Re: Zaczynając od zera
: 17 sie 2019, 19:01
"Razy trzy"
Trzy dni, trzy różne dystanse i trzy różne trasy, ale zacznijmy od początku.
Jakiś czas temu zapisałam się na Żółwiową Triadę Biegową przede wszystkim po to, żeby znaleźć sobie dodatkową motywację do wyjścia i dreptania. Tempo tutaj nie miało żadnego znaczenia, nie było też rywalizacji, a w zasadzie jakaś tam była, musiałam konkurować z własnym "nie chce mi się". Wiem, wiem, nie powinno się biegać dzień po dniu, ale nikt nikomu biegać nie kazał, można było nawet przejść dany dystans, choć nie były to jakieś szaleńcze odległości a na ich pokonanie była cała doba.
Żeby nie przedłużać, zaczęłam od poniedziałku. W planach miało być 5km przedreptanych w towarzystwie dwóch znajomych, lecz jak na złość prawie cały dzień padał deszcz, który jedną osobę skutecznie zmył. Pobiegłyśmy we dwie. Traf chciał, że w chwili gdy człapałyśmy, nie spadła ani kropla, choć powietrze było bardzo ciężkie a na niebie chmury zbierały siłę na kolejne długie padanie.
Trasa jak najbardziej mi znajoma. W zasadzie dwa podbiegi, trochę płaskiej drogi pieszo-rowerowej, duże osiedle uznane za sypialnię miasta, dziurawy chodnik na obrzeżu ni to miasta ni to wsi i koniec. Nie było szybko,ale oddychać nie było czym.
Pierwszy dzień zaliczony:
dystans 5,24km
czas 35:10
tempo 6:43
tętno 164
Wtorek
Znów biegniemy we dwie, ale towarzyszy nam dwójka nastoletnich dziewczynek na rowerach. Gorąco, słońce pali. Dzisiejszej trasy nie znam, mogę zdać się tylko na osobę towarzyszącą mi. W planach 7km.
Początek kiepski, przyplątał się jakiś okoliczny, Burek wypuszczony samopas, który obszczekiwał mnie jak tylko na niego spojrzałam. O bieganiu mowy nie było, bo oczami wyobraźni widziałam jego kły wbite w moją łydkę. Kawałek przeszłyśmy. Psu chyba się znudziło i poszedł w przeciwnym kierunku. Włączyłyśmy zegarki i pobiegłyśmy. Trochę z góry, wzdłuż rzeki, przez kilka przejść dla pieszych do parku, tam kółeczko i powrót. Nie biegłyśmy cały czas, ponieważ nie było jak ominąć przejść a dzieciaki są jeszcze na tyle małe, że trzeba je mieć na oku. Mimo wszystko jak dotarłyśmy do górki, pod sam koniec drogi, to niestety, wysiadłam i zrobiłam sobie ciut spacerku. Nachylenie w sam raz na ćwiczenie podbiegów, ale bardzo trudne jak na koniec biegu. Muszę tam kiedyś zajrzeć, ale zrobić tylko podbiegi.
Drugi dzień zaliczony.
dystans 7,03km
czas 50:22
tętno 157
tempo 7:10
Środa. Skład identyczny jak dzień wcześniej, tylko tym razem jedno dziewczątko na rowerze a drugie na rolkach. Przed nami 10km. Czy dzieci dadzą radę? Tak, to jeszcze dzieci. Trasa Parkrunowa, więc asfalt, z jednym, niezbyt dużym podbiegiem, jak dla mnie, to najłagodniejsza z wszystkich tras. Jest dobrze po 19.00, pogoda w sam raz, nie za zimno, nie za ciepło, słońca już nie ma.
Czuję zmęczenie po poprzednich dwóch dniach. Czy dam radę? W sumie jak nie dam, to się przejdę na spacer. Tempo wolniutkie. Co chwilę mijają nas rolkarze, rowerzyści i ... biegacze. Niektórzy biegną tak wolno jak my. Jestem ciekawa czy też zaliczają triadę. Nie zatrzymujemy się jednak, choć pozdrawiamy.
Tym razem robimy tylko jeden, krótki postój żeby dziewczynki mogły się napić i biegniemy dalej. Wreszcie na zegarku pojawia się "magiczne" 10km. KONIEC
Dystans 10,03
czas 1:07:78
tętno 158
tempo 6:47
Zadanie wykonane
Trzy dni, trzy różne dystanse i trzy różne trasy, ale zacznijmy od początku.
Jakiś czas temu zapisałam się na Żółwiową Triadę Biegową przede wszystkim po to, żeby znaleźć sobie dodatkową motywację do wyjścia i dreptania. Tempo tutaj nie miało żadnego znaczenia, nie było też rywalizacji, a w zasadzie jakaś tam była, musiałam konkurować z własnym "nie chce mi się". Wiem, wiem, nie powinno się biegać dzień po dniu, ale nikt nikomu biegać nie kazał, można było nawet przejść dany dystans, choć nie były to jakieś szaleńcze odległości a na ich pokonanie była cała doba.
Żeby nie przedłużać, zaczęłam od poniedziałku. W planach miało być 5km przedreptanych w towarzystwie dwóch znajomych, lecz jak na złość prawie cały dzień padał deszcz, który jedną osobę skutecznie zmył. Pobiegłyśmy we dwie. Traf chciał, że w chwili gdy człapałyśmy, nie spadła ani kropla, choć powietrze było bardzo ciężkie a na niebie chmury zbierały siłę na kolejne długie padanie.
Trasa jak najbardziej mi znajoma. W zasadzie dwa podbiegi, trochę płaskiej drogi pieszo-rowerowej, duże osiedle uznane za sypialnię miasta, dziurawy chodnik na obrzeżu ni to miasta ni to wsi i koniec. Nie było szybko,ale oddychać nie było czym.
Pierwszy dzień zaliczony:
dystans 5,24km
czas 35:10
tempo 6:43
tętno 164
Wtorek
Znów biegniemy we dwie, ale towarzyszy nam dwójka nastoletnich dziewczynek na rowerach. Gorąco, słońce pali. Dzisiejszej trasy nie znam, mogę zdać się tylko na osobę towarzyszącą mi. W planach 7km.
Początek kiepski, przyplątał się jakiś okoliczny, Burek wypuszczony samopas, który obszczekiwał mnie jak tylko na niego spojrzałam. O bieganiu mowy nie było, bo oczami wyobraźni widziałam jego kły wbite w moją łydkę. Kawałek przeszłyśmy. Psu chyba się znudziło i poszedł w przeciwnym kierunku. Włączyłyśmy zegarki i pobiegłyśmy. Trochę z góry, wzdłuż rzeki, przez kilka przejść dla pieszych do parku, tam kółeczko i powrót. Nie biegłyśmy cały czas, ponieważ nie było jak ominąć przejść a dzieciaki są jeszcze na tyle małe, że trzeba je mieć na oku. Mimo wszystko jak dotarłyśmy do górki, pod sam koniec drogi, to niestety, wysiadłam i zrobiłam sobie ciut spacerku. Nachylenie w sam raz na ćwiczenie podbiegów, ale bardzo trudne jak na koniec biegu. Muszę tam kiedyś zajrzeć, ale zrobić tylko podbiegi.
Drugi dzień zaliczony.
dystans 7,03km
czas 50:22
tętno 157
tempo 7:10
Środa. Skład identyczny jak dzień wcześniej, tylko tym razem jedno dziewczątko na rowerze a drugie na rolkach. Przed nami 10km. Czy dzieci dadzą radę? Tak, to jeszcze dzieci. Trasa Parkrunowa, więc asfalt, z jednym, niezbyt dużym podbiegiem, jak dla mnie, to najłagodniejsza z wszystkich tras. Jest dobrze po 19.00, pogoda w sam raz, nie za zimno, nie za ciepło, słońca już nie ma.
Czuję zmęczenie po poprzednich dwóch dniach. Czy dam radę? W sumie jak nie dam, to się przejdę na spacer. Tempo wolniutkie. Co chwilę mijają nas rolkarze, rowerzyści i ... biegacze. Niektórzy biegną tak wolno jak my. Jestem ciekawa czy też zaliczają triadę. Nie zatrzymujemy się jednak, choć pozdrawiamy.
Tym razem robimy tylko jeden, krótki postój żeby dziewczynki mogły się napić i biegniemy dalej. Wreszcie na zegarku pojawia się "magiczne" 10km. KONIEC
Dystans 10,03
czas 1:07:78
tętno 158
tempo 6:47
Zadanie wykonane