Sikor - sezon i po sezonie...

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Teraz mniej obrazow, za to wiecej wodolejstwa, doslownie i w przenosni :bum:

Sobotni poranek zgodnie z zapowiedziami przywital nas deszczem.
Nie bylo na szczescie tak zimno, ~15 stopni, wiec spoko. Rok wczesniej bylo chlodniej, marzlismy w piankach stojac na brzegu.
Woda tez byla dosc ciepla, wg oficjalnych danych miala dzien wczesniej 21 stopni.

Rano jeszcze liczylem, ze jednak przestanie padac krotko przed startem i zdarze jeszcze przypiac buty do roweru, ale nic z tego.
Zdjalem z niego prowizoryczne oslony, a buty zapakowalem do torby razem z kaskiem.
Poszedlem odwiesic torby z rzeczami i zaczalem sie wciskac w pianke. Naciagnalem ja do pasa, bo bylo jeszcze ponad 30minut do startu i wiedzialem, ze trzeba bedzie odcedzic kartofelki.
Tak tez zrobilem :hejhej:
Wciaz padalo, stojac w kolejce do WC troche zmoklem, ale sie nie przejmowalem, mysli uciekaly mi gdzies indziej. Szkoda, bo zapomnialem, ze mokne...
Samo w sobie nie bylo to takie strasznie (jak pisalem nie bylo tak zimno), ale po wyjsciu z WC musialem do konca... zalozyc pianke, fak!
Ten kto zakladal kiedys obcisla, dosc cienka pianke na mokra skore, ten wie o co chodzi. Zero poslizgu. Miedzy 5 a 10 minut walczylem z prawa reka.
Nawet sie udalo, ale czasu do startu coraz mniej. Odpialem zegarek i zaczalem przymiarki do lewej reki. D**a tam, nie ma szans, to wiedzialem juz po kilkunastu sekundach.
Rozne mysli przecialy przez glowe, niektore nawet cenzuralne. Opcja bylo zdajc ja calkowicie. Podnioslem glowe, a tu przede mna stoi koles, ktory pyta czy mi pomoc.
To nie byl zawodnik, byl z czyjesc "ekipy" czyli znajomych. Chetnie sie zgodzilem. Szybko okazalo sie, ze wiedzial w czym rzeczy i w 2 minutki bylem opiankowany!
Uff, dobrze, ze szybko uskoczylem w bok, bo kamien ktory mi spadl z serca spokojnie pogruchotalby moja stope. Albo i dwie.
Podziekowalem pieknie, koles pozyczyl mi dobrego startu i sie oddalil. A ja pomaszerowalem na start.
Tutaj zostalo mi juz tylko kilka minut i zaraz przyszla moja kolej. Wskoczylem i wiosluje. Plyne zgodnie z planem najpierw tylko lekko w lewo, zeby potem odbic mocniej i poplynac do pierwszej duzej boi.
Po jakims czasie czuje, ze wokol mnie troche pusto, ale spoko, rolling start, wiec sie ludzie mogli rozrzucic. Po niedlugiej chwili pojawili sie kolo mnie plywacy, aha, jest git!
Tylko dlaczego oni maja czerwone czepki a nie pomaranczowe? Ano, bo to bylo ludzie z dlugiego dystansu, ktorzy wlasnie zaczynali druga petle. Zerknalem pelen niepokoju w lewo, a tam okazalo sie, niepotrzebnie nadlozylem drogi, bo plynalem zgodnie z planem (co widac na ponizszym planie na rysunku), a reszta po prostu poplynela prosto na pierwsza boje. Tak mnie to zaskoczylo, ze sie zachlysnalem nadchodzaca falka. I to tak konkretnie. Male zachlysniecia nie powoduja zadnej przerwy, wystarczy, ze przy nastepny 2-3 wydechach w wode jednoczesnie odkaszlne. Ale nie w tym przypadku. Musialem przejsc do zaby i kilka razy porzadnie odkaszlnac, zanim bylem w stanie dalej plynac. Idealne rozpoczecie :hahaha:
Nie dosc, ze nadlozylem drogi, to jeszcze musialem sie zatrzymac.
Summa summarum nie wyszo zle, 36:11, to zaden dobry czas, ale mimo problemow tylko kilkadziesiac sekund gorszy niz 4 lata wczesniej.
Liczylem, ze moze jednak uda sie tamten czas wyrownac lub ciut poprawic, ale na to jednak o wiele za malo cwiczylem w ferie, gdy nie bylo juz trenigow w klubie.

Obrazek

I tak sobie plynalem dalej. Potem juz jakos szlo, chociaz nie napinalem sie zbytnio, bo jakby po wtopie(-ach) na poczatku nie liczylem na cud.
Dalaje do konca odbylo sie bez niespodzianek. Czulem, ze od maja schudlem 4kg, bo pianka nie ograniczala mi juz ruchow tak strasznie.
4 lata temu wazylem jeszcze 3-4kg mniej i wtedy pasowala najlepiej bez dwoch zdan.
Doplynalem, wylazlem i potruchtalem sie przebrac do namiotu. Buty rowerowe wzialem w reke i pobieglem po rower.
Plan mialem taki, ze przypne je sobie do roweru bez gumek. beda dyndaly i bedzie ciut trudniej niz na starcie, ale biegniecie 300m w butach nie bylo dla mnie opcja.
Tylko nie wiedzialem jak sedziowie zareaguja na buty w rece. Teoretycznie powinienem je miec na nogach, albo przypiete do roweru.
To znaczy nie ma nic w przepisac o noszeniu ich w reku, ale nie wolno sie bylo przebierac przy rowerze. Mialem przygotowana gadke, ze przecierz nie bede sie przebieral, bo chce je tylko wpiac (co bylo zgodne z prawda).
Ale nikogo to nie interesowalo, widzialem tez kolesia z butami w rekach. Mozliwie, ze nie interesowali sie ze wzgledu na pogode.
Buty wpialem, rower w dlon i na linie startu. Tutaj moj pomysl okazal sie calkiem praktyczny, nie probowalem ofc od razu wskakiwac w biegi, ale lewa noge w zasadzie w calosci wsadzilem od razu do buta, depnalem, wskoczylem, prawa stope polozylem na bucie, rozpedzilem sie, odjechalem kawalek i spokojnie zalozylem drugiego. Chwile pozniej mialem juz dopiete paski i mozna bylo jechac...

Ale o tym jak znajde pozniej chwile czasu.

cdn...
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

No to jedziemy dalej.

Na szczescie noc byla ciepla i na rowerze wcale nie bylo czuc zimna. Dobrze jednak, ze zakleilem z przodu buty tasma, bo stopy zmarzlyby na pewno.
Pierwsze 6km to dojazdowka do glonwje petli, glownie przez las itp. Staram sie zbyt mocno nie cisnac, zeby rozgrzac nogi, ale na prostych na liczniku 36-37,
srednia wychodzi jednak 32.7, bo duzo zwolnien (zakrety). Potem wyjezdzamy na glowna petle, ktora jak sie okazalo wiedzie jednak troche inaczej,
wczesniej odbijamy w bok, przez co nie jedziemy wzdluz wody, tylko "przez lad". Znowu troch zwalniania jest, bo co chwile jakies mostki, zakrety i przejazdy z jednej sciezki na druga.
Staram sie trzymac zalozen (celowalem w srednia 190-200W) i srednia predkosc powoli, ale rosla.
Czekalem z niecierpliwoscia na wyjazd na waly, gdzie jedziemy ze prawie 25km po ladnej, szerokiej drodze i gdzie zwyczajawo ladnie przywiewa w plecy :hejhej:
Ale nie tym razem. Po raz pierwszy w historii moich startow w Almere wialo z polnocnego-wschodu,, czyli w zasadzie prosto w morde.
Wiatr trzeba przyznac, nie byl jakos mocny na szczescie, ale utrzymanie predkosci 33-34 wiazalo sie z generowaniem 220-230W, czyli spoo wiecej niz bym chcial.
Dla porownania utrzymanie predkosci 33km/h bez wiatru to nie wiecej niz 160W :trup:
No to cisne, co robic. Powolutku udaje mi sie wywindowac srednia na 33.7 (do pobicia bylo 34.1 sprzed 4 lat), ale wiecej sie nie udalo.
Potem niestety nie bylo juz latwo srednia podgonic, czasem znowu jechalismy pod wiatr, czasem waskimi sciezkami, gdyzie trudno wyprzedzac.
Koniec koncow srednia wyszla 33.6km/h. Niby mniej niz chcialem, ale jestem zadowolony.
Dlaczego? Bo srednia mocy wyszla 206W (NP 216W), czyli nawet wiecej niz planowalem. A to znaczy, ze w tych warunkach nie bylem w stanie nic wiecej ugrac.
Kilka razy w czasie jazdy bylem zniesmaczony jak wyprzedzala mnie duza grupa (>10 osob), ktore najwyrazniej nie wiedzialy, ze to nie wyscig kolarski.
Oczywiscie, moglem sie do nich dokleic i spokojnie jechac ze 3-4km/h szybciej chyba nawet lekko oszczedzajac sily, ale to by stalo totalnie wbrew temu w co wierze.
Szkoda, bo wyniki tej czesci zawodow sa mocno wypaczone przez to. Osiagniecie sredniej 260-280W (potrzebnej do sredniej predkosci rzedu 37-38km/h), to juz nie jest malo.
Kilku takich kolesi jadacych solo spotkalem, ale znowu byli to naprawde potezni faceci i sie nie dziwie, ze tyle mogli cisnac. Ale te grupy... obrzydliwe.

Koncowe 6km (dojazdowka) juz sie nie napinalem, staralem sie troche rozluznic nogi. Spokojnie wyszedlem z pedalow i dojechalem do strefy zmian.
Zmiana poszla ok, co nie znaczy, ze szybko, w sumie trzeba przetruchtac 400m. Staralem sie truchtac wolno, a nawet isc, zeby nie prowokowac problemow z przepona.
Odstawilem rower, potem do namiotu sie przebrac i wybieglem...
Mam na to nawet dowod, bo zalapalem sie na kilka sekund na oficjalny przekaz, akurat tuz po wbiegnieciu na trase biegowa z namiotu polewej na nagraniu (ja to ten swiecacy, pomaranczowy :hejhej: ).
Challenge Almere 2022 LIVE

ide cos zjesc...
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Tym razem to juz chyba uda mi sie dociagnac do konca :taktak:

Czyli skonczylem na tym, ze wybieglem z namiotu na trase biegu.
W nogach czulem mocny rower, ale sie nie przerwracalem :oczko:
Poczulem, ze krotka wizyta w toalecie bedzie niezbedna, ale po 1km na trasie jest punkt z WC, wiec postanowilem nie szukac ich w strefie.
Zaczalem biec dosc zwawo, ale juz po chwili zaczalem czuc spasm przepony po lewej stronie. Cieszylem sie, na ta wizyte w WC, bo zalozylem, ze po takiej przerwie bedzie lepiej.
Przerwa bylo krotka, ledwo 90s (zaleta nowego stroju), ale zaraz jak zaczalem biec klucie w przeponie sie pojawilo (2-3 w skali do 5).
Niestety nie bylem w stanie biec szybciej niz 5:15, a co gorsza, 1 czy 2km pozniej nie bylo innej rady jak zawitac w WC ponownie, tym razem na nieco dluzej.
W sumie te 2 wizyty kosztowaly mnie 5 minut, ale za to do konca mialem juz spokoj. Przynajmniej z WC, bo przepony nie udawalo mi sie calkowicie uspokoic.
Srednia na kilometr wychodzila mi ledwo w okolicach 5:20, czasem ciut szybciej, czasem troche wolniej. I tak sie kulalem do 14-go kilometra.
W miedzyczasie odpuscilem ofc wynik kompletnie, przestalem przyjmowac gele, tylko na kazdym punkcie bralem wode, albo cole. Na zmiane, czasem i to i to.
I gdzies na tym 14-ym kilometrze kolka zaczela znikac. Myslalem, ze to zmylka. Odczekalem chwile i pszypieszylem na probe.
Ten kilometr wszedl w 5:08, nasteopne krecily sie w okolicach 5:00, a ostatni nawet w 4:46. Szkoda tej kolki, bo bieganie ofc najbardziej mnie rozczarowalo.
Wiedzialem, ze bedzie slabo, ale nie ze az tak. Jak slabo? Dokladnie rok temu na pelnym dystansie na koniec pobieglem maraton szybszym tempem :trup:
Wynik mierny, o tyle, ze zalapalem sie do pierwszej polowy w swojej klasie.

Na trasie rowerowej tym razem nie mialem zadnych przygod. Za to widzialem kilka po drodze. Sporo zlapanych gum i co gorsza 3 wypadki :ech:
Do jednego przyjechala nawet karetka, a druga na sygnale mijalem troche pozniej. W czasie wczesniejszych startow nie widzialem wypadku tam ani razu...

Teraz sie troche regeneruje i za kilka dni zaczynam glownie biegac, zeby na tym maratonie przynajmniej dobiec do mety :bleble:

BTW dzisiaj zarejestrowalem sie na sredni dystans w nastepnym roku. Rachunek wciaz pozostaje otwarty, zatem ponownie sprobuje sie rozliczyc, ale tym razem juz w nowej klasie wiekowej :bum:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

W pierwszym tygodniu zrobilem tylko 2 biegi (8.5 + 11.7km), pierwszy leciutko, na tetno, drugi mocniej, na wyczucie.
Rece opadaja, Wiem, ze biadole tutaj niemolosiernie, ale gdzie sie moge wyplakac jak nie tutaj? :ojoj:
Jest coraz gorzej... po ostatnim biegu nawet Garmin ocenil moj VO2max na 54 (z 55).
Wyglada na to, ze ten maraton pobiegne treningowo. Przez te kilka tygodni to moge co najwyzej troche miesnie na dluzszy wysilek przygotowac.
"Dobrze", ze plywanie nie bedzie mi "przeszkadzalo", bo okazuje sie, ze koniec wrzesnia i praktycznie caly pazdziernik wypadaja trenigi,
bo najpierw swietno, potem naprawiaja dach na basenie, a potem ferie jesiennne. Miodzio :ble:

Dobrze, ze chociaz wczoraj udalo sie poplywac. Bylo nawet malo ludzi, tylko 4 osoby na torze, wiec calkiem przyjemnie.
Bieganie lezy, za to plywanie wychodzi niezle. Wczoraj setki kraulem wychodzily 1:34-1:35, niezaleznie od tego czy plynalem z deska czy bez niej.
To dobry znak :taktak:
W plywaniu najsmieszniejsze jest to, ze calkiem niezle moza sie poprawic nie wchodzac w ogole do wody. I wcale nie cwiczac.
Wizualizowanie techniki moge polecic kazdemu, kto chce nad soba popracowac. Na YT jest masa filmow, ogladac, trawic, stosowac :taktak:

Z rozpaczony swoim bieganie zamowilem taka oto czapke, fajna, leciutka i mozna zwinac w kieszen:
Obrazek
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Mam wrazenie, ze kilka dni napisalem posta z paroma myslami po starcie, ale go nie widze.
Moze do tego wszystkiego jeszcze mgła mózgowa mi sie przypaletala? :trup:

No to sprobuje jeszcze raz:
1. Start bez numerow startowych byl swietny, ciesze sie, ze nie dowiezli ich na czas.
Wiem, ze poza Europa czesto ich juz standardowo nie ma i jestem z atym, zeby sie to upowszechnilo i u nas.
Moge sobie zrobic najklejki z numer i w 10 miejscach na ciele, ale powiewajaca kartka nie jest mi do niczego potrzebna.
Chip i tak mam na nodze.
2. Pianka: jesli budzet pozwoli, to chyba sie zaczne rozgladac na nowa. Na wiosne powinny byc znowu testy (a moze w zimie?), to sobie cos potestuje.
Moja ma juz pare lat i nie wiadomo kiedy neopren zacznie puszczac. Poza tym nowe pianki maja niesamowicie elastyczne wstawki na ramionach,
a ja nie lubie plywac z duza kadencja i krotkim pociagnieciem. W moje aktualnej jest to jednak utrudnione.
2. Detki lateksowe spisaly sie bardzo dobrze, nie mialem z nimi zadnych problemow zatem zostaja :taktak:
3. Nike Alphafly to byl strzal w dzisiatke. I tu nawet nie chodzi o tempo. One sa po prostu niesamowicie wygodne i oszczedzaja miesnie rewelacyjne.
Dobrze sie spisuja przy kazdej predkosci jesli o mnie chodzi, chcociaz "pop" czuc dopiero jak sie przyspieszy i nie chociaz troche przyladuje.
4. Na tych zawodach zdecydowalem sie wystartowac bez paskaa do mierzenia tetna. W zasadzie od kiedy mam poiar mocy w rowerze, to sluzy mi tylko orientycyjnie na bieganiu.
Na rowerze nawet nie mam go na wyswietlaczu. Do takich celwo wystarczy mi ten z nadgarstka. Na poczatku biegu wariowal, ale zapialem pasek ciasniej i wszystko sie uspokoilo.
5. Nawet odliczajac 5 minut na WC w pierwszej polowie, to udalo mi sie pobiec ten HM negatywnym splitem, nieduzym (~20-30s), ale jednak, LOL :hahaha:
6. Zapisalem sie juz na nastepny rok, rowniez na sredni dystans. Moze w noej kategorii wiekowej pojdzie lepiej :oczko:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Se pobiegalem dzisiaj. Pogoda ladna, bez wiatru, troche slonca, troche chmur, ale zimno cholera, 15-16 stopni.
Przetestowalem nowa czapke od Buffa (fajna, w ogole jej na glowie nie czuc :taktak:), ale uszy mi zmarzly.
Dobrze, ze zalozylem dlug rekaw, bo bieg mial byc mozliwie spokojny (i taki byl), wiec nawet za bardzo sie nie zgrzalem.

Bieg: 13km, zawrotne tempo 5:38, ale tetno utrzymalem w ryzach, sr. 137, wyszlo rowno 100m podbiegow

Dzisiaj bieglo mi sie naprawde dobrze. Spokojnie i lekko do samego konca, mialem wrazenie, ze moglem biec i biec.
Podjalem decyzje, ze bede sie zamulal az do startu. Wszystko raczej wolno, byle przygotowac miesnie na dluzszy wysilek.
Plywania na razie nie bedzie, roweru tez malo raczej, dlatego skupie sie do startu tylko na bieganiu.

W weekend ma byc lekki nawrot ciepla, +20 i slonce, wiec postaram sie to wykorzystac i zrobic jakis dluzszy bieg.
Milo by bylo zobaczyc cos z dwojka na poczatku po takim dlugim czasie :ble:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Jakos mi z bieganiem ostatnio nie po drodze. Ciagle cos wypada i w weekend jeden trening tez mi wypadl z planu :ble:
W sobote udalo mi sie jeszcze pobiegac spokojne 14km, tempo 5:30 przy sr. pulsie 138.
Po poludniu zaczely sie jednak urodziny syna, trzech przyszlo na nocowanie, a nastepnego dnia jeszcze kilku na swietowanie.
No i tak zleciala mi niedziela, na bieganie w dzien cholera czasu nie znalazlem, a wieczorem bylem juz umowiony z zona na koncert.
Bilet dostalem na urodziny, wiec nie bylo opcji, ze nie pojdziemy. I dobrze, bo show Edek (Sheeran) odstawil bardzo zacny :taktak:
Muzyka, ktorej glownie slucham nie zapelnia stadionow (60 tys. ludzi), wiec to bylo nowe doswiadczenie.

Wczoraj zwyczajowo poplywalem.
Duzo sie nie nazbieralo, jakos 2200m, ale poza pierwsza 400-tka, potem byly tylko 50-tki do konca, duzo cwiczen technicznych itd. zatem sporo czasu zeszlo na przerwy.
A teraz min. 2 tygodnie basen zamkniety. No nic, bedzie wiecej czasu na bieganie... chyba :ojoj:

Nie wiem czy ostatnio pisalem o tym (nie chce mi sie sprawdzac, a pamiec mi ostatnio najwyrazniej szwankuje :tonieja:), ale moim butami na topie sa aktualnie Hoki Mach 4.
Nie znam wygodniejszego buta do biegania. Zarowno jesli chodzi o cholewke jak i podeszwe. Nie za miekki, sprezysty, dosc lekki but. Bomba.
Ucieszylem sie, ze w nowej wersji nie nie zchrzanili (jak mowia testy). Ale aktualnie przeceny na wersje 5 sa minimalne, wiec wciaz drogawo.
Za to wlasnie wyrwalem wersje 4 w swietnej cenie, moja sie cieszyc :taktak:

Obrazek
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Lalo wczoraj prawie caly dzien, wiec chca nie chcac padlo na inauguracje sezonu biegowego na biezni :ble:
Nie to, zebym sie zupelnie na bieznie przerzucal, bo biegu 1.5-2h na niej wciaz nie moge sobie wyobrazic.
Stala pare miechow nieuzywana, wiec ja nasmarowalem i jazda (tzn. bieg)!
Psychicznie przygotowywalem sie na meczarnie, a tu nawet dosc lekko poszlo.
Mialo byc 45min, a dolozylem 5 i gdyby nie brak czasu, to pewnie do pelnej godziny bym dociagnal bez problemu.
Troche za slabo jednak ustawilem wentylatory, wiec bieglem wolniej niz myslalem, zeby utrzymac puls w ryzach.

Zatem: 50min, sr. tetno 140

Dzisiaj pogoda mowi jednak: na zewnatrz! :spoczko:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Sroda: pogoda mowila swoje, a moj organizm swoje.
Ubralem sie w ciuchy, usiadlem na chwile na kanapie i mnie tak zmoglo, ze zasnalem :ojoj:
Z biegania ofc nic nie wyszlo. Wyszla za to regeneracja.

W czwartek wiedzialem juz, ze nie moge siadac na kanapie :hahaha:
I tak zrobilem. Przebralem sie zaraz po przyjsciu z pracy i prawie od razu wyszedlem.
Zrobilem spokojne 13.3km, tetno 140, 116m podbiegow.
Bieglo mi sie subiektywnie bardzo dobrze, ale Garmin ocenil przygotowanie w czasie biegu na "zenadne".
Juz sie powoli tym przestaje przejmowac. Chyba.
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ostatni tydzien byla wyjatkowo biegowy. Po raz pierwszy od "wiekow" przebieg przekroczyl 50km! Juhuu!! :hahaha:
No i udalo sie zrobic 4 biegi: we wtorek 12.2km, w czwartek 10.4km, a w weekend 14.3km + 14.4km.
Przy czym weekendowe bieganie dalo jakas lekka nadzieje na nadejscie lepszych czasow. Ale naprawde lekka.
W sobote pobieglem sobie cross po polach i sciezkach (trawa, kamienie, szuter) w nowym nabytku: Nike Terra Kiger 7.

O takich:
Obrazek

Bardzo dobrze mi sie bieglo, musialem sie wrecz hamowac, tetno reagowalo dosc szybko na zmiany i na podbiegach sil nie brakowalo.
W sumie uzbieralo sie ponad 140m podbiegow. Buty sprawily sie bardzo dobrze.

Potem czekal mnie pelen emocji wieczor. O 18:30 zasiadlem do transmisji live z Mistrzostw Swiata w Kona na Hawajach.
I tak siedzialem do 2:30 w nocy. Ale bylo warto, oj bylo! Niesamowity wyscig :taktak:
Wbrew opinii wiekszosci wygral moj typ (ha!), a do te Debi na koniec kariery byl 6-ty uzyskujac swoj najlepszy czas ever w tych zawodach. Pieknie.

Nastepnego dnia nie moglem sie niestety wylegiwac i bylem nieco niepewny co do tego czy zdobede sie na bieganie.
Poszlo jednak gladko, pogoda wciaz super, +17 i slonce. Zalozylem Mach-y 4 i postanowilem pobiec nad rzeke.
Mimo, ze nie jadlem sniadania sil nie zabraklo mi do samego konca. Srednie tempo 5:16 mimo 125m podbiegow.
Nawet przy przekraczaniu torow kolejowych wbieglem sobie na kladke radosnie i to w obydwie strony.
Ostatnimi czasy nawet na poczatku naprawde nie mialem sil, zeby to zrobic.

Czy cos sie ruszylo? Jeden weekend to za malo. Zobaczymy jak bedzie dalej. Ale jakas mala nadzieja sie pojawila.
Dzisiaj mialem sie regenerowac, ale pogoda jest wrecz idealne, +20, lampa, wiec musze po prostu skorzystac z okazji i cos pobiegac :spoczko:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Ostatni tydzien przelecial spokojnie, we wtorek i czwartek zrobilem biegi na biezni (pogoda :trup:): 1h i 0:45h.
W sobote wybralismy sie w nasze gorki do lasu, wiec byla okazja zrobic mojchyba pierwszy w zyciu prawdziwy bieg trialowy.
To znaczy ja pobiegac, a zona z synem polazic i pozbierac patyki (tzn. chrust) :bleble:
Pogoda nie sprzyjala, bylo co prawda dosc cieplo (+16), ale caly czas padalo.
Zona+syn poszli, a ja postanowilem troche poczekac, bo niby mialo przestac, ale nie przestawalo :hahaha:
Zatem siedzialem sobie tak w gabazniku myslac o tym co zrobic...

Obrazek

Po jakims czasie znudzilo mi sie i postanwilem sprobowac. Przebralem sie i jazda.
W planie mialem ~20km, trasa podobna do tej, ktora czesto jezdzilismy na MTB, zebym nie musial co chwile zerkac na mape (ale kilk arazy i tak musialem).
W realy wyszlo jednak rowno 23km i calkiem sluszjak dla mnie ponad 530m przewyzszen. Srednie tempo 5:47, sr. tetno 153.
Testno wyzsze niz zakladalem, ale bieglo mi sie tak znakomicie, ze w ogole nie odczuwalem go jako podwyzszone.

Generalnie nie byl to jakis bieg mocno offr-oadowy, glownie lesne drogi szutrowe i kamieniste, ale bywaly kawalki i takie,
gdzie bylo bardzo stromo, a do tego sciezka byla tylko lekko wydeptana i lezalo duzo powalonych drzew:

Obrazek

Gdzies tam po drodze nawet walnalem sobie slitfocie :spoczko:

Obrazek

Profil trasy byla taki, ze pierwsze 15-16km to byly glownie podbiegi, a reszta to glownie zbieg.
Niektore odcinki zbiegu byly mocno strome i czasem jednoczesnie dosc techniczne (kamienie, korzenie itd.), a do tego wszystko ofc mokre.
Ostatnie kilka km, to juz zwykla rura w dol przed siebie. Na koniec zmeczenie zaczelo wylazic, szczegolnie w miesniach nog od tych zbiegow.
Nastepnego dnia czulem je bardzo dobrze :hahaha:
Buta sprawdzily sie znakomicie, jestem z nich bardzo zadowolony. Tylko jakbym mial jeszcze dalej biec, to musialbym sie zatrzymac, zeby troche smieci z nich wysypac...

W niedziele bieganie sobie ofc odpuscilem, za to dzisiaj wraca lato na jeden dzien (+24 i lampa), wiec nie omieszkam tego wykorzystac zanim znowu wciagnie mnie bieznia.
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

No i sezon zamkniety, uff :trup:

Wczoraj razem z Adamem (zico303) mielismy "przyjemnosc" pobiec razem w maratonie we Frankfurcie.
Spotkalismy sie dzien przed startem w hali, gdzie Adam odbieral pakiet (ja odebralem swoj juz w piatek).
Bardzo milo bylo pozna kolejna osobe z forum w realu :taktak:
Umowilismy sie na nastepny dzien przed startem. Troche dalem ciala i lecialem prawie na ostatnia chwile, ale Adam byl niewzruszony, sila spokoju.
Prognoza pogody byla bardzo inna niz zwykle, bo zapowiadal sie wyjatkowo cieply maraton jak na Frankfurt: +22 i lampa. I tak bylo :spoczko:

Na start jednak zdazylismy, chociaz ludzie ruszyli juz jak ja jeszcze dowiazywalem buty :hejhej:
Od poczatku bieglo mi sie dosc zle. Od poczatku trzymalismy dzielnie tempo ~5:30, ale juz po 12km stwierdzilismy zgodnie, ze idzie jak po grudzie.
Przy tym tempie od poczatku mialem puls >150, a nawet przy biegach treningowych to bylo jakies 10 uderzen mniej. A z czasem bedzie rosnac... i roslo.
Ale bieglismy dalej i tak trzymalismy az do polmetka. Srednie tempo 5:31, ale tetno juz tak bardziej pod 160 dobijalo :ble:
Adam stwierdzil, ze musi jednak zwolnic, wiec tak zrobilismy. Postanowilem na razie biec razem i zdecydowac po kilku km, co dalej.
Na 24 km zauwazylem, ze tak wolne tempo daje mi w kosc, tak doslownie. Zaczelo mnie troche pobolewac lewe kolano i ogolnie caly naped pracowal na twardo, bez dynamiki.
Postanowilem zatem przyspieszyc i zobaczyc co z tego wyjdzie. Pierwsze 3km pociagnalem ze srednia 5:20, ale tetno poszybowalo pod 170, wiec bylo jasne, ze dlugo nie utrzymam.
Zszedlem do 5:30, ale z czasem i to bylo ciezko utrzymac. Krecilem sie w przedziale 5:30-5:40. Ostatnie 9-10km, to juz bylo odliczanie, czulem sie okropnie miesniowo i uklad krazenia.
Nawet na ostatnich 2 km nie bylem juz w stanie przyspieszyc, nawet na finishu, masakra.
Za to, jesli chodzi o temperature, to radzilem sobie z nia dobrze. Na kazdym punkcie zywienowym byl wanienki z zimna woda, w ktorych moczylem czapke i mala gabke. Spoko.
Na kazdym punkcie (poza ostatnimi dwoma) pilem 2 kubki wody, do 30-go km zjadlem 4 zele, w tym jeden podwojny. Od 30-go kilometra juz tylko ISO i Cole wypilem.

Ogolnie mowiac byl to strasznie ciezki bieg. Najwolniejszy z moich wszystkich startow, wliczajac w to dwa maratony przebiegniete jako czesc startu w triathlonie (sic!).
Pod koniec biegu podjalem stanowcze postanowienie, ze wiecej nie startuje w maratonie nieprzygotowany :bleble:
BTW tytul watku swietnie w skrocie podsumowuje caly start...

I to by bylo na tyle. I z relacji i z sezonu.
Teraz 2-3 tygodnie nie biegam w ogole. Poplywam i troche lekko pokrece na trenazerze, a pod koniec listopada zaczynam prace u podstaw w ramach przygotowan do startu Ironman Frankfurt 2023.

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Pierwszy tydzien po maratonie uplynal mi slodkim nicnierobieniu...

W drugim wciaz nie biegalem, ale zaliczylem pierwsze treningi plywackie i troche rowerowania.
Na basenie bylem 2 razy i o ile pierwszy byl calkiem ladnie do niczego, to drugi jakos tam juz wychodzil.
W czwartek przejechalem sie 1h na rolce, a w niedziele 1:30h.
W sumie wyszlo nieco ponad 5h treningow, jak na rozped, to moze byc.

W trzecim tygodniu wciaz nie bede biegal, ale postaram sie 3 razy zawitac na basenie i troche dluzej pojezdzic.

W czwartym... zobaczymy, moze sprobuje juz cos potruchtac :hejhej:
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Trzeci tydzien minal calkiem przyjemnie.
2 razy poplywalem, w sumie 2:30h.
Trzeci raz sie nie udalo, za to 4 razy pokrecilem na trenazerze, w sumie 5:30h.
Razem 8h, co jak na rozruch jest ok.
Teraz przychodzi tydzien zupelnie spokojny, niejako wymuszony pobytem na konferencji (wt-pt).
Jezeli bede mial sily, to porobie troche sily/stabilizacji/rozciagania.
Potem ruszam juz z "normalnym" planem: nastepne 4 tygodnie to bedzie cykl PREP1.

W miedzyczasie zawladnal mna Black Week i w domu pojawia sie 2 kartony. Jeden juz w zasadzie jest :hejhej:
W tym roku przeceny byly swietne, chyba najlepsze jakie do tej pory widzialem, zal bylo nie skorzystac.
Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4921
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Czas leci, tygodnie mijaja jedne za drugim laczac sie i mieszajac. A Swieta tuz za pasem...

Runalyze mowi mi, ze ten tydzien byl calkiem udany.
2x poplywalem = 2:15h
3x pobiegalem = 2h
3x pokrecilem = 5h
Razem = 9:15h

Ostatnio wpadlem na pomysl wykorzystania warunkow na biezni (stala pogoda, nawierzchnia, kontrola tempa) do tego, zeby monitorowac ewentualne postepy.
Aktualnie pierwsze 5-10 minut biegu to rozgrzewka, a potem co 1-2 minuty powolutku (co 0.1km/h) zwiekszam predkosc tak dlugo, az tetno osiagnie poziom 139-140.
I wtedy staram sie utrzymac to tempo. Jezeli ciut przedobrzyleml (tetno > 140), to lekko zwalniam bieznie.
Na razie zrobilem w ten sposob 3 biegi, wiec wnioskow jednoznacznym jeszcze brak, ale jestem ciekaw czy w ten sposob zauwaze jakas zmiane pod koniec styczna na przyklad.
ODPOWIEDZ