Strona 1 z 4
MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 10 gru 2014, 14:20
autor: MEL.
O mnie:
Jestem początkująca. Biegam regularnie dopiero ok. 10 lat. Mam za sobą trochę biegów, w tym prawie pół setki maratonów, drugie prawie pół ultramaratonów, kilka setek biegów na innych dystansach.
Poza tym jestem od ponad 10 lat początkującą joginką. Jeżdżę też trochę na rowerze, pływam, zdarzają mi się zabawy na rolkach, łyżwach, biegówkach, etc. Kiedyś tańczyłam tango argentyńskie (wrócę do tego!).
Moje główne zajęcie, to spędzanie miło czasu. Miło jest mieć rodzinę - ja mam córkę i syna. Aby móc spędzać czas miło trzeba czasami też mniej miło, a zatem 5 razy w tygodniu pracuję 8 godzin na siedząco.
Cel:
"Schody do Nieba" kojarzy się wszystkim z jednym i choć dziś brzmi dość pretensjonalnie, ja na to nic poradzę. A tak w ogóle to jesteśmy rówieśnikami.
I taki jest właśnie mój obecny cel. Chciałabym podołać wyzwaniu i w ciągu 24 godzin wejść po schodach na wysokość 8848 m (Mt Everest), czyli
65 razy zdobyć 42 piętra w Marriotcie (więcej można poczytać tutaj:
everestrun.pl). Na przygotowania mam 7 tygodni (prawie).
Jeśli nie uda mi się, ale zdobędę Mont Blanc lub Elbrus (odpowiednio 35 lub 40 razy), to też będzie dobrze.
Jestem już po kilku treningach i niestety dobrze zdaje sobie sprawę, że będzie bardzo ciężko. Mój wstępny entuzjazm zaczyna powoli gasnąć, dlatego potrzebuję Waszego wsparcia i motywacji. Pomożecie?
Tutaj można zostawić swój
komentarz. Zapraszam!
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 10 gru 2014, 15:34
autor: MEL.
Nie ulega wątpliwościom, że do wyzwania jakim jest wejście po schodach na Everest, trzeba chodzić po schodach.
Schody nie są mi obce, ani ja nie jestem obca schodom. Od 17 lat mieszkam na 5 piętrze w bloku, w którym nie ma windy. Z piwnicy mam 6 poziomów.
W poniedziałek 8 grudnia weszłam 26 razy 6 pięter. Wchodziłam, nie wbiegałamm. I schodziłam. Trwało to niecałą godzinę. To 156 pięter, czyli niestety niecałe 4 wejścia na Marriott.
Poczyniłam obserwację:
- wchodząc po 2 stopnie wejście zajmuje mi ok. 56" i mocno pracują uda;
- wchodząc po 1 stopień wejście zajmuje mi ok. 1'10" i mocno pracują łydki;
- wchodząc po 2 stopnie i używając ręki do podciągania i szybszej rotacji przy skręcie wejście zajmuje mi ok. 50", lecz trzeba uważać, żeby nie obijać bioder i żeber;
- zejście zajmuje mi ok. 55" i w tym czasie totalnie wypoczywam.
We wtorek 9 grudnia wchodziłam w biurowcu. Mam do dyspozycji 21 pięter bez dostępu do windy. Rano weszłam 2 razy po 21 pięter, po południu 4 razy 21 pięter. Nie liczyłam czasu. To łącznie 3 wejścia na Marriott.
Dziś jest środa 10 grudnia i nie będę chodzić po schodach. Wieczorem mam BnO "Warszawa Nocą". Obym nie przegapiła żadnego punktu.
Jutro 11 grudnia wyjeżdżam na cały dzień, wracam późno i raczej nie będzie żadnego biegania.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 10 gru 2014, 15:56
autor: Bacio
Bardzo ciekawe obserwacje. Super i trzymam kciuki.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 12 gru 2014, 12:16
autor: MEL.
W środę zamiast schodów miało być "tylko" BnO. No i było. Ale ze schodami. Całkiem sporą ilością schodów, bo ta edycja Warszawy Nocą odbywała się na Starym i Nowym Mieście. Tu jest mapa:
http://unts.waw.pl/index.php?app=docs&a ... t&iid=1614
Z biegu jestem umiarkowanie zadowolona. No bo tak:
- żadnego punktu nie ominęłam - hurra!
- nie byłam ostatnia - hurra!
- nie odniosłam żadnych strat na zdrowiu czy sprzęcie - hurra!
- czas na mecie był większy niż dwukrotność czasu zwycięzcy - łeeee!
Wszystko było pięknie-ładnie do czasu, aż z PK 18 podążyłam świetnie (w swojej opinii) wybranym wariantem przez bramę przy Barbakanie prosto na PK... 20. I dopiero, gdy zbliżywszy się do tego punktu zauważyłam, że nikt inny nie kręci się po tej okolicy dokładniej spojrzałam na mapę i zauważyłam, że zapomniałam o PK 19. Mina mi zrzedła. Odwrót na pięcie i dawaj z powrotem na 19-tkę. Dobre 4 minuty z hakiem przez to straciłam. Ale pocieszam się, że gdybym tego nie zauważyła i brnęła dalej, to miałabym tak jak miesiąc temu DFN. Lepiej stracić kilka minut niż cały bieg.
Ale, kurczę, jak to możliwe, że na 18-tce nie zauważyłam 19-tki?? Starość? Ciemności? Stres? Dekoncentracja? Zmęczenie? Bieganie na orientację jest fajne właśnie dlatego, że cały czas trzeba mieć głowę na karku i daleko posuniętą czujność.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 14 gru 2014, 22:40
autor: MEL.
W
czwartek 11 grudnia nic.
W
piątek 12 grudnia żadnych schodów, tylko
90' hatha-jogi. Zagoniona, zapracowana byłam.
W
sobotę 13 grudnia rano inauguracja cyklu Zimowe Biegi Górskie w Falenicy - dystans
10km po piaszczystej wydmie. Tym razem bez śniegu. Na szczęście bez tłoku. Z biegu jestem umiarkowanie zadowolona - było nieźle, czas
60:12, co jak na moją obecną kondycję wygląda jako tako. W ubiegłym roku zaczynałam na zbliżonym poziomie i moim celem było złamać godzinę, ale mi się nie udało. Fakt, że na tej trasie moja życiówka z 2008 roku wynosi 52:35 i była pierwszą jaskółką naprawdę dobrego sezonu (np. życiówka w Rzeźniku+HC, maraton, 100km, 10km). Po biegu górskim wzięłam jeszcze udział w BnO FalIno - teoretycznie
po kreskach 4,4km, praktycznie po prostu szwędałam się
45:26, co dało mi 7-me miejsce w OPEN K oraz 19 punktów (mapka:
http://orienteering.waw.pl/sites/defaul ... _openk.gif).
Wieczorem jeszcze poszłam na basen.
Popływałam 30' (na rękach), a potem różne takie przyjemniaki typu
sauna fińska 2x15' oraz zimne prysznice po nich. Nie wiem czy dobrze robię, żeby po treningu (zawodach) siłowych robić sobie saunę - może kto mądry mi napisze i wytłumaczy, że to źle albo potwierdzi, że bardzo dobrze. Ja w każdym razie to bardzo lubię i choć następnego dnia tzw. zakwasy i tak czuję, to myślę, że czuję je słabiej. A przynajmniej głowa ma się dobrze.
W
niedzielę 14 grudnia rano
joga vinyasa-rozciąganie 60', a po południu
pobiegałam spokojnie 52' razem z synem. Normalnie nie chciało mi się wychodzić, bo siąpiło od rana i w ogóle jednak czułam się tak, że lepiej poleżeć pod kocykiem w książką, ale jak sobie pomyślałam, że właściwie powinnam zrobić ze 2-2,5h biegu i jak w ogóle się nie ruszę, to nie będę miała o czym Wam napisać, to jednak zwlokłam się. Wiem, że mało. Wiem, że wolno. Ale jednak fajnie. Szczególnie ze względu na towarzystwo. Bo nie często mi się zdarza, żeby dziatwa chciała ze mną biegać.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 16 gru 2014, 17:02
autor: MEL.
Poniedziałek 15 grudnia 4x21 pięter + yoga-vinyasa głębokie rozciąganie 75'. Rozciąganie naprawdę było porządne, bo po sobotnich górkach całą niedzielę i poniedziałek czułam bóle w mięśniach pośladów i ud. Po rozciąganiu nazajutrz naprawdę dobrze się czułam.
Chciałabym teraz napisać trochę nt. odpoczynków, które planuję podczas Wyzwania. Otóż zamierzam narzucić sobie dość spokojne tempo wchodzenia po schodach, ale ponieważ dobrze jest jednak zachować pewien rytm ruchu, a jednocześnie nie zajechać sobie serca (pulsu), płuc i mięśni nóg, to prawdopodobnie będę odpoczywała:
- co 6 lub 7 pięter (42 cudownie dzieli się przez te cyfry) na nabranie spokojnych 4-5 oddechów na stojąco;
- przy każdym zjeździe windą na dół - mam nadzieję, że będzie to ok. 3-4 minut podczas których nie zdążę wystygnąć, a puls i oddech wrócą do jakiegoś przyzwoitego poziomu, nogi się rozluźnią; w tym czasie prawdopodobnie będę też trochę piła i być może coś małego zajadała;
- dłuższe 15-20 minutowe przerwy w strefie odpoczynku - prawdopodobnie na leżąco lub półleżąco; w tym czasie prawdopodobnie będę masować sobie nogi i/lub zajadać coś większego;
- być może dłuższy odpoczynek na sen - jeśli zajdzie taka potrzeba - raczej zajdzie; muszę pamiętać o zabraniu i nastawieniu budzika.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 16 gru 2014, 23:01
autor: MEL.
Wtorek 16 grudnia: 2x21 pięter, 3x47 pięter (odkryłam, że mogę wchodzić wyżej - hurra! ale straszne długo się schodzi), wieczorem yoga ashtanga 75' - czułam się bardzo gibka i lekka/silna - świetnie mi się praktykowało.
Dziś rano ważyłam 61,5 kg. To jest taka moja średnia masa. Latem schodzę poniżej 60 (czasami nawet poniżej 59), zimą dochodzę do 63.
Chciałabym zrzucić przynajmniej 1,5 kg, bo wnoszenie tego tyle razy na górę jest bez sensu. Ale czuję, że trudno mi będzie się teraz ograniczać. Zima się zbliża, no i święta za pasem. Tak nawet sobie myślę, że wyjdę obronną ręką jeśli nie przytyję. Nie mam pomysłu co z tym robić. Wiosną naturalnie tłuszcz mi się wytapia. A teraz...? Może powinnam też pisać o tym co jem? Ale to nie jest blog kulinarny i admin mnie zaraz przepędzi. Nie wiem.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 17 gru 2014, 22:49
autor: MEL.
Środa 17 grudnia - nareszcie bieganie w lesie 1h18' ok. 12km. Co prawda po ciemku, przez co zaliczyłam kilka kałuż, ale zawsze nieograniczony dostęp do świeżego powietrza z odpowiednią dawką tlenu - to nie to co zamknięta klatka schodowa.
Moje dzisiejsze pożywienie:
rano: szklanka wody z sokiem z cytryny, 2 szklanki naparu z czystka;
śniadanie: ugotowana na wodzie komosa ryżowa z ziarnami chia i jabłkiem + kilka migdałów + kawałek świeżego ananasa;
2 śniadanie: sałatka z cykorii, pomidora, ogórka kiszonego, czerwonej papryki, czarnych oliwek z sosem (sos zrobiony przez sąsiadkę, więc nie wiem, ale chyba oliwa + brązowy cukier + sos balsamiczny) + kromka razowego chleba z ziarnami (słonecznik, dynia, siemię lniane);
obiad: pieczone warzywa: ziemniak, marchew, czerwona papryka, pasternak, por, cukinia, szczypta soli, łyżka nierafinowanego oleju rzepakowego, garstka ziaren słonecznika;
w międzyczasie zjadłam 3 jabłka;
w pracy popijam zieloną herbatę z jaśminem (zalewam fusy 3 razy) - ok. 1,5-2 litra w ciągu 8 godzin;
Podwieczorek (po pracy): banan + ok. 0,5l soku z marchwi, jabłka i buraka;
[trening]
kolacja: ugotowana ciecierzyca w sosie pomidorowym (passata pomidorowa+zioła) + kromka razowego chleba z ziarnami j.w.
woda z cytryną
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 18 gru 2014, 23:22
autor: MEL.
Czwartek 18 grudnia - rano 3x21 pięter, wieczorem... miałam czas na trening, miałam siłę i ochotę, ale miałam też pomysł, aby połazić po okolicy i nie robić nic innego poza spacerem z córką i rozmową o naszym rozumieniu szczęścia, dobrych wyborach życiowych i spokojnym przeżywaniu. A także o luksusie i niedostatkach, możliwościach i rezygnacjach, fascynacjach i tradycji.
Nie chce mi się pisać o jedzeniu. Nie pamiętam i jakoś nie chce mi się o tym myśleć. Dziś poległam i skusiłam się na kawałek ciasta czekoladowego (brownie) upieczonego przez córkę.
~~
Edycja.
Wczoraj byłam na siebie zła o to brownie. Ale dziś mi przeszło. Menu w czwartek (mam nadzieję, że o wszystkim pamiętam):
rano: woda z sokiem z cytryny, 2 mandarynki, komosa ryżowa z poprzedniego dnia, czyli z chia oraz jabłkiem + dodatkowo wiórki kokosowe i kilka nerkowców;
[schody]
śniadanie: sałatka z rukoli, cykorii, czerwonej papryki, pomidora, ogórka kiszonego, czarnych oliwek z sosem sąsiadki (jak powyżej)
II śniadanie: kanapka, czyli 2 kromki razowca z ziarnami (j.w.) posmarowane pastą orzechową (orzechy ziemne, nerkowca, migdały, włoskie) i liśćmi szpinaku baby;
obiad: warzywa pieczone (buraki, ziemniaki, marchew, cukinia, cebula) + ciecierzyca z dnia poprzedniego;
3 jabłka, 1 czerwony grapefruit;
znów herbata zielona jaśminowa oraz 0,5l czarnej;
po pracy: 0,5l napoju sojowego (z Biedronki), reszta warzyw pieczonych (jak na obiad), brownie
wieczorem: gruszka, garść nerkowców + kawa zbożowa
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 19 gru 2014, 21:42
autor: MEL.
Piątek 19 grudnia - trening w 2 turach: po południu 3x47 pięter, wieczorem OWB1 10' + 15x6 pięter (34'). W czasie wieczornego treningu towarzyszył mi syn, ale on wbiegł 18x6 pięter (27'). Fajnie kręcić się po klatce schodowej w towarzystwie. I to jakim!
Dieta:
rano: woda z cytryną, kawałek świeżego ananasa i mango; kawa zbożowa z mlekiem sojowym;
śniadanie: kanapka z pastą orzechową i szpinakiem baby (j.w.);
II śniadanie: seler naciowy z zupą-kremem z pora (pory, kapusta pekińska, ziemniaki, czosnek, ziele ang., sól, olej rzepakowy, woda, natka pietruszki)
3 jabłka, 2 mandarynki,
2 pierniczki (kolega w pracy częstował własnym wypiekiem - jestem oczywiście zła)
zielona herbata jaśminowa
{było bez jakiegoś konkretnego obiadu, bo dzieci dziś w szkołach miały klasowe "wigilie", wystarczył krem z pora}
[trening1]
grapefruit
kilka owoców żurawiny i orzecha włoskiego
zupa-krem z pora z kilkoma łyżkami zmielonego siemienia lnianego
herbata Lady Grey
[trening2]
kakao z mlekiem sojowym
buła orkiszowa posmarowana kremem z dyni (uduszona i zmiksowana z nierafinowanym olejem słonecznikowym)
kilka nerkowców
Teraz słucham Listy Przebojów Trójki i trochę się rozciągam.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 21 gru 2014, 19:28
autor: MEL.
Weekend jakiś rozlazły. Nie wiem. W tygodniu jakoś się mobilizuję, ale w sobotę i niedzielę ciało domaga się wyleżenia. Zawsze plany mam ogromne, a realizacja słaba. Potem słabo się psychicznie z tym czuję, ale za to ciało nabywa mocy na kolejne dni tygodnia.
W sobotę 20 grudnia rano yoga-ashtanga 1h30'. A potem tylko pokręciłam się po domu tyle ile musiałam, a resztę dnia przeleżałam z książką pod kocykiem. Wiało, padało, pobolewało mnie kolano, nie czułam żadnej przyjemności w myśli, aby pójść biegać do lasu.
Dieta:
woda z cytryną, kawałek świeżego mango, 2 gruszki,
[joga]
napar z czystka z imbirem i stewią;
śniadanie: kasza jaglana z jabłkiem, cynamonem, kardamonem, orzechami nerkowca, wiórkami kokosowymi, rodzynkami; kawałek świeżego ananasa,
obiad: kasza gryczana niepalona, soczewica zielona w sosie pomidorowym z cebulą, gotowane na parze: marchew, brokuł, kalafior, łyżka nierafinowanego oleju z siemienia lnianego; napar z czystka jw.
sok z jabłek, mandarynka;
2 bułki orkiszowe z kremem z dyni i kilkoma listkami szpinaku; garść orzechów nerkowca, garść orzechów włoskich;
herbata Lady Grey;
kolacja: resztka z obiadu kaszy i soczewicy z pestkami słonecznika; kawałek brownie, gruszka.
W niedzielę 21 grudnia spokojne bieganie w lesie 1h50' (chyba ok. 16-17 km) w towarzystwie. Miałam jeszcze iść na basen i/lub na jogę, ale mi nie wyszło.
Dieta:
woda z cytryną; napar z czystka (jw.)
śniadanie: pół grapefruita, kasza kukurydziana z orzechami włoskimi, wiórkami kokosowymi i konfiturą z agrestu (wyrób mojej mamy - kwaśne jak sto pięćdziesiąt);
obiad: zupa-krem z zielonego groszku (groszek mrożony, ziemniaki, czosnek, kapusta pekińska, sól, ziele ang., liście laurowe, nierafinowany olej rzepakowy) z mielonym siemieniem lnianym
[bieganie]
woda z cytryną; zapiekanka makaronowa z tofu (makaron, sos pomidorowy, papryka, cebula, przyprawy, tofu, pesto zielone) [córka zrobiła - pycha!]; napar z czystka (jw.)
kwas buraczany; jabłko;
kolacja: sałatka z sałaty rumba, cykorii, ogórka kiszonego, pomidora, papryki, czarnych oliwek z sosem sąsiadki (jw.)
resztka zapiekanki makaronowej z obiadu; garść nerkowców;
herbata malinowa z goździkami.
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 22 gru 2014, 22:36
autor: MEL.
Poniedziałek 22 grudnia. Strasznie długo spałam, dlatego wypadł mi poranny trening. Wieczorem
4x21 pięter oraz
75' jogi dla kręgosłupa. Jutro spróbuję się zwlec wcześniej i trochę więcej połazić.
Dieta:
woda z cytryną, herbata malinowa z goździkami;
śniadanie: kanapka (2 kromki chleba razowego z ziarnami jw.) z kremem z dyni i szpinakiem baby;
II śniadanie: wczorajsza zupa-krem z groszku z resztą makaronu pełnoziarnistego, seler naciowy;
obiad: drożdżówka z makiem (tak to jest, jak się z domu za mało jedzenie zabierze, a nie ma czasu wyjść na coś porządniejszego)
3 jabłka, garść pestek słonecznika, herbata zielona jaśminowa;
[schody]
sok z jabłek
[joga]
herbata owocowa,
kolacja: czerwony dahl (soczewica czerwona, ziemniaki, papryka czerwona, marchew, cebula, chili, passata pomidorowa, nierafinowany olej rzepakowy, sól, przyprawy)
~~
EDYCJA: DZIĘKUJĘ! Już opublikowane:
http://bieganie.pl/?show=1&cat=306&id=7341
Ponieważ widzę, że parę osób jednak czyta te moje wypociny, chciałabym zainicjować akcję społeczną. Liczę na to, że mnie poprzecie i pomożecie.
Otóż nie jest tajemnicą, że napisałam 3 artykuły nt. recenzji książek o (szeroko pojętej) diecie wege. Ukazały się na łamach tego portalu (można poczytać w dziale
WEGE). Napisałam także 4-ty artykuł i mam materiał przynajmniej na 5-tą, a może i 6-tą część. Pisanie jest przyjemnością, ale także zajmuje trochę czasu, który mogłam wykorzystać inaczej, a jednak chciałam i chcę nadal podzielić się swoimi opiniami o przeczytanych książkach, szczególnie o tych bardziej wartościowych i korzystnych dla biegaczy i ich rodzin. Ale nie napiszę nic, zanim nie pojawi się cz. 4, którą wysłałam do Redakcji na początku lipca 2014. W tej części opisuję: "Warzywny rock&roll", "Zamień chemię na jedzenie", "Na początku był głód". Od razu chcę zapewnić Was, że nie otrzymuję żadnej gratyfikacji ze strony portalu, jedynie mogę się chełpić zaszczytnym tytułem
Redaktorki bieganie.pl.
Jeśli chcielibyście poczytać o tych książkach, zanim przeczytacie je w całości albo po prostu chcecie mi zrobić przyjemność, to proszę, napiszcie do Redakcji portalu PW na adres 'Adam Klein' albo mejla na adres
redakcja@bieganie.pl taki tekst (można przekleić):
Proszę o opublikowanie 4 części cyklu Niezbędne lektury "zielonego" biegacza.
Może razem coś zdziałamy? Sprawdzimy...
Dziękuję!
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 23 gru 2014, 10:24
autor: MEL.
Gdyby wśród czytelników był ktoś, kogo interesuje Marriott Everest Run, ale przespał zapisy, to informuję, że właśnie ruszyła dogrywka:
http://everestrun.pl/aktualnosci/
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 24 gru 2014, 15:12
autor: MEL.
Bardzo mało spałam w nocy z poniedziałku na wtorek. Może ze 2 godziny tylko. Nie wiem o co chodzi - skoro w weekend jestem senna, a w tygodniu głowa nie chce spać, to muszę szukać przyczyny w tym co się dzieje podczas pracy. Wydaje mi się, że chodzi o tę zieloną herbatę - chyba za dużo jej piję w pracy i za mocną. A zatem ograniczam, bo chcę w tygodniu też się normalnie wysypiać.
Wtorek 23 grudnia - schody - rano 4x21 pięter, po południu 6x21 pięter.
Dieta:
rano: woda z octem jabłkowym (własnej roboty), herbata malinowa
śniadanie: kasza jaglana z daktylami, orzechami włoskimi, dynią; gruszka;
[schody1]
II śniadanie: cykoria, kanapka (2 kromki razowca z ziarnami jw.) ze szpinakiem baby i pastą orzechową;
obiad: papka z gotowanego grochu;
3 jabłka; garść pestek słonecznika; woda i czarna herbata; kawałek gorzkiej czekolady;
[schody2]
kolacja: brązowy ryż z pomarańczowym sosem z gotowanej dyni, marchewki, pasty pomidorowej z kurkumą (mojej córki); kawałek ciasta z makiem (mojej mamy); herbata malinowa;
Re: MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
: 25 gru 2014, 16:59
autor: MEL.
Środa 24 grudnia. Miały być schody. I rano, i wieczorem. Ale było dużo pracy i nie wyrobiłabym się przed kolacją wigilijną z rodziną. Nie chciałam, żeby czekano na mnie. No trudno, taki dzień bez treningu. Świat się przez to nie zawali.
Waga rano: 61,3 kg
Dieta:
rano: kwas buraczany (własny wyrób)
śniadanie: herbata malinowa, buła orkiszowa z nierafinowanym olejem lnianym i cebulą;
II śniadanie: kasza jaglana z daktylami oraz odrobiną moczki (to taki śląski przysmak świąteczny z dużą ilością bakalii - mama przywiozła)
sałata rzymska, szpinak baby, ogórek kiszony; 3 jabłka; czarna herbata i woda;
obiad/kolacja (wigilijna): barszcz na zakwasie z buraków, uszka z grzybami; ziemniaki, kapusta z grzybami; gotowany groch; ciasto z makiem i makiełki, domowe pierniki; kompot z suszu z goździkami, kardamonem, cynamonem; orzechy włoskie; kostka gorzkiej czekolady.
~~
Małe podsumowanie dotychczasowych treningów na schodach nie jest zbyt optymistyczne. Od 8 do 22 grudnia (15 dni) zrobiłam podczas treningów 1137 pięter po schodach, co daje nieco ponad 27 razy Marriott. A tam podczas doby mam wejść 65 razy. Oczywiście miałam też inne treningi/zawody, wchodziłam też po schodach, aby wejść do domu czy wyjść z metra, ale tego nie wliczam. Będę musiała trochę podbić te liczby w nadchodzącym czasie. Chciałabym w przedostatnim tygodniu przez imprezą zrobić 2730 (65x42 piętra) w ciągu jednego tygodnia.
Niepokojące jest to, że zaczyna mi doskwierać lewe kolano. Na razie nie jakoś tragicznie, ale nie wiadomo, czy się nie rozwinie. Miałam niedawno robione USG i lekarz nie miał dobrych wieści, ale i złe nie były. Nie powiedział, że mam nie biegać, bo on z tego żyje, że biegacze tłumnie do niego walą, ale po prostu polecił więcej chodzić zamiast biegać. Czyli jednym słowem więcej ultra. Ja to tak interpretuję.