniu ukończyłam drugi w życiu Bieg Oshee na 10 km, a w maju Biegnij Warszawo Nocą (bez życiówek, ale też nie jako ostatnia szurająca). Za miesiąc Bieg Powstania Warszawskiego, nie mogę się doczekać!
Niestety, podnosząca się coraz bardziej temperatura bardzo mnie spowalnia, osłabia, a niekiedy wręcz uniemożliwia dalszy trening.
Zaznaczam, że biegam późnym wieczorem (czasem nawet po 22), leciutko ubrana (krótkie spodenki, przewiewny bezrękawnik) i dbam o nawodnienie.
Martwię się o swoje treningi, bo niedługo mają nadejść upały, a ja wymiękam już przy 20ºC... Wczoraj biegałam przy 25ºC i umordowałam się nieziemsko, a po powrocie włosy i ubranie mogłam wyżymać.
Nic to, dla mnie nie istnieją wymówki i będę biegać choćby z nosem przy ziemi. Wpisy tutaj będą dla mnie dodatkową motywacją.
Pozdrawiam wszystkich szurających i śmigających.
Nie jestem pewna co powinno znaleźć się w pierwszym wpisie na forum, więc zacznę od podstawowych informacji o sobie.
Wiek: 29 lat
Wzrost: 169 cm
Waga: 55 kg
Biegam od: lutego 2015 (w ogóle), marca 2016 (regularnie).
Moje cele: udział w pierwszym półmaratonie na jesieni, a w przyszłym roku w półmaratonie górskim.
Jestem biegaczką "intuicyjną", tzn. większość rzeczy (planowanie treningów, układanie jadłospisu) robię na czuja, kierując się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem i radami osób bardziej doświadczonych.
Nigdy nie miałam problemów z nadwagą i nie narzekałam na swoją formę. Zawsze lubiłam dać sobie wycisk grając w kosza, jeżdżąc na rowerze czy choćby wyginając się na macie w domu. Uwielbiam też długie wędrówki po wszelkich zadupiach i spływy kajakowe.
Od kilku lat zwracam większą uwagę na swoją dietę. Nie dotykam słodyczy (poza - sporadycznie - Rafaello i Kinder Bueno, które uwielbiam ), słodzonych lub/i gazowanych napojów oraz żarcia mocno przetworzonego.
Na początku swojej "przygody z bieganiem" (wyświechtane okreslenie, ale niestety nie mam lepszego) popełniłam masę podstawowych błędów: wychodziłam na trening w kilku warstwach bawełny na grzbiecie, zaczynałam bieg od sprintu i po kilku minutach wypluwałam płuca, biegałam godzinę po solidnym obiedzie - przykłady mogłabym mnożyć.
Nigdy jednak nie zniechęciłam się i nie powiedziałam, że "to nie dla mnie". Po prostu korygowałam to co było źle i szurałam dalej.
Stopniowo uzupełniałam ekwipunek - a to po imprezie biegowej została w szafie koszulka, a to w GoSporcie była promocja na czołówki, a to wpadły jakieś odblaski czy skarpetki.
Jak chyba każdy żółtodziób miałam dłuższe i krótsze przerwy w bieganiu. Od marca b.r. trenuję regularnie i widzę małe, ale ważne postępy. W marcu ciężko było mi przetruchtać więcej niż 5 km, a teraz zbliżam się do 15. W kwietniu ukończyłam drugi w życiu Bieg Oshee na 10 km, a w maju Biegnij Warszawo Nocą (bez życiówek, ale też nie jako ostatnia szurająca). Za miesiąc Bieg Powstania Warszawskiego, nie mogę się doczekać!
Niestety, podnosząca się coraz bardziej temperatura bardzo mnie spowalnia, osłabia, a niekiedy wręcz uniemożliwia dalszy trening.
Zaznaczam, że biegam późnym wieczorem (czasem nawet po 22), leciutko ubrana (krótkie spodenki, przewiewny bezrękawnik) i dbam o nawodnienie.
Martwię się o swoje treningi, bo niedługo mają nadejść upały, a ja wymiękam już przy 20ºC... Wczoraj biegałam przy 25ºC i umordowałam się nieziemsko, a po powrocie włosy i ubranie mogłam wyżymać.
Nic to, dla mnie nie istnieją wymówki i będę biegać choćby z nosem przy ziemi. Wpisy tutaj będą dla mnie dodatkową motywacją.
Pozdrawiam wszystkich szurających i śmigających.