bulbuliera czyli równia pochyła w bok.

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

wracam z powrotem z blogiem na bieganie,
likwiduje stronę www bo szkoda mi kasy, na coś gdzie i tak mało kto zagląda,
jutro już tutaj będzie wpis z poprzedniego tygodnia.
www funkcjonuje jeszcze do 1 czerwca.
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

zrobiłem ostatnio parę dobrych treningów, robota ewidentnie idzie do przodu, w sobotę parkrun, po nim miałem za dwa tygodnie docelowo biegać piątkę, ale cokolwiek by się nie zadziało w tą sobotę, czerwcowe pięć km polecę już z pełnego treningu.

powody są dwa, po pierwsze tam praktycznie nie ma szansy na życiówkę, trudna trasa, małe szanse.
ale po drugie jak tylko ukończę to PB z te trasy gwarantowane, bo nigdy tam jeszcze piątki nie biegałem, tylko zawsze dwie pętle, więc co bystrzejsi czytelnicy, już za chwilę się domyślą, że są dwa koła po 5km a Ci mniej bystrzy, przeczytają to dwa razy i też będą to wiedzieli.

ale to dopiero w sobotę a było parę fajnych treningów ostatnimi czasy, o których warto powspominać.
z kluczowych widzę dwa no może dwa i pół.

niedziela kobyłka piękna, na zajebanie, 2000@3:59/1600@3:48/1200@3:43/800@3:38/400max @3:13 na przerwach 600/600/400/400 ( ale nie dłużej niż 4/4/3/3 min)
najlepiej nie dłużej, ale jakby nie szło, mogłem wydłużyć o minutę.
najgorzej męczyłem się na tych dwóch tysiącach metrów pierwszych, nie mogłem się wbić w tempo.

wszystko mnie wkurwiało od początku treningu zresztą, gdyż mimo, iż byłem już w parku zaraz po siódmej rano, okazało, się, że rozkładają się tam już, do jakieś angielskiej wersji naszego runmageddona czy jak to się chujostwo nazywa i alejki pozajmowane samochodami z obsługą, barierkami, kaszana straszna, ale był też jeden zajebisty plus.
były toi toie i jak raz okazały się mocno potrzebne.

niemniej biegać się dało, mimo wkurwu, ale od razu to odczułem, rozgrzewka nierówno, jakaś szarpana, rytmy słabo, no i te pierwsze 2 tysiaki słabe.
przerwy były te krótsze 4-3min/600-400m

lekko mnie to, zaniepokoiło, ale wiedziałem, że 1600 pokaże w którą stronę to pójdzie.

poszło w dobrą, tzn nie miałem mimo chwilowych słabości problemów z kontrolą tempa, spokojnie weszło i kolejne już też zgodnie z założeniami, tam sekundę czy dwie szybciej niż być powinno, a mi wkurw mijał, zmęczenie narastało i zostało ostatnie 400m.

miałem je zacząć tak, że po 300 metrach już nie mam siły biec, od początku w trupa i miało też pokazać zapas tempa na 5000m czyli tempo z czterysetki+30 sekund daje teoretycznie tempo 5k.

zrobiłem dobrze, w tym kontekście, że po 200 już miałem dość a po 300 chciałem tylko siąść i płakać.
do tej pory nie wiem jak ukończyłem ostatnie 100m ale zaczynam powoli rozumieć tych na 400 czy tez 800;
3:13/km a ja trup, nie miałem nawet sił się wypierdolić na bok.

postałem chwile, pokiwałem się, zrobiła się czarna dziura w z wyssanego tlenu wkoło mnie zrobiłem schłodzenie i wio do domu.

w sobotę się okaże jaki jest ten zapas rzeczywiście.

do dobrego biegania, przed tą niedzielą było jeszcze 6k WT2 po 4:19 5 min przerwy i set 2x(500/300/200) 2 min i 4min b/s

wiało, jak w niedzielę nie wiało, to w czwartek naprawdę dmuchało mocno a mi noga szła jak zła.

szósteczka weszła w 4:19 na spokojnie, owszem lekko męcząco, ale bez żadnego problemu a po tych te secie, który był o tyle trudniejszy, że biegany lekko tak 1 może 2% maks pod górkę, ale wolałem tak bo wiatr miałem w plecy.

och..jak to żarło.

tak miałem to rozpisane:
Tempa -> 1seria (3:45-3:35-3:25) // 2seria (3:40-3:30-3:20)
a wykon był zdecydowanie lepszy 3:41-3:31-3;13 2 seria 3:21-3:15-3:10
szczególnie, iż dzień przed robiłem 10x210m podbiegu tak na 90% więc noga miała prawo być lekko umęczona.

ten tydzień już tylko 6km BNP od 4:59 do 4:01 niestety wiało, niemniej znów weszło bez problemu żadnego potem 6 minut przerwy i 8x200 w planie po 42-44 sekundy, ale jakoś nie mogłem wbić się w tempa i mimo, że jedne z wiatrem pod górkę były lżejsze odczuciowo, a drugie pod wiatr w dół umęczony byłem mocniej, średnio 41 bez większych problemów, raczej rozdrażniony tym wiatrem byłem.

fota kota dla atencji i rzuceniu okiem jak się załączniki załączają. (ale bełkot )
DSCF1930_DxO 1.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

Alexandra zawsze na propsie.


szybki raport
Aleksandra parkrun Manchester.

18:58 1 miejsce w kategorii wiekowej m50-55 i 15 ogólnie, co może generalnie dupy nie urywa jak o czasie mówię ale oficjalna życiówkę połamana o 23 sekundy od zeszłego miesiąca, co mnie cieszy.
reszta już jutro na spokojnie.
zadowolonym.
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

PIJ MLEKO BĘDZIESZ WIELKI

8 tygodni solidnej roboty z adamem czyli solidnywpierdol team działa.
o samym parkrunie za bardzo nie ma co pisać, nie lubię opisywać każdego kilometra, bieg jak bieg, trzeba zapierdalać aż gały wychodzą na wierzch i tak było, nawet nie pamiętam co mi w słuchawkach grało i po raz pierwszy doszedłem do wniosku, że więcej mi przeszkadza bieganie z muzyka niż bez niej, tym bardziej, że nawet nie pamiętam co grało.

za dwa tygodnie tytułem eksperymentu polecę bez.
z samego startu jestem zadowolony i to bardzo, bo jednak oficjalnie rozmieniło 19 min, do tego pierwsze miejsce w kategorii geriatrycy młodsi, same plus z małym minusem.

nie był to start z pełnego wypoczynku, owszem było lekkie wyluzowanie w tygodniu, ale jak na takie bieganie, trening piątkowy zrobił trochę bałaganu w nogach.

było to tylko 8km z 6x100/100 po 20sek - więc jak na mnie na jakieś 90% luźno raczej i swobodnie, niemniej w moim przekonaniu nie zostało to przetrawione do soboty rano.

może jakbym biegał to rano, może jakbym nie spędzał całego dnia w pracy na nogach, niemniej zadziało się jak się zadziało, może może, może.

wódz mówił, że tak miało być, więc skoro miało, to było ale myślę, że jakbym zrobił to w czwartek było by więcej szansy na dzień konia, niemniej jest to kolejne doświadczenie a start nie był startem docelowym tegorocznym, stąd można było spokojnie eksperymentować.

dzień przed startem Adam powiedział, zacznij spokojnie po 3:45 nawet 3:52 jakby nie szło, staraj się trzymać tempo a ostatni km już w trupa byłoby zajebiście jakby wszedł w 3:40 no i prawie się udało, bo ostatni wszedł w 3:44

szlag, dobra trochę jednak trzeba napisać jak to szło.
sam Alexandra park w Manchester bardzo fajnym miejscem jest na szybkie bieganie, rekord trasy to 15:07 płasko ale dwie nawrotki o 180% co trochę wybija z rytmy, niemniej najszybszy park run jaki znam do tej pory.

inna sprawa, że znam z 5 na krzyż, ale naprawdę ciężko o szybszy, może tylko musiałby być bez tych nawrotek.

start standardowo, lekko opóźniony, stoję oczywiście z samego przodu, zaczynamy i oczywiście, mistrzowie pierwszych 300 metrów, skutecznie blokują mi drogę, stwierdzam może i dobrze bo nie polecę jak pojebany i po 500metrach jak się lekko zrobiło luźniej widzę na budziku 4:41 z km więc myślę, że póki co nie jest złe, ale lekko zwalniam i kończę w założone 3:44 potem tempo zbliżone, ale jest nawrotka o 180 i wpierdala mi się pod koła grube babsko, które ma w dupie że ludzie biegną, że wystarczy zrobić 5 metrów dalej i przejść za pachołkami, nie kurwa, ona musi centralnie wpierdolić się przez biegaczy środkiem na skos ostatniego pachołka i oczywiście, tak jebaniutka sprytnie czas wylicza, że z idealnym timingiem wpadam na nią na nawrotce i sam zatrzymuje się bo ani to obiec, ani obiec cholerę, bo wtedy to z 10 sekund stracę, jakoś jednak przeciskam się, między ustami a brzegiem tfuu kurwa pucharu i zaczynam nawrotkę, czuję przy tym, że już nie jest tak radośnie i skowronki śpiewają mniej perliście niemej staram się trzymać tempo przynajmniej te sub 3:50.

dochodzę koło 3km grupę kolesi ale biegną ramię w ramię i nie mam sił przebić się przez nich a widzę, że drobią po 3:52 i zaczyna się kalkulacja, czy w tym tempie złamie 19 czy nie.

jest źle, tracę chęć do walki niemniej zbieram się jakoś w sobie, dostaje trochę wolnego miejsca i mojam kolesi, ale robi się czwarty km i ten jest najgorszy najwolniejszy, niby diso nie tracę, ale tu dwie sekundy tam trzy i wszystko zaczyna się pierdolić.

zbieram się w sobie jednak na ostatnim km pomagają w tym robione treningi, wiem, że bolało bardziej na nich i kończę w 3:44 staram się mocno finiszować, niemniej na jakieś 100m przed metą mija mnie taka rozpędzona kudłata torpeda i nie mam nawet sił podstawić gościowi nogi.
wygrywa ze mną 2 sekundy chyba, wiem bo zaraz po biegu dodał mnie na stravie do znajomych, ale jest dwie kategorie wiekowe niżej więc nich mu będzie.

następnym razem już wytargam za ucho i zaprowadzę do fryzjera.

------

8 tygodnie roboty z kierownictwem bloku wytrzymałościowego oraz naprężeni treningowych zrobiły więcej niż ostatnie prawie dwa lata.
owszem miałem wątpliwości, wciąż czasem mam, ale od początku jest jednak pełne zaufanie do gościa i mimo, ze jest trochę sprzeczności w tym co pisze, to raczej moja rogata natura, kwestionująca wszystko i podważająca wszelkie autorytety stoi na przeszkodzie.

niemniej nie kwestionuję kompletnie tego co mi koleś daje, jak to mówią zgodziłeś się za psa to szczekaj, a do tego widzę, że trening przynosi efekt, nie jest monotonny, są naprawdę fajne jednostki, więc same plusy na razie widzę.

o dziwo przez te 8 tygodni nie biegaliśmy ani razu treningów LT owszem pewnie zahaczaliśmy czasem o próg ale to raczej przypadkiem niż celowo.

było za to dużo szybkiego biegania typu 10x200 lub 20x300, były biegi WT2 były treningi mieszane, ale LT nie było.

adam mówi, że nie wierzy w treningi strzelam 3x10minLT/2min E i mimo, moich początkowych wątpliwości kolejny raz po radzie (wypierdol moc, biegany na temp) zaczynam się zgadzać z nim całkowicie.

wczoraj zresztą, wpadł mi w łapy wywiad z makonem i mimo, ze rocznikowo jesteśmy podobni i dzieli mnie przepaść wynikowa do Marcina już nie do nadrobienia, to jednak podejście do trenera i treningów mamy identyczne.

posłużę się cytatem z książki Łysiaka.
ty nie jesteś od myślenie, ty jesteś od zapierdalania.
amen.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
cichy70
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5253
Rejestracja: 31 sie 2001, 14:06
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: zzewszont

Nieprzeczytany post

TYTUŁEM BĘDZIE BRAK TYTUŁU.

kierowca nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze, tak można by opisać w skrócie środowy trening, który przemielił mnie i wypluł.

tylko co pisałem, że nie biegam praktycznie thresholdu, a tu myk pare godzin po tym plan a w nim 4x2km/2min po 4:02-06 więc idealnie tempo LT.

niestety przedobrzyłem, nawet nie bardzo wiem o co chodziło, oprócz tego, ze było w wuj gorąco i wiało.

jak zwykle wylazłem biegać zaraz po fabryce, więc coś koło 15stej i słoneczko zdążyło się do tej pory solidnie już napracować, do tego wiatr i to w najgorszej możliwej konfiguracji, czy tym razem pod wiatr pod górkę.

pierwsze 2 km nie były złe, ba były bardzo dobre, z tymże za szybkie, bo 3:57 wchodziły bez problemu, az końcówkę musiał przyhamować, żeby zamknąć to w 4:0 nie szybciej.

nic jeszcze dramatu nie zapowiadało, dwie minuty truchtu i robię kolejne dwa, już spokojnie po te 4:0/4:02 i żeby nie wiatr to może bym tak nie odczuł, ale wieje, wieje mocno w porywach nawet do 30/h co jest momentami nawet fajne, bo chłodzi chociaż złudne to chłodzenie, bo żar z nieba się leje, jak w stoczni. czy tam innej hucie.

czuje, że jak nie zwolnię będzie słabo, więc trzecie 2km staram się zwolnić, ale i to słabo wychodzi, kończę 4:02 ale też kończę się ja. do tego, nie powoli a raczej w tempie ekspresowym.

z czwartych dwóch, daje radę zrobić tylko jeden, gasnę jak tesla po 300km może jakby nie wiało a kończę pierwszy kilometr pod wiatr i pod górę, a może jakby nie był taki pierdolnięty i zaczął po 4:06 to bym skończył, ale jakbym, jakbym to bym.

adam, nie był zadowolony, za szybko powiedział, no ale też mi odkrycie, dwumian newtona normalnie.
wiadomo, że za mocno. czemu tylko ja się musiałem o tym przekonać w tak bolesny sposób?

czwartek 14 easy jeszcze gorsze, to był chyba najgorszy trening z ostatnich 2 lat, tryb zombie od początku do końca, znów lampa i wiatr, znów godzina 15, ale czułem się tak jakby przede mną jechała maszynka do mięsa, mieliła mnie, wypluwała, składała w całość i znów cykl powtarzała.i tak całe 14 km non stop.

matko bosko, co to się stanęło, chciałoby się zapytać.
ale zmęczyłem całe 14 km, a bóg mi świadkiem, że pierw ze 4 razy już miałem pisać, żeby przełożyć trening, potem, że tylko 6, że 8 że 10maks że 12 ni metra dalej aż 14 całe.
po 5:11 na tętnie 137 więc nisko, ale to było odczuciowej 8/10 i tak sobie ustawiłem w garminie.

do dziś jak mi się przypomni, piwo przestaje się pienić a krowy jajka ze strachu znoszą.

sobota luźniutko plus rytmy a niedziela znów kurwa w łeb.

kolejny trening, który z założenia miał być solidnywpierdolteam działa i ma się dobrze.

wstałem już 4:40 żeby z samego rana zameldować się w parku, bo słońce i temperatura.
założenia były proste 6x1km/4min zaczynamy mocno kończymy maks czyli jak zwykle świniobicie, ale kontrolowane, bardziej raczej mordy rytualny, bym powiedział.

a o dziwo, weszło jak wziernik u ginekologa, szybko gładko i bez problemów.
plan był 3:50/48/46/44/42 i ostatni max i można by powiedzieć że tak było, bo sekundę czy dwie szybciej na km nie stanowi, tym bardziej, że był kawałem z góreczki lekko.

wchodziło to trochę bez życia i kopa, bez wkręcania się na obroty zbytnio ale teraz przerwy 4 minuty to hoho i wody można było się napić i postać z minutę normalnie wczasy prawie.

zdrowia dopiero zostawiłem na ostatnim kilometrze, co nie znaczy, że poprzednie były lekkie, ale na pewno nie były bieganie na zajebanie się.
powiem więcej, nie bolało jak boleć miało, więc albo luźno było albo mi się po combosie środa-czwartek, próg bólu przesunął tak, że dzisiejsze bolenie, to było małe piwko przed śniadaniem.
no prawie.

3;28:5 to moja nowa życiówkę wg garmina na 1km dupy nie urywa, ale życiówka jest życiówka i nie ma dyskusji.
cieszy mnie najbardziej ostatnie 300 metrów bo było pociągnięte bardzo mocno, bez takie zdychania jak ostatnio, do tego do samego praktycznie końca bez zwalniania i odcięło mnie dopiero sekundę za metą.

cały tydzień 72 km /5 dni robota idzie, aż się dymi spod spodenek, a życie i tak pewnie szybko to naprostuje.
fota z dzisiaj, ze środy to raczej "męczeństwo świetego hippolita" dirka boutsa starszego, wypadałoby pokazać.
11.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
ODPOWIEDZ