sobota 07.09
-------------------
jak ja lubię takie bieganie na zawodach, znaczy powoli i spokojnie, bez napinki i ciśnienia. znaczy, start treningowy to jest to, co tygryski wolą najbardziej ? nocny bieg bachusa, rozgrywany był już 27 raz, a ja nawet razu jednego nie byłem go pooglądać, co równoznaczne jest z tym, że był to mój debiut na tej imprezie. jakoś tak nigdy po drodze nie było na bachusa a szkoda, bo impreza ma swój koloryt. cztery pętle główną ulica zielonej góry + kawałem deptaku, wszystko to w pierwszy dzień winobrania, ludzi multum, tych pałętających się pod nogami też trochę, dużo, w nastroju "winobraniowym" ale nie spotkałem się przez cały bieg z jakimiś dziwnymi komentarzami, wszystko miło i przyjemnie. jako, że leciałem wybitnie treningowo, to postanowiłem po 4;30 sobie przelecieć, czyli taki II zakres sobie zrobić. kumplowi z którym biegłem pasowało to idealnie, bo życiówkę ma 43:50 na 10km i chciał się zakręcić w granicach 45 min start równo o 19, zaczynamy spokojnie, nawet za bardzo, bo pierwsze 500m pa 4:35 a jest z górki, potem podbieg, płasko i kilometr zamykamy w 4:26. znów płasko pod górkę dwa razy i dłuższy kawałek zbiegu i tak cztery razy. pierwsze 5 km sobie plumkam między 4;17 a 4;22, biegnie mi się wybitnie komfortowo, ot żwawsze wybieganie. trzecie koło grzesiek zaczyna wymiękać, szczególnie pod górki, więc spokojnie go ciągnę, zwalniam lekko, żeby mi nie padło i dalej sobie plumkam, nawet nie zauważam kiedy zaczynam czwarte ostatnie koło, wciaż staram się nie zwalniać, poganiam grześka, troche stęka , ale biegnie w miarę równo, ostatnie dwie górki i ostatnia prosta w dół do mety. i tu mój koleś, w wysoki na prawie dwa metry zrywa się w cholerę i dokłada mi 3 sekundy na mecie

ot co znaczy młodość i długie nogi. mimo, że kończę w okolicach 3min/km nie doganiam go, ale to też żadna nowość, bo rytmy grzesiek zawsze szybciej robił ode mnie. kończę w 44:11, grzesiek 44:07 i szkoda, że nie wiedziałem, że tylko tych paru sekund do życiówki mu brakło bo może bym go bardziej pogonił ? no ale i tak oba my zadowolone, on z wyniku, ja z faktu, że nawet nie zauważyłem kiedy zdłubałem te 10km. o dziwo wysokie srednie tetno z całości, bo 170 co jak na mnie to dość wysoko, jak na taki luźny bieg, ale też od rana do późnego popołudnia włóczyłem się w plenerze z aparatem, więc może to ma jakiś związek ? poniżej jedna fota z sobotniego wypadu fotograficznego, reszta na d76.pl

--------------
niedziela 09.09
w planie albo wybieganie po zawodach, albo rower, rano w sobotę dostałem smsa, że zbiera się ekipa na górale w niedzielę o 9, to ze spokojem można było sobie wypić piwo no może dwa, a nawet trzy i po zawodach, i na następny dzień bez ciśnienia na rower.
ekipa duża 6 osób, ale mimo, że wyszło prawie 300m up, to zdecydowanie był "etap przyjaźni" po lasach i polach. luźniutko z nogi na nogę, z paroma szarpniętymi górkami. wyszło cos ponad 42 km na bardzo spokojnie.

dziś obijam się, pada od rana, deszczu to ja się nie boję, nawet fajnie bo w końcu chłodniej, 17C tylko, ale jako że najbliższe tygodnie nie wyglądają na odpoczynkowe, to sobie urządziłem wolne. a od jutra do roboty.