Maurice, maratony 2015 w Łodzi i Berlinie
: 05 lis 2013, 08:22
Niby 2x nie wchodzi się do tej samej rzeki, a jednak wznowię bloga po raz trzeci w dodatku.
Jaki był u mnie zeszły sezon? Wpadło kilka nowych życiówek:
16:38 / 5km debiut i narazie jedyny start na atestowanej trasie
34:24 / 10km z mocnym niedosytem po źle rozłożonych siłach i ostatnim km w 3:03 (to był bieg zdecydowanie na <34)
1:14:56 / 21,1km również z pewnym niedosytem, wyszedł podręcznikowy "NS" a i tak za późno przyspieszyłem.
Jednak na tym najważniejszym dystansie nie poszło. Od czerwca szykowałem się na wynik 2:35. Po 2tyg obozie (z kolegą) w Szklarskiej i zwyżce formy nawet podniosłem poprzeczkę na 2:34 - doczłapałem Poznań w 2:43 (ściana już od 25km) nie robiąc nawet PB (aktualna 2:41 sprzed roku), a po 2tyg w Toruniu wykończony wiatrem i skurczami zniweczyłem bieg na nową życiówkę na 33km i wczołgałem się na metę w 2:48.
Dlaczego nie poszło w Poznaniu?
- bardzo chybiony pomysł z restrykcyjną dietą białkowo-węglowodanową i w konsekwencji kłopoty z dostatecznym carboloadingiem,
- niepotrzebnie rozwadniałem żele na trasie i małymi łykami nie uzupełniałem odpowiednio energii (na treningach prosto z tubki nie było problemem),
- znaczny deficyt snu (za duża presja) i w konsekwencji fatalne samopoczucie,
- niedostosowanie prędkości do dyspozycji i warunków na trasie (teraz z perspektywy czasu myślę że 2:37-38 bym zrobił z zamkniętymi oczami biegnąc tego dnia rozsądniej),
- szarpane tempo na pierwszych 15km (nawet do 20s/km),
- spóźnienie się z maksimum formy, najlepiej biegało się 3-4dni po obozie (nauczka na przyszłość)..
Dlaczego zdecydowałem się na Toruń?
- olbrzymia sportowa złość po klęsce w Poznaniu i chęć powetowania jej sobie chociaż nowym PB
- super szybka regeneracja (mięśniowa i wydolnościowa) już kilka dni po POZ, a przynajmniej tak mi się wydawało..
Dlaczego nie poszło w Toruniu?
- niepotrzebnie szarpnąłem zakładane tempo na 12tym km (na połówce nawet 1,5min nadróbki względem czasu 2:40)
- dalsze problemy ze snem (wciąż presja i olbrzymi stres)
- samotna walka z wiatrem od 19ego km praktycznie do mety
- ostatnie 7km w deszczu ostudziło mięśnie i w konsekwencji dopadły mnie straszliwe skurcze.
Co teraz? Od tygodnia jestem na odwyku. Muszę odpocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Pojawił się rower, basen, siłownia, sauna - oczywiście wszystko w rozsądnych ilościach. Bieżący tydzień również pod znakiem roztrenowania, a od 11.11 zaczynam delikatne truchtanie. Od 18.11 mam wykupioną serię 10wejść do kriokomory. Regularne treningi wznawiam w grudniu.
Będzie kilka zmian:
- ograniczam treningi biegowe do 6x tyg,
- nie odsunę innych aktywności, których smakuję teraz na roztrenowaniu,
- regularne core-stability.
Cel? Maraton w Łodzi
Jaki był u mnie zeszły sezon? Wpadło kilka nowych życiówek:
16:38 / 5km debiut i narazie jedyny start na atestowanej trasie
34:24 / 10km z mocnym niedosytem po źle rozłożonych siłach i ostatnim km w 3:03 (to był bieg zdecydowanie na <34)
1:14:56 / 21,1km również z pewnym niedosytem, wyszedł podręcznikowy "NS" a i tak za późno przyspieszyłem.
Jednak na tym najważniejszym dystansie nie poszło. Od czerwca szykowałem się na wynik 2:35. Po 2tyg obozie (z kolegą) w Szklarskiej i zwyżce formy nawet podniosłem poprzeczkę na 2:34 - doczłapałem Poznań w 2:43 (ściana już od 25km) nie robiąc nawet PB (aktualna 2:41 sprzed roku), a po 2tyg w Toruniu wykończony wiatrem i skurczami zniweczyłem bieg na nową życiówkę na 33km i wczołgałem się na metę w 2:48.
Dlaczego nie poszło w Poznaniu?
- bardzo chybiony pomysł z restrykcyjną dietą białkowo-węglowodanową i w konsekwencji kłopoty z dostatecznym carboloadingiem,
- niepotrzebnie rozwadniałem żele na trasie i małymi łykami nie uzupełniałem odpowiednio energii (na treningach prosto z tubki nie było problemem),
- znaczny deficyt snu (za duża presja) i w konsekwencji fatalne samopoczucie,
- niedostosowanie prędkości do dyspozycji i warunków na trasie (teraz z perspektywy czasu myślę że 2:37-38 bym zrobił z zamkniętymi oczami biegnąc tego dnia rozsądniej),
- szarpane tempo na pierwszych 15km (nawet do 20s/km),
- spóźnienie się z maksimum formy, najlepiej biegało się 3-4dni po obozie (nauczka na przyszłość)..
Dlaczego zdecydowałem się na Toruń?
- olbrzymia sportowa złość po klęsce w Poznaniu i chęć powetowania jej sobie chociaż nowym PB
- super szybka regeneracja (mięśniowa i wydolnościowa) już kilka dni po POZ, a przynajmniej tak mi się wydawało..
Dlaczego nie poszło w Toruniu?
- niepotrzebnie szarpnąłem zakładane tempo na 12tym km (na połówce nawet 1,5min nadróbki względem czasu 2:40)
- dalsze problemy ze snem (wciąż presja i olbrzymi stres)
- samotna walka z wiatrem od 19ego km praktycznie do mety
- ostatnie 7km w deszczu ostudziło mięśnie i w konsekwencji dopadły mnie straszliwe skurcze.
Co teraz? Od tygodnia jestem na odwyku. Muszę odpocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Pojawił się rower, basen, siłownia, sauna - oczywiście wszystko w rozsądnych ilościach. Bieżący tydzień również pod znakiem roztrenowania, a od 11.11 zaczynam delikatne truchtanie. Od 18.11 mam wykupioną serię 10wejść do kriokomory. Regularne treningi wznawiam w grudniu.
Będzie kilka zmian:
- ograniczam treningi biegowe do 6x tyg,
- nie odsunę innych aktywności, których smakuję teraz na roztrenowaniu,
- regularne core-stability.
Cel? Maraton w Łodzi