g-jaro, od wschodu do zachodu
: 04 paź 2011, 10:07
O sobie:
Urodzony: 1974
Biegam od: pobiegiwałem (plan 10 tygodni) parę lat temu i przerwałem po upadku na kolano. Wróciłem do biegania w marcu 2011 (plan 6 tygodni PUMA) i przerwałem po 2 tygodniach z powodu mocnego bólu poniżej kolan.
Ostatecznie i skutecznie wróciłem do biegania na początku sierpnia 2011 (plan 6 tygodni PUMA). Plan ukończyłem, obecnie biegam godzinę bez przerwy – szczegóły poniżej.
Wzrost: 176 cm
Waga: 77 kg początek sierpnia, 73,5 obecnie (2.10.2011)
Sprzęt:
Buty na sezon ciepły: Newfeel Many z Decathlonu za 34 zł, a docelowo jakiekolwiek obuwie minimalistyczne bez amortyzacji, może bosa stopa.
Buty na sezon mokry i zimny: poszukuję, obecnie planuję dodać skarpetę neoprenową do zestawu letniego.
Pulsometr: odłożyłem do szafy.
MP3: odłożyłem do szafy.
GPS: Garmin Dakota 20
Moje bieganie:
Według zasad: „Blog treningowy a nie blog o wszystkim co się w waszym życiu dzieje (do tego będzie coś innego).
To ma służyć nam wszystkim w lepszym przyglądaniu się tego co robią inni w kwestii treningu biegowego.”
Jednak tytułem wstępu muszę trochę ponawijać by uświadomić skąd wziąłem się na obecnym etapie ideowym mojego biegania.
Zacząłem w sierpniu 2011 planem PUMA 6 tygodni. Bardzo chcialem dojść do punktu otwarcia, czyli 30 min. biegu bez przerwy. Plan 6 tygodniowy składa się z dość żelaznych interwałów i stwierdziłem, że te najlepiej będzie biegało sie na w miarę stałej trasie. Wyznaczyłem sobie taką trasę w okolicy i po 2-3 tygodniach planu... niezmiernie się nia znudziłem. Bieganie w kółko, to nie jest to czego szukałem. Tym bardziej zdeterminowało mnie to do ukończenia planu bo wierzyłem, że 30 minut biegu bez przerwy otworzy tajemne drzwi i da mi szansę pobiec „gdzieś tam”.
Mieszkam w okolicy Bielska-Białej i w którą stronę bym nie skręcił po wyjściu z domu, to „gdzieś tam” oznacza po prostu góry. Jako stary gadżeciarz (stąd pulsometr, mp3 i gps – z czego 2/3 już w szufladzie i nie używam) stwierdziłem, że w górach trzeba biegać w specjalnych butach które się do tego nadają. I tu powoli zbliżamy się do mojego przełomu.
Zamówilem buty Salamon Speedcross w sklepie internetowym w Anglii. Los lub wydajność Poczty Polskiej sprawiły, że buty zamówione początkiem września wciąż do mnie nie dotarły.
Dotarł za to dawno niewidziany kuzyn, który zrządzeniem losu sprezentował nam książkę McDougall’a „Urodzeni biegacze”. Podchodziłem do niej nieufnie ale wkręciła mnie i przełom nastąpił.
Zrozumiałem, ze nie chcę się ścigać – chcę biegać. Po ukończeniu planu PUMY pobiegłem w las i w górę. Było pięknie, choć wciąż coś przeszkadzało (gapienie sie na puls i muzyka w uszach ?). Biegałem w starych Adidasach ale postanowiłem spróbować „mniej” i kupilem najtańsze szmaciaki w Decathlonie – w dodatku bez wkladek. Założyłem, odlożyłem pulsometr i mp3 – pobiegłem i to było TO !
Oczywiście moje „pobiegłem” ma tu dość specyficzny wymiar. Raczej potruchtałem. Bieg bez amortyzacji z palców/śródstopia wymusza dużą kadencję. Co więcej mam świadomość, że po 37 latach w butach i kapciach nie mogę od tak sobie pobiec na maksa. W każdym razie zacząłem. Zrezygnowałem z rozgrzewki i schładzania. Bieg naturalny w moim pojęciu ma oba te elementy w sobie. Trzasnę furtką, idę, idę szybciej, truchtam, biegnę, zwlaniam, biegnę w swoim tempie wyznaczanym oddechem przy którym mi po porostu dobrze. Wracając do domu odpoczywam w truchcie, przyspieszam, zwalniam - robię to, co czuję.
Póki co, to „co czuję” oznacza 1 godzinę ciągłego biegu gdzie GPS pokazuje ok. 8 km (najdłuższe zanotowane to 7,4 km, a na najdłuższym przebiegniętym akurat nie mialem GPS-u), z czego połowę wspinam sie z 380 m na 465 m, a druga połowa w odwrotnym - oczywiście – kierunku.
Dieta:
Bezglutenowa: z przymusu
Wegetariańska, wegańska: obecnie jem mięso, lubie i cenię sobie. Ale wciąż myślę. Probowałem już różnych diet (a raczej metod odżywiania) – nie by zrzucić wagę tylko dlatego, że jestem przekonany, że dieta, to co jemy, to jeden z najważniejszych elementów naszego udanego życia – i dlatego myślę o kolejnym eksperymencie, czyli porzuceniu mięsa.
Cele:
Biegać – nie ścigać się. Fascynuje mnie długie bieganie. Nie ekstremalnie długie i nie na czas - po prostu długie.
Stąd cel: od wschodu do zachodu (słońca) w ciągłym biegu. I by to był cel pod kontrolą to zakładam, że mam to osiągnąć w roku 2013 (czyli żeby nie było za trudno, bo 30 minut dłużej co miesiąc powinienem dać radę), a dokładnie w czerwcu (czyli żeby nie było zbyt łatwo bo w czerwcu dzień najdłuższy).
Urodzony: 1974
Biegam od: pobiegiwałem (plan 10 tygodni) parę lat temu i przerwałem po upadku na kolano. Wróciłem do biegania w marcu 2011 (plan 6 tygodni PUMA) i przerwałem po 2 tygodniach z powodu mocnego bólu poniżej kolan.
Ostatecznie i skutecznie wróciłem do biegania na początku sierpnia 2011 (plan 6 tygodni PUMA). Plan ukończyłem, obecnie biegam godzinę bez przerwy – szczegóły poniżej.
Wzrost: 176 cm
Waga: 77 kg początek sierpnia, 73,5 obecnie (2.10.2011)
Sprzęt:
Buty na sezon ciepły: Newfeel Many z Decathlonu za 34 zł, a docelowo jakiekolwiek obuwie minimalistyczne bez amortyzacji, może bosa stopa.
Buty na sezon mokry i zimny: poszukuję, obecnie planuję dodać skarpetę neoprenową do zestawu letniego.
Pulsometr: odłożyłem do szafy.
MP3: odłożyłem do szafy.
GPS: Garmin Dakota 20
Moje bieganie:
Według zasad: „Blog treningowy a nie blog o wszystkim co się w waszym życiu dzieje (do tego będzie coś innego).
To ma służyć nam wszystkim w lepszym przyglądaniu się tego co robią inni w kwestii treningu biegowego.”
Jednak tytułem wstępu muszę trochę ponawijać by uświadomić skąd wziąłem się na obecnym etapie ideowym mojego biegania.
Zacząłem w sierpniu 2011 planem PUMA 6 tygodni. Bardzo chcialem dojść do punktu otwarcia, czyli 30 min. biegu bez przerwy. Plan 6 tygodniowy składa się z dość żelaznych interwałów i stwierdziłem, że te najlepiej będzie biegało sie na w miarę stałej trasie. Wyznaczyłem sobie taką trasę w okolicy i po 2-3 tygodniach planu... niezmiernie się nia znudziłem. Bieganie w kółko, to nie jest to czego szukałem. Tym bardziej zdeterminowało mnie to do ukończenia planu bo wierzyłem, że 30 minut biegu bez przerwy otworzy tajemne drzwi i da mi szansę pobiec „gdzieś tam”.
Mieszkam w okolicy Bielska-Białej i w którą stronę bym nie skręcił po wyjściu z domu, to „gdzieś tam” oznacza po prostu góry. Jako stary gadżeciarz (stąd pulsometr, mp3 i gps – z czego 2/3 już w szufladzie i nie używam) stwierdziłem, że w górach trzeba biegać w specjalnych butach które się do tego nadają. I tu powoli zbliżamy się do mojego przełomu.
Zamówilem buty Salamon Speedcross w sklepie internetowym w Anglii. Los lub wydajność Poczty Polskiej sprawiły, że buty zamówione początkiem września wciąż do mnie nie dotarły.
Dotarł za to dawno niewidziany kuzyn, który zrządzeniem losu sprezentował nam książkę McDougall’a „Urodzeni biegacze”. Podchodziłem do niej nieufnie ale wkręciła mnie i przełom nastąpił.
Zrozumiałem, ze nie chcę się ścigać – chcę biegać. Po ukończeniu planu PUMY pobiegłem w las i w górę. Było pięknie, choć wciąż coś przeszkadzało (gapienie sie na puls i muzyka w uszach ?). Biegałem w starych Adidasach ale postanowiłem spróbować „mniej” i kupilem najtańsze szmaciaki w Decathlonie – w dodatku bez wkladek. Założyłem, odlożyłem pulsometr i mp3 – pobiegłem i to było TO !
Oczywiście moje „pobiegłem” ma tu dość specyficzny wymiar. Raczej potruchtałem. Bieg bez amortyzacji z palców/śródstopia wymusza dużą kadencję. Co więcej mam świadomość, że po 37 latach w butach i kapciach nie mogę od tak sobie pobiec na maksa. W każdym razie zacząłem. Zrezygnowałem z rozgrzewki i schładzania. Bieg naturalny w moim pojęciu ma oba te elementy w sobie. Trzasnę furtką, idę, idę szybciej, truchtam, biegnę, zwlaniam, biegnę w swoim tempie wyznaczanym oddechem przy którym mi po porostu dobrze. Wracając do domu odpoczywam w truchcie, przyspieszam, zwalniam - robię to, co czuję.
Póki co, to „co czuję” oznacza 1 godzinę ciągłego biegu gdzie GPS pokazuje ok. 8 km (najdłuższe zanotowane to 7,4 km, a na najdłuższym przebiegniętym akurat nie mialem GPS-u), z czego połowę wspinam sie z 380 m na 465 m, a druga połowa w odwrotnym - oczywiście – kierunku.
Dieta:
Bezglutenowa: z przymusu
Wegetariańska, wegańska: obecnie jem mięso, lubie i cenię sobie. Ale wciąż myślę. Probowałem już różnych diet (a raczej metod odżywiania) – nie by zrzucić wagę tylko dlatego, że jestem przekonany, że dieta, to co jemy, to jeden z najważniejszych elementów naszego udanego życia – i dlatego myślę o kolejnym eksperymencie, czyli porzuceniu mięsa.
Cele:
Biegać – nie ścigać się. Fascynuje mnie długie bieganie. Nie ekstremalnie długie i nie na czas - po prostu długie.
Stąd cel: od wschodu do zachodu (słońca) w ciągłym biegu. I by to był cel pod kontrolą to zakładam, że mam to osiągnąć w roku 2013 (czyli żeby nie było za trudno, bo 30 minut dłużej co miesiąc powinienem dać radę), a dokładnie w czerwcu (czyli żeby nie było zbyt łatwo bo w czerwcu dzień najdłuższy).