aras - poprawić kondycję, wydolność
: 18 kwie 2012, 11:02
Witam wszystkich serdecznie.
Nazywam się Arek. Mieszkam na gdańskim Jasieniu. Rocznik 1977, czyli na chwilę obecną mam 35 lat. Waga: 97kg. Co przy wzroście 167cm daje współczynnik BMI 34,8. Nazywają to I stopniem otyłości. Ale brakuje mi tylko 0,2 do II stopnia. Ogólnie mówiąc masakra.
Jak do tego doszło? Z zawodu i zamiłowania jestem informatykiem. Pracuję na etacie i dodatkowo prowadzę własną działalność gospodarczą. Mój dzień wygląda mniej więcej tak: 8 godzin pracy, 1 godzina na powrót do domu - oczywiście samochodem, stojąc w korkach, w domu jeszcze kilka godzin przed komputerem. Później chwila dla rodziny. Później znowu jeszcze chwila przed komputerem i spać. Ostatni raz systematycznie uprawiałem sport mniej więcej 7 lat temu. Wtedy trenowałem na siłowni.
Niedawno ujawniły się drobne problemy z sercem. Za namową lekarza, stwierdziłem że trzeba coś z tym wszystkim zrobić. Postanowiłem, że zacznę biegać. Jako, że nie jest to moja pierwsza próba rozruchu - z poprzednich nic nie wyszło - pomyślałem, że zanim zacznę biegi poczytam coś na ten temat. I tak trafiłem na stronę bieganie.pl i forum tu prowadzone. Tu też zrozumiałem, że bieganie to nie tylko ... bieganie. Jest też dieta, czas na odpoczynek i regenerację, rozgrzewka, rozciąganie. Znalazłem 10 tygodniowy plan dla początkujących. Nie chciałem odrazu inwestować niewiadomo jakiej kasy, ale kupiłem sobie w Decathlonie buty do biegania, spodnie, bluzę. Zgodnie z zaleceniami twórców planu zacząłem od marszów. Były to marsze 20-30 minutowe w miarę szybkim jak dla mnie tempem. Podczas marszów pojawiły się pierwsze bóle - łydki, piszczele, plecy. Kumpel, który biega na codzień powiedział "z czasem to przejdzie". Rzeczywiście przeszło. Jako, że nie robiłem tego zbyt systematycznie to uskuteczniałem marsze przez mniej więcej 3-4 tygodnie.
W ostatni poniedziałek zaliczyłem pierwszy dzień pierwszego tygodnia planu 10 tygodniowego, czyli 2 minuty biegu / 4 minuty marszu - i tak 5 cykli. Śmiesznie to zabrzmi, ale najgorsze były chyba pierwsze 2 minuty. Później było już coraz lepiej. Bałem się, że na drugi dzień się nie ruszę. Ale na szczęście nie było źle. Czułem nogi, ale nie były to takie zakwasy jakie pamiętałem z początków siłowni. Może ma w tym udział przeprowadzona przed biegiem solidna rozgrzewka, może rozciąganie po marszobiegu, a może niezbyt szybkie tempo treningu. Ważne, że w żaden sposób nie zniechęciłem się, że nic mnie nie boli i dzisiaj będę mógł przeprowadzić swój kolejny "trening".
Przymierzam się też do zakupu rowera, a właściwie rowerów - bo chciałbym aby moja żona również zmieniła swój styl życia. Chciałbym też przesiąść się z auta na rower. Niestety po drodze do pracy odwożę dziecko do przedszkola i z tego powodu nie mogę rano jeździć rowerem (córka na fotelik raczej jest już za duża, a żona jeździ w przeciwnym kierunku - też autem). Ale mam też takie wyjazdy gdzie spokojnie będę mógł to zrobić.
Jeżeli chodzi o cele to nie mam jakiś specjalnych. Chciałbym po prostu poprawić swoją kondycję, wydolność oddechowo-krążeniową. Mam nadzieję, że niedługo miną czasy kiedy to po przebiegnięciu 50-100 metrów do autobusu mam zadyszkę przez następne 15-20 minut.
Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia z treningu dla początkujących przydadzą się też innym początkującym.
Nazywam się Arek. Mieszkam na gdańskim Jasieniu. Rocznik 1977, czyli na chwilę obecną mam 35 lat. Waga: 97kg. Co przy wzroście 167cm daje współczynnik BMI 34,8. Nazywają to I stopniem otyłości. Ale brakuje mi tylko 0,2 do II stopnia. Ogólnie mówiąc masakra.
Jak do tego doszło? Z zawodu i zamiłowania jestem informatykiem. Pracuję na etacie i dodatkowo prowadzę własną działalność gospodarczą. Mój dzień wygląda mniej więcej tak: 8 godzin pracy, 1 godzina na powrót do domu - oczywiście samochodem, stojąc w korkach, w domu jeszcze kilka godzin przed komputerem. Później chwila dla rodziny. Później znowu jeszcze chwila przed komputerem i spać. Ostatni raz systematycznie uprawiałem sport mniej więcej 7 lat temu. Wtedy trenowałem na siłowni.
Niedawno ujawniły się drobne problemy z sercem. Za namową lekarza, stwierdziłem że trzeba coś z tym wszystkim zrobić. Postanowiłem, że zacznę biegać. Jako, że nie jest to moja pierwsza próba rozruchu - z poprzednich nic nie wyszło - pomyślałem, że zanim zacznę biegi poczytam coś na ten temat. I tak trafiłem na stronę bieganie.pl i forum tu prowadzone. Tu też zrozumiałem, że bieganie to nie tylko ... bieganie. Jest też dieta, czas na odpoczynek i regenerację, rozgrzewka, rozciąganie. Znalazłem 10 tygodniowy plan dla początkujących. Nie chciałem odrazu inwestować niewiadomo jakiej kasy, ale kupiłem sobie w Decathlonie buty do biegania, spodnie, bluzę. Zgodnie z zaleceniami twórców planu zacząłem od marszów. Były to marsze 20-30 minutowe w miarę szybkim jak dla mnie tempem. Podczas marszów pojawiły się pierwsze bóle - łydki, piszczele, plecy. Kumpel, który biega na codzień powiedział "z czasem to przejdzie". Rzeczywiście przeszło. Jako, że nie robiłem tego zbyt systematycznie to uskuteczniałem marsze przez mniej więcej 3-4 tygodnie.
W ostatni poniedziałek zaliczyłem pierwszy dzień pierwszego tygodnia planu 10 tygodniowego, czyli 2 minuty biegu / 4 minuty marszu - i tak 5 cykli. Śmiesznie to zabrzmi, ale najgorsze były chyba pierwsze 2 minuty. Później było już coraz lepiej. Bałem się, że na drugi dzień się nie ruszę. Ale na szczęście nie było źle. Czułem nogi, ale nie były to takie zakwasy jakie pamiętałem z początków siłowni. Może ma w tym udział przeprowadzona przed biegiem solidna rozgrzewka, może rozciąganie po marszobiegu, a może niezbyt szybkie tempo treningu. Ważne, że w żaden sposób nie zniechęciłem się, że nic mnie nie boli i dzisiaj będę mógł przeprowadzić swój kolejny "trening".
Przymierzam się też do zakupu rowera, a właściwie rowerów - bo chciałbym aby moja żona również zmieniła swój styl życia. Chciałbym też przesiąść się z auta na rower. Niestety po drodze do pracy odwożę dziecko do przedszkola i z tego powodu nie mogę rano jeździć rowerem (córka na fotelik raczej jest już za duża, a żona jeździ w przeciwnym kierunku - też autem). Ale mam też takie wyjazdy gdzie spokojnie będę mógł to zrobić.
Jeżeli chodzi o cele to nie mam jakiś specjalnych. Chciałbym po prostu poprawić swoją kondycję, wydolność oddechowo-krążeniową. Mam nadzieję, że niedługo miną czasy kiedy to po przebiegnięciu 50-100 metrów do autobusu mam zadyszkę przez następne 15-20 minut.
Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia z treningu dla początkujących przydadzą się też innym początkującym.