bulbuliera czyli równia pochyła w bok.
Moderator: infernal
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
Czemu 35min na 10km ? a czemu nie? czy to realne, okaże się, niemniej jednak uważam, mimo wstępnej nierealności, że nie powinno być z tym większych? problemów. Oczywiście przy założeniu, że samochód mnie nie przejedzie do tego czasu, albo jakieś inne cholerstwo nie zmorze. Daję sobie na to rok, wstępny plan zakłada nabieganie w kwietniu mniej niż 38 min, co nie powinno być jakimś wielkim wyczynem.
Co do tytułowej bulbuliery, to jak na mojej stronie foto pisałem o fotografii, po kiego mi to całe bieganie, na jaką cholerę te 35 min ? czemu to ma służyć, nie wiem, ale tak ładnie ten czas wygląda w tytule wątku, że nie mogłem się powstrzymać.
roków robuś sobie aktualnie 42 liczy, życiówki z 2010 10km 39 z hakiem i 1:27 z groszem na połówkę, maraton 2009 3:22 ale to tak raczej z przypadku biegany.
Wzrost 177 waga, matko jaka waga, ciężar 80kg, chciałoby się napisać młody bydlaczek, z tym, że te młody jakby niekorelujące jest z rokiem urodzenia, więc zostaje bydlaczek.
Życiówki z 2010 przy 72 kg masy, żywej były dłubane.
Do biegania któremu powiedziałem PaPa we wrześniu 2010, wróciłem 15 września AD, tak rower, w sumie rekreacyjnie. Tak po prawdzie to w lutym przebiegłem jeszcze 23 km, wiadomo, dało mi to kopa niesamowicie.
Po dwóch miesiącach biegania, natruchtałem ( taaa natruchtałem ot cwaniaczek, a płuc to kto mało nie wypluł? ) wczoraj w Biegu Niepodległości w Górze 42:23
Biegałem po 5 dni w tygodniu, coś koło 50 tygodniowo.
Plany treningowe oparte na danielsie, głównym konsultantem tychże został wybrany niejaki MichałS popularnie zwany smalczykiem.
Sam coś tam wiem o treningu, ale uważam, że pisanie planów samemu sobie to nieporozumienie, więc konsultant mi niezbędny.
Aha, raczej proszę się nie spodziewać postów w stylu dziś 10km po 4:52 na tętnie 145.
rano dwa banany i marchwki deko.
bulbuliera.
ps
dziś treningowo 4 piwa.
Lubię piwo cholera, niestety czas się żegnać.
Co do tytułowej bulbuliery, to jak na mojej stronie foto pisałem o fotografii, po kiego mi to całe bieganie, na jaką cholerę te 35 min ? czemu to ma służyć, nie wiem, ale tak ładnie ten czas wygląda w tytule wątku, że nie mogłem się powstrzymać.
roków robuś sobie aktualnie 42 liczy, życiówki z 2010 10km 39 z hakiem i 1:27 z groszem na połówkę, maraton 2009 3:22 ale to tak raczej z przypadku biegany.
Wzrost 177 waga, matko jaka waga, ciężar 80kg, chciałoby się napisać młody bydlaczek, z tym, że te młody jakby niekorelujące jest z rokiem urodzenia, więc zostaje bydlaczek.
Życiówki z 2010 przy 72 kg masy, żywej były dłubane.
Do biegania któremu powiedziałem PaPa we wrześniu 2010, wróciłem 15 września AD, tak rower, w sumie rekreacyjnie. Tak po prawdzie to w lutym przebiegłem jeszcze 23 km, wiadomo, dało mi to kopa niesamowicie.
Po dwóch miesiącach biegania, natruchtałem ( taaa natruchtałem ot cwaniaczek, a płuc to kto mało nie wypluł? ) wczoraj w Biegu Niepodległości w Górze 42:23
Biegałem po 5 dni w tygodniu, coś koło 50 tygodniowo.
Plany treningowe oparte na danielsie, głównym konsultantem tychże został wybrany niejaki MichałS popularnie zwany smalczykiem.
Sam coś tam wiem o treningu, ale uważam, że pisanie planów samemu sobie to nieporozumienie, więc konsultant mi niezbędny.
Aha, raczej proszę się nie spodziewać postów w stylu dziś 10km po 4:52 na tętnie 145.
rano dwa banany i marchwki deko.
bulbuliera.
ps
dziś treningowo 4 piwa.
Lubię piwo cholera, niestety czas się żegnać.
Ostatnio zmieniony 23 maja 2023, 06:11 przez cichy70, łącznie zmieniany 5 razy.
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
to sobie czas znalazłem na założenie bloga... za bardzo nie ma o czym pisać, bo przez najbliższe tygodnie skupiam się tylko na podnoszeniu kilometrażu do ca. 80-90 tygodniowo i pracuje nad podwyższeniem prędkości przelotowej, a to akuratnie niekoniecznie nadaje się na jakieś epickie opisy.
także dzisiaj było 50 min czyli 10 km w terenie, teren mam o tyle ciekawy, że wciąż z górki pod górkę, standardowa 10tka ma jakieś 160 m w pionie ( wg garmina 310 ) więc trochę górek jest, więc w zasadzie na jednym treningu mam siłę, tempo, spokojne wybieganie i co kto tam chce.
póki co będzie spokojnie, na robotę przyjdzie jeszcze czas.
nawet pogoda do kitu, znaczy się ładnie i słonecznie, do dupy z taka robotą.
także dzisiaj było 50 min czyli 10 km w terenie, teren mam o tyle ciekawy, że wciąż z górki pod górkę, standardowa 10tka ma jakieś 160 m w pionie ( wg garmina 310 ) więc trochę górek jest, więc w zasadzie na jednym treningu mam siłę, tempo, spokojne wybieganie i co kto tam chce.
póki co będzie spokojnie, na robotę przyjdzie jeszcze czas.
nawet pogoda do kitu, znaczy się ładnie i słonecznie, do dupy z taka robotą.
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
dziwne te treningi, wychodziłem w dzień wró→ciłem jest noc. wyszedłem na luźne rozbieganie, wyszło wszystko tylko nie luz, jak zwykle od cholery pod górę, do tego bruk, błoto, asfalt, polne drogi, płyty betonowe, jednym słowem do wyboru do koloru.
wyszło 13 km po około 4:53. tętno było, za wysokie, ale było. za to rano niskie, tak jak temperatura za oknem.
najbardziej z tego wszystkiego, podoba mi się zimny prysznic po bieganiu, całą drogę tylko o nim myślę, jak alkoholik o piwie na kaca.
o tak wygląda moja płaska trasa, te wysokości to trochę z kapelusza wzięte bo 405tka bierze z GPSa, ale na Edgu800 jest około 180-200m w pionie.

wyszło 13 km po około 4:53. tętno było, za wysokie, ale było. za to rano niskie, tak jak temperatura za oknem.
najbardziej z tego wszystkiego, podoba mi się zimny prysznic po bieganiu, całą drogę tylko o nim myślę, jak alkoholik o piwie na kaca.
o tak wygląda moja płaska trasa, te wysokości to trochę z kapelusza wzięte bo 405tka bierze z GPSa, ale na Edgu800 jest około 180-200m w pionie.

- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
mgła zdusiła kawałek świata, ale robota wciąż do przodu.
powoli, ale nie da się szybciej i więcej, tzn da się, ale po co ? jak sens ? cel jest postawiono jasny, trzeba dążyć nań powolnymi i żmudnymi krokami, nic się nie przyspieszy, sam siebie nie przegonię, więc mimo, że chciałbym inaczej, trzeba się pilnować.
czwartek 50min poniżej 5/km, dzisiaj prawie piętnaście w pedalskim tempie 5.30
co dziwne, widzę, że żwawsze tempa lepiej mi się biega, nie jestem zamulony i jakby mniej znużony.
po południu chciałem iść na jakieś zdjęcia, ale ileż można robić drzewa, a ludzi na wsi jak na lekarstwo.
jutro asfalt, zbrzydło mi bieganie po lasach, szczerze mówiąc to rzygać mi się chce jak myślę, że znów do lasu, więc już mi się gęba cieszy na bieganie po drogach
powoli, ale nie da się szybciej i więcej, tzn da się, ale po co ? jak sens ? cel jest postawiono jasny, trzeba dążyć nań powolnymi i żmudnymi krokami, nic się nie przyspieszy, sam siebie nie przegonię, więc mimo, że chciałbym inaczej, trzeba się pilnować.
czwartek 50min poniżej 5/km, dzisiaj prawie piętnaście w pedalskim tempie 5.30
co dziwne, widzę, że żwawsze tempa lepiej mi się biega, nie jestem zamulony i jakby mniej znużony.
po południu chciałem iść na jakieś zdjęcia, ale ileż można robić drzewa, a ludzi na wsi jak na lekarstwo.
jutro asfalt, zbrzydło mi bieganie po lasach, szczerze mówiąc to rzygać mi się chce jak myślę, że znów do lasu, więc już mi się gęba cieszy na bieganie po drogach

- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
asfalt asfalt uber allez.
21 km w tempie geriatrycznym, ale za to z niskim tętnem czyli tak jak było założone, nic nie przeszkadzało, pogoda świetna,ciepło, bezwietrznie, towarzystwo do biegania miłe...tempo 5:12/km wszystko świetnie, więc do dupy generalnie, bo co pisać na blogu ?
toż to cholery idzie dostać, że idzie dobrze, żadnego potu, krwi, łez...ech niemęsko jakoś tak.
do tego o zgrozo, po bieganiu wykąpałem się w ciepłej wodzie, więcej nawet, nie tylko wykąpałem ale poleżałem w wannie z ciepłą wodą, to już chyba drugi raz w tym miesiącu, te chwile słabości są straszne. nawet zimny prysznic po tej wstrętnej kąpieli nie pomógł, wciąż czuję niesmak w ustach, do tego stopnia, że poleciałem do sklepu i kupiłem sobie cztery piwa, marki pivovar rohożec skalak dwunastka. Nawet do niczego sobie.
z miłych rzeczy znalazłem w swym przepastny archiwum, fotkę z takim jednym, co to teraz ma innego nicka jak wtedy, kiedy robione te zdjęcie było ( swoją drogą, ależ to bełkot te: było, kiedy, wtedy ) więc nie napiszę kto to taki, bo może się ukrywa ? zapuścił włosy i się nosi jak hippis ?
ja, to ten ładniejszy jestem no ale trudno, co robić, jakoś muszę z tym żyć.
zdrówko.

21 km w tempie geriatrycznym, ale za to z niskim tętnem czyli tak jak było założone, nic nie przeszkadzało, pogoda świetna,ciepło, bezwietrznie, towarzystwo do biegania miłe...tempo 5:12/km wszystko świetnie, więc do dupy generalnie, bo co pisać na blogu ?
toż to cholery idzie dostać, że idzie dobrze, żadnego potu, krwi, łez...ech niemęsko jakoś tak.
do tego o zgrozo, po bieganiu wykąpałem się w ciepłej wodzie, więcej nawet, nie tylko wykąpałem ale poleżałem w wannie z ciepłą wodą, to już chyba drugi raz w tym miesiącu, te chwile słabości są straszne. nawet zimny prysznic po tej wstrętnej kąpieli nie pomógł, wciąż czuję niesmak w ustach, do tego stopnia, że poleciałem do sklepu i kupiłem sobie cztery piwa, marki pivovar rohożec skalak dwunastka. Nawet do niczego sobie.
z miłych rzeczy znalazłem w swym przepastny archiwum, fotkę z takim jednym, co to teraz ma innego nicka jak wtedy, kiedy robione te zdjęcie było ( swoją drogą, ależ to bełkot te: było, kiedy, wtedy ) więc nie napiszę kto to taki, bo może się ukrywa ? zapuścił włosy i się nosi jak hippis ?
ja, to ten ładniejszy jestem no ale trudno, co robić, jakoś muszę z tym żyć.
zdrówko.

- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
ta ciepła woda musiała mi wczoraj zaszkodzić, bo chyba nie te cztery piwa? przecież od alkoholu jeszcze nikt nie umarł, za to niejeden się urodził, więc tak sobie myślę, że ciepła woda to jednak ZUO. i to przez duże Z. swoją drogą, wykąpanie się w przeręblu, czy tam zimą w jeziorze to żaden tam problem, prawdziwa ekstrema, to wstać rano z ciepłych betów, hyc do wanny pod prysznic i niebieski kurek do oporu, oooo to jest dopiero uczucie, polecam dla tych co chcą się przekonać czy są twardzi 
tak czy inaczej jakiś dzisiaj rozlazły byłem, miętki jak gumka myszka i całkiem do niczego sobie, niemniej jednak, jakąś spokojną prawie dziesiątkę zrobiłem, ot taki spacer po 5:30 na tętnie stotrzydzieściparę w ramach sam nie wiem czego. po namyśle, już drugi raz dzisiaj zdarzyło się pomyśleć, niedobrze, będą z tego kłopoty, więc po namyśle, już wiem po co dzisiaj biegałem, w ramach dodania szóstego dnia do tygodniowego planu. no to dodałem. w sumie nie wiem po co to piszę, skoro i tak nikt tego nie czyta, ale z drugiej strony lepiej pisać chyba tutaj, niż donosy do urzędu skarbowego, chociaż tam akurat jest pewność, że przeczytają i pewnie poproszą o więcej.
pozdrawiam nieczytających.

tak czy inaczej jakiś dzisiaj rozlazły byłem, miętki jak gumka myszka i całkiem do niczego sobie, niemniej jednak, jakąś spokojną prawie dziesiątkę zrobiłem, ot taki spacer po 5:30 na tętnie stotrzydzieściparę w ramach sam nie wiem czego. po namyśle, już drugi raz dzisiaj zdarzyło się pomyśleć, niedobrze, będą z tego kłopoty, więc po namyśle, już wiem po co dzisiaj biegałem, w ramach dodania szóstego dnia do tygodniowego planu. no to dodałem. w sumie nie wiem po co to piszę, skoro i tak nikt tego nie czyta, ale z drugiej strony lepiej pisać chyba tutaj, niż donosy do urzędu skarbowego, chociaż tam akurat jest pewność, że przeczytają i pewnie poproszą o więcej.
pozdrawiam nieczytających.
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
tyle co pisałem, a tu znów donosik potreningowy wartałoby skrobnąc.
ale zaczem o bieganiu, trochę o witaminach, zakupił ja za bilety Narodowego Banku Polskiego Controlled Labs Orange Triad, swoją drogą to te nazwy mnie przerastają, zestaw witaminowy, co to będę po nim bardziej mocny, niż po extra mocnych bez filtra. kto kiedyś w czasach lampowego radia i wybuchającego telewizora rubin palił, to wie, extra mocne to był kop, żadne tam popularne czy radomskie, więc będę teraz mocny jak pani kierownik w zusie. w sumie to jakoś nie jestem strasznym zwolennikiem doładowywania się, ale tableteczki mają taki śliczny pomarańczowy kolor, że nie mogłem się oprzeć. zażywszy ja dwie przed chwilą i normalnie czuję, że mi włosy na głowie zaczynają rosnąć, taka potęga. jak ktoś lubi pomarańczowy to serdecznie polecam, takie ładne, że aż szkoda brać.
aaa... miało być o bieganiu, no bieganie było, wyszedłem w dzień, wróciłem też w dzień, nawet ten sam, co nie jest takie oczywiste zważywszy, że jak kiedyś mama mnie wysłała po musztardę do sałatki, to wróciłem po dniach trzech, ale to było za zamierzchłych czasów lampowych telewizorów, i zdobycie takiej musztardy, to nie jakieś tam przebiegnięcie maratonu było.
kilometrów garmin mój najukochańszy pokazał dzisiaj trzynaście, ciut poniżej pięciu minut na tenże kilometr z tętnem w strefie pierwszej, znaczy w końcówce pierwszej, ale pierwszej.
nogi bolą, idę popatrzeć na witaminy, może od patrzenia przejdzie ?
bulbuliera.
ale zaczem o bieganiu, trochę o witaminach, zakupił ja za bilety Narodowego Banku Polskiego Controlled Labs Orange Triad, swoją drogą to te nazwy mnie przerastają, zestaw witaminowy, co to będę po nim bardziej mocny, niż po extra mocnych bez filtra. kto kiedyś w czasach lampowego radia i wybuchającego telewizora rubin palił, to wie, extra mocne to był kop, żadne tam popularne czy radomskie, więc będę teraz mocny jak pani kierownik w zusie. w sumie to jakoś nie jestem strasznym zwolennikiem doładowywania się, ale tableteczki mają taki śliczny pomarańczowy kolor, że nie mogłem się oprzeć. zażywszy ja dwie przed chwilą i normalnie czuję, że mi włosy na głowie zaczynają rosnąć, taka potęga. jak ktoś lubi pomarańczowy to serdecznie polecam, takie ładne, że aż szkoda brać.
aaa... miało być o bieganiu, no bieganie było, wyszedłem w dzień, wróciłem też w dzień, nawet ten sam, co nie jest takie oczywiste zważywszy, że jak kiedyś mama mnie wysłała po musztardę do sałatki, to wróciłem po dniach trzech, ale to było za zamierzchłych czasów lampowych telewizorów, i zdobycie takiej musztardy, to nie jakieś tam przebiegnięcie maratonu było.
kilometrów garmin mój najukochańszy pokazał dzisiaj trzynaście, ciut poniżej pięciu minut na tenże kilometr z tętnem w strefie pierwszej, znaczy w końcówce pierwszej, ale pierwszej.
nogi bolą, idę popatrzeć na witaminy, może od patrzenia przejdzie ?
bulbuliera.
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
dyszka w terenie ciut poniżej 5/km przeleciała szybciej niż siedemnaście mgnień wiosny.
za udział w dzisiejszym odcinku dziękują : czas, tempo i tętno.
reżyseria-odległość.
muzyka w wykonaniu kompozytora, pan wiatr.
napisy- garmin 405
dzisiejszy odcinek sponsorował wąż w kieszeni.
ps
audycja zawiera lokowanie produktu.
a może lakowanie ?
cdn...
za udział w dzisiejszym odcinku dziękują : czas, tempo i tętno.
reżyseria-odległość.
muzyka w wykonaniu kompozytora, pan wiatr.
napisy- garmin 405
dzisiejszy odcinek sponsorował wąż w kieszeni.
ps
audycja zawiera lokowanie produktu.
a może lakowanie ?
cdn...
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
na spokojnie, przynajmniej w planach, bo w trakcie nogi jakieś takie ciężkie i w ogóle nie było łatwo. szósty dzień biegania pod rząd, musiało w końcu dopaść, niby nic szczególnego, ale biegłem tak jakbym ścianę pchał przed sobą. wyszło 11km w terenie po 5:12.
do tego rozciąganie, matko, jaki ja jestem sztywnym, szkoda, ze nie tam gdzie trzeba
w bonusie poeta bursa, cały dzień to za mną chodzi, tak jak wódka za tatą.
bursa
Sylogizm prostacki
Za darmo nie dostaniesz nic ładnego
zachód słońca jest za darmo
a więc nie jest piękny
ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta
trzeba zapłacić za wódkę
ergo
klozet w tancbudzie jest piękny
a zachód słońca nie
a ja wam powiem że to bujda
widziałem zachód słońca
i wychodek w nocnym lokalu
nie znajduję specjalnej różnicy
do tego rozciąganie, matko, jaki ja jestem sztywnym, szkoda, ze nie tam gdzie trzeba

w bonusie poeta bursa, cały dzień to za mną chodzi, tak jak wódka za tatą.
bursa
Sylogizm prostacki
Za darmo nie dostaniesz nic ładnego
zachód słońca jest za darmo
a więc nie jest piękny
ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta
trzeba zapłacić za wódkę
ergo
klozet w tancbudzie jest piękny
a zachód słońca nie
a ja wam powiem że to bujda
widziałem zachód słońca
i wychodek w nocnym lokalu
nie znajduję specjalnej różnicy
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
sobota-urodziny kota.
padało, nie za mocno, ale jednak coś tam kropiło, nie spodziewałem się, że w listopadzie będzie już padać.
dzisiaj biegaliśmy teren, całym stadem w ilości sześciu sztuk pci męskiej, chyba coś koło 5:20-5:25 min
piszę chyba bo mój garmin postanowił mi sprawić prezent i pierwsze dwa kilometry pokazał mi około 3.06/min fajnie, pod górkę na tętnie 136, nawet nie wiedziałem, że już taka forma przyszła. później program mi te prędkości wyprostował ale i tak pokazał coś koło 5.10 na km z tym, ze ja mu nie wierzę.
niemniej wyszła 15-stka na spokojnie, tętno niższe niż w zeszłym tygodniu na tej samej trasie, więc wciąż do przodu.
na wykresie moje serce wyglądało tak:

padało, nie za mocno, ale jednak coś tam kropiło, nie spodziewałem się, że w listopadzie będzie już padać.
dzisiaj biegaliśmy teren, całym stadem w ilości sześciu sztuk pci męskiej, chyba coś koło 5:20-5:25 min
piszę chyba bo mój garmin postanowił mi sprawić prezent i pierwsze dwa kilometry pokazał mi około 3.06/min fajnie, pod górkę na tętnie 136, nawet nie wiedziałem, że już taka forma przyszła. później program mi te prędkości wyprostował ale i tak pokazał coś koło 5.10 na km z tym, ze ja mu nie wierzę.
niemniej wyszła 15-stka na spokojnie, tętno niższe niż w zeszłym tygodniu na tej samej trasie, więc wciąż do przodu.
na wykresie moje serce wyglądało tak:

- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
trzeci półmaraton świebodziński za mną. wystartowało aż czterech zawodników, co w porównaniu z poprzednim tygodniem dało wzrost frekwencji o całe 100%. Niestety skutkuję to również tym, iż dotychczas niczym nie zagrożone 2 miejsce poszło się...i spadłem dzisiaj na 3 pozycję. cóż, porażki zawsze działały na mnie stymulująco, powiem więcej, ja to się od razu podejrzliwy robię, jak coś za dobrze idzie, więc 3 miejsce tylko wzmacnia moją motywację.
tak poważnie, to dzisiejszy trening wyszedł ciut szybciej niż zakładane tempo, ale w związku z tym, że biegam póki co tylko rozbiegania, nic mnie nie trzyma w ramach jakichś ram. 21 km po asfalcie, w fajną, wilgotną ale bezwietrzną pogodę, trochę górek, total 186m up, tempo 4:51 połówka wyszła 1:42 z groszem.
i gitara.
tydzień zamknął się w 81 km
średnie tempo 5:05
średnie tętno 150 co przy moim 194 max jest końcówką pierwszego zakresu.
przedemną jeszcze 3 tygodnie luźnego rozbiegania, bez wyraźnego zwiększania tempa i kilometrażu, za to dołożę 2 razy w tygodniu konkretną siłę.
ciężar mego cielska w granicach 79 kg, znaczy, w szeroko pojętych granicach 79, ciekawe co będzie jak dojdę, o ile dojdę do startowej sprzed 3 lat; znaczy 72kg było wtedy
aha, nie wyspałem się, bo moje kotki dwie od 6 rano po mnie łaziły, zarazy.
a teraz otwieram piwo i będę leżał zblazowany jak moja aszka:

tak poważnie, to dzisiejszy trening wyszedł ciut szybciej niż zakładane tempo, ale w związku z tym, że biegam póki co tylko rozbiegania, nic mnie nie trzyma w ramach jakichś ram. 21 km po asfalcie, w fajną, wilgotną ale bezwietrzną pogodę, trochę górek, total 186m up, tempo 4:51 połówka wyszła 1:42 z groszem.
i gitara.
tydzień zamknął się w 81 km
średnie tempo 5:05
średnie tętno 150 co przy moim 194 max jest końcówką pierwszego zakresu.
przedemną jeszcze 3 tygodnie luźnego rozbiegania, bez wyraźnego zwiększania tempa i kilometrażu, za to dołożę 2 razy w tygodniu konkretną siłę.
ciężar mego cielska w granicach 79 kg, znaczy, w szeroko pojętych granicach 79, ciekawe co będzie jak dojdę, o ile dojdę do startowej sprzed 3 lat; znaczy 72kg było wtedy

aha, nie wyspałem się, bo moje kotki dwie od 6 rano po mnie łaziły, zarazy.
a teraz otwieram piwo i będę leżał zblazowany jak moja aszka:

- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
i popołudnie zaczęło się awanturą, otwieram szafę z butami, a tam jak nie wyskoczy na mnie koreks ( dla niezorientowanych to taka puszka w której się wywołuje filmy do aparatu ) i z mordą na mnie, że stoi nieużywany już prawie miesiąc, że zardzewiał i różne takie mało wesołe rzeczy na mój temat mi powiedział, ja mu na to, iż kłamca jest okrutny - bo jak mógł zardzewieć skoro jest plastikowy? a te bydle na to, że stoi ot tak dawna nieużywane, że już 5 pokolenie pająków przez niego się przewinęło, geneolog - zakrętka jego mać, się znalazł. ale trochę racji ma, dawno już nie zaglądałem do niego, film z biegu niepodległości w górze, wciąż w aparacie, normalnie chyba nocą będę go wyciągał, jak leica spać pójdzie, bo jeszcze i ta mnie obsobaczy. ale biegało się miło i przyjemnie, od rana pogoda jak w marcu, cieplutko i słonecznie, 10km ciut poniżej 5min/km zrobione niewiadomokiedy. fajnie, bo myślałem, że po wczorajszym biegu nogi będą ciężkie, a tu w sumie bez żadnych scen. na dzisiaj tyle, idę gasić światło i przeprosić się z koreksem, na zgodę walniem se jakiegoś wywoływacza i popijemy utrwalaczem:)
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
dziś, biegowy uniwersytet geriatryczny w ramach zajęć -zrób to sam a najlepiej z sąsiadką- ma zaszczyt zaprezentować lekcję pod tytułem -luźne rozbieganie + podbiegi.
o luźnym rozbieganiu w kolejnym odcinku, teraz skupimy się na zasadniczej naszego treningu czyli:
po co są podbiegi i szczym to się je ?
po pierwsze pocom to się podbiegi nocom, po drugie nie mówi się szczym tylko lejem, po trzecie i ostatnie zaraz wszystko - jak krowie na rowie - zostanie opisane.
podbiegi zasadniczo dzielimy na:
podbiegi spożywcze- weź no wacek i podbiegnij do samu po dwa piwka.
podbiegi komunikacyjne - podbiegamy z teczką do przystanku, a ósemka już dawno fruuu w pizduuuu...pojechałaaaa...
oraz podbiegi trzecie i najbardziej nam, młodym hartom potrzebne - podbiegi biegowe.
jak rozpoznać podbieg, czym się różni od zbiegu i skąd wiadomo, że mamy odpowiedni podbieg do podbiegania.
sprawa nie jest zasadniczo prosta, aczkolwiek też i podbieg do prostych nie należy.
jako jednak, że każdy ma w życiu pod górę, mam nadzieję, że ze znalezieniem podbiegów nie będzie żadnych kłopotów.
do celów sportowych wybieramy taki podbieg, na widok którego przychodzi bezwiednie na myśl
-o kurwa, ja pierdole, ale pod górę.
o ile nie mamy takiego podbiegu, sprawa się komplikuje nie jest jednak beznadziejna, ale o tym dalej.
zbieg od podbiegu bardzo łatwo odróżnić po tym, że jest tak samo jak pod górę, tylko w dół.
co nam dają podbiegi i jak je klasyfikujemy.
otóż podbiegi, oprócz tego, ze fajnie wyglądają w planie treningowym i można się nimi pochwalić przed niezorientowanymi w temacie
ignorantami, nam nic nie dają, za to ***jestem wulgarny i zasługuję na ostrzeżenie*** nas po nich nogi i boli głowa.
intensywność tej jednostki treningowej bardzo łatwo ustalić na podstawie symptomów po treningowych i tak,
- stopień pierwszy - zmęczenie średnie - występuje wtedy, kiedy po ciężkiej walce wewnętrznej, postanowiliśmy popodbiegac jutro, być może pojutrze a może nawet za tydzień.
- stopień drugi zachodzi w przypadku, kiedy żaden normalny argument na nas nie działa i postanowiliśmy jednak popodbiegać, nogi bolą, wraca się do domu ciężko i cały czas zachodzi się w głowę - na kiego grzyba nam to było.
Płynnym rozwinięciem stopnia drugiego - jest stopień trzeci, gdzie do powyższych objawów dochodzi jeszcze nasze zbytnie zaangażowanie i padamy na tzwany ryj, sił nie mamy na nic, jednym słowem wracamy do domu na czworaka.
i tu, jak w piątku z pankracym, pojawia się dla chcących trenować systematycznie biegi pod górę, opcja dodatkowa- można stopień zmęczenia "trzeci" uzyskać w inny, może nie łatwiejszy, ale znacznie przyjemniejszy sposób.
i tak, po rozbieganiu, zamiast pod ulubioną górkę, udajemy się krokiem sprężystym i żwawym do najbliższej restauracji, gdzie w glorii, chwale i aureoli sportowca, zamawiamy wino potreningowe marki finisz w ilości 1 szklanka 250ml na jeden podbieg.
po zaliczeniu, pamiętając o minutowych przerwach między podbiegami ( dla mniej wprawionych może być 2 minuty, wszak nie każdy da radę wypalić fajkę w minutę )10 podbiegów - zaawansowani, wprawieni oraz głodni treningu mogą sesje wydłużyć- organizm samoczynnie przestawia się w tryb potreningowy i również wracamy do domu na czterech. niewielkim minusem dla uprawiania tej formy treningu, jest posiadanie odpowiedniej ilości biletów NBP lub nietrenującego jeszcze na naszym poziomie, ale chcącego się wykazać pod naszym czujnym okiem kolegi z odpowiednią ilością wspomnianych biletów.
pomijając tą niewielką niedogodność, alternatywna metoda ma jeszcze tą niewątpliwą zaletę, iż często po powrocie do domu trenujemy sprinty, zbiegi ze schodów, oraz szybkie uniki.
osobiście radzę tłumaczyć nie rozumiejącym naszego planu treningowego domownikom, że - jak to mówił aktor jan himilsbach- on nie pije, tylko wprowadza bajkowe elementy w szarą rzeczywistość, a my za jego przykładem również walczymy jak możemy z tą listopadową szarugą.
i tego się kochani trzymajmy.
cdn...
ps
worek- 9km 4:59/min i 10 podbiegów
o luźnym rozbieganiu w kolejnym odcinku, teraz skupimy się na zasadniczej naszego treningu czyli:
po co są podbiegi i szczym to się je ?
po pierwsze pocom to się podbiegi nocom, po drugie nie mówi się szczym tylko lejem, po trzecie i ostatnie zaraz wszystko - jak krowie na rowie - zostanie opisane.
podbiegi zasadniczo dzielimy na:
podbiegi spożywcze- weź no wacek i podbiegnij do samu po dwa piwka.
podbiegi komunikacyjne - podbiegamy z teczką do przystanku, a ósemka już dawno fruuu w pizduuuu...pojechałaaaa...
oraz podbiegi trzecie i najbardziej nam, młodym hartom potrzebne - podbiegi biegowe.
jak rozpoznać podbieg, czym się różni od zbiegu i skąd wiadomo, że mamy odpowiedni podbieg do podbiegania.
sprawa nie jest zasadniczo prosta, aczkolwiek też i podbieg do prostych nie należy.
jako jednak, że każdy ma w życiu pod górę, mam nadzieję, że ze znalezieniem podbiegów nie będzie żadnych kłopotów.
do celów sportowych wybieramy taki podbieg, na widok którego przychodzi bezwiednie na myśl
-o kurwa, ja pierdole, ale pod górę.
o ile nie mamy takiego podbiegu, sprawa się komplikuje nie jest jednak beznadziejna, ale o tym dalej.
zbieg od podbiegu bardzo łatwo odróżnić po tym, że jest tak samo jak pod górę, tylko w dół.
co nam dają podbiegi i jak je klasyfikujemy.
otóż podbiegi, oprócz tego, ze fajnie wyglądają w planie treningowym i można się nimi pochwalić przed niezorientowanymi w temacie
ignorantami, nam nic nie dają, za to ***jestem wulgarny i zasługuję na ostrzeżenie*** nas po nich nogi i boli głowa.
intensywność tej jednostki treningowej bardzo łatwo ustalić na podstawie symptomów po treningowych i tak,
- stopień pierwszy - zmęczenie średnie - występuje wtedy, kiedy po ciężkiej walce wewnętrznej, postanowiliśmy popodbiegac jutro, być może pojutrze a może nawet za tydzień.
- stopień drugi zachodzi w przypadku, kiedy żaden normalny argument na nas nie działa i postanowiliśmy jednak popodbiegać, nogi bolą, wraca się do domu ciężko i cały czas zachodzi się w głowę - na kiego grzyba nam to było.
Płynnym rozwinięciem stopnia drugiego - jest stopień trzeci, gdzie do powyższych objawów dochodzi jeszcze nasze zbytnie zaangażowanie i padamy na tzwany ryj, sił nie mamy na nic, jednym słowem wracamy do domu na czworaka.
i tu, jak w piątku z pankracym, pojawia się dla chcących trenować systematycznie biegi pod górę, opcja dodatkowa- można stopień zmęczenia "trzeci" uzyskać w inny, może nie łatwiejszy, ale znacznie przyjemniejszy sposób.
i tak, po rozbieganiu, zamiast pod ulubioną górkę, udajemy się krokiem sprężystym i żwawym do najbliższej restauracji, gdzie w glorii, chwale i aureoli sportowca, zamawiamy wino potreningowe marki finisz w ilości 1 szklanka 250ml na jeden podbieg.
po zaliczeniu, pamiętając o minutowych przerwach między podbiegami ( dla mniej wprawionych może być 2 minuty, wszak nie każdy da radę wypalić fajkę w minutę )10 podbiegów - zaawansowani, wprawieni oraz głodni treningu mogą sesje wydłużyć- organizm samoczynnie przestawia się w tryb potreningowy i również wracamy do domu na czterech. niewielkim minusem dla uprawiania tej formy treningu, jest posiadanie odpowiedniej ilości biletów NBP lub nietrenującego jeszcze na naszym poziomie, ale chcącego się wykazać pod naszym czujnym okiem kolegi z odpowiednią ilością wspomnianych biletów.
pomijając tą niewielką niedogodność, alternatywna metoda ma jeszcze tą niewątpliwą zaletę, iż często po powrocie do domu trenujemy sprinty, zbiegi ze schodów, oraz szybkie uniki.
osobiście radzę tłumaczyć nie rozumiejącym naszego planu treningowego domownikom, że - jak to mówił aktor jan himilsbach- on nie pije, tylko wprowadza bajkowe elementy w szarą rzeczywistość, a my za jego przykładem również walczymy jak możemy z tą listopadową szarugą.
i tego się kochani trzymajmy.
cdn...
ps
worek- 9km 4:59/min i 10 podbiegów

- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5253
- Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zzewszont
dziś żeby nie zamęczać, nie będzie za dużo, dam odpocząć od siebie.
spokojne prawie trzynaście kilometrów, coś koło 5:20 , w sumie to nie wiem nawet dokładnie po ile bo GPS, postanowił
sobie pokazywać, wszystko tylko nie faktyczne tempo. ale co tam, w założeniach miało być luźno i było luźno, cieszy to, że to co jeszcze trzy tygodnie wstecz, było żwawym tempem teraz robi się powolnym rozbieganiem, a i tak musieliśmy z lekka hamować bo jakoś tak z rozpędu chciało się szybciej.
chciałem się trochę o butach do biegania powymądrzać, ale kryzys, zostało mi tylko 16 par do biegania ( + jeszcze pięć na rower) i jakoś tak nie ma o czym pisać, co gorzej, nawet nie chcę jakichś nowych sobie kupić, chyba będę chory.
co prawda, moja małżonka twierdzi, że ona przez 5 lata tyle butów nie miała, ale kto by tam babie wierzył
także dzisiaj się biorę dalej, za czytanie waszych blogów, dużo ciekawszych niż mój
ps
na zdjęciu się nie zmieściły trzy półki jeszcze - a musiałem szybko robić bo tuż obok stoi wciąż wkurzony koreks.
ps2
bieganie zaraz po zjedzeniu smażonej wołowiny jednak nie jest takim fajnym pomysłem, jak mi się wydawało.

spokojne prawie trzynaście kilometrów, coś koło 5:20 , w sumie to nie wiem nawet dokładnie po ile bo GPS, postanowił
sobie pokazywać, wszystko tylko nie faktyczne tempo. ale co tam, w założeniach miało być luźno i było luźno, cieszy to, że to co jeszcze trzy tygodnie wstecz, było żwawym tempem teraz robi się powolnym rozbieganiem, a i tak musieliśmy z lekka hamować bo jakoś tak z rozpędu chciało się szybciej.
chciałem się trochę o butach do biegania powymądrzać, ale kryzys, zostało mi tylko 16 par do biegania ( + jeszcze pięć na rower) i jakoś tak nie ma o czym pisać, co gorzej, nawet nie chcę jakichś nowych sobie kupić, chyba będę chory.
co prawda, moja małżonka twierdzi, że ona przez 5 lata tyle butów nie miała, ale kto by tam babie wierzył

także dzisiaj się biorę dalej, za czytanie waszych blogów, dużo ciekawszych niż mój

ps
na zdjęciu się nie zmieściły trzy półki jeszcze - a musiałem szybko robić bo tuż obok stoi wciąż wkurzony koreks.
ps2
bieganie zaraz po zjedzeniu smażonej wołowiny jednak nie jest takim fajnym pomysłem, jak mi się wydawało.
