Bieg Barbórkowy w Rybniku 10km-37'45".
Bieg na zakończenie sezonu i przed dłuższą przerwą. Do biegu podchodziłem optymistycznie, treningi pokazywały, że idę w dobrym kierunku. Plan na dzisiejszy dzień był bardzo ambitny, chciałem zakręcić się w okolicach życiówki a może i powalczyć o nową. Niestety, we wtorek na ostatnim treningu rozpadły mi się buty startowe a przed przerwą nie warto było kupować nowe. Pogoda dzisiaj w miarę ustabilizowała się , ale lodowate powietrze też zrobiło swoje. Waga startowa +3kg względem poprzedniego sezonu. Kinvary nigdy mi za bardzo nie leżały i dziś się o tym przekonałem.
Przed biegiem zacząłem się obawiać mroźnego powietrza, żeby czasem się przez głupotę nie przeziębić i z zaplanowanego zabiegu mogły by być nici, ale po kolei.
Start dziwny, na dziko, bez odliczania, no i jeszcze pistolet nie wystrzelił, ale to szczegół. Jak to zawsze bywa wszyscy mnie wyprzedzają, no ale cóż, każdy biega po swojemu. 1km-3'29", a że to początek i w miarę równo to jest dobrze, lekko z górki i na 2km-3'26", szybko. Biegnie się lekko, ale przegapiłem znacznik 3km, a 4km-7'26", jest ok, bo to już część podbiegu, na którym miałem zwolnić. Podbieg rośnie i się nie kończy 5km-4'10", trasa się prostuje i 6km-3'49", niestety po podbiegu odczuwalne drapanie w gardle i głowa podpowiedziała: nie, musisz być zdrowy. 7km-3'52", 8km-4'13" i gardło pobolewa coraz to bardziej i na tym kilometrze starałem się oddychać przez nos. 9km-3'41" lekko z górki i ciągła kalkulacja: czas albo zdrowie. 10km-3'36" pod górkę, ale ostatnie 200m to prosta na której zauważyłem krzyczącego Marjasa (dzięki) i jak zawsze na mecie krzycząca Ada.
Po głębszej analizie jestem zadowolony z takiego zakończenia sezonu. Częściowo do wyniku mogły przyczynić się też bardzo wolne wybiegania z Justyną po 6'30"km to jednak nie moje tempo, ale BYŁO WARTO BO JUSTYNA ZROBIŁA SUPER ŻYCIÓWKĘ Z CZASEM 51'21". Od Biegu Mikołowskiego poprawiła się o prawie 4min. Czas Justyny sprawił mi najwięcej radości. Na wiosnę atakujemy 50min.
W czwartek wybieram się na zaplanowany zabieg usunięcia przepukliny pachwinowej i z tego powodu szykuje się dłuższa przerwa. Mamy z lekarzem prowadzącym nadzieję, że na tym zabiegu skończą się moje problemy z podbrzuszem. Przyszły sezon to powrót do biegania po zabiegu i mądrzejszy o doświadczenia będę dalej walczył o nowe życiówki. Na początek do poprawy musi iść dycha a cięcie planuję ostre.
Jak rozpocznę regularne treningi to i wpisy będę regularne, jeżeli jeszcze w ogóle ktoś mnie pamięta i czyta.
