pawkaz - mój debiut maratoński < 4 godzin

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Witajcie,

Historii jak moja jest bardzo wiele. Od kiedy sięgam pamięcią unikałem aktywności fizycznej. W szkole podstawowej stawiali mnie zawsze na bramce i to tylko w przypływie desperacji zmieszanej z dużą dozą litości. Nie uratowały mnie również wysiłki mojej rodziny i szkółka tenisa ziemnego razem z pływalnią. Liceum, studia, pierwsza praca czyli stres zajadany i tłumiony papierosem. Zmiana przyszła 1 września 2012 roku. Na początek po 23 latach regularnego palenia przestałem to robić i postanowiłem nieco schudnąć a ważyłem wtedy 118 kg. Dwa miesiące później zacząłem marszobiegi...

Dziś mija równo rok od mojego "wyjścia" z domu. W nogach mam lekko ponad 1200 km. Moja metryczka prezentuje się następująco:
- wiek: 40 lat
- wzrost: 182 cm
- waga: 78 kg
- rHR: 57/minutę
- maxHR: 182/minutę
- VDOT: 40,8 mL/kg/min
- 10 km - 00:49:13 (06.10.2013)
- HM - 01:54:17 (20.10.2013)
- sprzęt: Brooks Pure Flow 2, Brooks Pure Connect 2, Salomon Sense Mantra, Garmin Forerunner 910XT HRM

W przyszłym roku chciałbym zadebiutować w Łódź Maraton Dbam o Zdrowie 2014 w czasie poniżej 4 godzin. Trenuję pod tempo startowe 00:05:34 co przekłada się na wynik w granicach 03:55:00 (chciałbym mieć te 5 minut zapasu). Jak dla mnie cel jest ambitny ale wydaje się być osiągalny. Inspirację do treningu czerpię z książki "Advanced Marathoning" Pete Pfitzinger & Scott Douglas. Choć daleko mi do bycia "advanced" w temacie biegania maratonu, to po przeczytaniu kilku książek na ten temat (m.in. Daniels' Running Formula, Hansons Marathon Method) właśnie ta metoda najbardziej "pasuje" do moich przemyśleń i możliwości (pod każdym względem).

Zaplanowałem 24-tygodniowy cykl przygotowań z maksymalnym kilometrażem do 88 km na tydzień. Zamierzam trenować 4-5 x w tygodniu. Jeden trening dziennie - rano lub wieczorem - jak praca i rodzina pozwoli. W dni wolne od biegania postaram się wrzucić nieco ogólnej sprawności (rozciąganie, core stability i ćwiczenia siłowe).

To chyba tyle... Pozostaje pokora i determinacja (oby ich nie zabrakło).
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tydzień -24

Zmiana czasu spowodowała niestety, że na moich ścieżkach biegowych zagościł mrok. Bieganie rano, ze względu na dystans i stosowane tempa, zdecydowanie odpada. Pracować na bułki kajzerki i dżem też kiedyś trzeba. Dobrze chociaż, że pogoda jako tako dopisała. To pierwszy tydzień powrotu do większych objętości. Trudny głównie z tego powodu. Razem 53,14 km w 05:27:48 i weszły cztery jednostki:

- WT 13 km w tym 6 km LACTATE THRESHOLD (5 km rozgrzewki po 6:25; 6 km tempa progowego po 5:13; 2,61 km schłodzenia po 6:30) - łącznie 13,61 km, śrHR 87%, maxHR 97%

- PT 14 km GENERAL AEROBIC - łącznie 14,14 km po 6:16, śrHR 82%, maxHR 89%

- SOB 6 km RECOVERY - łącznie 6,34 km po 7:15, śrHR 71%, maxHR 77%

- ND 19 km MEDIUM LONG - łącznie 19,05 km po 5:57, śrHR 88%, maxHR 94%

Wnioski: za szybko i jeszcze raz za szybko. Miało być tak: GENERAL AEROBIC 15-25% wolniej od tempa startowego (6:24-6:57) a MEDIUM LONG 10-20% wolniej czyli 6:07-6:42. Tak już mam, że mnie ponosi a potem ledwo zipię. Muszę nad tym popracować "głową".

Z tematów około biegowych rozglądam się za jakimś system do "nawadniania". Pasy raczej na "nie", butelki z uchwytami do ręki do przemyślenia, plecak z bukłakiem to chyba będzie to. Na celowniku Camelbak Dart, Camelbak Marathoner Vest oraz Nathan Minimist Vest. Ceny raczej nie napawają optymizmem. Trzeba to będzie forsować na "zebraniu zarządu".

Pozdrawiam

Paweł
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tydzień -23

W tym tygodniu w naszym domu zamieszkał Gil. Właściwie nie wiadomo skąd się wziął ale najprawdopodobniej przywędrował z Młodym z przedszkola. Ponieważ to w zasadzie wina Młodego, to jego powaliło w pierwszej kolejności i szybko przerzuciło się na Zarząd. Ja zabrałem Gila i poszliśmy biegać. A biegaliśmy (jak na mnie i na Gila) dość sporo. We wtorek wybrałem się na pierwszy w życiu trening z Piotrem, który przygotowuje się do 03:15:00 - wyszło jak wyszło. Na ten dzień miałem zaplanowane 13 km z 10 przebieżkami po 100 metrów. Nie dało się jednak namówić Piotra na bieganie poniżej 5:30 na minutę. Dla mnie był to bieg w tempie progowym, dla Piotrka nie wiem, ale widziałem, że też go lekko "zczochrało". Zastanawiam się czy będę kontynuował te sesje wtorkowe. Pozostałe dni tygodnia zgodnie z planem. Wyszło w sumie 59,59 km w pięciu jednostkach:

- WT 10 km LACTATE THRESHOLD - łącznie 10,03 km w tempie 5:13, śHR 91%, maxHR 97% + doróbka 3 km GENERAL AEROBIC - łącznie 3,01 km po 6:17, śHR 86%, maxHR 90%

- CZW 16 km GENERAL AEROBIC - łącznie 16,47 km w tempie 6:21, śrHR 81%, maxHR 87%

- SOB 8 km RECOVERY - łącznie 8,16 km w tempie 6:53, śrHR 73%, maxHR 82%

- ND 21 km MARATHON PACE - pierwszy taki trening w moim życiu, 7 km rozgrzewki po 6:00, następnie 13 km po 5:30, wyrównanie 1 km po 6:17 i powrót do domu ze schłodzeniem 0,91 km po 5:57 - łącznie 21,91 km w tempie 5:43, śHR 86%, maxHR 94%

Ostatecznie zakupiłem pas biegowy (nigdy nie mów nigdy) amerykańskiej (made in ChRL) firmy Fitletic - pasek można zobaczyć tutaj - skusiła mnie jakość wykonania, butelki 2 x 250 ml z zastawką i neoprenowa saszetka na telefon. W niedzielnym chrzcie bojowym pas wypadł bardzo dobrze. Dobrze trzymał się na biodrach, nie "podchodził" do góry, rzeczy z saszetki (telefon, klucz od samochodu, karta parkingowa) suchutkie. Bardzo pozytywne wrażenie. Jestem zadowolony.

Pozdrawiam

Paweł
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tydzień -22, czyli jak poszedłem w trupa, wróciłem do matematyki i... złapałem kontuzję!

*UWAGA! Wpis zawiera lokowanie produktu.

Ten tydzień niestety nie mogę zaliczyć do udanych. Już od samego początku wiedziałem, że treningi z Piotrem nie są dobrym pomysłem. Nie przypuszczałem jednak, że położą mnie tak szybko. Nasze wtorkowe spotkanie biegowe to był rekord, niestety rekord głupoty w moim wykonaniu. Piotra nie mam za co winić, każdy biega swoim tempem, z tą tylko różnicą, że ja zacząłem (przynajmniej próbowałem) biegać w tempie Piotra. No to zrobiliśmy pod górkę i z górki 10 km w średnim tempie 4:53 (mój oficjalny rekord życiowy na 10 km to 49:13 czyli 4:55 na kilometr) z prawie 4 km schłodzeniem (w sumie wyszło po 5:05 na kilometr). Spotkanie to ugruntowało moje przekonanie, że bieganie długodystansowe to jednak sport dla samotników. Na następny dzień zaczęło się od przeskakiwania ścięgna Achillesa w lewej nodze i skłoniło mnie do zafundowania sobie dnia odpoczynku. W środę było już lepiej i postanowiłem kontynuować założenia treningowe z jednodniowym poślizgiem (dwa biegi regeneracyjne po 6 km oraz bieg spokojny 16 km). W sobotę moja lewa noga nie była już do d... podobna! Ból zlokalizowany jest mniej więcej w połowie długości podudzia na przednio-przyśrodkowej powierzchni kości piszczelowej. Ćmi jak popsuty ząb. Promieniuje aż do tyłka. Podobno typowo dla zaczynającego się shin splint. Cena za głupotę, jaką przyszło mi zapłacić. W niedzielę odpuściłem 23 km wybieganie. Zarząd przeszedł w tryb "a nie mówiłam", co niestety nie poprawiło mojego samopoczucia. Dla odmiany Voltaren* i odpoczynek zadziałały. Dziś jest poniedziałek i zaczynam w miarę normalnie funkcjonować, jednak bieganie w tygodniu -21 nadal stoi pod dużym znakiem zapytania. Czekam na wtorek...

W tak zwanym międzyczasie powróciłem nieco do zajęć z matematyki. Matematyki biegowej oczywiście. Właściwie od zawsze najlepiej biega mi się na tętno. Pilnowanie tempa mnie męczy. Co chwila zerkam na zegarek. Przy tętnie ustawiam alert w zegarku i jak wyje lub wibruje to zwalniam, nawet nie zaglądam. Zakładam, że dany odcinek przelecę na 75% rezerwy tętna i mam święty spokój. Postanowiłem wyliczyć sobie zakresy rezerwy tętna dla wszystkich jednostek treningowych w moim planie. Wyszło tak:
- RECOVERY RUN do 70% rezerwy tętna
- GENERAL AEROBIC 62-75% rezerwy tętna
- MEDIUM LONG i LONG RUN 65-78% rezerwy tętna
- MARATHON PACE 73-84% rezerwy tętna
- LACTATE-THRESHOLD 77-88% rezerwy tętna
- VO2MAX INTERVALS 91-94% rezerwy tętna
Teraz jak mi lewa nóżka nie odpadnie, to tak właśnie będę biegał!

W tym tygodniu udało mi się jakoś przebiec 42,18 km w czterech jednostkach treningowych:

- WT 13 km LACTATE-THREHOLD - łącznie 13,97 km po 5:05, śrHR 94%, maxHR 99% (pierwsze 10 kilometrów średnio po 4:53)

- CZW 6 km RECOVERY RUN - łącznie 6,17 km po 6:47, śrHR 77%, maxHR 84%

- PT 16 km GENERAL AEROBIC - łącznie 16,03 km po 6:09, śrHR 81%, maxHR 86%

- SOB 6 km RECOVERY RUN - łącznie 6,01 km po 6:13, śrHR 77%, maxHR 81%

Lepszy rydz niż nic. Wracam do lizania ran.

Pozdrawiam

Paweł
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tydzień -21 czyli o niezaprzeczalnej roli nóg w "procesie" biegania i o tym, że cztery to jednak nie pięć...

Ten tydzień miałem odpuścić. Czemu tego nie zrobiłem? Sam nie wiem. W sumie biegałem takie "byle co" zamiast dbać o lewą nogę, która boli mnie w dość dziwny sposób i w efekcie będę chyba musiał odpuścić tydzień -20, na który miałem zaplanowane fajne bieganie w tempie progowym i bieg długi w tempie maratońskim. Wracając do nóg. Niestety jest tak, że bez używania nóg zasadniczo biegać się nie da. Problem zaczyna się wtedy, kiedy noga boli. Może to też nie jest jeszcze największa tragedia. Najgorzej jest wtedy, kiedy nie wiadomo co boli i co z tym robić. U mnie sprawa krystalizowała się prawie dwa tygodnie. Ostatecznie okazało się, że mam objawy rwy kulszowej - ból zaczyna się po lewej stronie okolicy lędźwiowo-krzyżowej i promieniuje wzdłuż całej nogi. Nie do końca wiadoma jest przyczyna tego stanu rzeczy - albo mamy do czynienia ze zmianami organicznymi krążka międzykręgowego (wariant gorszy) albo problemy z przykurczem mięśnia gruszkowatego (wariant zdecydowanie lepszy). Póki co wzmacniam mięśnie przykręgosłupowe i pośladki oraz porządnie rozciągam okolicę. Działa nie działa. Zobaczymy. W najbliższym czasie muszę chyba sobie zafundować rezonans magnetyczny odcinka L-S.

Mając na uwadze moje dotychczasowe doświadczenie biegowe, mętlik w pracy i problemy z nogą szybko doszedłem do wniosku, że pięć dni biegowych to jeszcze nie mój poziom. Powiem szczerze, że między dwoma a trzema dniami odpoczynku w tygodniu jest przepaść. Muszę to szybko przemyśleć. Podobnie do przemyślenia pozostaje problem biegów długich. Biegam je za wolno, więc biegi powyżej 25 km nijak nie jestem w stanie pokonać w czasie poniżej 2,5 godziny. Póki co będę próbował odnaleźć radość z biegania i pozbyć się bólu w nodze.

Wymęczony tydzień zakończyłem kilometrażem 59,20 km pokonanym w czasie 05:56:53. W sumie weszły cztery jednostki:

- WT 6 km RECOVERY RUN - w sumie 6,17 km w 00:40:07 czyli po 6:30 na kilometr, śrHR 79%, maxHR 90%

- ŚR 13 km GENERAL AEROBIC + SPEED w tym 8 km rozgrzewki po 6:01 na kilometr oraz 10 przebieżek 100 m na 400 m przerwie (4:15, 4:33, 4:31, 3:59, 4:26, 4:04, 4:11, 4:07, 4:18, 3:58) - w sumie 13,01 km w 01:17:55 czyli średnio po 5:59 na kilometr, śrHR 83%, maxHR 95%

- SOB 16 km GENERAL AEROBIC - w sumie 16,01 km w 01:34:39 czyli po 5:55 na kilometr, śrHR 86%, maxHR 92%

- ND 24 km MEDIUM LONG - w sumie 24,01 km w 02:24:13 czyli po 6:00 na kilometr, śrHR 85%, maxHR 93%

Z tematów około biegowych nabyliśmy wejściówki na Mistrzostwa Europy w LA więc 8 marca wraz z Zarządem grzejemy do Trójmiasta. Młody na zsyłce u Babci bo nie wytrzyma tam nawet godziny na trybunie...

Pozdrawiam

Paweł
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tydzień -20 czyli poralaksa, pora laska, Pola Raksa, porarela..., PORA RELAKSU!

Mleko się rozlało. Organizm (ciało i dusza) powiedział "a teraz drogie dzieci pocałujcie misia...". I dobrze. Rekord świata i tak już został pobity a ja przynajmniej porządnie odpocząłem. W czwartek zrobiłem tylko 14 km z 8 km odcinkiem w tempie progowym chyba tylko po to, żeby udowodnić Zarządowi, że ze mną wszystko w porządku, że czuję się dobrze, i serce mnie nie boli, i że będę dalej biegał, i noga jakby lepiej. Poza tym 6 (słownie: sześć) dni bez biegania. Nie wiem, czy dobrze to wpłynie na moje osiągi. Wiem jednak jedno, wspaniale wpłynęło to na moje samopoczucie psychiczne i fizyczne. W listopadzie zrobiłem rekordowe 214 km w średnim mało rekordowym tempie 6:00 na kilometr. Ten tydzień dał mi nadzieję i chęci na to, żeby w grudniu poprawić ten skromny rekord i wrócić do pełni sił.

- CZW 14 km LACTATE-THRESHOLD - 5 km wstępu po 5:47 po czym samo gęste czyli 8 km po 5:08 i powrót z tarczą 1,01 km po 6:23 - w sumie 14,01 km w średnim tempie 5:27, śrHR 89%, maxHR 98%

Z przyjemnością wkraczam w tydzień -19.

Pozdrawiam

Paweł
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tydzień -19 czyli ein, zwei, drei i... to by było na tyle!

Grudzień jest miesiącem trudnym z wielu powodów. Po pierwsze pogoda nie może się zdecydować czy ma być mróz, czy ma padać deszcz. W rezultacie jest mi ciągle zimno (najlepiej znoszę suche i zimne powietrze). Po drugie praca w grudniu raczej nie rozpieszcza - wiadomo - końcówka roku. Po trzecie ilość imprez okolicznościowych, wszelkiej maści pseudo wigilii i temu podobnych, jest trudna do obsłużenia. Bieganie z tym wszystkim komponuje się słabo - no, ale nie spotkaliśmy się tu przecież dla przyjemności.
Z przyjemnością jednak założyłem nowe buty biegowe. Wiadomo, że najlepiej biega się boso, nago, naturalnie, w łączności z kosmosem korzystając z własnej amortyzacji (swoją drogą to ja już jestem zamortyzowany - jak dobry budynek - amortyzacja 40-letnia) ale... nowe buty to jednak nowe buty. Na zaśnieżone i oblodzone chodniki postanowiłem w tym roku na produkt typu door-to-trail firmy Salomon czyli Sense Mantra. Buty są bardzo wygodne, solidnie wykonane, bieżnik sprawdza się na śniegowych ścieżkach miejskich a 6 mm drop umożliwia mi nadal kaleczenie biegania "ze śródstopia". W tym oto obuwiu popełniłem jedynie 34,95 km podzielone na trzy sesje ale w wyniku zmagań z huraganowym wiatrem Ksawerym zaliczyłem nowy pomiar HR max (taki bonus od życia):

- PON 8 km RECOVERY RUN - spokojne 8,08 km średnio po 6:17 na kilometr, śrHR 77%, maxHR 80%

- CZW 13 km GENERAL AEROBIC - zdecydowanie mniej spokojne 13,86 km średnio po 6:08 na kilometr, śrHR 84%, maxHR 91%

- SOB 13 km GENERAL AEROBIC + SPEED - dorwałem się jak głupi do mydła, na początek 4 km po 5:29, potem 10 przebieżek po 100 m na 400 m przerwie (wyszło tak: 4:22, 4:14, 3:54, 4:04, 3:59, 3:59, 3:55, 4:05, 4:11, 3:49), na koniec 4,01 km po 6:01 - łącznie wyszło 13,01 km średnio po 5:40 na kilometr, śrHR 92%, maxHR 100% (zmiana z 182 na 184)

W przyszłym tygodniu postaram się pobiegać coś więcej i może trochę wolniej.

Pozdrawiam

Paweł
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
pawkaz
Wyga
Wyga
Posty: 57
Rejestracja: 03 gru 2012, 15:45
Życiówka na 10k: 00:49:13
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tygodnie -18 do -15 czyli o tym, że nadzieja umiera ostatnia, o tym jak przyjemnie biega się po naprawdę dużym mieście i o niezaprzeczalnych zaletach biegania w Sylwestra…

Przez ostatnie cztery tygodnie dotknęło mnie swego rodzaju „milczenie owiec”. Biegać też za bardzo nie miałem czas. Uzbierało się tego nieco ponad 128 km w cztery tygodnie, czyli 32 km tygodniowo. Takiej mizerii nie pamiętam od dawna… Grudzień zdecydowanie nie sprzyja bieganiu. W tym roku było szczególnie intensywnie, bo po 10 latach przyszło mi zmieniać pracę. Trzeba było się spakować w kartonowe pudło (jak na amerykańskich filmach), pozamykać tematy, posprzątać samochód i wyczyścić komputer. Do tego przygotowania do świąt… Nie tracę jednak nadziei, że uda mi się jeszcze jakoś przygotować i wystartować na poziomie we wiosennym maratonie. Pozostało 14 tygodni do przepracowania i trzeba wziąć się za robotę zamiast urągać!

Święta udało nam się spędzić w Paryżu. Nie będę się rozwodził nad tematem, że „Paryż bardzo fajnym miastem jest”. Pewne jest jedno – po Paryżu się fajnie biega. Praktycznie wszystkie chodniki są asfaltowe, mnóstwo jest parków i skwerów. Wzdłuż Sekwany (tzw. les Berges) wytyczone są trasy dla biegaczy, prysznice dźwiękowe (tunele z lustrami i skoczną muzyką gdzie można ocenić swoją sylwetkę w biegu) czy tory na 100 m. Biegaczy są tysiące – dosłownie – nie ma sensu nawet przybijać „piątek” bo się zamachasz na śmierć. Powoli zaczął dojrzewać we mnie projekt udziału w Marathon de Paris wiosną 2015 roku.

Powrót do Polski uczciłem udziałem w XXIX Biegu Sylwestrowym w łódzkim Arturówku. W biegu głównym na 10 km wzięło udział ponad 750 biegaczy. Trasa po lesie, piachu, liściach i kamieniach (taki trochę płaski trail), dwie pętle po 5 km bez atestu PZLA ale za to z pomiarem czasu przez Datasport. Atmosfera była przednia, na mecie grochówka i kiełbaska z grilla. Doskonała okazja do spotkania się z przyjaciółmi i pożegnania Starego Roku. Czas netto – 46:39, miejsce open 247, miejsce w kategorii M40 48. Zaczynam myśleć poważnie o zejściu poniżej 45 minut jesienią tego roku…

W przyszłym tygodniu może coś pobiegam. Stay tuned!
ODPOWIEDZ