Strona 1 z 2

long time gone... wakacyjnie ;)

: 21 mar 2011, 23:05
autor: Catrine
Po raz setny modifkacja 1 wpisu.. 100% ja.

zakładając bloga plan był taki, żeby przebiec maraton. biegałam sobie beztrsoko z grupą we wrocławiu, ale przyszła brzydka sesja i popsuła mi biegowy koncept. Cóż, chętka na maraton została, ciągle chciałabym może przebiec tego 11 września 42 km ulicami wrocławia. Ale nic na siłę. Odkąd biegam - od marca- nadal bolą piszczele. Plus taki, że teraz głównie jak je masuje, dotykam... już mi chociaz łzy w oczach w trakcie biegania nie stają ;).

Ale z programu i ty zostaniesz maratończykiem rezygnuje. Tylko dlatego, że obecnie nie będę mieć możliwości raczej mieszkać we wrocławiu. Cóż, jeszcze na jeden trening prawdopodopodbnie wpadnę, a jeżeli do kolejnej edycji nie zdołam zabłysnąc w żadnym maratonie to niewątpliwie będę jej uczestniczką! :))

Póki co nicierpliwie czekam na zamówioną ksiażkę Danielsa. Jakoś sobie pokombinuję sama, rozkminie lepiej garmina, ułoże bardziej sensowne treningi, wplotę basen i saune i nieco programu insanity deluxe.. ćwiczenia kardio - masakra. robiłam je przez jakies 10 dni - tak jak mnie po tym mięśnie bolały to łał.

podpisano:Kasia, 21, Kalisz-Wrocław ;)

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 22 mar 2011, 20:23
autor: Catrine
22 marca 2011

Chociaż wiem że regeneracja jest niezbędna aby osiągać lepsze wyniki, gdy widzę słońce i czuję ciepły wiatr na polikach a do tego obserwuję lekko jak piórko biegających ludzi... serce mi się rwie na dwór! Ale rozsądek mówi: kolano. łydki. daj żyć. studia!! i, o zgrozo, sesja.

Więc dzień spędziłam nadrabiając zaniedbane uczelniane sprawy. Zastanawiam się czy moje niskie tętno spoczynkowe to sprawka biegania. Siedzenie 1,5 h na wykładach, mimo że ciekawych, wywołuje u mnie serie ziewania. Kawy nie chcę nadużywać, ale tak się funkcjonować nie da. Co z tym zrobić?

Plan na jutro - budzimy się, robimy nieudolnie ćwiczenia siłowe prezentowane na bieganie.pl, idziemy pobiec trasą nad Odrą, rozciągamy, kąpiemy i rześcy maszerujemy na najnudniejszy dzień na uczelni (środa to zdecydowanie nieciekawe wykłady). Mamy nadzieję że kolano i łydki będą niewiele doskwierać.

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 24 mar 2011, 19:33
autor: Catrine
24 marca 2011

Wczorajszy plan potruchtania przed zajęciami zrealizowany. Ale, delikatnie mówiąc, wcale nie byłam szczęśliwa podczas biegania :nienie: . Ojjj, nie. Ciężko się biega po nocy, na czczo, z bolącymi łydkami i od czasu do czasu odzywającym się kolanem. Może to też wina zmiany repertuaru w mp3, z "wesołych" piosenek na kodeks cywilny...
Chociaż całościowo, dzień był udany, bo przebrnęłam przez 100 stron najstraszliwszego podręcznika od administracyjnego :hej:

Dzisiaj biegało się zdecydowanie fajniej, po południu, jak lubię. Tyle że gorąco, oj baardzo.... I też o tyle lepiej, że na trasie mojej po południu jest więcej biegaczy niż o 7-8. A widok biegnących mobilizuje mnie do szybszego tempa, które staram się utrzymać jak najdłużej :hej: I któż by pomyślał że przez moje pierwsze sezony biegania tak nie lubiłam gdy ktoś się "przywitał" ze mną na trasie. Teraz się czuję tak dumnie, 'hej, jestem biegaczem ' :hej: Poza tym przez większoś trasy nie pamiętałam o tym że coś sobie z kolanem zrobiłam! A to oznacza że przez większość tras w ogóle nie bolało!! :-))

Nie wiem tylko za bardzo jak biegać, żeby widzieć poprawę swoich wyników. Czytałam różne artkuły, plany treningowe, ale nie mogę się zdeycdować. Zresztą marzy mi się zachwalany w wielu wątkach garmin forerunner... Póki co brak tegoż powoduje że nie za bardzo kontroluje ani czas, ani tempo. Biegnę jak mi ciało pozwala :)

Poza tym chyba mój współlokatorka mi 'pozazdrościła', bo oświadczyła że w weekend też idzie biegać :-) POPIERAM!

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 26 mar 2011, 15:20
autor: Catrine
26 marca 2011

We Wrocławiu mżyście.
Miałam się wybrać na stadion 'biegambolubię', alę się Kasiowi nie udało ściągnąć dupska z łożka. Kiedy już ciało chciało, to było za późno na stadion. Niemniej jednak pobiegało się, tym razem na prawie pustej ścieżce. why? nie pada mocno, nie jest zimno... Jak to powiedziała moja koleżanka po swoim pierwszym biegu w tym sezonie: 'Ludzie, idźta biegać!!!'
. :hej: ah, te endorfiny...

Primo, czemu jest tak że ciągle coś boli. Dzisiaj kolano już serio ledwowyczuwalne. Łydki po paru kilometrach też zaczynają kumać. No ale za to przewiało mi ucho. Chociaż prawdę mówiąc to w obliczu faktów że kolano i łydki mają się lepiej, to to ucho jakby mało ważne się wydaje.

Secundo, dlaczego w sklepach jest tak drogo :niewiem: chciałby się człowiek zdrowo żywić, ale to drooogo... w portfelu pusto... nic to.

Tertio, benefis Małysza.

dziś jakoś leniwie po biegu :)

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 27 mar 2011, 13:07
autor: Catrine
27 marca 2011

Zapomniałam o zmianie czasu i znowu się spóźniłam na zajecia w ramach "I Ty zostaniesz maratończykiem". Potruchtałam ociężała 4,5 km na miejsce. Całe szczęście, że znowu na początku był jakiś wykład. Więc nawet rozgrzewka mnie nie ominęła - lepsza niż tydzień temu. bo i trasa dłuższa niż tydzień temu. I lepiej się biegło. W zeszłym 6 km, dzisiaj 8 km. Szkoda, że dwie dziewczyny z którymi biegałam ostatnio, dzisiaj nie przyszły. Mam nadzieję że moja dzisiejsza towarzyszka pojawi się za tydzień :) O czym to ja...aha, a więc 8 km, rozciąganie i come back home, ale żeby było ciekawiej, postanowiłam się wybiegać i zrobiłam swoje standardowe 10kilometrowe kółko. Ale to już bardzo rekreacyjnie, co nie zmienia faktu, że do tej pory nie pokonałam jednego dnia takiej trasy! W sumie wyszło coś kolo 23 km. Oczywiście było to jakby rozłożone 23 km, ale i tak jestem bardzo, bardzo dumna :) Minusy - czułam od czasu do czasu kolano i piszczeleeeeeee.... Na najbliższy bieg będę mieć pewnie dopiero we wtorek po południu, więc trochę odpoczną :)

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 29 mar 2011, 22:33
autor: Catrine
29 marca 2011

Kolejny dzień z cyklu "biegam bo se lubię biegać". No nawet jestem zadowolona, bo wydaje mi się że biegłam w całkiem rześkim tempie, jak na siebie. Ale właśnie owo 'wydaje mi się' musi zniknąć! chcę pulsometrrrrrrr.... już nie patrzę na twarze biegającyh tylko na nadgarstki, klaty. Gupiaaaaaaaaaaa.... po co się zapisywałam na turystykę rowerową w ramach zajęć wf? Skoro nie mam roweru, który może przejechać np. 70 km? Co powoduje, że muszę taki rower jak najszybciej nabyć? A to znaczy, że najlepiej będzie jak wyobrażenia o garminie znikną za gęstą mgłą??
The answer jest easy, czyli to be Catrine. no nic. W sumie having fun on a run ma być najważniejsze :)

Dzisiaj kobietki przeważały na trasie. :)

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 01 kwie 2011, 00:32
autor: Catrine
31 MARCA 2011

Dzisiaj coś z moja formą kiepsko, duszno mi cały dzień było, nie biegałam, bo nie było kiedy, choć w planach było 11 km. Szkoda mi, tymbardziej, że, uwaga, w moim sprzęcie biegowym pojawił se nowy fant - skarpetki kompresyjne CEP. Bolące łydki mnie dobijają, a że niecierpliwa babka ze mnie, to zaszalałam :)
Miało być oszczędzanie na garmina, ale w sumie pewnie zasmuciłyby mnie moje czasy, tętno etc. także najpierw poprawię jeszcze formę a dopiero potem będę kontemplować swoje wyniki :hahaha:

Jako że jednak najadłam się wieczorem niemiłosiernie (wróciłam na 2 dni do domu rodzinnego, więc mama się postarała żebym miała wszystko co lubię wrr), zanim pójdę spać, trochę poćwiczę. U mnie problem "nie mogę spać" w zasadzie nie istnieje, więc i tak zasnę jak niemowlę :)

A jutro cepy ruszą w trasę, a że kalisz znam lepiej niż wrocław, to już nawet wiem gdzie wykonam swoje pierwsze podbiegi :sss: ah, no i czapeczkę cepa do tego zakupiłam, pewnie łeb mi spłonie :)

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 02 kwie 2011, 13:52
autor: Catrine
2 kwietnia 2011

Wczoraj odpadłam. nie zebrałam się w sobie żeby wyjść. przez co czułam jeszcze dzisiaj zniechęcenie, ale postanowiłam się nie poddawać chandrze i wyskoczyłam na bieganie. w planach było jakieś 13 km, w tym 6 podbiegów. Zrobiłam. Lubię biegać pod górkę, ale z górki sie bojęęęęęęęęęę :szok: o kolanko.

Już rozgrzana powzięłam decyzję, że nadrobię wczorajsze nic, skręciłam w boczną ścieżkę, potem w pole, ale na ślepo nie biegłam, bo i tą trasą biegałam kiedyś... nie wiedziałam czy starczy mi sił żeby do domu dotruchtać. Starczyło, chociaż zatrzymałam się 3 razy i trochę rozciągnełam mięśnie. na bolące łydki chyba znalazłam panaceum, skarpetki kompresyjne cepa. Na początku bolały obie (tj. ból typu shin splints), w trakcie lewa przestała, prawa odczuwalnie mniej. Też pewnie kwestia mocnego rozgrzania, ale myślę że bieganie w nich skróci czas dyskomfortu. Poza tym wykonuję te wszystkie zalecane ćwiczenia, więc co do łydek jestem dobrej myśli.

Muszę za to coś z kolanem zrobić... Niby w ściągaczu jakoś nie czuje go mocno, ale wciąż jednak trochę. Nadal mam nadzieję, że minie samo, w końcu 3 tygodnie temu nie mogłam chodzić prawieże, a teraz 11 km biegam i jest w porządku, ale jak się idę wybiegać, no to przeszkadza mi.

Po biegu rozciąganie, chociaż i tak trochę się boję że jutro ledwo będę człapać, a w końcu spotkania "maratończyków" we Wrocławiu nie odpuszczę. Może to kwestia pogody i ciśnienia, ale coś mi ciężko....

wybaczcie dzisiaj smętną nutę tekstu... :taktak: idę nabrać optymizmu [do kuchni]. czuję że jabłecznik może się okazać pomocny :taktak:

Udanych treningów!

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 03 kwie 2011, 12:18
autor: Catrine
niedzieeeeeeela 3 kwietnia 2011

Jak mi się dzisiaj wstawać nie chciało na 9, na stadion, na akcje z maratonem. Po wczorajszym of coruse :spoko: Ale zwlokłam się, wzięłam hot kąpiel, potruchtałam na stadion. nawet trucht mnie męczył i szcze wątpiłam czy przebięgne 10 km na miejscu.

Z radością stwierdziłam, że jest Lena, z którą biegałam tydzień temu. No to dobrze, nie jestem sama. :taktak:
Więc sobie biegłyśmy, potem, jak poprzednim razem, ja pobiegłam nieco szybciej, Lena zresztą mówiła, że ona chce skończyć na 6 km, bo mama ją odwiedziła. Ale też wspomniała, że zaczyna wątpić w to czy się nadaje do maratonu... mam nadzieję że ją przekonałam żeby nie rezygnowała! Skoro przebiegła na tym teście sprawnościowym 6 km poniżej 37 minut i to był jej debiut biegowy, to kochani, no ma dziewczyna talent:)

Na zakańczenie 10 km, były 3 krótkie przebieżki. Podobało się.

Od wtorku, do niedzielnych biegów, dochodzi nowy trening, bardziej szybkościowy, siłowy czy sprawnościowy... na ten wtorkowy czekałam najbardziej :taktak: będzię fajnie :spoko:

edit: wtorkowy trening absolutnie odpada... właśnie się dowiedziałam, że jadę na pogrzeb <sciana>

ale, ale... Dziewczyny, Kobiety w czym biegacie latem? Ja płonę. :hej: A i dowiedziałam się, że mamy wziąść udział w półmaratonie w Grodzisku :o w czerwcu bodajże jest... To musi być straszne, ten upał :O jak sobie z tym radzić?!

Ściskam, pozdrawiam i życzę udanego dnia!

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 06 kwie 2011, 11:43
autor: Catrine
poniedziaek, wtorek, środa

Poniedziałek, miał być odpoczynkiem, ale pogrzeb, który wypadł tak nagle zmusił mnie do pobiegięcia; i dla ducha, i dla ciała. Padało, było męcząco, ale fajnie. Potem zaraz pociąg i w rezultacie nie miałam czasu zjeść pełnego posiłku, co chyba się przełożyło a moją kiepską formę do dzisiaj. Kalorycznie to sobie dogodziłam od poniedziałku, nie ma co. możliwe, że to ze stresu, ale czas to przerwać i wracać do siebie.:)

Wtorek, pogrzeb. Zmęczył mnie ten dzień 5 razy bardziej, niż jakikolwiek mój biegowy dzień. I sama podróż do, i atmosfera na...

Środa, miałam już być we Wrocławiu. Nie udało się. Chciałam iść na basen, rozruszać moje ciało, ale jak się okazuję w mojej mieścinie, w grafiku na środę nie uwzględniono zwykłych ludzi coby chcieli pójść na basen. :wrr: Wszystkie godziny zajęte. Pójdę tam i tak, może mnie gdzieś wpuszczą. poszlabym pobiegać, ale butów nie wzięłam... no ale tak siedzieć na dupie i nic nie robić, nie można. więc chyba upiekę chleb i wyjdę na jakiś spacer.

obym w kolejnym wpisie zaskoczyła siebe supermegaformą :hej:

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 09 kwie 2011, 14:39
autor: Catrine
...nie mogę no, ten wiatr jest masakryczny.

w czwartek miałam totalny mega kryzys.
Wybiegłam kiedy zapadł zmrok, przez co czułam się nieswojo. ale to nic, po przebiegnięciu 4 km moje nogi same się zatrzymały.

dzień wcześniej
, pozbawiona butów do biegania, założyłam zjechane 8letnie adidasy. efekt był taki, że w mojej głowie powstał taki oto obraz:
'auć, ała, auu /ciało w pozycji jakby biegło po rozżarzonych węglach/ ajjj....' podejrzewam, że aż tak źle nie wyglądałam, ale bieganie samo w sobie okazało się bardzo ciężkie, choć wolne...

no więc w czwartek chciałam się przekonać, że mogę biec szybciej. nie wyszło... nie mogłam w ogóle biec. a że i wiało, i było ciemno, chciałam biec, żeby szybko wrócić do domu. w końcu 4 km z powrotem mnie czekały. ale nawet powoli szurając nie mogłam. jedyne co udało mi się zmusić do pseudo przebieżek, marsz i again.

piatek był sprawdzianem tego, co się stało w czwartek. czy to był jednorazowy odpał ciała, czy coś mi się stało, że nie umiem już biec. Szczęśliwie standardową pętelkę, bardzo ostrożnie, przebiegłam.

dzisiaj, biegam bo lubię. no prawie. byłam spóźniona, wejście na stadion zamknięte, no to lipa. rozczarowałam się, bo zmusiłam swój organizm do tego rannego wyjścia, chciałam czegoś innego niż zwykłego, w zasadzie jednostajnego biegu. A znowu wyszedł zwykły bieg... no, ok, ten wiatr to +10 do experience, ale z tego co się zorientowałam, dzisiaj na stadionie naprawdę urozmaicony trening był.

pozostaje mi mieć nadzieję, że przyszły tydzień będzie szybszy. w tym tygodniu czułam regres :trup:

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 10 kwie 2011, 14:29
autor: Catrine
Coraz bardziej się wkręcam w to bieganie w programie pod maraton :)

Co tu dużo mówić, gdy wybieram się na 'trening' sama, niby coś tam się rozgrzewam, niby to biegam (chociaż cały czas zastanawiam się jakim tempem, czy może nie truchtam, czego bym nie chciała...), niby to się roziągam... Ale właśnie na tych spotkaniach rozwijam skrzydełka:) Dzisiaj bardzo mi się podobało... rozgrzewka, bieganie (no ok, tu klnęłam w myślach wiatr), 5 podbiegów pod górkę = super. humor 100% lepszy niż rano. Trochę pogadałam z trenerem mojej grupy o swoich bolących piszczelach i wcale nie poradził mi by nie biegać. A wie "z czym to się je" bo też miał epizod taki w życiu, że piszczele bolały. Przez pół roku, no niemało, ale biegał 7 razy w tygodniu, a ból mimo to w końcu ustąpił. Toteż ja mam nadzieję, że szybciej się z moimi piszczelami uporam. Zwłaszcza, że raz je czuje mocniej, raz słabiej; raz prawy tylko, raz lewy. no i staram się systematycznie wzmacniać te mięśnie ćwiczeniami i masuję aż do bólu, ale w efekcie, po takim masowaniu, ból jest mniejszy w trakcie biegu :)

Trochę za szybko stwierdziłam że kolano już wyzdrowiało, bo dzisiaj się odezwało, ale nic... poczekamy dalej, w końcu suma sumarum, coraz rzadziej się odzywa.

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 13 kwie 2011, 22:10
autor: Catrine
kochani, drodzy biegacze, dlaczego we wrocławiu (i jak podejrzewam w większej częsci polskich mieścin) jest taka wredna pogoda. zesżły tydzień cały wiało jak diabli. teraz do tego doszły deszcze. szaro, wilgotno, zimno. ze złości własnie zjadłam 3/4 czekolady, co tylko jeszcze mnie wkurza. ale dobra była :)

Wczoraj byłam na wtorkowym treningu do maratonu. Ledwo wylazłam z chałupy a tu deszcz. Ale, na szczęscie, może przez park, a może przez obecność tylu osób, w ogóle mi nie przeszkadzał (w sensie deszcz). I przestał wkrótce. Trochę truchtu na rozgrzewke, potem jakieś ćwiczonka, potem przebieżki 3, potem 4 km w tempie większym niż tempo niedzielne. Jakie mi wyszło - nie potrafię określić. Ale po ilości przesłuchanych piosenek w tym czasie wnioskuję że było całkiem niezłe :P Ostatni 1 km nawet wyszedł poniżej 4 minut. Dlatego wróciłam super ekstra zadowolona i w ogóle czuję że brakuje mi takiej mocy jak biegam sama. ponownie, napiszę moje życzenie: puslometr; poza tym mam taką barierę, że nie dam rady tak szybko biegać, powiedzmy 2 razy po 2 km w tempie poniżej 4 min/km (można coś takiego nazwać interwałem?), a międzyczasie jakiś bieg na wolniejszym tempie. Chociaż wtorkowy trochę mnie podbudował. i pomógl mi na obolałe uda po niedzielnym bieganiu...

Dzisiaj nic nie było. sto godzin w czytelni. przynajmniej tak się ciagnęło.
Jutro rano jak wstanę, ma być fajna pogoda. muszę się rozluźnić przed wyjściem ne uczelnie, bo cieżka przeprawa mnie czeka... oj przyda mi się świąteczna przerwa :taktak:

Re: i ja zostanę maratończykiem. Catrine ;-)

: 16 kwie 2011, 14:20
autor: Catrine
Biegam bo lubię!

W końcu udało mi sie i wstać, i dostrzeć na miejsce, i się nie spóźnić, i znaleźć wejście na stadion. Pewnie dlatego że w końcu we Wrocławiu pojawiło się słońce, którego tak mi brakowało... :)

Było sporo osób, bardzo miła atmosfera :) Najpierw 20 minut biegania po bieżni. Nie wiem niestety ile tego wyszło, ani jekie tempo. na pewno zaczęłam wolniej niż skończyłam. Następnie ćwiczenia na trawie i rozciąganie. Potem wystawili nam panowie płotki :hej: Fajne :) Tak minęło nam ponad h. Zrobiliśmy więc zdjęcie grupowe i część osób poszła do domu, a część została (ja też) i jeszcze troszkę pobiegała. Szkoda że nie liczyłam nawte kółek, ale jakoś tu się z kimś pogadało, tam coś sie zamyśliło i jakoś liczenie się po drodze zgubiło :)

Plus moje 4 km truchciku w jedną strone i 4 km w drugą. Łącznie więc całkiem porządne bieganie.

To było dzisiaj, a wczoraj i przedwczoraj - biegałam moim bardzo easy tempem po 11,5 km. jakoś samej mi się nie chce serca rozpędzać do jakiś mocnych obrotów. Z wyjątkiem przebieżek, które staram się robić regularnie po każdym biegu ;) Zresztą zadyszki to raczej nigdy nie mam, bardziej czuję niemoc w nogach, niestety.

Ale jest ok. Po moim pierwszym biegu w marcu po 9 km czułam jakbym mogła wypluć wnętrzości. Teraz easy. Chciałabym pracować nad tempem i tu coraz bardziej odczuwam potrzebę planu... no cóż, na pewno w końcu coś się pojawi, bo już bardzo nie wyobrażam sobie nie biegać!

Re: maraton Wrocław - itmzm. Catrine

: 20 kwie 2011, 13:28
autor: Catrine
Wiosna, wiosna...

pięknie na dworze, a ja budze się i zdyycham. W niedziele biegało mi się super. 4 km na zajęcia, 12 km z grupą, 4 km do domku. Naprawdę byłam zadowolona, zwłaszcza że to 12 km z grupą udało się pokonać w około godzinkę.

Poniedziałek odpoczynek, nauka na kolokwium i takie codzienne sprawy mnie zajęły. Miałam nadzieję że do wtorku do treningu bardziej szybkościowego, uda przestaną boleć. Ale nie przestały :(. Na samą myśl o skipach, wieloksokach i szybszym biegu na 4 km, miałam ochotę zwiać ze ścieżki. A do tego doszło to, że cały dzień byłam na zupie i bananie. Fakt, że nie miałam czasu zjeść powodował u mnie mie obawę, że mi nogi odmówią totalnie posłuszeństwa i jaki wstyd przed trenerem i grupą jak nie dobiegnę ;)

Całe szczęscie, nie było takiej tragedii totalnej we wtorek, ale było gorzej niż tydzień temu. 4 km na stadion, 2 km na miejsce naszego treningu, tam skipy i inne ćwiczenia, a potem 4 km w tym II zakresie. Najbardziej bałam się tych 4 km i okazało się, że słusznie. Tydzień temu naprawdę szybko poleciałam jak na siebie, a teraz to chyba było w granicach jak w niedzielę, ale serio nie mogłam się zmusić do szybszego biegu. Byłam trochę zawiedziona, ale też niezbyt zmęczona, więc nadłożyłam km wracając do domu. Przynajmniej wytrzymałość biegową poćwiczyłam. Wyszło 20 km łącznie, ale wiadomo, było to 20 km z przerwami.

Dzisiaj miałam zrobić sobie wolne, ale zapomniałam o akcji reebok citygym. Zapisałam się, więc pójdę, chyba trochę rozruszania się przyda po wczoraj, a poza tym, zaraz święta, rodzinne wizyty i te sprawy; może być różnie z wygospodarowaniem czasu.

Coraz częsciej powątpiewam czy biec maraton w tym roku... Zakładam, że przebięgnę, jesli będę chodzić na zajęcia, ale może lepiej zostawić coś takiego na za rok, przede wszystkim zimą zbudować bazę tlenową... biję się z myślami, a tu zaraz sesja na studiach mnie czeka... zapowiada się gorący okres. Naprawdę, szacunek dla wszystkich pań, które przebięgły maraton, sięga zenitu. Jesteście przewielkie :)

Po reebok city gym: bardzo jestem zadowolona, w końcu pomęczyłam różne partie mięśni! Polecam wszystkim :)