Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę
: 07 lip 2011, 20:33
Witam wszystkich, wreszcie mam czas, żeby zacząć pisać bloga :D po pierwsze, z powodu kontuzji kolana, (w sumie okazało się, że to coś z kręgosłupem, a dokładnie co, będę wiedzieć w najbliższą środę); po drugie, że mam wrażenie, że bieganie jest kompletnie nie dla mnie (robię to mniej lub bardziej systematycznie od września zeszłego roku).
Minimum personalne:
wiek:Chrystusowy
wzrost: 174
waga: 67
lokalizacja: obecnie Łódź
Dlaczego zaczęłam biegać? W sumie to namówił mnie do tego mój chłopak, bo bardziej byliśmy (jesteśmy) związani z rolkami (choć teraz to już nie jestem pewna, czy bardziej ), a celem było poprawienie kondycji na dłuższe dystanse na rolkach. Ja szykowałam się do pierwszego w moim życiu maratonu i nie chciałam dojechać (właściwie główny mój plan to było WOGÓLE dojechać do mety) z wyplutymi płucami.
Chciałam też w sumie zbić tym bieganiem trochę mięśnie ud, które chcąc nie chcąc nabiły mi się przez te rolki. Na początku nienawidziłam tego biegania, kiedy zaczynaliśmy. Początki to jakiś trening z bieganie.pl dla totalnie początkujących, minuta biegu, minuta marszu i.t.d. Ta minuta biegu to była dla mnie wieczność :D i zawsze była przeze mnie skrupulatnie odmierzana stoperem.. No i co tu dużo gadać, nigdy nie byłam drobinką, więc non stop miałam wrażenie, że jestem jakimś dżumbodżetem nie mogącym się oderwać od ziemi. Jakby ktoś przymocował mi imadło od pasa w dół lub ciągnął do ziemi.
Wiele razy klęłam w myślach i zastanawiałam się, co ci ludzie takiego widzą w tym bieganiu?
Początkowo biegałam na bieżni wokół boiska, bo miałam ją niedaleko od domu i wiązało się to dla mnie z przełamaniem pewnego wstydu, głównie chodziło o gapiów- jest taka zardzewiała bramka obok boiska, pod którą spotykają się różne "typki" w celu spożycia wody ognistej i innych browarków. Na szczęście w tym samym czasie na boisku pogrywali jakieś chłopaczki z klubu piłkarskiego i ich towarzystwo jakoś motywowało mnie do tego biegania dalej.
Trochę tak się na mnie dziwnie patrzyli i pewnie myśleli, jak taka foka wogóle może biegać, ale pamiętam taki przełom jednego dnia, gdzieś tak w połowie treningu dla początkujących, jak po zażartej dyskusji z moim chłopakiem (który stwierdził, że ten trening jest dla mnie za łatwy, bo jeżdżę na rolkach i że spokojnie będę w stanie przetruchtać od razu pół godziny bez marszu), poszłam na to boicho i postanowiłam to sprawdzić.
Przy słynnej bramce spotkały się jakieś dresy i chyba obalały flaszkę obserwując bacznie moje poczynania, a ja co okrążenie mijałam ich z prawej strony. Po zrobieniu iluś tam okrążeń przestali się głupio uśmiechać i towarzyszyłam im biegając w kółko aż do spożycia wszystkiego, co mieli i w końcu poszli do domu już bez głupich usmiechów na twarzy a z bardzo dziwnymi minami to mnie jakoś tak podbudowało (przy okazji okazało się, że mój chłopak miał rację i dałam radę przebiec te pół godziny bez przerwy, choć na koniec trochę zakręciło mi się w głowie to był chyba szok organizmu hihi).
I później już jakoś poszło. Trwało to trochę, zanim odnalazłam moje tempo, swój własny oddech (na początku oddychałam tylko nosem, bo notorycznie chorowałam na gardło i bałam się, że jak zacznę oddychać ustami, to zaraz jakieś zapalenie gardła albo inne świństwo się do mnie przyplącze), ale nie, zresztą, sami wiecie najlepiej-nie da się uzyskać pary w biegu oddychając tylko nosem (ja przynajmniej parę odzyskałam dopiero po oddychaniu przez usta). Choć wiem, że są tacy co tylko nosem :D. No i co najważniejsze, od tamtej pory nie zachorowałam ani razu!
Sprawę z unormowaniem tętna opiszę kolejnym razem.
No i tak sobie biegałam i biegałam, szurałam, itd itp aż nadarzyła się okazja do wzięcia udziału w imprezie biegowej w Łodzi-biegu Sylwestrowym. Miało być 10 km, ale wyszło trochę mniej, warunki oczywiście straszne, śniegu mnóstwo, nogi zapadały się co rusz, sami wiecie jak to jest biegać lasem zimą po śniegu czysta rozkosz, aż cud, że człowiek niczego nie skręcił
W każdym razie dla mnie to była ciężka sprawa i to, że nie dobiegłam ostatnia w dużej mierze zawdzięczam mojemu chłopakowi, który całą drogę mnie dopingował, nakręcił nawet filmik z tego wydarzenia (jak bardzo ten doping mnie wkurzał -zobaczcie widać na filmie), teraz się z tego śmiejemy do rozpuku, ale wtedy nie było mi do śmiechu, byłam wściekła jak diabli, że dałam się na ten bieg namówić, chyba nie byłam do niego jeszcze kondycyjnie przygotowana, a może te leśne warunki mnie pokonały. W sumie jednak ten pierwszy biegowy start uświadomił mi, jak wiele mam jeszcze w swoim życiu do zrobienia i że dopiero "raczkuję"...
A, zapomniałam dodać, że w tym biegu sylwestrowym wygrałam w losowaniu kurtkę sportową, a ponieważ nigdy w życiu nic nie wygrałam, przyjęłam to za dobry znak!
http://www.youtube.com/watch?v=ESpb422iPVk
C.D.N...
Minimum personalne:
wiek:Chrystusowy
wzrost: 174
waga: 67
lokalizacja: obecnie Łódź
Dlaczego zaczęłam biegać? W sumie to namówił mnie do tego mój chłopak, bo bardziej byliśmy (jesteśmy) związani z rolkami (choć teraz to już nie jestem pewna, czy bardziej ), a celem było poprawienie kondycji na dłuższe dystanse na rolkach. Ja szykowałam się do pierwszego w moim życiu maratonu i nie chciałam dojechać (właściwie główny mój plan to było WOGÓLE dojechać do mety) z wyplutymi płucami.
Chciałam też w sumie zbić tym bieganiem trochę mięśnie ud, które chcąc nie chcąc nabiły mi się przez te rolki. Na początku nienawidziłam tego biegania, kiedy zaczynaliśmy. Początki to jakiś trening z bieganie.pl dla totalnie początkujących, minuta biegu, minuta marszu i.t.d. Ta minuta biegu to była dla mnie wieczność :D i zawsze była przeze mnie skrupulatnie odmierzana stoperem.. No i co tu dużo gadać, nigdy nie byłam drobinką, więc non stop miałam wrażenie, że jestem jakimś dżumbodżetem nie mogącym się oderwać od ziemi. Jakby ktoś przymocował mi imadło od pasa w dół lub ciągnął do ziemi.
Wiele razy klęłam w myślach i zastanawiałam się, co ci ludzie takiego widzą w tym bieganiu?
Początkowo biegałam na bieżni wokół boiska, bo miałam ją niedaleko od domu i wiązało się to dla mnie z przełamaniem pewnego wstydu, głównie chodziło o gapiów- jest taka zardzewiała bramka obok boiska, pod którą spotykają się różne "typki" w celu spożycia wody ognistej i innych browarków. Na szczęście w tym samym czasie na boisku pogrywali jakieś chłopaczki z klubu piłkarskiego i ich towarzystwo jakoś motywowało mnie do tego biegania dalej.
Trochę tak się na mnie dziwnie patrzyli i pewnie myśleli, jak taka foka wogóle może biegać, ale pamiętam taki przełom jednego dnia, gdzieś tak w połowie treningu dla początkujących, jak po zażartej dyskusji z moim chłopakiem (który stwierdził, że ten trening jest dla mnie za łatwy, bo jeżdżę na rolkach i że spokojnie będę w stanie przetruchtać od razu pół godziny bez marszu), poszłam na to boicho i postanowiłam to sprawdzić.
Przy słynnej bramce spotkały się jakieś dresy i chyba obalały flaszkę obserwując bacznie moje poczynania, a ja co okrążenie mijałam ich z prawej strony. Po zrobieniu iluś tam okrążeń przestali się głupio uśmiechać i towarzyszyłam im biegając w kółko aż do spożycia wszystkiego, co mieli i w końcu poszli do domu już bez głupich usmiechów na twarzy a z bardzo dziwnymi minami to mnie jakoś tak podbudowało (przy okazji okazało się, że mój chłopak miał rację i dałam radę przebiec te pół godziny bez przerwy, choć na koniec trochę zakręciło mi się w głowie to był chyba szok organizmu hihi).
I później już jakoś poszło. Trwało to trochę, zanim odnalazłam moje tempo, swój własny oddech (na początku oddychałam tylko nosem, bo notorycznie chorowałam na gardło i bałam się, że jak zacznę oddychać ustami, to zaraz jakieś zapalenie gardła albo inne świństwo się do mnie przyplącze), ale nie, zresztą, sami wiecie najlepiej-nie da się uzyskać pary w biegu oddychając tylko nosem (ja przynajmniej parę odzyskałam dopiero po oddychaniu przez usta). Choć wiem, że są tacy co tylko nosem :D. No i co najważniejsze, od tamtej pory nie zachorowałam ani razu!
Sprawę z unormowaniem tętna opiszę kolejnym razem.
No i tak sobie biegałam i biegałam, szurałam, itd itp aż nadarzyła się okazja do wzięcia udziału w imprezie biegowej w Łodzi-biegu Sylwestrowym. Miało być 10 km, ale wyszło trochę mniej, warunki oczywiście straszne, śniegu mnóstwo, nogi zapadały się co rusz, sami wiecie jak to jest biegać lasem zimą po śniegu czysta rozkosz, aż cud, że człowiek niczego nie skręcił
W każdym razie dla mnie to była ciężka sprawa i to, że nie dobiegłam ostatnia w dużej mierze zawdzięczam mojemu chłopakowi, który całą drogę mnie dopingował, nakręcił nawet filmik z tego wydarzenia (jak bardzo ten doping mnie wkurzał -zobaczcie widać na filmie), teraz się z tego śmiejemy do rozpuku, ale wtedy nie było mi do śmiechu, byłam wściekła jak diabli, że dałam się na ten bieg namówić, chyba nie byłam do niego jeszcze kondycyjnie przygotowana, a może te leśne warunki mnie pokonały. W sumie jednak ten pierwszy biegowy start uświadomił mi, jak wiele mam jeszcze w swoim życiu do zrobienia i że dopiero "raczkuję"...
A, zapomniałam dodać, że w tym biegu sylwestrowym wygrałam w losowaniu kurtkę sportową, a ponieważ nigdy w życiu nic nie wygrałam, przyjęłam to za dobry znak!
http://www.youtube.com/watch?v=ESpb422iPVk
C.D.N...