Strona 1 z 3

nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 26 sie 2013, 20:12
autor: nimfa_blotna
Właśnie tak, forum czytam namiętnie odkąd zaczęłam biegać, a może nawet trochę wcześniej, bo skądś wytrzasnąć musiałam te plany dla początkujących od których zaczynałam, jak pewnie duża część z Was. :)
Od jakiegoś czasu dojrzewałam, żeby oprócz czytania i czerpania wiedzy wnieść coś od siebie i następuje to właśnie dziś :).

Kiedy i dlaczego zaczęłam biegać? Końcem lutego, 24 nawet chyba to było. Kluło mi się to w głowie już wcześniej, znalazłam sobie plan 10-tygodniowy, miałam zacząć od poniedziałku... jak kupie sobie buty... jak trochę śniegu stopnieje... i tak pewnie wymyślałabym do dziś, ale pewniej niedzieli coś zaskoczyło, ubrałam co miałam (bawełniane gietry i ciuchy w góry), założyłam jedyne moje sportowe buty (jakieś niskie trekingowe hehehe), zapięłam psinę na smycz i poszlimy w pole. Polecielimy, chciałoby się rzec, ale nie latania nie było. Grzecznie wg planu. Ileś tam biegu, ileś tam marszu. Podczas biegu oczywiście mój 10-letni wieczny szczeniak odkrył fascynującą zabawę: targamy panie za nogawki, rękawki, zabiegamy drogę, wskakujemy na plecy, tak więc podczas pierwszych biegów walczyłam nie tylko z własna zadyszką, ale równiez z 40-kilowym imbecylem :P. Na szczęśćcie dość szybko zajarzył o co biega w bieganiu i potem wspólne wybiegi z nim były czystą (prawie) przyjemnością. A ja truchtałam, maszerowałam, z zaskakująca jak na mnie regularnością. Plany sobie modyfikowałam, pod siebie, troszkę skracałam marsz, dodawałam cykl, zależnie od samopoczucie i formy. Po niecałym miesiącu wypadały moje 30-ste urodziny i wtedy postanowiłam tuturutu plan, zrobię sobie w prezencie 30 min na 30-stkę. I zrobiłam :)
Od tamtego czasu biegam w sumie bez planu żadnego, zasadą było tylko, że we wtorek, czwartek, sobotę i niedzielę. Pięknie się tego trzymałam... aż do lata... upały zabiły moja motywację i pojawiły się dni, a nawet tygodnie bez biegu. teraz z ochłodzeniem, zamierzam powrócić do regularnych biegów, a ten blog ma być takim wirtualnym bacikiem nade mną ;)
A czemu bieganie? Z nudów? Zawsze sporo chodziłam, góry, dluugie spacery z psem... tej zimy jakoś tak oklapłam, zakopałam się pod kocami i gniłam :D Widocznie miałam tego dość. Sporty grupowe nie dla mnie, aerobiki i inne fitnesy - kompletnie nie dla mnie, basen - trochę trudny do ogarnięcia logistycznie... a bieganie? Tylko mieć ze sobą buty, jakiś ciuch i można zawsze i wszędzie, tylko ja, moja zadyszka, mój pot i moje myśli. To coś dla mnie! Jak jeszcze zbuduję taka formę, coby swobodnie móc po tych moich górach biegać, to będę w siódmym niebie!

No, to tyle, bo wpadłam w słowotok ;)

to skrobnę co pobiegałam dziś:

26.08.2013

9,841 km - częściowo po asfaltowym deptaku, wiekszość leśno-polna, tak jak lubię najbardziej
57min 37 sek; średnie tempo 05:51
średnie tętno 140, maksymalne 160

buty Merrell Mix Master

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 28 sie 2013, 20:56
autor: nimfa_blotna
28.08.2013

Dziś lajtowo, terenowo - przełajowo z piesem Aresem. Wolniutko, z przerwami na szukanie wody w strumieniach (straszliwa susza) i pacyfikowanie owczarków niemieckich ;).

Po polach i łąkach, gdzie zaczynałam moją przygodę z bieganiem na przełomie zimy i wiosny. Strasznie mi te ścieżki pozarastały. Momentami musiałam się przebijać przez krzaczory i trawę wyższe ode mnie :). Ale ja tak lubię :) Więc bieg uważam za niezmiernie udany, choć wybrać się było baaardzo ciężko.

Efekty:

9,852 km w czasie 1:01:04, ze średnim tempem 06:12 min/km

buty Merrell Mix Master

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 29 sie 2013, 18:37
autor: nimfa_blotna
29.08.2013

Dziś w ciuchy biegowe wskoczyłam już w pracy i pobrumałam prosto do Doliny Zimnika. Urokliwe niezmiernie miejsce. Początkowo asfaltem wśród lasu, wzdłuż górskiego potoku, a że lekko, acz konsekwentnie pod górkę to sapałam, plułam, charczałam i stękałam strasząc nielicznych spacerowiczów. Wiosną u wejścia do doliny widniała tabliczka ostrzegająca przed spotkaniem z niedźwiedzica z młodymi. Mam nieodparte wrażenie, że pojawiła się na krótko po moim ostatnim tam biegu :P. Tak więc powoli, jak miś ociężale tuptałam sobie. Asfaltem, potem lasem bardzo błotnistym. Po nieco ponad 4 km mej udręki stwierdziłam: Dość!! Lecim w dół! I poleciałam. W końcu mogłam rozluźnić nogi. I rozluźniłam może nawet za bardzo, bo albo mnie się garmin pogubił, albo faktycznie jakieś kosmiczne tempa osiągałam. Zahamowałam z piskiem podeszew tuż przy samochodziku moim. W drodze powrotnej jeszcze musiałam o tankowanie zahaczyć i chyba na stacji małą sensacyjkę wzbudziłam, upocona, rozczochrana i z czarniutkimi łydkami. Cóż....

Ubiegane dziś:

9.313 km w ciągu 52 min 08 s; tempo średnie 05:36 km/min

buty Merrell Mix Master

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 31 sie 2013, 20:53
autor: nimfa_blotna
31.08.2013

Dziś lajtowo, na luzie, spokojnie po polnych drogach i bezdrożach z piesem. Bardzo fajne bieganko w prawie jesiennych klimatach.

11 km 347 m w czasie 1 godz 8 min 31 sek średnim tempem 05:58 min/km

na koniec chciałam kilka przebieżek wrzucić, ale ciemna noc nastała i bym się zabiła o podłoża nierówności więc zrezygnowałam
coraz wcześniej się ściemnia, trzeba będzie odkurzyć czołówkę
ja z czołówka, pies ze świecąca diodą na obroży, po wsi pewnie pójdzie plota, że wieczorami na polach UFO harcuje ;)

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 01 wrz 2013, 23:00
autor: nimfa_blotna
01.09.2013

Rano w pracy, potem do przedpołudnia lało więc miałam czas zastanowić się czy dziś łatwiej i dłużnej, czy krócej i trudniej. W efekcie wybiegając z domu po południu nie miałam zielonego pojęcia co ze sobą uczynię :P. Jednak na dróg rozstaju skręciłam na południe - czyli trudniej, w stronę gór. Góry to temat osobny, ale po drodze do tych gór jest łąka. Niby płasko, a jak popatrzyć z miejsca "wbiegu" na miejsce "wybiegu", to ten wybieg to cholera wysoko jest. I z ta łąką od jakiegoś czasu się zmagam. Na razie wygrywa ona, bo bez maszerowania udało mi się ja przedeptać tylko raz. Dziś jednak zawzięłam się, zacisnęłam zęby i wygrałam po raz drugi :D. W efekcie stromy podbieg, który zwykle biorę biegiem przemaszerowałam, no ale łąka pokonana! Dodało mi to skrzydeł, bo choć z kondycją, zwłaszcza pod górę to u mnie jeszcze szału ni ma, ale ta moja słynna łąka to chyba tak na prawdę kwestia psychiki, straszliwie zamulająca jest i tyle. Pełna euforii po mojej małej zwycięskiej bitwie zachowałam jednak rozsądek i biorąc po uwagę, że w tym tygodniu wybiegałam sporo jak na mnie nie zagłębiłam się w góry bardziej. Trawersikiem, potem w dół i na deptak. Na deptaku już luźno, w dół, z każdym kilometrem nieco szybciej do mojego przebieżkowego miejsca, gdzie popełniłam ich 6 lub 7 (oczywiście zamotałam się w liczeniu) po pewnie ze 100 metrów, tempem nieznanym, ale bardzo żwawym. Potem kilometr z haczykiem potruchtałam do domu.

W efekcie: 10 km 440m w czasie 1:02:21 z tempem średnim 05:58 min/km

P.S. A w ogóle minęłam dziś biegacza co mnie z własnej, nieprzymuszonej woli pozdrowił. Na mojej wsi to szok wielki i bardzo pozytywny akcent :)
P.S.2 Wraz ze spadkiem temperatur wzrost mocy i biegowych chęci. W mijającym tygodniu prawie 51 km, co jest chyba moim dotychczasowym rekordem. Cieszy :)

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 05 wrz 2013, 14:05
autor: nimfa_blotna
03.09.2013

Wiatrzysko straszne, więc postanowiłam pobiegać trochę po nadrzecznym lasku, może tam trochę osłony będzie. I może było, ale w nocy jakieś straszne oberwanie chmury w górach musiało być, bo lasek zamienił się w las mangrowy, więc po kilkunastu minutach nierównej walki wycofałam się na asfaltowy deptak. Lecąc w dół, z wiatrem w twarz zacieszałam jak to cudnie będzie, gdy w drodze powrotnej, pod górę wiatr będzie wiał mi w plecy. Jednak byłam w mylnym błędzie - wiatr wiał w twarz jeszcze mocniej, ot, taka specyfika mojego terenu - wiatry wieja w kółko chyba, a przynajmniej zawsze akurat w przeciwna stronę niż ja biegnę :P Mimo to, ten powrót deptakowy, który zawsze ciągnę resztka sił wszedł mi całkiem luźno, nawet coś na kształt narastającego tempa mi wyszło :).

Efekt: 8 km 318m w 47 min 42 sek ze średnim tempem 05:44 min/km :)

05.09.2013

Dziś zamierzałam się nieco zarżnąć. Nazbierało się trochę smutków i złości do wybiegania. I zarżnęłam się :D Było ciężkonogo, zadyszkowo, marszobiegowo i postojowo. Gorąco, mimo tylko niby 20 stopni. Łąkami pod góry, potem zboczem Skalitego, nad skocznią narciarską (swoją droga z góry patrząc to ten rozbieg, rozjazd, czy jak to się tam fachowo zwie robi wrażenie), chwile deptakiem i powrót w górki. Ciężko i boleśnie :P Kilka razy miałam ochotę teleportować się do domu. Z pragnienia zdychałam, bo wody nie wzięłam, a w lesie strumienie powysychane. Ale jako dokulałam. I jestem z siebie dumna :) W domu litry wody, rozciągano, a teraz do pracy ehhhh...

12 km 705 m w czasie 1 godz 21 min tempem 06:23 min/km 300 m w górę/312 m w dół

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 07 wrz 2013, 22:50
autor: nimfa_blotna
07.09.2013

Dziś się pobawiłam :) Biegam sobie, nie trenuję. Moim priorytetem na ten moment jest raczej długo i w trudnym terenie niż szybko (choć skłamałabym, gdybym powiedziała, że czasem nie ścigam się sama ze sobą ;) ). Czasem takie tuptanie jednak mnie nuży. Poczytałam więc i natrafiłam na "zabawę biegową". Na samo słowo zabawa, duże dziecko, które we mnie siedzi zaczęło radośnie podskakiwać, więc postanowiłam to dziś uskutecznić. Pies na smycz, kierunek łąki i dajemy. Około 2,5 km truchcikiem na rozgrzewkę i jedziem: 1 min szybko, 1 wolno; 2 min szybko, 2 wolno; 3 min szybko, 3 wolno (tu wyszło moje upośledzenie matematyczne i w sumie wyszło po 4 min każdego :bleble: ) i z powrotem po 2 min i 1 min. Udyszałam się, nie powiem, ale fajnie odpoczęłam podczas 2 km powrotnego truchciku. Fajnie tak czasem rozruszać nogi :). Myślę, że włączę to do mojego biegowego repertuaru. Tylko na takie zabawy będę się chyba wybierać bez psa, bo on wiadomo, pije, sika, wpada pod nogi, gubi się w krzakach itp. itd. Przy normalnym spokojnym bieganku to nie przeszkadza, ale nie mam tak podzielnej uwagi, żeby ogarnąć patrzenie na czas, psa i quady wyjeżdżające znienacka zza zakrętów.

W efekcie: 8 km 137 m w czasie 47:01 ze średnim tempem 05:47 km/min te szybsze odcinki po: 04:45, 04:53, 04:59; 04:54; 04:35;

I właśnie tu mam pytanie, czy te szybkie to ma być za każdym razem takie samo tempo, czy z racji tego, że to zabawa to luz na tempo, byle to przebiec żwawo?

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 08 wrz 2013, 23:43
autor: nimfa_blotna
08.09.2013

Dziś zmierzyłam się z deptakiem naszym wiejskim. W całości, bo do tej pory śmigałam go fragmentami. Długo, prosto, asfaltowo. Przymierzałam się do tego od kilku tygodni już chyba, ale ciągle odkładałam. Bałam się nie tyle dystansu (to był mój najdłuższy jak do tej pory bieg), co nuuuudy. Nawet sobie audiobooka wgrałam na telefon, bo obawiałam się, że przez 2 godziny to ja się zanudzę we własnym towarzystwie. A dziś udał mi się zacząć bieg wolniutko, bez szarżowania, więc stwierdziłam, co mi tam, spróbuję, zawsze mogę zawrócić. I nie taki asfalt straszny, jak się okazało :). Kilometrom dałam radę, audiobook mimo iż to był bardzo lubiany przeze mnie Sapkowski szumiał jako tło (jakoś nie potrafię się skupić na słuchaniu w biegu), a ja nie wykończyłam sama siebie myślotokiem. Więc jak będę potrzebowała trasy na reset umysłowy, to takie deptanie asfalciku jest jak znalazł. Ani pod nogi patrzyć specjalnie nie trzeba, ani się zastanawiać gdzie skręcić, po prostu sobie dreptać.

17 km 359 m w czasie 1 h 43 min 56 sek ze średnim tempem 05:59 km/min
tętna (bo akurat mi się przypomniało, że mam pulsometr :bleble: ) 141/155 (całkiem fajnie niskie chyba jak na mnie, kiedyś na łatwiejszych biegach ponad 160 miewałam)

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 10 wrz 2013, 21:54
autor: nimfa_blotna
10.09.2013

Dziś w pracy sądny dzień, nazbierało się mi tyle złych emocji, że tylko porządny wycisk mógł to ze mnie zmyć. Na całe szczęście miałam akurat przypadkiem w bagażniku biegowe odzienie, więc zamknąwszy drzwi z nadzieją, że ten przybytek do jutra lawina błotna pochłonie, pojechałam sobie do Zimnika. No dobra i tak tam miałam pojechać, ale powyższy wstęp brzmi bardziej dramatycznie. :bleble: A i w pracy na prawdę koszmarny dzień był.
Już w drodze schodziło ze mnie co złe, za sprawa cudnej pogody i jeszcze cudniejszych widoków. Uwielbiam tę trasę: pagórzaste łąki, porozrzucane po nich domki a to wszystko u samych stóp gór. Brak słów żeby to opisać. Dla mnie to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie i często wracając z pracy nadrabiam ładnych parę kilometrów, żeby tylko nasycić oczy. Musze kiedyś jakiś kawałek ziemi tam zdobyć i się osiedlić, koniecznie!
No ale dość poezji, czas na konkrety. Parking pod Hotelem i ruszam. Mozolnie asfalcikiem, pilnując się coby nie za szybko, a i tak dało w czapę, na kolejnych kilometrach już zwalniam z automatu. Na szczęście udało mi się odpłynąć myślami, a nie skupiać na mej udręce. Jak wracam do rzeczywistości, to zaczynam rozglądać się za mostem przy którym zawsze "puchnę", przystaję i udaję, że się rozciągam czy coś :P. I nie ma go, i nie ma, aż nagle się orientuję, że już dawno go minęłam i zapomniałam "spuchnąć" :ble: . "Spuchłam" więc chwilę dalej, coby nie było, dla odmiany podziwiając zaskrońca, co wygrzewał się na ścieżce. Popodziwawszy ruszyłam dalej. Spokojnie, z przestojami u wodopoju itp itd. Mężczyzna mój uświadomił mnie, że droga z której ostatnio zawróciłam powinna mnie poprowadzić dookoła góry której zboczem biegnę, z powrotem na asfalcik. Cel więc na dziś: nie zawrócić, obiec. I kurna, albo on nie potrafi tłumaczyć, albo ja nie potrafię słuchać, albo o zupełnie innym miejscu mówiliśmy. :ble: Bo droga całkiem fajna leśna, zamieniła się w coś co drogą było pewnie z 10 lat temu, a od tego czasu zarosło, było chyba przez jakiś czas korytem strumienia i nawet sarny tam już teraz nie chodzą. No ale faktycznie prowadziło toto jakby dookoła góry... przez moment, potem gdzieś na górę a potem do dróg rozstaju, skąd zadzwoniłam do wielce szacownego, żeby mi powiedział gdzie ja do cholery jestem (ponoć świetnie zna te okolicę z rowerowania). Nie wiedział gdzie jestem. Więc stwierdziłam, że jeszcze nie chce wracać i pobiegnę dalej na czuja. I wybrałam najładniejszą moim zdaniem drogę :hej: . A wybrałam zarazem dobrze i zarazem źle. Dobrze, bo wyprowadziła mnie na miejsce z cudownym widokiem na Skrzyczne. Źle, bo potem zakręciła w zupełnie nie tym kierunku co chciałam, co zmusiło mnie do nawrotki. Już bez kombinacji pognałam w dół. Bez historii, z wiatrem w warkoczu i plaskaniem podeszew :P.

Dało mi to dzisiejsze bieganie tyyyyle radości. Bo pogoda cudna, bo widoki przepiękne, bo miejsca nowe i z potencjałem na następne wypady. Bo luźno, lekko i z uśmiecham na twarzy. Rozpisałam się więc, bo dobre emocje też trza z siebie jakoś wyrzucić. A ponieważ mało kto przez to pewnie przebrnie, to na koniec suche fakty:

11 km 818 m w czasie 01:09:16 ze średnim tempem 5:52/km

P.S. A w ramach ciekawostki, to run-log wyliczył mi, że od początku mojej przygody z bieganiem przebiegłam 665,45 km. Gdybym wiedziała, to dociągnęłabym te 55 m do "okrągłej" liczby :bum:

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 13 wrz 2013, 10:57
autor: nimfa_blotna
Poganiana przez mojego jedynego i najwierniejszego fana, wrzucam wczorajsze bieganko.

12.09.2013

W sumie żadnych cudów tym razem. Wróciwszy z pracy, najadłszy się, wypiwszy kawę i najadłszy się znowu, wcale nie miałam ochoty na jakieś wyjścia. Ale perspektywa, że w weekend pewnie wiele nie nabiegam i słońce które na chwilunię jedną wyszło zza chmur wygoniły mnie z domu.
Bez cudów, po łąkach, z piesem Aresem. Wplotłam coś niby tę zabawę biegową, ale żałowałam tego trochę :P.

Efekt: 8 km 846 m w czasie 52 min 40 sek; śr. temp: 06:06/km

P.S. dobeer, fajnie, że udało Ci się wyrwać na przebieżkę :taktak:

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 16 wrz 2013, 16:58
autor: nimfa_blotna
W weekend nie biegałam, bo czasu nie miałam... praca...
W niedzielę to już byłam w ogródku, już łapałam satelitę, a tu telefon i trza było do sierściuchów jechać.

Nadrobiłam za to dziś.

16.09.2013

Nizinnie, bez patrzenia na zegarek, całkiem jak na mnie szybko. Po nadrzecznym lasku, łąkach, polach, na góry tylko widoki. Swoją drogą dopiero biegając odkrywam nowe ścieżki. Ten lasek nad rzeką to niby wiedziałam, że jest. Ale jakiś taki się mały wydawał i niemrawy. A okazało się, że kilka kilometrów można w nim wykręcić w bardzo przyjemnych okolicznościach przyrody :).

10 km w czasie 57:30 ze śr. tempem 5:45/min

A ponieważ zdjęłam wreszcie folijkę z telefona, to poczyniłam dwie fotki ze specjalną dedykacją dla majaka :)
Są jakie są, ale kalkulatorem lepszych nie zrobię :P

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 18 wrz 2013, 17:02
autor: nimfa_blotna
18.09.2013

Wstaję dziś, wyglądam, za okno, a tam Babia biała, Pilsko białe... No to trzeba jakoś pod górkę śmignąć za pierwszy śnieg tego lata :). Uwinęłam się więc jak pracowita mróweczka z robotą w domu, coby zdążyć przed pracę pobiec, zwłaszcza, że pogoda przecudna była. Błękitne niebo, pojedyncze chmurki, co prawda wiatr silny, ale już przywykłam do niego. I potruchtałam sobie przez łąki, pod Skalite, nad skocznią, potem w dół na deptak i z powrotem w górki. Czyli trasa dość standardowa, ale lubiana. Miałam ochotę na coś innego, ale za mało czasu przed pracą było na kombinacje.
Wyjątkowo dobrze mi się dziś biegało. W sumie tylko kilka postojów na wyrównanie oddechu po większych podbiegach, a tak to fajny bieg. Zresztą, choć nie byłam wysoko, to wiatr był lodowaty i wychładzał momentalnie, więc nie było co się obijać. Momentami normalnie para z ust, a nawet w ręce mi zaszczypało przez chwilę. Pomyślałam o rękawiczkach, trudno, zabawnie będę wyglądać następnym razem: krótki rękaw, krótkie gacie i rękawiczki :D.
Z innych ciekawostek: grzybiarze szaleją. Jednego pana mijałam, cały wielki kosz targał, alem nie dopatrzyła co, bom właśnie deptała najgorszy podbieg i miałam prawie migotanie przedsionków :P. Ja nawet nie zaglądałam na boki, bo ani bym nie pobiegała, ani pozbierała. Może w weekend jakieś grzybobranie w połączeniu z górołażeniem uskutecznię.

Efekt: 13 km 511 m w czasie 1:21:21 ze średnim tempem 06:01/km

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 21 wrz 2013, 21:33
autor: nimfa_blotna
20.09.2013

Polnie, z Aresem, zabawiłam się biegowo, trochę bosobiegania uskuteczniłam. Niby fajnie, ale przed pracą i w pośpiechu, a ja nie lubię presji :P.

7 km 577 m w czasie 43 min 37 sek; ze średnim tempem 05:46/km


21.09.2013

Dziś w planie były górki. Na chodząco. Budzik nastawiony na nieludzką godzinę. O nieludzkiej godzinie okazało się, że deszcz wali jak szalony, a mój Naczelny Meteorolog oświadczył, że tak do wczesnego popołudnia ma być, więc mogę się spokojnie odwrócić się do ściany i owinąć z powrotem w kołdrę, co tez skwapliwie uczyniłam. Obudziwszy się ponownie 2 godziny później ujrzałam piękne słońce... wściekłość ma była wielka, bo zrobiło się już stanowczo za późno na jakieś większe wyprawy. Górkom postanowiłam jednak nie odpuszczać i choć kawałek się po nich przebiec. Cel: Siodło pod Skalitem. Biegałam już tam kilka razy, ale zawsze byłam tak wypruta, że powrót to jedynie zbieg do Szczyrku i potem tuptanie deptakiem do domu. Dziś postanowiłam tak szybko gór nie opuszczać i zbiec drogą, którą obczaiłam ostatnio na szlajankach z psem, a potem przez łąki i pola do dom. Ewentualnie w planie było jeszcze wdrapanie się na szczyt Skalitego, alem odpuściła, bo późno się zebrałam, a nie zabrałam czołówki.
Jak postanowiłam tak uczyniłam :). Pod górę średniawo, bo nóżki już nie tak świeże jak w środę, a poza tym od południa coś mi żołądek przymulał, na co ochlałam się coli, z nadzieją, że odpuści. Nie odpuścił, za to wytrząsana podczas biegu cola dawała czadu :D. Ale jakoś dalim radę. Na zbiegu też nie idealnie, ale znaaaacznie lepiej, w końcu mogłam przestać drobić i rozruszać nogi :).

I tak przebiegłam sobie dziś 14 km, w czasie 1:24:23, średnie tempo 6:02/km

Znowu dziś wichery lodowate na wysokościach wiały, a ja nie mam kurtały. Szukam i znaleźć ideału nie mogę. Zeszłą zimo-wiosnę przekulałam w windstoperze górskim, ale już wtedy za ciepły mi był i często lądował w krzakach, choć to jeszcze marszo-biegi były. Teraz to bym się w nim zagotowała raz dwa, bo grzeje się strasznie.
Pomacać kurtek okazji nie mam za wiele, bo w naszych sklepach wybór słabiutki. W necie oglądała sporo i w oczach mi się mieni. Może ktoś coś doradzi.
Czego szukam?:
- super oddychalność: jak pisałam, bardzo się grzeję :P na wodoodporności mi tak strasznie nie zależy, ma chronić przede wszystkim przed lodowatymi wiaterami górskimi; czyli myślę, jakiś cienki softshell czy cuś w ten deseń z przodu, tył jakis lepiej oddychający; wszystko co macałam do tej pory to jakieś ortalioniki, nie dość, że szelest tego by mnie wykończył, to jeszcze bym sie pod tym zapociła chyba
- bez kaptura - tylko lata i wkurza a i tam się nigdy na mój wielki łeb nie mieści, więc bezużyteczny; mile widziana wysoka stójka pod brodę
- z bajerów mile widziane dziurki na kciuki (bo lubię), jakieś kieszony
- cena max 300 zł, ale chętnie dużo mniej, aczkolwiek za idealny ideał mogę dać trochę wiecej
- kolor (tak, baba jestem) dowolny, idealny ideał może być nawet różowy :P aczkolwiek preferuje czerń :D
Pomoże ktoś?

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 28 wrz 2013, 20:04
autor: nimfa_blotna
28.09.2013

Po tygodniowym obijaniu wracam na biegowe ścieżki :). Brakowało mi tego bardzo i obiecałam sobie, że choćby nie wiem co, dziś pobiegnę choć chwilkę. Po pracy i zakupach wpadłam jednak do domu głodna jak wilczyca i rzuciłam się na wszystko co jadalne. Amok normalnie :P. Jeszcze to i pobiegnę, jeszcze tamto i pobiegnę... i pewnie noc bym mnie przy tej orgii spożywczej zastała, gdyby nie zadzwonił mój facet spytać co robię, bo on roweruje w okolicach Kocierza i własnie przed chwila gadał z kolesiem co biegnie BUT 220. No to głupio mi było powiedzieć, że właśnie zjadam ostatniego z czterech muffinków, które kupiłam nam do wieczornej kawki i dzielnie oświadczyłam, że się zbieram biegać. Się powiedziało A, trzeba powiedzieć B :P. Dało mi się we znaki to obżarstwo, na pierwszych kilosach kolka gigant... Ale przewalczyłam. Poleciałam sobie polami pod Magurę, bom tam jeszcze nie biegała, tylko chodziła, a to też już dość dawno temu. Pamiętałam tylko dłuuuuugi asfaltowy podbieg, który okazał się nie taki straszny, ku mej wielkiej satysfakcji. Na samym podmagurzu nie kombinowałam, choć tam plątanina ścieżek fajna , ale noc już wielkimi krokami nadchodziła. Będzie na kolejne bieganka. Zbiegłam ku wsi, potem na Szczyrk deptakowo i na moje sprawdzone, podskalitowe ścieżki którymi potuptałam do domu.

W sumie 11 km 218 m w czasie 1:08:01 ze średnim tempem 06:04 km/min

Re: nimfa_blotna -cichociemny podczytywacz wychodzi z ukrycia ;)

: 30 wrz 2013, 17:23
autor: nimfa_blotna
30.09.2013

Pierwszy dzień urlopu, cudowna słoneczna pogoda, nie dało się tego uczcić lepiej, niż jakimś fajnym marszobiegiem :).
Uderzyłam w stronę mojego ukochanego Siodła pod Skalitem i tam w zależności od sił i chęci miałam kombinować dalej z trasą. Wersja dla zdechlaka: zlatuję do Szczyrku i grzecznie deptakiem do domu; wersja dla twardziela: na szczyt Skalitego i potem którąś z wielu dróżek w dół. Dotruchtałam na to Siodło, rozłożyłam się na ławeczce i wygrzawszy się w słońcu wybrałam wersję trzecią: w stronę Skrzycznego! Na samo Skrzyczne jeszcze jestem za cieńka, ale kiedyś tam na pewno dobiegnę, na razie będę się wgryzać stopniowo w ten szlak, a i przyjemność odkładana jest dwa razy większa (ponoć).
Zaraz za siodłem jest dające w tyłek podejście, podchodzenie pod nie sprawiało zawsze, że przez jakieś pół godziny nienawidziłam gór :P. Dziś przemaszerowałam sobie je dzielnie i potruchtałam w górę, do skałek. Od skałek w dół do przełęczy i tam odbiłam na zielony szlak do centrum Szczyrku, a że do Szczyrku zbiegać nie chciałam, to opuściłam go po chwili podbiegając z powrotem na Siodło. Z siodła już do domu tą bardziej widokową trasą.
Baaardzo wielką mi to przyjemność sprawiło. Pogoda przecudna, luz, bo nigdzie spieszyć się nie trzeba. W co ładniejszych miejscach postoje na odsapnięcie, podziwianie widoków i fotki telefonem bez folijki ;). A po powrocie takie przyjemne zmęczenie, a nie zajechanie.
Jednak jestem lucky bitch :D.

efekty 16 km 297 m w czasie 1:42:36 ze średnim tempem 06:18/min

A tu klika migawek z trasy, jakość hmmm telefoniczna ;/