dziwne, albo i nie dziwne, ale wstałem dzisiaj z kompletnie innym nastawieniem do biegania, i chyba coraz lepiej mi z tym. słabo ostatnio idzie, i jakoś nie mogę się przełamać. także stwierdziłem, że skoro duszę na chama i nie idzie, to teraz będę luzował i niczym się nie przejmował, chrzanić wyniki, zrobię poniżej 40 min w tym roku, świetnie - nie zrobię ? jeszcze lepiej, bo chyba coś nie tak ostatnio ze mną, za duże ciśnienie na wynik, za małe na zabawę. także zmieniam podejście, nie idzie, odpuszczam, nie że nie biegam, natomiast nie duszę i nie cisnę, ma być cały czas luz. w granicach rozsądku oczywiście, ale luz, to priorytet. szczególnie jak przestawiłem sobie klapkę we łbie z napisem wyniki, na klapę, jeszcze zdążysz swoje nabiegać. także wychodziłem na trening dziś bez żadnej koncepcji. teoretycznie miałem w planie 3x 10 min po 4;18 na 2 minuty przerwy, ale kumpel biegał 10km na standardowej bieżni 200metrowej. to pomyślałem, że jak będzie szło to zrobię z nim, z 6 km, a jak nie będzie szło, to schodzę i porobię po 2 km na przerwach 2 minutowych.
w sumie to tylko 50 kółek

4 km rozgrzewki, potem na stadion, jak fajnie, deszczyk lekki siąpi, ale można spokojnie na krótkie gacie i koszulkę, plus dwanaście, w końcu wiosna. pierwsze 2 kilometry luźne, fajno fajn, biegnie się spokojnie, kolejne dwa tez nie najgorzej, znaczy jakoś idzie, tylko te kółka, masakra 5 na jeden kilometr, ale plan jest dobić do sześciu kilometrów, a potem zobaczymy. i ma to być w miarę na luzie, bez napędzania i męczenia., wiadomo, że nie jest to trucht, ale cały czas ma być swobodny bieg. do szóstego tak w sumie jest, raczej nudno niż ciężko. w takim razie lecę dalej z myślą w głowie, że jak tylko zacznę się męczyć to kończę, żeby nie było chamstwa. ma być kenijski luz to będzie. i tak siódmy i ósmy tuptamy po 4;16-18 i mimo lekkiego znużenia, wciąż idzie luźno. najgorszy dziewiąty, tz najbardziej się dłuży, ale wciąż swobodnie, dopiero ostatni, dziesiąty lekko daje się we znaki, z naciskiem na lekko.
w sumie to powinienem skończyć po ośmiu, byłoby idealnie, ale do ideału mi strasznie daleko, więc niech tam. nie zamęczyłem się. dyszka wyszła 42:57 czyli 4:18/km na tętnie 166. tydzień wyjdzie słabo, raptem 65 km ale co tam, tak wychodzi to tak będzie. za to jak zrobią mi rower to planuję w niedzielę z 50 trachnąć rowerem po lesie. a jutro zamiast biegania na foty, więc troszkę sobie pochodzę i rozchodzę zakwasy
