Sikor - i po zawodach...

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ostatni tydzien z cyklu przygotowawczego za mna. Zostalo 12 dni do startu :O

Tydzien byl objetosciowo troche mniejszy, za to treningi bardziej intensywne, tempa okolostartowe, szczegolnie na bieganiu i plywaniu. Na rowerze to glownie baza i tyle :bleble:
W sumie nazbieralo sie 12 jednostek: 2x plywanie, 4x rower, 5x bieganie i 1x silownia, razem 13.5h.

Teraz 12 dni taperingu. Aktualny tydzien, to dalsza redukcja objetosci (~10h) przy zblizonej ilosci treningow (pewnie pobiegam tylko 4x). Intensywnosc zostaje na okolstartowym poziomie.

Wczoraj zrobilem sobie nowy DIY nakladke na tylne kolo. Cienszy material i lzejszy, zaoszczedzilem okolo 200g. Na plaskim to ma male znaczenie, ale jednak.

Zaczynam sobie powoli robic liste TODO, zeby nie zostawic wszystkiego na ostatnia chwile.
Szczegolnie przy rowerze musze jeszcze pare drobiazgow pozmieniac, poustawiac etc.

No i na przyklad wybrac buty :ble:

Czasu jeszcze sporo, ale zapowiada sie pogoda calkiem przyjemna, ponad 20 stopni, sporo slonca z tym, ze bedzie troche wialo 3-4Bf.
Jezeli do tego beda mocniejsze powiewy, to bedzie zabawa. No i wazny jest kierunek. Zapowiadany aktualnie (N-E) jest do dupy, bo to znaczy, ze caly srodek po walach bedzie wprost pod wiatr.
Druga polowa za to glownie z wiatrem, to oczywiscie plus, ale sie jak pod ten wiatr wypsztykam, to chyba tylko z zaglem sensownie dam rade jechac... :hahaha:
PKO
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Przedostatni tydzien przed startem przebiegl dobrze, wg planu: 3x plywanie, 4x bieganie, 3x rower, 2 silownia, razem nieco pond 11h.
Duzo jednostek, ale krotszych i bardziej intensywnych. Garmin nagrodzil mnie nawet podniesiem oceny VO2max na 55.

Teraz zostaly juz ostatnie dni. Aktualnie najbardziej zajmuja mnie nie same przygotowania, ostatnie przedstartowe decyzje, tylko... pogoda.
Jeszcze w weekend zapowiadala sie bardzo milo, sucho, dosc cieplo (>20) i z wiatrem, ale bez szalenstw.
To co sie jednak aktualnie odwala, to masakra :echech:
18 stopni przezyje, chociaz rano bedzie oczywiscie duzo zimniej. To juz grali, bedzie zimno, ale wiem czego sie spodziewac.
Dzien wczesniej i przez noc burze, wiec znowu wszystko zalane. To tez juz bylo. Malo mile, ale ok.
Wiatr 4bf to juz nie przelewki i da mocno w kosc, przyjalbym na klate. Ale Boen do 50km/h? No to juz ku*wa troche duzo.
3/4 trasy jedzie sie na walach wzdluz wody, na najwyzszym punkcie w calej okolicy. Zero oslony. Nagly powiew 50km/h z boku, to nie zabawa jak lezysz zwiniety na kierze.
Generalnie to wszystko tam juz przechodzilem (moze poza tak silnymi powiewami), ale wszystko naraz jeszcze nie.
To czego najbardziej chcialbym uniknac, to dwie rzeczy:
- wypadek na rowerze
- odwolanie/skrocenie czesci zawodow.
Aktualnie bije sie z myslami czy wo ogole pojechac. Nie wiem czy chce mi sie ryzykowac, za stary juz jestem.
Zal serce sciska, ale z pozytywow, to zyskalbym 2 tygodnie na przygotowania do maratonu.
Ostateczna decyzje najpozniej moge podjac w czwartek. Rano, tuz przed wyjazdem.
Fak fakity fak... :ojoj:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zdecydowalem sie jednak pojechac. Walic to, co ma byc to bedzie. Tak pomyslalem i tak zrobilem.
W nastroju nie bylem specjalnie dobrym, ale takie doswiadczenie/odswiezenie po 2 latach mialo duzo sensu.
Jak juz pisalem, prognoza pogody byla beznadziejna, mokro, zimno i mialo pizgac.
A w niedziele byla taka piekna pogoda! Leciutki wiaterek, duzo slonca, 19 stopni, cudo!
Szkoda tylko, ze zawody odbywaja sie w sobote...

Ale od poczatku. Dojechalem na miejsce w czwartek wieczorem, wypakowalem graty i to by bylo na tyle. Chcialem sie wyspac.
Zazwyczaj w piatek ide sobie do centrum odebrac pakiet, przy okazji robie rekonensans trasy plywackiej, zapamietuje punkty orientacyjne itp.
Pogoda byla jednak taka do dupy, ze pojechalem autem. Wrocilem, spakowalem worki itd. W miedzczasie caly czas wahalem sie na jakich kolach pojechac.
Z tylu dosc szybko zdecydowalem sie na moj "dysk", ale przod to byla troche zagadka. Mialem do wyboru duuzy stozek 88mm, albo kolo treningowe 35mm.
Co gorsza na kole treningowym mialem zalozona powolna opone i detke butylowa, co spokojnie, szacujac od doku dawalo 5W w plecy.
No to szybka decyzja, przekladam detke i opone z kola startowego. Operacja sie powiodla i to byla dobra decyzja (ale o tym pozniej).

Ponownie ze wzgledu na pogode, rower i worki zawiozlem samochodem, zeby zrobic check-in. Objadlem sie na pasta party i pojechalem do domu.
Juz widzicie problem? Bo ja tak. Teraz. Wtedy nie widzialem :ble:
W sumie nawet 2 problemy, bo okazalo sie, ze wzialem tylko 1 bidon ze soba: na zel, a na iso, na pierwsze kilometry na rowerze nie.
Zadne problem myslicie? Tez tak myslalem. Z pasta party wychodzi sie przecierz prosto na stoiska wioski triatlonowej...
Taa, obszedlem cala, nigdzie nie bylo butelek do kupienia, na zadnym stoisku! Dobry, mysle, jestem w koncu w samym centrum, zaraz obok sa sklepy, w duzym sportowy.
W NL sklepe sa nawet w niedziele otwarte, wiec luz. Ta, sa w niedziele otwarte, ale sklepy w samym centrum zamykaja o 18-ej, he? :niewiem:
No to dupa, ale nic to, pomyslalem, do pierwszego punktu zywieniowego dojade, jest dosc szybko po starcie, jakies 5-6km.
Na szczescie odwolali wieczorna burze i nocne opady, dzieki czeku nie musialem owijac roweru workami na noc.

Z dobrych wiadomosci, to przesuneli w tym roku start na srednim dystansie na pozniej (na 9:50), wiec mozna sie bylo wrecz wyspac.
Do tej pory sredni startowali niedlugo po pelnym dystansie, tak ze na drugiej petli plywania sie mieszalismy z tymi wolniejszymi, bywalo troche tloczno, a do tego akurat ci szybsi musieli sie przedzierac przez tych najwolniejszych (jak nagle prze twarza wyskakuje noga zabkarza, to nie jest fajnie). To byla swietna decyzja moim zdaniem.

W strefie zmian ogarnalem rano rzeczy sprawnie, koles ze stoiska KMC bardzo sprawnie i ochoczo pierdnal mi w opony (latex puszcza sporo powietrza przez noc), zainstalowalem komputerek, przypialem buty, kask i numer startowy schowalem do worka i podreptalem na miejsce startu plywania (od 2023 strefa zmian jest przeniesiona i znajduje sie jakies 900m od startu).
Najwyrazniej odchudzanie sie udalo, bo w pianke wbilem zadziwiajaco sprawnie mimo braku treningu :bum:
Podreptalem na linie startu... i tym momencie uswiadomilem sobie ten blad, ktory byl konsekwencja mokrej pogody. Nie zrobilem rekonesansu trasy plywackiej.
Startowalem tam oczywiscie wiele razy i wiedzialem co i jak, ale w tym roku troche jednak zmienili ksztalt, profil sie splaszczyl, powstal nowy zakret.
Byloby to jeszcze wszystko ok, gdyby tak nie wialo akurat od przeciwnej strony jeziora, zrobil sie niezly "chop", tak ostre, geste falki, moze 25-30cm wysokosci. Niby nieduzo, ale wystarczajaco, zeby cholernie utrudnic mi nawigacje do przodu. Do tego akurat czepki na srednim dystansie byly czerwone, identyczne jak bojki. I teraz: mam bojke 100-200m przed soba. Bojka duza, ale daleko a miedzy mna a nia z wody wynurza sie kiladziesiat czerwonych czepkow. Nie do odroznienia. Kilka razy przechodzilem na do moment zaby, zeby sie zorientowac co i jak. Wydaje sie, ze wystarczy plynac na innymi, ale to nie kolejka do kasy, tylko lacha ludzi, kazdy walczy z tym samym problem i nie wiadomo, kto plynie dobrze a kto krzywo. Trzeba sobie radzic samemu. Poza tym z poziomu wody zmiena sie mocno perspektywa. Ogolnie dalem dupy, plynalem jak pijany, 2 razy ratowali mnie na kajaku, wskazujac, ze plyne w maliny. Mam niestety problem ze znoszeniem na prawo, nad ktorym pracuje, ale w ferworze walki i przy tych warunkach nie bylem w stanie tego kontrolowac. A dodatkowo plynie sie petle w lewo. Gdybysmy plyneli w prawo, to mialbym przewage i kurs sam by sie korygowal :hahaha:

Pluje sobie w brode oczywiscie, ze tak dalem ciala z tym rozpoznaniem, spokojnie ze 100m nadlozylem, czyli ze 2 minuty w plecy.
Ale ogladalajac wyniki mimo tego po plywaniu bylem 19 na 114 w mojej grupie wiekowej. Jest ok.
Pierwsze przejscie ogarnalem bardzo ladnie, przesunalem sie o 5 miejsc do przodu.
To mnie super cieszy, bo przejscia to nie byla moja mocna strona.

Wsiadlem rower i jedziemy....
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zanim jeszcze wsiadlem na ten rower, w strefie zmian piekni sobie zapamietalem, ktoredy biec, ktory rack jest moj (tym razem wygrana liczba byla 4: 4 rack na worki i 4-y rzad rowerow :hahaha:).
Wbiegam do namiotu, licze rack 4 od konca, patrze na kartke (numer jest mniejszy u gory a nizej imie duzymi literami ROBERT), wiec latwiej dostrzec. Lapie worek otwieram i WTF? Cos mi sie rzeczy nie zgadzaja :niewiem:
Zerkam jeszcze raz do gory, a tam 2 kartki ROBERT kolo siebie, jedna z numere 2779 i 2780 (moja), no czad, ze ja dzien wczesniej tego nie zauwazylem :wrrwrr:
A cenne sekundy leca... Odwiesilem nie-moj worek, wzialem swoj i dalej poszlo juz bez niespodzianek. BTW na koniec, do miejsca wyzej na liscie zabraklo mi 3 sekund :hejhej:

Wsiadajac na rower bylem mokry pierwszy raz tego dnia. To byl ten raz zupelnie zaplanowany.
Pogoda nawet sprzyjala, bylo sporo slonca, nie czulem zimna tak bardzo sie obawialem i calkiem szybko sie rozgrzalem/wyschlem.
Szkoda, ze nie mialem tego iso, bo by swietnie pasowalo sie akurat napic, ale musialem poczekac. Gelu bez popijania nie chcialem lykac, zeby kiszek nie rozwalic.
Pierwsze nieco ponad 40km przebieglo bardzo spokojnie, sporo jechalismy z wiatrem, czasem z boku.
Staralem sie jechac na waty, nie chcialem w zadnym wypadku szarzowac zarowno dlatego, ze to pierwsza polowa dopiero ja i dlatego, ze pozniej wiatr mial wiac z mniej sprzyjajacego kierunku.
Niewiele osob wyprzedzalem, glownie wyprzedzali mnie, czyli zgodnie z planem. Dojechalismy do Lelystad i skrecilismy, jakze by inaczej, pod wiatr. Trasa kreci prawo-lewo, taki zygzag, ale jak sie obrocisz, to wiatr w pysk. I tak do kilometra 80, z mala, kilkukilometrowa przerwa, gdzies miedzy kilometrami 66 i 70. Wiatr pizgal niemilosiernie, wiatraki krecily sie jak chcialy wystartowac, cisnalem, ale tez na tyle zeby sie nie zajechac. Jak wyjechalismy nad Gooimeer i skrecislimy w prawo przechodzac do polwiatru, to odetchnalem. Ta czesc traasy dluzyla sie niemilosiernie.
Jak skrecilismy w Lelystad, to po prawej stronie, naszym oczon ukazal sie piekny widok, takie serialowy, "Czarne chmury", zajebiscie :bum:
Jak wygladalo, tak zrobilo, popizgalo jeszcze mocniej, ochlodzilo sie i zlalo nas konkretnie. Nie ulewa na szczescie i niezbyt dlugo, ale zlalo i trzeba sie bylo suszyc od nowa.
W tym czasie ze wzgledu na wysilek i koniecznosc kontrolowania roweru (wiatr nie byl rownomierny) zaniedbalem troche odzywianie, za malo zelu lykalem i do tego za malo pilem.
Jelita zaczely objawiac oznaki zniecierpliwienia, ale wtedy mocno popilem i sie uspokoilo po kilku minutach. I tak dwa razy. W tym momencie chcialem juz tylko dowiezc problem do strefy zmian, zeby zminimalizowac strate.
Do strefy bylo jeszcze 14, w miare spokojnych kilometrow (trasa w Almere ma niestety 94km, a nie rowne 90). Tutaj juz troche odposcilem i postanowilem oszczedzic sie na bieg.
Na ostatnich kilku km juz nie staralem sie wyprzedzac, inni tez, zapanowal status quo, jechalismy sobie sznurkiem (ale bez draftingu, spoko).
Zawczasu wyszedlem z butow, dojezdzam sobie do lini, koles przede mna juz dano dojechal, zblizam sie, a on cos sie guzdra, dosc wasko, nie mam gdzie odbic, obok innych koles wlasnie dojezdza, hamulce cisne, ale brudne/mokre i slabo ciagna, wiec prawie mu tylku zaparkowalem, malo brakowalo. Na szczescie obywo sie bez problemow.
Pobieglem sobie dziarsko odstawic rower, staralem sie pamietac o odychaniu przepona (to samo na rowerze), nie bylo sladow jakichs spazmow tudziez kolki.
Tym razem swoj worek trafilem bez problemu :oczko:, zalozylem buty, czapka, okulary i 2 zele w reke i lece dalej. Wiedzialem, ze musze odwiedzic toi-toia, ale w sumie jelita nie strajkowaly od dawna, wiec myslalem, ze szybki pitstop bedzie, ale jak juz zawitalem to tego przybytku, to nastroj i sie udzielil i jednak postoj musial byc dluzszy. Szkoda, ze pewnie ze 3 minuty minimum mnie to kosztowalo. Na jedyneczke nie musze nawet sciagac trisuita, bo mam rozpinany do konca. Ale wiedzialem, ze jezeli byly chociaz male sygnaly w strefie (a byly), to na biegu takie zaniedbanie nie przejdzie niezauwazone.
Frycowe zaplacilem i wybieglem na trase biegowa...
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zrobile sie troche spokojniej pod koniec dnia, wiec moze uda mi sie relacje jednak dzisiaj skonczyc.

Po trasie rowerowej spadlem mocno do tylu, na miejsce 41. Przystanek w toitoiu kosztowal mnie nastepne 4 pozycje, zatem bieg zaczalem na pozycji 45.
Wtedy oczywiscie tego wszystkiego nie wiedzialem, teraz jestem madry, bo mam wyniki czastkowe :hahaha:
Widze teraz, ze dobrze rozlozylem sily, bo po pierwszych 10km mialem 76-y czas, po 40-u kilometrach 60-y, po 65km poszedlem oczko do gory, a na koniec jeszcze przesunalem sie jeszcze o 6 miejsc na pozycje 53 (na 114, ktorzy ukonczyli). Jestem zadowolony. Nie super happy, ale zadowolony.

Jak wspomnialem, do wyniku na rowerze nie przykladalem wielkiej wagi, zarowno ze wzgledu na warunki/pogode jak i mierne przygotowanie.
Nie przygotowywalem sie specjalistycznie, jazdy robilem po prostu przed siebie, ale bez planu i zalozen.
Tutaj cel zostal osiagniety, dodatkowo obylo sie bez specjalnych przygod, waty pojechalem jak chcialem, setup sie sprawdzil, DIY nakladka na tylne kolo rowniez.
Idealnie nie bylo ofc, gdyby zywienie lepiej siadlo pewnie te kilka minut bym urwal i byloby nawet bardzo ok. Ale to gdybanie.

Zatem zaczynam bieg. Od poczatku mysle o tym, zeby nie przeszarzowac, mocno pompowac przepona i ogolnie trzymac sie w ryzach. jelita puste, mozna leciec :bum:
Czesc biegowa byla dla mnie na tych zawodach czescia priorytetowa. Tu najbardziej widzialem skutki pocovidowe i tutaj najwiecej pracy kosztowalo mnie powro do czegos co mozna w ogole nazwac forma.
Ostatnie starty biegowe (polmaraton w czasie Almere 2023 oraz maratony 2023 i 2024) byly slabe (lekko mowiac) i na tym sie skupilem.
Oczywiscie widzialem poprawe na treningach, Garmin czy Runalyze to potwierdzaly, nawet jak na moj gust zbyt optymistycznie, bo na treningach nie czulem sie na tyle mocny, zeby biec np. 20km <5min/km.
No po prostu nie. Ale wiedzialem tez, ze nie jestem zwierzeciem treningowym. Zawsze lepiej wypadalem na zawodach niz na treningu.
Stad moja zagwozdka jakie obrac tempo, na co sie nastawic. Nie moglem sie nawet zdecydowac w jakich butach pobiec. Pelen rozstroj umyslowy.
Ciesze sie bardzo, ze Tymek mogl jednak ze mna pojechac, bo serio wiele mu zawdzieczam. Wniosl mi duzo spokoju, a ze on juz trathlonista pelna geba, to i troche swiezego, ale juz doswiadczeonego oka wniosl.
Wczesniej pomogl mi z technikaliami rowerowymi, wysluchal moich przemyslen o butach i bez whania stwierdzil: "lec w Alfach!". I w sumie, cholera, pacnelo mnie, ze nie ma sie nad czym zastanawiac.
Alfy 1 sa the best i basta. tak tez zrobilem. I to byl dobry wybor. Te buty sa wyjatkowe, szkoda, ze ich juz nie robia. Gdby wrzucili jeszcze lepsza pianke, przy okazji scieli ciut wagi i wypuscili jako Alphafly 1 v2, to staje w kolejce :spoczko:
Druga sprawa to bylo to nieszczesne tempo. Stanelo na tym, zeby zakrecic sie na poczatku wokol 5:00 i zobaczyc jak bedzie szlo w miare uplywu czasu i reagowac odpowiednio.
Jakos po 1km na trasie jest pierwszy, dodatkowy punkt, gdzie daja tylko wode. Pasowalo bardzo, bo wciagnalem zel z kofeina (drugi mialem jeszcze na pozniej) i popilem dobrze.
Pierwszy i drugi km weszly odpowiednio w 4:52 i 4:48, aha, chyba ciut szybko, ale bieglo sie niezle, zdanyhc problemow. Pierwsze 3km nogi co prawda lekko drewniane, ale wiedzialem, ze to przejdzie.
trzeci kilometr 4:53, potem 4:51, 4:50, wciaz jest dobrze, wiec trzymam. Potem zwolnienie na punkcie, wypilem iso, tempo 4:56, potem znowu 4:51, jest dobrze.
Gdzies na chyba na 5-ym km, jest nawrotka (tam w sumie ich sporo w tej czesci), zawracam i moim oczom ukazuje sie drugi sezon serialu "Czarne chmury". Drugi, wiec taki jeszcze bardziej mroczny :trup:
Przez chwile myslalem, ze to moze tylko trailer, zajawka i tyle, ale nie, puscili caly sezon od razu.
Wialo caly czas, ale z chmurami przyszedl lodowaty, porywisty wiatr, zrobilo sie ciemno (a byl srodek dnia) i zaczelo dosc konkretnie lac.
Odbilo mi zupelnie, totalna glupawka. Bieglismy wlasnie obok siebie z jakims kolesiem, to go pytam czy wie kiedy bedzie padal snieg. Ubawil sie niezle. Nie wiem dlaczego, pytalem powaznie :bum:
Zaczalem sie smiac sam do siebie, adrenalina mi tak odpalila, ze nastepne 2-3km przelecialy niezauwazone. No prawie, bo to byl moment kiedy naprawde zmarzlem, tak doglebnie.
I to byl ten trzeci raz tego dnia, kiedy zmoklem.
Bieglem dalej, zblizalem sie do polowy trasy, tempo wciaz pozostawalo <5:00, kilka sekund wolniej, potem kilka sekund szybciej.
W miedzyczasie lykalem tylko iso na punktach, jest ich duzo, 5+woda na kazdej petli 10km, wiec pilem regularnie.
Jednoczesnie czulem, ze powinienem jakies zele wciagnac, bo te iso to jednak malo. Ale jakos nie bylem w stanie.
Dopiero po kilkunastu km wzialem zel na jednym z punktow, troche niechetnie, ale wciagnalem :trup:
Wciaz nie spadalem ponizej tempa 5:00, wiedzialem, ze jak zostana 3-4km, to uciagne juz sila woli.
Kilometry 18-20 weszly w przedziale 4:55-4:59. Tutaj czulem juz braki energii z roweru, nogi spoko, lekko pobolewala lewa lydka, ale nawet sladow skurczow itp.
Na ostatnim kilometrze postanowilem przetestowac co we mnie zostalo, docisnalem i wszedl w 4:42, potem juz tylko sprint do mety (100-200m).
Na tych ostatnich metrach wycisnalem sie jak cytryne, nogi chcialy leciec, ale w baku juz tylko opary.
Na mete wlecialem z oficjalnym czasem biegu 1:43:17 i srednim tempem 4:50.
To byl 27-y czas tego dnia w mojej kategorii. Bylem super happy.

Koncowy czas calosci 5:28:33, czyli nieco ponad 20minut mniej niz przed dwoma laty. W tych samych warunkach byloby spoko ponad pol godziny. To naprawde dobrze.
Na biegu przesunalem sie z pozycji 45 na 37, czyli zmiescilem sie akurat w 1/3, gicio.

Za meta widac bylo, ze po prostu zabraklo benzyny, a byloby jeszcze lepiej na biegu. Jak chwile postalem, to wszystko wrocilo do normy. Moglem pojsc na rozbieganie :ble:
Poszedlem odebrac worek z rzeczami na przebranie i skierowalem sie w kierunku bufetu.
Wzialem co tam chcialem, zjadlem, chwile posiedzialem i akurat byl czas, ze mozna bylo odebrac rower (otwierali dopiero o 16-ej).
Podreptalem ze strefy koncowej do strefy zmian (okolo kilometra), rozruszalem nogi, wzialem reszte workow, rower i ustawilem sie kolejce do check-out.
Zaczelo troche kropic, ale nic specjalnego. Oddalem chipa, przepakowalem worki, zeby byly tylko dwa, zarzucilem je sobie na plecy, wsiadlem na rower. Do domu mialem jakies 4-4.5km.
Jak zaczalem jechac, to zaczeli puszczac jakies dokretki tego serialu co wczesniej. Nie bylo tak mroczno, ale swoje padalo. Tak wiec beznamietnie krecilem powolutku przed siebiej, mijalem biegajacych dalej na trasie (bo 2km jechalem caly czas wzdluz trasy biegowej) i sobie moklem. Coraz bardziej, i coraz bardziej, jak dojechalem do domu, to trzachalo mna konretnie, bo nie spakowalem kurtki (zapomnialem), a mialem na sobie tylko trusiut, leciutka koszulke z dlugim rekawem i koszulke finishera.

I tak oto zmoklem tego dnia po raz czwarty... :taktak:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wlasnie dostalem emalie z promocja na Challenge Almere 2026.
Dla tych co startowali rejestracja jest otwarta kilka dni wczensiej i mozna zaczoszczedzic 50 EUR.
No i zaoszczedzilem. Jestem zarajestrowany na przyszly rok. Ponownie sredni dystans :taktak:

Jeszcze kilka malych wnioskow/przemyslen (glownie sprzetowych) po zawodach:

1. Samodzielnie wykonana nakladka na tylne kolo spradzila sie znakomicie.
Wytrzymala do konca, mimo deszczu, zimna/slonca na zmiane, silnego wiatru i momentami bardzo nierownej nawierzchni.
Jednoczesnie pelne tylne kolo nawet przy silnym wietrze nie robilo problemow.

2. Kask HJC Adwatt 1.5 jest po prostu super. Wspaniale pole widzenia, po uszach nie wieje, tworzy sie fajny mikroklimat w srodku, bo troche izoluje tez od szumu wiatru.
Do tego bardzo szybko, bez problemu sie zaklada, bo nie jest "waski w uszach". Do tego jest lekki i wygodny na moim czerepie.

3. Buty Lake z karbonowa podeszwa tez sprawdzily sie super. Troche trudniej w nie wlezc niz w moje stare Shimano, ale podeszwa jest tak sztywna, ze w ogole nie czuc pedalow.
Przeniesienie sily jest bezposrednie, stopy w ogole nie byly zmeczone, nic nie gniotlo od spodu. Rewelka.

4. Zmiana setupu butelkowego tez sie sprawdzila.
Wczesniej mialem zel w butelce aero na dolnej ramie (no tam gdzie normalnie sa butelki).
Ale koszystanie z niej nie jest takie wygodne, trzeba sie mocno nachylic, czasem spojrzec, potem dobrze ja wpiac w zatrzaski, zeby nie wyskoczyla.
Miedzy ramionami mialem wczesniej wode do popijania, a z tylu za siodelkiem w pudelku o ksztalcie butelki zestaw naprawczym narzedzia etc.
Teraz wyglada, to tak, ze zestaw narzedziowy powedrowal do torebki na gornej ramie (mam taka troche wieksza, wszystkie sie swietnie miesci).
Woda do popijania laduje za siodelkiem. Tutaj swietie sprawdza sie koszyk Topeak Tri Cage, bo ma taki dzyndzel po przeciwnej stronie do srubek, dzieki czemu latwo bez zadnego odwracania sie siegnac do tylu, butelka wyczuc ten dzyndzel i wsunac butelke. Dziela bez problemu i szybko bez zbednego "szukania".
Butelka aero jest usunieta w ogole, a zel laduje w zwyklej butelce miedzy lokciami, dzieki czeku jest tez latwo dostepny.

To wlasnie koszyk za siodelkiem, ktorego uzywam:
Obrazek

5. O Nike Alphafly juz pisalem, miodzio, po prostu miodzio :hej:

6. Garmin FR 970 spelnil wszelkie moje pokladane w nich nadzieje.
Bez problemu dal sie prawie caly wsunac pod pianke, dzieki czemu po wyjsciu z wody nie musialem go zdejmowac, zsunalem w biegu pianke do pasa i bylem gotowy.
W nowej strefie jest to o tyle wazne, ze z wody do workow biegnie sie krotko i gdybym mial go w biegu zdejmowac, a dopiero potem pianke, to bym po prostu nie zdarzyl zanim bym do tych workow dobiegl.
Druga rzecz, to automatyczne przejscia miedzy dyscyplinami. Zadzialalo jak trzeba. Zegarek dotknalem w czasie zawodow 2 rqazy: nacisnalem start, potem stop i wszystkie dyscypliny i przejscia sie automatycznie wykryly. Szkoda, ze we Frankfurcie jest miedzyladowanie w plywaniu, bo nie bede mogl tego uzyc. Ale to nic.

To chyba na tyle.

Aha, w najblizsza niedziele mam nastepne zawody. Nasz osiedlowy bieg na 5km, ktory w ostatnich latach omijalem. Tym razem powiedzialem sobie, zepobiegne chocby nie wiem co.
Tymek tez startuje, nawet namowil jakichs kumpli z klubu. Pogoda ma byc w weekend swietna, moze nawet za cieplo dla wielu.
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5031
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Obiecane kilka zdjec. Ze znakiem wodnym, bo tym razem nie zamierzam wydawac na to kasy.
Tym bardziej, ze nie znajduje zadnych zdjec z biegania :trup:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ