Strona 1 z 11

Bartek Mejsner- przez Marathon des Sables na Muztagh Ata

: 09 kwie 2013, 18:50
autor: bmejsi
O mnie
Mam prawie 39 lat. Biegam 4-ty sezon. 2012 rok biegowo był dla mnie bardzo udany. Zrealizowałem plany, poprawiłem życiówki. Pogodziłem się z tym, że pędziwiatrem nigdy nie będę i 3-ka w maratonie to nie dla mnie. Za to oszczędzają mnie kontuzje i mam wrażenie, że im dłużej biegnę, tym idzie mi lepiej. Dlatego od pierwszego startu w biegu rzeźnika w 2011 polubiłem biegi ultra. W ubiegłym roku udało się zrobić niezły czas 11godz 30 min. W sierpniu ukończyłem 112 km TDS. W Alpach odebrałem lekcję pokory i do mety dotarłem po ponad 26 godzinach. W tym roku zaplanowałem i szczęśliwie zakwalifikowałem się do UTMB.
Przygotowania do tej imprezy będę opisywał na blogu. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować moje biegowe marzenie i że komuś będzie się chciało o tym czytać.
Bartek

Re: bmejsi- UTMB2013

: 10 kwie 2013, 08:52
autor: bmejsi
Moim celem pośrednim i jednocześnie etapem w przygotowaniach do sierpniowego startu jest kwietniowy maraton. Jestem obsesyjnie przywiązany do schematów. Dlatego w ostatnich trzech latach to również był kwietniowy maraton, do tego ten sam- w Krakowie. W tym roku postanowiłem zaszaleć i Kraków zamieniłem na Warszawę. Może trochę dlatego, że mam w tej Warszawie maratońskie rachunki do wyrównania? W każdym razie padło na Orlen Maraton.
Zostało jeszcze tylko kilka treningów i po raz kolejny nadzieja, że w końcu urwę te cholerne dwie minuty i złamię 3.30. Byleby tylko nie było gorąco jak przed rokiem. W sobotę marzenie 10 stopni, mżawka, generalnie to co normalni ludzie określają -pogoda syf, a ja uwielbiam. Niedziela- dramatyczne załamanie pogody, słońce i ciepło od samego rana. Tak to pamiętam. I czas 3.32 bez spacerów, ale jednak porażka. Wizualizuję sukces, śnię o nim od kilku tygodni (naturalnie z przerwami).
Wczoraj na mojej garażowej bieżni spokojne 10km +przebieżki.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 11 kwie 2013, 10:44
autor: bmejsi
Bieżnię kupiłem na początku stycznia. Założenie było takie, że będę na niej biegał i chodził z obciążeniem pod górę. Takie symulowanie długich wzniesień, których w mojej okolicy po prostu nie ma. Ponieważ zima dała mi w kość i w pewnym momencie miałem dosyć ślizgania się i paćkania w rozmarzającej śniegowo- wodnej brei, część treningów maratońskich również robiłem pod dachem. Takie napieranie w zimnym garażu, jednostajny dźwięk silnika bieżni, tempo z góry ustalone i wyłączona głowa bardzo mi odpowiadają.
Z tym z góry ustalonym tempem to nie od początku było tak fajnie. Trafił mi się egzemplarz z własną fantazją ułańską i własnym planem treningowym. Trening to ZAWSZE był Fartlek (zabawą biegową bym tego nie nazwał). W większości przypadków zaciskałem zęby i udawało mi się dociągnąć do końca nagłego przyspieszenia, ale z rzadka musiałem ustąpić. W końcu nadszedł dzień kiedy tak przyspieszyła, że prawie odlecieliśmy, zadymiła, puściła bąka i zamilkła. Po tygodniowej wizycie w serwisie wróciła okiełznana i grzeczna nie do poznania. Pan z serwisu poinformował mnie, że urządzenie nie jest przeznaczone do użytku komercyjnego na co wskazuje jego przebieg ,ale zapewniłem go zgodnie z prawdą, że jestem jego jedynym użytkownikiem.
Tyle o bieżni
Wczoraj były 800tki. Porządnie zrobiony trening chociaż ostatnią odpuściłem. To jeden z tych treningów, których nie lubię bardziej niż samego maratonu. Razem nieco ponad 10 km.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 13 kwie 2013, 13:39
autor: bmejsi
Uwielbiam buty dobiegania. Mam do ich kupowania stosunek bliski kobiecemu. Zupełnie jakby moimi decyzjami w kwestii butów kierował estrogen, a nie testosteron. No więc oczywiście pełny przegląd rynku jeśli chodzi o marki, pełna paleta kolorów, bieżników itd, itp. Jestem absolutnie wierny tylko jednemu modelowi, są to Saucony Kinvara. Każda następna generacja przewyższa poprzednią. Dla mnie but idealny na trening i na zawody. Są nadzwyczajnie wygodne i dynamiczne, choć jak wspomniałem do gepardów nie należę. Wraz z tymi butami rozpocząłem poszukiwania w kategorii lekkość. Siłą rzeczy coraz mocniej skręcam w stronę butów minimalistycznych poszukując coraz bardziej egzotycznych egzemplarzy. Kiedyś napiszę o tym parę słów więcej.
Wczoraj, po jednym dniu odpoczynku, była spokojna dyszka po ulicach. Bez zegarka. Tak jak lubię najbardziej -w drobnym deszczu, chłodno, super. Oczywiście na nogach Saucony Kinvara.
Tydzień do maratonu.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 14 kwie 2013, 21:26
autor: bmejsi
Uwielbiam czytać książki, te o bieganiu także. Mogą być takie jak podręcznik Danielsa, ale także, a może w szczególności takie jak przegadany Murakami. Oczywiście jest tych pozycji na tyle mało, że czytuję w kółko. Im bliżej czegoś ważnego dla mnie biegowo, tym intensywniej. Lubię odnajdywać siebie w czyichś myślach przelanych na papier. Czasem znajduję w tekście inspirację, czasem coś na co wcześniej nie zwróciłem uwagi. Chyba nie jestem w stanie wrócić tylko do Ostatniego Maratonu- Piotra Kuryło. Nie będę się pastwił, po prostu słabe to jest i tyle. Nie znajduję tam nic, no może poza oczywistym podziwem dla autora za wyczyn. Ostatnio ponownie zaatakowałem Murakamiego. Świetny gość, pisze magicznie i to nie tylko o bieganiu. Mam wrażenie, że jego opis doznań ultramaratońskich jest kompletny i absolutnie pokrywa się z moimi własnymi. Od paru dni czuję się jak sprężyna, nakręcam się coraz mocniej. Oby nic nie strzeliło.
Dzisiaj po dłuższym, kilkudniowym zastanowieniu, odszedłem od schematu biegania mocnej dychy na tydzień przed M. Pobiegłem tysiączki, dziesięć. Na tyle mocno żeby poszło mi w pięty, ale nie na tyle żeby puścić pawia. Jestem prawie gotową do puszczenia w ruch sprężyną.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 16 kwie 2013, 13:09
autor: bmejsi
Wczoraj moje dzieciaki zaliczyły pierwszy wiosenny trening na otwartym stadionie. Lubię na nich patrzeć, widać, że świetnie się bawią robiąc skipy, płotki, susy, sprinty...Biegałem sobie leniwie po zewnętrznym torze zachowując pozory nietrenowania, przecież mam odpoczywać i regenerować się. Takie biegam bo lubię, na koniec kilka dynamicznych setek, rozciąganie. Mniej już biegać chyba nie umiem i nie chcę. Pal licho wynik w maratonie. Jak zwykle dam z siebie wszystko, a wyjdzie jak wyjdzie.
Strasznie przygnębił mnie atak w Bostonie. To niewyobrażalne bestialstwo, myślę, że zapisze się w pamięci ludzi podobnie głęboko jak mord olimpijczyków Izraelskich podczas igrzysk w Monachium w 1972 r.
W niedzielę pobiegnę z czarną wstążką na ramieniu.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 16 kwie 2013, 17:37
autor: bmejsi
Parszywy dzień...Straciłem partnera na Rzeźnika. Złamanie zmęczeniowe kości śródstopia. I dupa.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 18 kwie 2013, 09:36
autor: bmejsi
Plany treningowe. Przejrzałem notesy, w których w poprzednich sezonach zapisywałem to co robię dla swojego biegania. Jako, że jak wspomniałem wcześniej, miewam dziwne obsesje, kolekcjonuję kilometry. Oczywiście zapisuję pilnie: że szybko, że z narastającą prędkością, że pod górkę i z górki, ale na koniec miesiąca i tak o moim samopoczuciu decyduje Liczba. Pal licho wynik biegu, liczy się Liczba i koniec. Z prawdziwym przerażeniem myślę nie tylko o chorobie, naciągnięciu mięśnia, ale także o wakacjach w miejscu gdzie się nie da biegać.
Parę lat temu byłem w Egipcie gdzie trafiłem do hotelu, którego teren wraz z plażą był dosyć solidnie strzeżony. Przez pierwsze trzy, cztery dni wybiegałem o świcie z hotelowej plaży goniony przez uzbrojoną w wielkie karabiny, wrzeszczącą wniebogłosy straż. Nie zwracałem na to uwagi, bo mając na uszach słuchawki nie zorientowałem się z początku, że chodzi o mnie. Potem, jak już wiedziałem, że chodzi o mnie, robiłem im to z ogromną przyjemnością i niesłabnącą satysfakcją, że biegam szybciej od czarnych ludzi. Ale nie o tym chciałem...Przypomniało mi się bo wczoraj kupiłem "Dogonić Kenijczyków" i pomyślałem, że musi się udać skoro Uciekłem Egipcjanom.
Jakkolwiek nie zbudowałbym swoich planów treningowych, zawsze ktoś je krytykuje. W związku z tym od tej pory nie zdradzam co zamierzam biegać.
A wczoraj ponieważ Liczba mnie nie zachwyca i choć miałem nie biegać to jednak zrobiłem dyszkę w tempie maratonu. :hej:

Re: bmejsi- UTMB2013

: 22 kwie 2013, 08:58
autor: bmejsi
Maraton. Wczoraj powstrzymałem się od wpisu. Chciałem uniknąć gorzkich słów, przespać się z tym. I podziałało. Wbiegając na metę miałem pewną kołaczącą się w głowie myśl. Oczywiste problemy z jej wypluciem tzn artykulacją wynikały oczywiście z faktu całkowitego pozbawienia mojego mózgu jakiegokolwiek paliwa. To w końcu najmniej istotny organ, ważniejsze machanie tym na samym dole.Nie wiem czy jest na pewno moją myślą, ale niech tam, że tak jest. A więc TA DAM: maraton to nie koncert życzeń...i tyle. Nic odkrywczego, ale chyba dojrzałem do tego stwierdzenia.
Tak naprawdę to nie było tak tragicznie, a do 30 km nawet doskonale. Na 10tym zastanawiałem się czy nie wlokę się zbyt asekuracyjnie, na 21 zaczynałem się złościć bo byłem już tego pewien... A potem zaczął się maraton. Nigdy dotąd nie miałem skurczów, no może poza skurczami żołądka podczas biegów ultra. Te jednak nie ścinają z nóg. A ja zwyczajnie wpadłem w krzaki zupełnie jakby odcięło mi nogę. Rozciągnąłem i szybko ruszyłem. Niestety wróciło jeszcze parę razy. Na szczęście na końcowej prostej nogi niosły jak na początku. Dobiegłem. Nie było spacerów, nawet króciutkich więc zachowałem ustanowione przez siebie reguły biegu maratońskiego.
A czas? Niespełna 3.38, pięć minut wolniej niż przed rokiem. Żadnej złości, nabieram pokory. Ukończenie jakiegokolwiek biegu, w jakimkolwiek czasie niczego nie gwarantuje.
Jeśli maraton to nie koncert życzeń, jeśli już w ogóle maraton musi czymś być, to jest raczej książką życzeń i zażaleń. Na kolejny mój maraton mam ten sam wpis w kategorii życzenia.
Po przemyśleniu tym razem nie mam zażaleń.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 24 kwie 2013, 09:17
autor: bmejsi
Pozwolę sobie na polemikę. Czy my biegacze amatorzy jesteśmy faktycznie z Północnej Korei?
Dwa dni temu przeczytałem w miesięczniku Bieganie felieton pióra Krzyśka Dołęgowskiego. Szczerze powiedziawszy gryzie mnie on po nocach i muszę się w tej sprawie wyartykułować. Sedno tekstu, a zarazem tezę autora stanowi zdanie "Pochylamy głowę i przyjmujemy kawałek chińskiego stopu na biało-czerwonej wstążeczce. Gryziemy go, jakby był złotem olimpijskim. To fajne jest?" z nutą szyderstwa i kpiny pyta Krzysztof.
Otóż mało, że fajne to jest po prostu bombowe. To nie żadna beka, jak mówią moje dzieciaki. W nas, amatorach-biegaczach nie ma nic z prężących się do zdjęcia ilustrującego felieton, generałów. To nie jest groteskowe, że biegamy poza granicami kraju w koszulkach w narodowych barwach. Nie ma nic śmiesznego w przepełnionej dumą i wzruszeniem 45-letniej kobiecie odbierającej swój puchar za trzecie miejsce w biegu maratońskim, w którym osiągnęła czas 4 godz lub choćby jeszcze dłuższy. Być może nie miała, jak Krzysztof okazji lub możliwości by biegać od dziecka. Mało tego właśnie wychowała dwójkę dzieciaków, które przez dwadzieścia lat odbierały jej każdą minutę "na siebie". I trenowała zawzięcie całą jesień i zimę i dała z siebie wszystko na trasie biegu. I w końcu do cholery dajmy jej prawo pochylić głowę i z dumą przyjąć kawałek chińskiego stopu na biało-czerwonej wstążce.
W ubiegłym roku ukończyłem zawody biegowe w Alpach, 115 km- dla mnie w moim własnym poczuciu wyczyn kosmiczny. Zająłem miejsce 309, kiedy wbiegałem na metę zwycięzca był już zapewne od wielu godzin w hotelowym łóżku. Otrzymałem w nagrodę kamizelkę. Nic wielkiego, niebieska kamizelka, a nie oddałbym jej za skarby świata. Jest moim trofeum, a nie skrawkiem materiału.
Hiperinflacji mówię stanowcze, ale uśmiechnięte nie. Z niesłabnącą sympatią pozdrawiam Krzysztofa.

A jeśli chodzi o moje bieganie to wczoraj rozbiegałem maraton. Trochę bolało, ale fajnie było.
Trochę mało biegania w tym moim blogu o bieganiu, nie za mało?

Re: bmejsi- UTMB2013

: 25 kwie 2013, 14:44
autor: bmejsi
Trzy dni po maratonie. Wraz ze zniknięciem najbardziej wytrwałych zasp śnieżnych i przedmaratońskiej tremy, którą zawsze odczuwam, wraca radocha z biegania. To wcale nie znaczy, że będę mniej biegał, a więcej jadł, ale nie ma już presji. Pal licho interwały, 400tki, 800tki, stoper w ogóle. Od czasu do czasu zrobię jakieś niezaplanowane przyspieszenie lub zabawę biegową, ale głównie muszę teraz człapać po lesie. Jako urozmaicenie dorzucam podbiegi i marsze z kijami. Nuda? Wcale nie, bo pod powiekami czekają już górskie obrazy.
Po co mi te ultramaratony? czasem pytają znajomi. Otóż one są niedoopowiedzenia, są do przeżywania. Za każdym razem bardzo intensywnie, tak jak maraton przeżywa się tylko jeden raz- ten pierwszy raz.
Za pół roku zatęsknię z kolei za maratonem, za stoperem, za bieżnią stadionu nawet za presją wyniku. 5 minut znowu zacznie mieć znaczenie. Z ulgą powrócę na moje asfaltowe trasy, trailowe buty wylądują w kącie. Nieco głębiej na półce wylądują "Urodzeni biegacze", wygrzebię Skarżyńskiego...
I tak wkoło Macieju.
Wczoraj było wolno 10 km, głównie pod górkę, a na koniec na zmęczonych nogach 3km ile fabryka dała.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 29 kwie 2013, 09:35
autor: bmejsi
Pomaratońskie roztrenowanie. Zawsze obiecuję sobie, że następnym razem na pewno je zrobię. Takie uczciwe, dwutygodniowe, a potem spokojnie wejdę w trening. I znowu się nie udało. Może nie ma powodu do rozpaczy, ale gdzie konsekwencja?, no gdzie? Podobno to mi uniemożliwi mój przyszły rozwój jako biegacza. Trudno, a niech tam, nie mam czasu. Zachłanny jestem i w obliczu tych wszystkich imprez biegowych na wyciągnięcie ręki, popadam w depresję, że nie mogę być wszędzie. Ponadto zaczyna mnie ogarniać przedrzeźnicki strach. Mogę powiedzieć, że jest to u mnie od paru lat majówkowa normalka. Ludzie do grilla, a ja biegam pod górę i na dół i pod górę i na dół...
Jeśli chodzi o Rzeźnika to pierwszy raz nie pobiegnę z Kamilem. Złamanie przeciążeniowe kości sródstopia przekreśliło nasze plany na ustanowienie kolejnego wspólnego rekordu. Zależało mi na tym, bo to mój ostatni Bieg Rzeźnika. Rutynę trzeba łamać, albo przynajmniej trzeba próbować. Kamila zastąpi Rafał, jako maratończyk bije mnie na głowę, mam nadzieję, że dotrzymam mu kroku na połoninach.
Aha. Intensywnie studiuję chrissie wellington. Czytam metodą trzy kartki naprzód, dwie do tyłu- strasznie długa ta księżka. W wymiarze mentalnym, dla mnie to sportowiec doskonały. Staram się wessać to nastawienie oczywiście zachowując proporcje.
W ostatnim tygodniu solidnie pobiegałem, sześć treningów, w tym 4 z podbiegami, jedno długie wybieganie. W sam raz na pomaratońskie roztrenowanie.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 30 kwie 2013, 18:15
autor: bmejsi
Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód - cytat naturalnie...Chodzi za mną, bo zastanawiam się czy pełznę by kiedyś fruwać, czy już fruwałem, tylko tego nie zauważyłem. Nieistotne.
Od pasa w dół jestem tak obolały, że do jutra nie będę się nad tym zastanawiał i napiję się whisky.
Dzisiaj miały być podbiegi, ale zbytnie zaangażowanie podczas rozgrzewki przerodziło ją w bieg z narastającą prędkością. I tak 12km. Mimo niezrealizowania planu, satysfakcjonująco.
Jutro pochód.
PS. Będę rzadziej. Wskakiwanie na pierwszą stronę mnie krępuje.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 03 maja 2013, 08:55
autor: bmejsi
Biegnę po lesie. Chłodno, siąpi, jest na tyle idealnie ,że las jest prawie pusty. Jeden rowerzysta, Matka Pauli Radcliffe i dwaj żule przy ognisku. Wszyscy oni są tu zawsze, więc nie ma znaczenia, że jest chłodno i siąpi. Być może rowerzysta się zmienia, żule to na pewno, ale Ona jest zawsze. Przezwaliśmy ją tak z Kamilem dwa lata temu, raczej z podziwu niż złośliwości. Spotykaliśmy ją o każdej porze, nawet o 3 nad ranem kiedy robiliśmy ostatni trening przed startem. Jest chuda jak patyk, pomarszczona i z całą pewnością starsza od Jody, ale biega leciutko jak ptak. Stary Gaj należy do niej. Przebiegając pozdrawiam ją skinieniem głowy, ale nigdy nie odpowiada.
Kończę trzecie kółko, pada coraz mocniej. Odkąd zepsuła mi się muzyka widzę i czuję więcej. Las jest już pusty.

Re: bmejsi- UTMB2013

: 06 maja 2013, 09:17
autor: bmejsi
Buty minimalistyczne i bieganie naturalne. Strasznie mnie to kręci. W ubiegłym roku kupiłem fivefingersy, ale niespecjalnie pasuje mi odrywanie małego palca od reszty stopy. Słusznie twierdzi mój ulubiony ostatnio bloger Heavy P., że jedynie duży palec stopy ludzkiej jest funkcjonalnie oderwany od reszty paluchów. Zresztą pięciopalczatki przy całej swojej lekkości nie do końca są butami do biegania naturalnego.
Czekam na moje Sockwy. Utknęły na cle. Jakiś idiota uznał, że należy opodatkować i obłożyć cłem skarpety antypoślizgowe sz 1 o wartości stoparedziesiąt złotych. Trudno.
Tymczasem próbuję żółte inov-8 155. Na razie krótko i boleśnie- 5 km po kostce chodnikowej daje stopom w kość. Zresztą w ścięgna i stawy też, nie tylko w kość. Podeszwa to zaledwie mały piankowy naleśniczek- iluzja ochrony. Stopa sama chroni piętę. Automatycznie skraca się krok, zwiększa się kadencja, ląduję na śródstopiu. Zupełnie jakby moje stopy samodzielnie myślały. Niesamowite.
Sporo wyszło biegania w tym tygodniu, dwa dłuższe wybiegania. Sporo na bieżni mechanicznej, ale mam wrażenie, że dzięki temu mogłem bezpiecznie zwiększyć ilość wybieganych km. Ciągle za mało robię siły, ale poprawię się.