Siedlak vs. Maraton 2:55

Moderator: infernal

Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

W tym tygodniu musiałem trochę poprzestawiać ponieważ w środę jechałem na konferencję. Nie chciałem biegać akcentu jak zawsze we wtorek i być wyrąbany na wyjeżdzie więc przesunąłem akcent na poniedziałek.
Poniedziałek akcent: 2 x 30min w 3 strefie garmina czyli WB2./5 min P trucht.
Wyszło @4:25 oraz @4:29. Gorąco, wilgotno i męczenie wuja. Słabizna

Wtorek: Regeneracja 8km@5:45. Nogi beton.

Środa:Konferencja czyli chlanie wódy na najwyższym poziomie. Zacząłem już o 14 :chlip: Masakra

Czwartek: "trzeźwienie" czyli chlanie browarów: Masakra

Piatek: 12km@5:03 na wytrzeźwienie. O dziwo fajnie się biegło

Sobota akcent: 9x6min(S4)/2minP
Swobodnie, lekko. Super to szło. Tempo 4:00 bardzo przyjemne bieganie.
Nieparzyste na podbiegu pod leciuteńki wiatr. Weszły w przedziale 3:57-3:59
Na parzystych prawie odpoczywałem. Weszły w przedziale 3:53:3:55
Mimo 17C od czwartego powtórzenia bez koszulki. Pociłem się straszliwie. Chyba toksyny wyłaziły.
Czekam na temperatury około 10C.

Zostały 4 tygodnie.
Widzę światełko w tunelu. Może, może się wyrobię jeśli prędzej plecy mi nie jebną całkowicie.
Jacek swoje zrobił. Teraz moja kolej.
New Balance but biegowy
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Akcenty:
Wtorek - 60 minut(14km) WB2 @ 4:19. Miałem trzymać się w 3 strefie.
Lekko to szło, bardzo lekko i kilka razy wjechałem w S4. łącznie wyszło tam 14 minut.

Piątek plan: 4 x 10minut (S4/S5)/2minP
Nareszcie konkretne bieganie!!! :hej:
Dobrze, że mi tak trenejro napisał. Mogłem "leganie" mocniej pocisnąć.
Wyszło idealnie równo każde powtórzenie w 3:50(około 1610m)
Mocna robota ale pod pełną kontrolą. Jeszcze jedno a nawet dwa takie odcinki by wlazły.
Odczuciowo T10 i gdybym teraz miał lecieć zawody 10km to tak bym próbował i raczej bym to uciągnął.
Forma dalej w górę ale jest problem. Coraz mocniej bolą mnie plecy. Konkretnie to dół pleców z lewej strony i góra pośladka.
Jak chodzę i biegam jest OK ale podczas siedzenia i schylania boli. Siłę w każdą sobotę też mogę robić.
Mam nadzieję, że jakoś 3 tygodnie przetrwam.
Może do fizjo się wybiorę. Na razie roluję, rozciągam i żrę ibuprofen jako przeciwzapalny.
Według Garmina pułap tlenowy cały czas idzie w górę i to by się zgadzało bo i forma rośnie ale skąd Garmin wyciągnął 64 to nie wiem :bum:
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

To był MEGA POJEBANY tydzień!!! Nie chce mi się ale opiszę :bum:
Od kilku tygodni bolały mnie plecy na odcinku lędzwiowym. Szczególnie lewa strona. Z tygodnia na tydzień coraz gorzej. Do tego ból w górnej części pośladków i w okolicach napinaczy powięzi szerokiej. Ogólnie chujnia. We wtorek rano już ledwo buty założyłem. Info do fizjo i odpowiedź że mam przyjechać o 17:30 bo ktoś zrezygnował.
Pojechałem, sprawdził kregosłup który jest ok potem mięśnie. Wszystko zajebane. Jak mi to robił( głównie lewa strona) to myślałem że zejdę na zawał. Szczególnie przyczep jakiegoś długiego wąskiego mięśnia do kolca biodrowego. O @#$%^!!!!!!!!
Po wszystkim dostałem zakaz robienia ćwiczeń siłowych na nogi.
Nic, przeżyłem powrót do domu. Zbieram się na trening i żona prosi żebym suszarkę z praniem wniósł do domu. Ciężkie, szerokie dziadostwo.
Złapałem, obróciłem się zrobiłem kilka kroków i JEB w plecach w okolicach kręgosłupa. Jakby mnie ktoś prądem pierdolnął.
Leżę na ziemi i kwiczę. Oczywiście pierwsze co pomyślałem to że jebnął kręgosłup i po bieganiu.
jakoś wstałem, rozruszałem i mimo bólu idę rozbić trening. 100m truch napierdala. KONIEC wracam idąc. Będąc pod domem decyduję się jeszcze raz spróbować. Jruchtam i jakoś to idzie. Po 1km rozgrzewki decyduję się spróbować zrobić 17km ciągłego w WB2(4:25) jakoś idzie, z kilometra na kilometr lepiej. Robię trening. Plecy chujowe ale nogi mocne. Bardzo mocne.
Po powrocie zaczyna mnie napierdalać ale w miejscach które "naprawiał" fizjo. po lewej stronie. Ból zajebisty. Przed snem biorę 2 pyralginy. Nic nie pomogły. Nie śpię prawie całą noc. Zasypiam koło 3:30 i wstaję o 5:15. jest lepiej. Pochylam się nad umywalką żeby umyć twarz i @#$%^ znowu JEB!!!! w plecach. Napierdala.
Już mam dość. Biorę tramal retard czyli ładuję z grubej rury :bum: Drugi raz jestem przekonany, że to GAME OVER.
Piszę do fizjo. mam przyjechać o 19:15. Znowu sprawdza kręgosłup. Jest OK. jak usłyszał o noszeniu suszarki to mnie lekko zjebał. Znowu wszystko luzował. jedynie to już igieł nie wbijał bo chyba nie było w co.
jakoś przeżyłem ale kule latały blisko głowy :bum:
Czwartek kazał zrobić wolny, czyli przesunąłem wszystko o jeden dzień. W czwartek obolały po działaniach naprawczych ale bez niepokojących bóli. Piątek robię 12km na luzie w 4:50. Noga świeża plecy prawie OK. Przyczepy pośladków czułem bo je igłował.
Sobota akcent: Dostałem, ze mam zrobić 4 x 20minut w czwartej strefie/5minut trucht.
Od razu wiedziałem, ze robię 4 x 5km@4:00 czyli docelowe THM bez pieprzenia się z pulsem.
Wlazło bez problemów. Na ostatnim powtórzeniu musiałem już mocno popracować ale bez spiny. Gdybym musiał to jeszcze jedną piątkę bym zrobił. Na rzęsach ale bym zrobił.
Poszczególne 5km: @3:59 na 146, @4:00 na 148, @3:59 na 148, @3:58 na 150(86%). Czyli łącznie 20km@3:59
Odczuciowo idealnie tempo HM
Niestety podczas treningu czułem lekki ból w prawym kolanie(tym kontuzjowanym)oraz coś ciągnie w lewej dwójce. Chujnia.
WNIOSKI:
Razpadam się. Rozpadam się jak stary passat w TDI. Silnik działa ale zawieszenie odpada.
Jeśli dociągnę jakoś do Krakowa to przy DOBREJ pogodzie jestem w stanie 4:00 pobiec. Jestem już dość spokojny o te tempo.
Pogoda i zawieszenie!!! Chyba się trytytkami pospinam przed biegiem :echech:
Ale się rozpisałem :bum:
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Akcent 14 (wtorek 5X)
10min trucht + 15min WB1 + 20min WB2@4:28 + 20min WB3(4:12) + 20min WB2(4:24)
Od początku ciężkie nogi. Jeszcze siedziało z piątku 4x5km@3:59. Do tego bardzo ciepło i na ostatnim odcinku sraczka.
Dziwna sprawa. nogi ciężkie a najlepiej biegło mi się trzecie powtórzenie mimo bólu brzucha. jedyne co mi przychodzi do głowy to że się zaczęło ochładzać.
Po szybkim zrzuceniu balastu szybciutko spierdalałem z lasu. zastanawiałem się czy mam bliżej do domu czy do knajpy.
Wyszło, że do knajpy. Na ostatnich dogach....

Akcent 15 ostatni(piątek 08X)
Plan: 5 x 1200m@3:45/2minP
Wlazło bez problemu z dużym zapasem. cztery pierwsze po 3:43.
Podczas ostatniego powtórzenia na około 200 - 250m przed końcem miałem średnią 3:39.
Postanowiłem końcówkę docisnąć Nie na maksa ale bardzo mocno. Zszedłem z średnim tempem z całego odcinka do 3:36.
Bardzo dobra noga.

Co miałem zrobić to zrobiłem. Nogi mocne i dobrze podają ale żeby zrobić formą życiową było zbyt mało czasu. Za mało bazy, Vomax i wytrzymałości tempowej.
Jest jak jest. Teraz trzeba powalczyć.
Plan mam prosty. Lecę na tempomacie po 4:00 a to powinno dać wynik w okolicach 1:24:30 i wygrać zakład z Przemkiem Krzywe Giry :hej:
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Cracovia Półmaraton
Pominę te wszystkie pierdoły przedstartowe typu rozgrzewka odbiory pakietu itp.
Po kilku tygodniach walki ze zdrowiem które opisywałem na blogu na szczęście stanąłem do biegu w pełni zdrowy i nic mnie nie bolało. Zdecydowałem się biec w krótkim rękawie plus rękawki. W ostatniej chwili zostawiłem cieńkie rekawiczki.
Buty adisas adizero adios pro.
Pogoda super. około 8C i delikatne słońce.
Po rozgrzewce "wskoczyłem" do swojej strefy startowej. tam od razu wyłapał mnie Dawid (DKrunner). Przywitanie, kilka krótkich zdań co i jak. Pejs ma lecieć równo po 4:00. Patrzę na pejsa o to niezły brodaty pakerek. Mięśni w @#$%^. Ja przy nim to anoreksja. Po chwili ktoś mnie się jeszcze ze mną wita. Okazało się, że to Przemek(forumowy Przemkta). Przed nami kilka metrów pusto a potem elita.
Chwila skupienia i jedziemy z tematem. Aha, przed startem pokazuję dawidowi puls. Chyba 96 było, gdzie przed treningami mam maks 60 :bum: Więc adrenalina działała.
Poczatek oczywiście lekko ale jeszcze nerwowo. Biegniemy z Dawidem raczej z tyłu grupy. Pierwsze kilometry juz mój GPS łapie za flagami. Wychodzi że lecimy po 3:58-57. Dawid gada, ze ok bo ma stryda czy tam inne dziadostwo i jest dobrze. Przed 5km wodopój. To była zajebista porażka. Z tego co czytałem miały być butelki a tak styropianowe kupki. łapię kubek a tam nic nie ma.
A nie sorry coś jest na dnie. pół łyka wypijam a drugie pół wlewam do oka. Chcę brać dugi ale już dupa bo teraz są iziotniki a tego się nie łapię. dodam że od samego startu jakiś dzienwie zalepiony pysk miałem. pić mi się chciało.
Flagę na 5km mijam z czasem 20:07. Może być ale nie biegnie mi się komfortowo. Do tego jakby początki kolki. Denerwuje mnie to. Po chwili obok pojawia się jakiś facet który niemiłosiernie tupał. Nie wiem co miał model Nike ale @#$%^ jakby w drewniakach biegł. Strasznie mnie to wkurwiało. Biegniemy dalej. Co jakiś czas mocne krótkie podbiegi lub zbiegi. Most i inne podobne niespodzianki. Żle się biegnie. Cały czas coś mi nie pasi. coś jest nie tak. Dość dużo zakrętów i podbiegów i zbiegów. Jeden zbieg był bardzo stromy po kostce tempo poszło zajebiste a potem taki sam podbieg. Znowu most i wkońcu wpadamy na długą prostą. Idzie niebezpiecznie ciężko, dalej coś jest nie tak. Zegarem pika mi kilometry cały czas w okolicy 3:55 ale nie zwracam zbyt uwagi bo GPS się rozjechał na samym początku. Po 9km wodopój, zjadam w ostatniej chwili małego żela i znowu porażka z wodą. W kubkach parwie nic nie ma. łapię jeden, jeden łyk. W drugim @#$%^ to samo a żel leży na podniebieniu. Jeszcze mi wkurw nie przeszedł a tu kolejna niespodzianka. Flaga z 10km, patrzę a na zegarku 39:30. No @#$%^ pieknie!!!!! To juz wiem co mi cały czas nie pasowało. Ryczę do Dawida co z tym tempem bo jest w @#$%^ za mocno. lecimy na 1:24!!! Nawrotka o 180% i lecimy dalej.
Dawid Gada, że faktycznie ta piątka za mocno ale że chyba mu się ten stryt czy coś zjebało albo coś w tym rodzaju.
Dobra, jest jak jest. Mamy zajebisty zapas leciutko odpuszczam pejsa ale nie za daleko. Spokojnie biegnę i czekam na około 2km podbieg mniej więcej 11,5k do 13,5km.
Pejs jakieś 10m przed nami. Po chwili Dawid mówi, że zaraz podbieg będzie ale będzie spoko, ledwie zauważę. Faktycznie myślałem że będzie gorzej. Jesteśmy gdzieś w okolicach rynku. Jak podbieg to ja oczywiście lekko odpuszczam. lata treningów "na puls" zrobiły swoje. ja już nad tym nawet nie panuję :bum: Pejs i mała grupka pomału odchodzi. Cisną stałym tempem. Po jakimś czasie robi się nagle już kilku metrowa dziura pomiędzy ostatnim zawodnikiem z grupy a mną i Dawidem.
W tym momencie Dawid mówi, że zaraz koniec podbiegu. niby zakręt w lewo i już będzie lajt. Od razu decyduję się skleić grupę.
Robię to bez problemu. Po około 13,5km trudniejszej profilowo trasy zaczęła się druga łatwiejsza część. Ogólnie teraz lekko w dół. Oddech się całkowicie uspakaja. zaczyna iść bardzo lekko. Dobiegamy do Wisły. Zaczyna mi się robić troszkę zbyt ciepło ale może być. mam wrażenie że tempo minimalnie siadło. Zaczęły się nawet małe żarty. jeden gość pyta czy ktoś ma żela. Coś tam dostaje. Potem się pyta czy ktoś ma wodę do popicia. No ja pierdolę, restauracja. Żartuję żeby się wody z Wisły napił. :bleble:
No tak sobie biegniemy. Patrzę a przed nami facet kosmita!! Długie spodnie, bluza, komin i czapka!!!!!! Ja pierdolę szok.
Mówię chłopakom, że jak patrzę na tego gościa to mi się gorąco robi. Ale nikt nie podchwycił gadki. Niestety przez te pogaduszki nie zauważyłem flagi z 15km. Biegne teraz koło pejsa. ramię w ramię. mówię mu, że było za szybko. " no może troszkę za szybko było"
Na 16km sprawdzam i tam mi wyszło że dalej jesteśmy jesteśmy na czasie. czyli jednak trzecia piątka była najwolniejsza. Mijamy 17km super samopoczucie. Na tym etapie już wiem że na 100% będzie w granicach 1:24:30.
Pytam się pejsa czy będą jeszcze jakieś podbiegi. Mówi, że coś będzie ale symbolicznie. Aaaaa to git.
ostatni wodopój. teraz jestem z przodu. mam duże pole manewru. Łapię kubek i odziwo są ze dwa łyko. W drugim to samo. Trzeci chcę wylać na głowę ale z niego wypada kilka kropel. Znowu porażka.
Zastanawiam się chwile co zrobić. Teraz już czuję trochę zmęczenie ale mam w nogach 17km na tempie 4:00.
Postanawiam powalczyć i zbliżyć się do 1:24. Kto nie ryzykuje ten nie pije browarów! Czas wypruć flaki
Przyspieszam. Bez szaleństw ale od razu odjeżdżam od pejsa. Momentalnie oddech mocniejszy. teraz już jestem w strefie mocnego dyskomfortu. Kilometr wchodzi mocno i nagle jeb. W jednej i drugiej łydce krótkie skurcze/szarnięcia. po zewnątrznej stronie. Na przedłużeniu płaszczkowatego. No ja pierdolę od razu lekko odpuszczam. Po chwili znowu lecę swoje i jeb łydy. Coraz mocniej i coraz gorzej. koniec prostej wzdłuż Wisły, skręt w lewo i krótki ale mocny podbieg(chyba pod wał) Tam nie mocno postawiło. Łydy dostały !@$%^& dodatkowo.
Wkurw niesamowity. Mijam 19km, nawet nie patrzę na zegarek. Z pewnego lajtowego biegu "po swoje" zrobiła się walka o życie.
Obczaiłem, że biegnąc na samych piętach z podciągniętymi palcami łydy odpuszczały. Jak ja tak biegłem utrzymując już słabe 4:05 to nie wiem. Czekałem kiedy w końcu któraś łyda powie dość i mi ją złapie całkowicie. Jeszcze 2km na piętach!!
Trzymam plecy gościa przedemną. Na 20km stoi Przemek i dopinguje gościa przede mną ze 1:24 jest jego. Nie ma bata!!! :hahaha:
Jak ja utrzymywałem tempo na poziomie 4:05 - 4:00 to nie wiem. Strasznie się teraz dłuży. dziwię się, że pejs mnie nie dochodzi i nie wyprzedza. Słyszę go za mną jak dopinguje zawodników ale nie dochodzi. Według zegarka ostatni pełny kilometr zrobiłem 3:54. Może dla tego. Cierpię z tymi lłydami okrutnie do tego wkurw zajebisty bo w nogach ogólnie opary paliwa jeszcze są i można by było kilku gości z przodu łyknąć.
Na reszcie skręt w prawo do Areny Kraków. Myślicie że to koniec "zabawy" ? :bum:
No to finiszujemy:
Wbiegając do hali trzeba jeszcze skręcić o 90stopni. Na ścianie zegar z czasem. Patrzę a tam czas w granicach 1:24:40. No serce prawie mi stanęło. jakim @#$%^ cudem. Przecież miałem duży zapas. Wpadam na ostatnia prostą. Gaz do dechy na piętach.
Patrzę na zegar przy linii mety i jak w zwolnionym filmie 1:24:55 ...56...57...58...59...1:25:01 @#$%^ JA PIERDOLĘ.
Jedna sekunda. Padam za metą na ryj. Poza do Allaha. Podchodzi sanitariusz pyta czy ok. Mam siłe tylko Kciuka wystawić że jest git.
Jakim cudem nie zmieściłem się w 1:25. Pejs był za mną. nagle słyszę jak spiker mówi: drodzy Panstwo proszę pamiętać że czas jaki widzicie to czas brutto :bum: :bum: :bum:
Wszystko jasne ale jeszcze jestem nie pewny. Podchodzi Dawid. Gratuluje biegu. Wychodzę na zewnątrz. Nie wiadomo skąd pojawia się Przemek z żoną. Opowiadam mu krótko jak było. Patrzę że jest stoisko z gdzie grawerują medale. Proszę, żeby mi sprawdzili czas. Jest oficjalnie 1:24:48 netto.
No zapomniałem przecież że najpierw elita pobiegła, potem była krótka przerwa i dopiero my pobiegliśmy.
Jajca zajebiste!
Podsumowanie:
Planem minimum było 1:25 w tak dobrych warunkach ale biegłem z myślą 0 1:24:30(tempo 4:00)
Jest jak jest, płakać nie będę bo wstydu nie ma.
Skąd problemy z łydami? Podejrzewam carbony. W nich się inaczej biega niż w zwykłych. Wymuszają mocniejsze bieganie ze śródstopia. ostatnie najmocniejsze akcenty w przygotowaniach do maratonu będę biegał w carbonach.
czy coś bym zmienił podczas biegu? Tak, zabrał bym ze sobą 200ml wody w butelce. Akurat by starczyło spokojnie do drugiego wodopoju gdzie brałem żela.
Formy życiowej nie było bo nie mogło być. Poprostu zabrakło czasu. Zabrakło jakieś 4 tygodni.
Kilku treningów Vomax i przede wszystkim tempowych akcentów typu 3x3km , 3x4km itp.
Plany: teraz 2 tygodnie roztrenowanie czyli zero biegania a potem 22 tygodnie pod maraton w Dębnie.
Z wyniku jaki zrobiłem w Krakowie do biegania maratonu w 2:55 dużo brakuje ale stać mnie żeby jeszcze minutę urwać.
Chciałbym złamać w maratonie 2:55 i 1:24 w HM.
Wiem, że to już raczej mój sufit będzie ale spróbujemy. To są dwa cele biegowe na najbliższe lata.
Z pośród 194 zdjęć znalazłem się na jednym :hahaha:
Chyba widać, że lekko na końcu nie było :bum:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Zrobiłem sobie prezent.
Adidas Adizero Pro czyli moje drugie carbony po Adizero Adios Pro.
Pierwsze wrażenie zajebiste. Mięsa pod stopa tyle ile w solarglide. But z dużą amortyzacją ale mniejsza niż w adios pro.
Lekki tylko 235g.(rozm 43 1/3) tyle samo co Adios Pro oraz moje ulubione Bostony
But z carbonem ale nie tak sztywny jak adios pro. Cholewka identyczna.
Podeszwa na tradycyjnym booscie czyli super. Do tego wytrzymały continental.
Powinien być super but na treningi.
Mam nadzieję, że nie będę odsyłał :bum:
Na ostatnim zdjęciu po lewej Adizero Pro a po prawej SolarGlide
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Akacja maraton sub 2:55 rozpoczęta.
Jestem po 2 tygodniach wprowadzenia. Tempa starej baby. Można zasnąć w niby biegu. 63km/tydzień czołgania po chodnikach.
Kolejny wpis zrobię jak zacznę biegać akcenty. Czyli wuj wie kiedy.
Nic się teraz nie dzieje. Nudy zajebiste. Muszę jakoś przeżyć kilka pierwszych tygodni.
.........................
Zakupione ostatnio Adizero Pro odesłałem do sklepu biegacza i kupiłem te same w rannersclub o 80zł taniej.
Wigi cynka dał. Podjarany jestem tymi butami fest.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Cztery tygodnie szurania za mną.
Głównie biegałem bardzo wolno czyli tempo 5:10 lub wolniej i od czasu do czasu OWB1 czyli tempo około 4:40.
Cztery tygodnie nudów.
W tym tygodniu zaczynam biegać akcenty. Zostało 18 tygodni.
Niestety prognoza pogody na ten tydzień to dramat.
Waga stała czyli startowa 62,5kg
Spożycie stałe czyli towarzyskie :hejhej:
Na blogu co tydzień będę wrzucał tylko akcenty. Więcej pisać mi się nie chce. I tak prawie nikt tego nie czyta :bum:
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Tydzień 5/22 Łącznie tylko 59km

Poniedziałek: BS 15km@5:11 na śr 114(65%) - prawie zasnąłem w trakcie biegu z nudów

Wtorek plan: 6x4min MAX/2minP
W tym dniu był pogodowy armagedon. Śnieg z deszczem napierdalał poziomo. Tak wiało. Piździca straszliwa.
Na spacerze z psem wytrzymałem 15 minut i zamarzł mi pysk.
Odebrałem z paczkomaty Bostony 9 ale w rozmiarze 42 2/3(biegam w 43 1/3) mając nadzieję, że jednak będą OK.
Nie uśmiechało mi się robić 6 x 4min MAX w taką pogodę. Spokojne kilometry można by jakoś poklepać ale taki trening byłby bez sensu.
Pojechałem na siłownię na bieżnię mechaniczną. Nie miałem pojęcia na jakie tempa mnie stać żeby tysiączki z małym hakiem pobiec na maksa. Szczególnie na bieżni mechanicznej.
1. @4:00 na 0% pochylenia
2. @3:45 na 0%
3-5. @3:45 na 1%
6. @3:45 na 1,5%
Trening spierdolony! Chyba pierwszy raz pobiegłem zbyt wolno. Nawet na 1,5% ostatnie poszło bez problemu. Totalnie nie doszacowałem. Jeszcze kilka powtórzeń bym zrobił a miało być 6 na maksa.
Teraz od początku ustawiłbym 1,5% i 3:40 - 3:35
Buty za małe. Szkoda. zwróciłem.

Środa wolne

Czwartek: 8km WB1@4:41 na 126(72%) + 8km BS@5:07 na 116

Piątek: 18km WB1@4:38 na 127(73%)

Nawet fajne bieganie. Dość szybko zleciało. Lekko i przyjemnie. Super pogoda do biegania

Sobota siła.

Podsumowanie tygodnia: Jak na pięć tygodni, które biegane były bez akcentów to nogę mam zajebistą.
Niestety coś gdzieś złapałem bo od wczoraj nie najlepiej się czuję. Wczoraj pół dnia było mi zimno i byłem fest osłabiony. Dzisiaj trochę lepiej ale nie do końca.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

W poniedziałek zrobiłem 16km@5:10 i to by było na tyle.
We wtorek popołudniu już mnie rozłożyło. W czwartek rano SUMAMED pierwsza tableta z trzech. Gardło myślałem że wypluje.
Fizycznie zgon. Jeszcze niestety nie doszedłem do siebie czyli raczej będzie dwutygodniowe roztrenowanie.
Coś mi się ten maraton sypie. Myślę o przesunięciu startu docelowego z Dębna 3 kwietnia na Łódź 24 kwietnia.
"kupię" w ten sposób 3 tygodnie treningów.
Jeśli zacznę biegać od przyszłego tygodnia to do Dębna będzie 15 tygodni a do Łodzi 18 tygodni.
15 tygodni mało ale mnie bardzo łatwo podbić. Z doświadczenia wiem, że maksa właśnie łapałem 14-16 tydzień. Tyle że nie wiem jak z wytrzymałością będzie po chorobie.
Chu....a sytuacja
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Tydzień walki z infekcją.
W czwartek BS 10km@5:11 na 114. puls i tempo nawet OK ale odczuciowo dramat. Jak nigdy dryf tętna.
W piątek BS 12km@5:25 - Kurewsko wiało więc zimno było okrutnie. Bałem się o gardło wiec pojechałem na siłownie biegac na mechaniku. nachylenie 1% Gorąco i ciężko. Znowu dryf tętna. Jeszcze core przy okazji zrobiłem.
Organizm po infekcji rozpierdolony totalnie. Coś mnie cały czas w klatce piersiowej ciśnie. Jakby mi ktoś ją ugniatał.
Do tego przy mocnym wdechu od razu kaszel. Fizycznie też zdemolowany jestem. Dobrze żarło i zdechło.
Maraton w Dębnie zamiast 3 kwietnia ma być 10 kwietnia ale nie wiadomo czy tylko dla elity(Mistrzostwa Polski w maratonie) czy będzie bieg masowy.
To na razie jest mało istotne. Muszę fizycznie dojść do siebie po infekcji. Potem będę się martwił gdzie biec maraton.
Podsumowując jest chujowo.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Jest CHUJOWO ze zdrowiem.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Krótkie podsumowanie słodko gorzkiego 2021 roku.
2131km w tym chronologicznie:
Kontuzja łydek
Życiówka na 10km
Kontuzja kolana
Życiówka w półmaratonie
Infekcja która męczy mi gardło do do teraz.
Plan na 2022- wyzdrowieć

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Nie ma o czym pisać.
Łącznie 57km@5:10 z czterech treningów.
Wszystko w garminowym S1 czyli nudne wolne czołganie.
Cały czas mam problem z gardłem. Do tego ataki kaszlu.
Zostało 14 tygodni
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4669
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Poniedziałek:15kmBS@5:10
Wtorek; 5kmBS@5:00 + 12km WB1@4:43
Środa wolne i impreza czyli wóda piwsko i kiełbasy z ogniska
Czwartek: 15kmBS@5:35. Dramat, puls w kosmosie a tempo z kilometra na kilometr wolniejsze.
Piątek: 12km WB1@4:30 na 127(73%hrmax)
Rewelacja. Trochę tempo wyciagniete za uszy. Minimalnie za mocno na mój poziom ale sobie pozwoliłem bo akcentów jeszcze nie biegam i dystans znikomy. Pogoda była zajebista. 0C i zero wiatru
Łacznie 59km.
Dalej walczę z gardlem. Mam napady kaszlu.
Jutro laryngolog
ODPOWIEDZ